Młodzi stawiają na emocje, małżeństw jest coraz mniej. I potrzebują mocnego wsparcia

Fot. Depositphotos.com

W świecie zdominowanym przez nachalną, zafałszowaną narrację medialną trudno nie ulec złudzeniu, że małżeństwo to instytucja, która nie odpowiada potrzebom współczesności. Jeśli na dodatek człowiek nie zamknie się w chrześcijańskiej bańce medialnej, szybko może dojść do wniosku, że rozwód jest bezbolesną, skuteczną i gwarantującą satysfakcję z życia strategią budowania osobistego szczęścia.

Według danych publikowanych przez GUS od kilku lat obserwujemy niepokojącą tendencję – zdecydowanie więcej małżeństw się rozpada, niż jest zawieranych. Rozpiętość tego zjawiska pokazuje zasadniczą zmianę społeczną, która ma miejsce w Polsce: dość pokazać, że o ile w 1980 r. bilans ten był na dużym plusie (92323 małżeństwa), to w 2022 r. jest już na sporym minusie (- 75488)[1]. I tendencja ta z małymi wyjątkami utrzymuje się od ponad dekady.

Młodzi nie chcą małżeństwa?

Gdyby zapytać demografów, skąd się bierze niechęć młodych do małżeństwa, nie będą mieli problemów z wymienieniem przyczyn - od przemian kulturowych, osłabienia znaczenia norm, tradycji i religii w społeczeństwach, przez kryzysy gospodarcze, redefinicję znaczenia rodziny, zwiększenie możliwości wyboru dostępnych stylów życia, po fundamentalne zmiany na rynkach pracy i w cyklu życia jednostki - słowem wszystko, co zwykło się wrzucać do worka z hasłem: modernizacji społecznej. Jej wynikiem jest widoczny gołym okiem efekt: małżeństwo staje się instytucją kruchą, a nastawienie indywidualistyczne jednostki wypiera myślenie wspólnotowe. Nie oznacza to, że małżeństwo przestaje być cenioną wartością. Jest jednak instytucją zainfekowaną postępującą erozją znaczenia.

Szczęście, zdrowie i wolność są tymi wartościami, które – dla przykładu – w przeprowadzonym w 2018 r. badaniu ponad 90% licealistów z województwa podkarpackiego wymieniało jako najważniejsze dla siebie. Bardzo duże znaczenie dla 68,5% z nich miały też wierność i miłość, ale już małżeństwo było istotne tylko dla 32% ankietowanych, a dla 16,4% nie miało praktycznie żadnego znaczenia[2]. Taki wynik można interpretować na wiele sposobów. Jednym z nich jest konstatacja, że dla współczesnych młodych ludzi nie tyle liczy się formalizacja związku, co wypełnianie go sensowną „treścią”. To romantyczna miłość, a nie instytucjonalne cechy mają być gwarantem osobistego szczęścia i stabilności związku. Sęk w tym, że więzi mające za podstawę tylko relacje osobowe, a nie prawne czy tradycyjne uwarunkowania, wpływają na zwiększenie skłonności do porzucania partnera[3].

DEON.PL POLECA

Chcą mieć piękne związki, ale nie widzą, że związek to nie tylko emocje

„Bywa, że na spotkaniach dla młodych narzeczonych czuję się nawet nie tyle jak dinozaur, co jak egzotyczna małpa w zoo” – mówi Waldemar, małżonek z 55-letnim stażem. „Młodzi bardzo chcą mieć piękne związki, piękne rodziny, ale mam wrażenie, że, patrząc na nas z jakimś swego rodzaju zachwytem, nie słyszą tego, co im mówimy: że wierne, wypełnione miłością życie oznacza poświęcenie i służbę. Decyzję, a nie emocje” - dodaje jego żona, Halina.

W świecie zdominowanym przez nachalną, zafałszowaną narrację medialną trudno nie ulec złudzeniu, że małżeństwo to instytucja, która nie odpowiada potrzebom współczesności. Jeśli na dodatek dany człowiek nie zamknie się w chrześcijańskiej bańce medialnej, szybko może dojść do wniosku, że rozwód jest bezbolesną, skuteczną i gwarantującą satysfakcję z życia strategią budowania osobistego szczęścia. Radosne fety z okazji rozpadu związku, rosnący rynek usług okołorozwodowych (na czele z targami, divorce-doradcami czy akademiami dobrego rozstania), a nade wszystko uśmiechnięte, zadowolone twarze influencerów w ich kolejnych związkach budują przecież (nie tylko w młodym!) odbiorcy przekonanie, że małżeństwo jest przereklamowane. Związki otoczone takim przekazem na dobrą sprawę nie mają szansy wzrastać w prawdzie. Są jednak tacy, którzy wkładają naprawdę wiele serca i wysiłku, by przeorać te treści, pokazując ogromną wartość małżeńskiego życia.

