Tomasz Nowak OP: Spędzając czas z Bogiem Ojcem, będziesz się z nim dogadywał
"My, zapracowani chrześcijanie, często przegapiamy ten moment relacji, bycia razem; skupiamy się na działaniu, które jest w gruncie rzeczy drugorzędne" - pisze ojciec Tomasz Nowak OP w książce "Test na Ojcostwo". Dominikanin pokazuje w niej, jak odbudować więź z Bogiem Ojcem, poczuć realnie Jego obecność i działanie bez względu na to, czego doświadczyliśmy w przeszłości.
Chciałbym zwrócić twoją uwagę na dwa fragmenty w Ewangelii, które w szczególny sposób pokazują nam, jaka relacja łączy Boga Ojca i Syna. Pozwolę sobie je teraz przywołać.
Wtedy przyszedł Jezus z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć od niego chrzest. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: "To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?". Jezus mu odpowiedział: "Ustąp teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe". Wtedy Mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły się nad Nim niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębica i przychodzącego na Niego. A oto głos z nieba mówił: "Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie". (Mt 3,13–17)
Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba oraz brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto ukazali się im Mojżesz i Eliasz, rozmawiający z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: "Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza". Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: "To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!". Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: "Wstańcie, nie lękajcie się!". Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa. (Mt 17,1–8)
W obu tych scenach Ojciec mówi o Jezusie, że "ma w Nim upodobanie". Co to w ogóle znaczy "mieć upodobanie"? To znacznie więcej niż sama deklaracja miłości. Bóg Ojciec nie tylko kocha Jezusa. On Go lubi. Lubi Go obserwować. Podoba Mu się to, co w Nim widzi. Podoba Mu się to, co Jezus robi. Lubi Mu towarzyszyć. Spędzać razem z Nim czas. Ale to nie dotyczy wyłącznie Jezusa. Dotyczy każdego, kto pozostaje z Bogiem w relacji dziecko - ojciec - a zatem każdego i każdej z nas. Bóg cię lubi. Czy zdajesz sobie z tego sprawę?
Żeby to lepiej zrozumieć, wyobraź sobie taką scenę. Ojciec i jego kilkuletni synek naprawiają razem traktor. Zmieniają koło. Ono jest mniej więcej tak duże jak chłopiec. Dziecko nie jest w stanie samodzielnie odkręcić jednej ciężkiej śruby; mimo wszystko krąży obok taty. Zagaduje. Ogląda narzędzia i dotyka je. Trzyma swoje rączki na silnych dłoniach ojca, kiedy ten zajmuje się naprawą. Właściwie cała praca spoczywa na barkach ojca. Pomoc dziecka jest znikoma. Wtedy zjawia się matka chłopca. Zadaje pytanie: "Co robicie?". Dumny malec, prężąc pierś, odpowiada bez namysłu: "Naprawiamy traktor". Widząc pytające spojrzenie swojej żony, ojciec udziela tej samej odpowiedzi: "Naprawiamy traktor". Oczywiście byłoby mu znacznie łatwiej wykonać robotę samemu. Ale nie o nią tu chodzi. Dzięki tej aktywności tata i syn spędzają razem czas. Budują relację. Ojciec lubi swoje dziecko, lubi te wspólnie spędzone chwile, cieszy się, że są razem. Kiedyś opisałem tę scenkę na rekolekcjach i podszedł do mnie poruszony nią mężczyzna - z zawodu budowlaniec. Opowiedział, że podobnie jak opisany ojciec, zabrał swojego kilkuletniego synka na budowę, by potem słuchać, jak ten z dumą wspominał, że budowali razem. Mężczyzna ubolewał, że kilka lat wcześniej nie wziął ze sobą do pracy starszego syna. Opisywał, jak trudno mu teraz dogadać się z nastolatkiem, i mówił o nieustannych sporach między nimi. Przypadek tego człowieka pokazuje, jak cenny jest spędzony razem czas. Weźmy jeszcze taki przykład, bardziej dla kobiet. Córka staje tacie na butach i razem tańczą. W pewnym momencie wchodzi mama z pytaniem co robią. Wtedy córka z dumą odpowiada:
"Tańczymy!". Mama kiwa głową, zwraca się do ojca a on potwierdza: "Tańczymy”. Znowu liczy się to, że robią coś razem, że spędzają ze sobą czas. W pełnym zaufaniu. Z radością.