Gdzie szukać wsparcia w budowaniu małżeńskiej relacji?

„Domowy Kościół”, „Marriage Encounters”, „Ekipy Notre Dame”, „Rodziny w Duchu Świętym”, „Wspólnota Trudnych Małżeństw - Sychar” – to tylko kilka z funkcjonujących w Polsce katolickich organizacji, w których małżeństwo może znaleźć wsparcie i inspiracje na drodze swojego powołania. Do tego dochodzi niezliczona ilość rekolekcji dla narzeczonych i małżonków prowadzonych przez rozmaite ośrodki rekolekcyjne, duszpasterstwa akademickie, zakony czy wspólnoty, działalność doradców życia rodzinnego i przykościelnych poradni . Sporo nowych form wsparcia i inicjatyw promujących małżeństwa dzieje się także w przestrzeni online. Jest więc w czym wybierać. Sęk w tym, by chcieć z tej oferty skorzystać i by informacje o proponowanych inicjatywach rzeczywiście docierały do szerokiego grona odbiorców.

„Wydaje mi się, że to tutaj najbardziej potrzebne jest sensowne wsparcie systemowe: bo co z tego, że zaangażowany katolik najprawdopodobniej korzysta lub chociaż wie, gdzie szukać wsparcia na drodze małżeńskiego powołania? Takiego człowieka raczej nie trzeba przekonywać do życia w wierności do grobowej deski” – stwierdza Kasia, wieloletnia animatorka Ruchu Spotkań Małżeńskich. „A rzecz w tym, by zachwycić ideą małżeństwa tych, którzy wobec Kościoła i naszych wartości są obojętni. I im pokazać: ej, zobaczcie, my żyjemy w taki sposób i to nam pomaga budować szczęśliwy związek, chodźcie, opowiemy wam, dlaczego warto korzystać ze wskazówek od Pana Boga” – dodaje. „Z drugiej strony widać, jak wielu katolików nie dostrzega skarbu otrzymanego w sakramencie małżeństwa” – zauważa mąż Kasi, Tomek – „Więc tak, owszem, trzeba iść w świat z dobrą nowiną o miłości i wierności małżeńskiej, ale naprawdę nie zaszkodzi, jak jeden z drugim proboszczem raz na jakiś czas poinformują wiernych z ambony, co dla małżeństwa w danym dekanacie się dzieje. Przecież takie informacje notorycznie są wysyłane na parafialne mejle, ale czy rzeczywiście trafiają do uszu tych, którzy pojawiają się w niedzielę na mszy?”.

Tydzień Małżeński - dobry początek

W 1996 r. Richard i Maria Kane zainicjowali w Wielkiej Brytanii pierwszy Tydzień Małżeński – kampanię, której celem było stworzenie swoistego „festiwalu małżeństwa” i zaangażowanie ogółu społeczeństwa do promowania znaczenia zdrowych i trwałych relacji małżeńskich. W ciągu kolejnych 20 lat inicjatywa rozlała się po całym świecie, jednocząc rządy, kościoły, media, biznes, samorządy i tysiące ludzi na organizacji rozmaitych wydarzeń mających umacniać w społeczeństwie pozytywny obraz więzi między mężem i żoną. Ta świecka, coraz bardziej popularna akcja „ponad podziałami” tchnie nadzieją, że z roku na rok szerokie, systemowe wsparcie jedności małżeńskiej będzie coraz większe. Choć już dziś - trzeba to podkreślić - nie brakuje stałej, sprawdzonej, sensownej odpowiedzi na to wyzwanie. Zwłaszcza w Kościele.

---

[1] Dane za Rocznik Demograficzny 2023, stat.gov.pl, s. 181 i n.

[2] J. Smyła, „Wokół wartości współczesnej młodzieży”, Lubelski Rocznik Pedagogiczny, t. XXXIX, z. 2, 2020, s. 55-57

[3] Por. A. Żurek, "Atrakcyjność instytucji małżeństwa we współczesnych społeczeństwach”, Roczniki Socjologii Rodziny, XX, Poznań 2020, s. 93 i n.

Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Młodzi stawiają na emocje, małżeństw jest coraz mniej. I potrzebują mocnego wsparcia
Komentarze (29)
BB
~Barbara Basia
9 lutego 2024, 23:56
Czytam i trudno mi uwierzyć. Kryzys małżeństwa jest i wśród katolików czytających Deon. Tyle goryczy, zwątpienia w waszych wypowiedziach.. Z drugiej strony drażnią mnie też te hurra optymistyczne wypowiedzi aktywistów katolickich - super, randki po 30 latach i wciąż ten sam ogień.. To też nie do końca prawda. Myślę, że mąż/żona to musi być najważniejsza osoba, ale nie można się w tym ciasnym kręgu zamykać. A te ultra katolickie małżeństwa są często takie wsobne, zamknięte na otoczenie. Tylko we własnym sosie. Na sam widok można dostać klaustrofobii.
TB
~Tadeusz Borkowski
16 lutego 2024, 12:08
Każdy inaczej przeżywa małżeńtwo swoje. Nie ma jednego modelu. Jak Ci w swym modelu dobrze to OK, ale nie twierdź, że tylko Twój jest najlepsay i bez klaustrofobii.
KK
~Kamila Klara
9 lutego 2024, 22:10
Dla mnie małżeństwo umożliwia wzrastanie w miłości. Gdzie jak nie w intymnym związku doswiadczę ponownie kruchości, zależności ,zawstydzenia?Gdzie zobaczę wszystkie moje zranienia,krzywdy z dzieciństwa? Dla wielu to zbyt bolesne.Brakuje może narzędzi do pracy nad sobą i związkiem?Ta niechęć do małżeństwa jest wynikiem rozczarowania związkiem. Mam duży sprzeciw wobec katolickiego myślenia o małżeństwie jako drogi "poświęcenia". Człowiek chce wzbogacać życie innych,a nie mieć poczucie że ktoś dla niego cierpi i się poświęca! Sęk w tym by tak wzrastać w rozwoju,przepracowaniu swoich zranień by naprawdę mieć radość z bycia z drugim. Wzajemnie! Miłujcie się wzajemnie.To nie poświęcenie.Choc poszerzanie naszego serca jest procesem bolesnym
JW
~Joanna Wiśniewska
9 lutego 2024, 07:41
Hm, rozwodzą się ludzie, którzy wzrastali w rodzinach gdzie rodzice byli małżonkami. Może się napatrzyli jak wygląda małżeństwo. Jeśli nawet ci, którzy pracują na rzecz małżeństw mówią tylko o poświęceniu...Pozostaje mieć nadzieję, że zwycięży natura, że ludzie będą łączyć się w pary, dzieci będą się rodzić a ich rodzice będą chcieli być razem bo razem jest fajniej.
IS
~Isaburo Sasahara
8 lutego 2024, 23:54
Młodzi zachowują się racjonalnie i - wbrew pozorom - zgodnie z nauką Kościoła. Bo nie można ważnie zawrzeć małżeństwa sakramentalnego, nie chcąc potomstwa. A tą chęcią coraz gorzej.... Zresztą popatrzmy jak to drzewiej bywało. Ile w pokoleniu dzisiejszych 60-, 70- latków rodziło się "wcześniaków"? Czyli ślub musiał być, bo dziecko w drodze i jak nie, to wstyd na całą wieś... Takie - de facto - pod przymusem zawierane małżeństwa też wątpliwie ważne. A dziś nie tylko wpadka nie zmusza do ślubu, ale i młodym coraz mniej chce się seksu. Więc po co się pobierać? Można nad tym ubolewać, ale to raczej przejaw dojrzałości, gdy ktoś uznaje, że nie dojrzał do małżeństwa i wywieranie jakiejś presji dla dobra narodu/Kościoła/ludzkości (niepotrzebne skreślić) do niczego dobrego nie doprowadzi.
PC
~Po Co
9 lutego 2024, 17:31
Komentarz w punkt!
TB
~TadeuszBB Borkowski
16 lutego 2024, 12:41
Sex poza małżeństwem nie jest zgodny z nauką Kościoła. ( Pierwsze zdanie, chyba, że młodzi na ogół nie chcą kopulować) Nigdy nie masz pewności, czy Twoje małżeńtwo będzi dobre. Zakochnie na ogół nie jest żadnym pewnikiem, zwłaszcza, że jest ono tylko emocją a nie gwarancją. Gwarancją są miłość ( a nie zakochanie gdy jest wygodnie) , ale chyba bardziej odpowiedzialność w stosunku do drugiej OSOBY i szacunek . Egoiści tego nie zrozumieją bo interesuje ich tylko własne JA i ich zachcianki.
DM
~Danuta Milej
17 lutego 2024, 19:15
Rozumiem, że Pan jest nieegoistą. Gratuluję.
ZD
~Znikad Donikad
8 lutego 2024, 21:00