Może ta historia przypomniała ci o jakichś brakach doświadczonych w dzieciństwie. Chciałbym, żebyś spróbował potraktować ją jako zachętę do spędzania czasu z Ojcem. Jeżeli będziecie ze sobą rozmawiać, będziecie się dogadywać. Nie jest ważne, jak jesteś mały i kruchy w porównaniu do Boga. Nie jest istotne, czy On potrzebuje twojej pomocy. Ojciec cię kocha i chce być obok - to jest punkt wyjścia. Ja na swój użytek wyobrażam sobie tę scenę w ten sposób. Podejmuję jakieś działanie, na przykład głoszę rekolekcje. Bóg Ojciec jest tuż obok mnie. Robimy to razem. Wtedy przychodzi Matka Boska i pyta: "Co tutaj robicie?". Staję prosto i z dumą odpowiadam:
"Naprawiamy świat!". Ojciec zwraca się do Maryi podobnie: "Naprawiamy z Tomkiem świat!". Nie jest istotne, że mój udział jest znikomy. Ważne, że On jest tuż obok.
My, zapracowani chrześcijanie, często przegapiamy ten moment relacji, bycia razem; skupiamy się na działaniu, które jest w gruncie rzeczy drugorzędne. Przypomina mi to pewien komiks ukazujący myślenie właściwe wielkim korporacjom w prześmiewczy sposób. Przedstawia on konia stojącego na tle zaoranego pola. W dymku widnieje wypowiedź zwierzęcia: "Na tyle jestem koniem, na ile uda mi się zaorać to pole". Tak jakby się tym koniem nie urodził. Ale czy my nie myślimy o sobie podobnie, być może nawet nie zdając sobie z tego do końca sprawy? Czy za naszym działaniem nie stoi podobny tok rozumowania? Na tyle jestem chrześcijaninem, na ile uda mi się udzielać się w Kościele, spełniać dobre uczynki, podejmować pobożnościowe praktyki (niepotrzebne skreślić)? A może sądzimy nawet, że to warunek bycia dziećmi Bożymi, tak jakbyśmy nie zostali stworzeni przez Boga i nie przyjęli na chrzcie kompletnie za darmo Bożego dziecięctwa… To oczywiście nie oznacza, że mamy być bierni, siedzieć z założonymi rękoma.
(...) Ojciec i Syn działają wspólnie. Chrystus uczy swoich towarzyszy takiej relacji z Ojcem na swoim przykładzie. Mamy być dziećmi, jak On jest dzieckiem. Co jak co, ale Jemu trudno by było zarzucić bierność. Cały okres Jego działalności obfitował w podróże, spotkania, cuda. Ledwie oddalił się od podążającego za Nim tłumu, ludzie już Go szukali. Można powiedzieć, że miał pełne ręce roboty. A potem przyszedł czas na mękę i śmierć na krzyżu, której się podjął, by pełnić wolę swojego Ojca. O nie, Jezus nie czekał z założonymi rękoma, aż Ojciec wszystkim się zajmie. Ruszył trudną drogą na Kalwarię, by oddać za nas życie. Przy tym podejmowane działanie nie przesłaniało Mu relacji z Ojcem. Ona zawsze była pierwsza. To jej podporządkowane było działanie. Zgodnie z wolą Ojca w wieku około trzydziestu lat Jezus rozpoczął swoją działalność. Często wspominał w różnych sytuacjach, że jeszcze nie nadeszła Jego godzina. Czekał na właściwy moment, cierpliwie wypatrując instrukcji z góry.
Na koniec chciałbym, żebyś zastanowił się, czy zdarzyło ci się podejmować różne działania po to, by zasłużyć na czyjąś miłość, może właśnie na miłość Boga. Może dostrzegasz teraz, że Ojciec tego od ciebie nie oczekiwał. Czy jesteś gotów przyjąć Jego miłość kompletnie za darmo? A jeśli nie, co konkretnie ci w tym przeszkadza?
Skomentuj artykuł