To kolejny artykuł z cyklu “obrona małżeństwa” napisany przez kobietę-redaktorkę. Ok. A co z druga strona? Żaden pan redaktor nie ma nic do powiedzenia? Ciekawe, może małżeństwo i jego kondycja mężczyzn nie interesuje? A z tego co mi wiadomo do tego tanga trzeba dwojga. Więc może to małżeństwo nie jest aż tak ważna kwestia, i nie warto za nie na szańcach ginąć, skoro przedstawiciele połowy populacji mniej więcej milczą?
HZ
~Handys Z Namysłowa
8 lutego 2024, 20:57
Warszawo. co Ciebie czeka. Polsko a miała wyjść iskra. Wyszła Sodoma i Gomora
TJ
~tak jest
8 lutego 2024, 18:29
Udane małżeństwo to najlepsze co się może człowiekowi przytrafić w życiu. Liczba małżeństw spada, bo żyjemy w świecie egocentryków, czyli ludzi niedojrzałych do małżeństwa, niezdolnych do wierności i poświecenia dla drugiego człowieka. Mamy coraz gorsza jakość społeczeństwa.
PC
~Po Co
9 lutego 2024, 21:18
Malzenstwo to kontrakt obmyslony odpowiednio w czasach przed Chrystusem, by jakos spolecznosc organizowac i majatek kontrolowac. Mlodzi zdaja sobie z tego doskonale sprawe. Zachowuja sie bardziej odpowiedzialnie niz pokolenia wstecz. To pierwsza generacja gremialnie odrzucajaca zaklamane "tradycje" poprzednikow. Wcale ludzie kiedys nie byli bardziej dojrzali, czy tez sklonni do poswiecen dla drugiego, czy kochania blizniego bardziej. Zyli jak im INNI kazali - bo co "ludzie powiedza" na to nieslubne dziecko, bo tak matula i tatula przykazali (do tego jeszcze interesy majatkowe mozna bylo klepac - ach te morgi pola i "SLUZACA za darmo". Malzenstwa polityczne, dynastyczne, juz nie wspomne o czasach starotestamentalnych, gdzie tzw. patriarcha nie mial "tylko jednej zony" a i niewolnice zon - generalnie przyklady tracace same soba "niewaznoscia" malzenstwa). Problem bedzie wtedy, jak ludzie w ogole zwiazkami nie beda zainteresowani i zastapia relacje lalka/robotem, co juz sie i tak dzieje.
PC
~Po Co
8 lutego 2024, 16:24
Chwileczke... Jezus Chrystus byl singlem! Tak czy nie? Wiec po co ten lament? Czy jest problemem to, ze ludzie w koncu budza sie z letargu i "madrzeja"? Nie chca pakowac sie w malzenstwo, ktore czesciej jest usankcjonowanym prawnie "wiezieniem z forma/mi przemocy". To ze ludzie przez dlugi czas cos robili, bardziej z obawy przed zmianami, nie znaczy, ze bylo to dobre. Tak jest z malzenstwem. Relacje spoleczne mozna budowac z innymi ludzmi bez potrzeby wiklania sie w jakies malzenstwo. Co ono wnosi do rozwoju jakiegokolwiek, procz cierpienia i rozpaczy "malzonkow" w wielu przypadkach? Ze swieca mozna szukac "szczesliwych zwiazkow malzenskich" i to w calej historii ludzkosci (przypomne, ze malzenstwo farmalnie istnialo juz przed czasami Chrystusa, a Maria i Jozef musieli/"musieli chciec" byc malzenstwem, bo innej formy zycia razem to spolecznosc ludzka nie akceptowala a nie Bog - on nie kamieniowal, to ludzie kochaja rzucac w innych kamieniami).
WP
~W Punkt
8 lutego 2024, 17:24
Moja matka wypowiedziała się o swoim małżeństwie krótko - “to Golgota”, która trwa latami. Oboje byli nieszczęśliwi, ale byli razem “bo tak trzeba”. Na szczęście dla siebie mama juz nie żyje. Nie byli patologia, ojciec nie bił i nie pil, nawet chyba nie zdradzał. Dziadkow nie wspominam- kolejni giganci małżeńscy…Małżeństwo sąsiadów - on pił na umór, bił żonę i katowal syna. Ale sa razem, bo tak trzeba. U drugich sąsiadów tak samo. Córka do dziś się jaka, a jest dorosła kobieta. Żona tego wspaniałego męża umiera powoli-rak, bolesny. On ma się znakomicie. Są razem, bo tak trzeba. A i dodam oni wszyscy w niedzielę do kościółka na Mszę obowiązkowo, bo tak trzeba…jeśli ich zamysłem było trwać razem, bo tak trzeba i dodatkowo pokazac coś młodym, to osiągnęli odwrotne skutki. Ja dziękuję - matematyki nikt tu nie okłamie. Wolę spełnione zycie singla niż Golgotę, bo tak trzeba.
AM
~Ana M.
8 lutego 2024, 17:44
No właśnie! Przedstawiony przez pana-Po Co pogląd na małżeństwo potwierdza tezy zawarte w artykule. Mężczyźni nie chcą zobowiązań, ograniczeń i męczyć się w rodzinie zgromadką dzieci, które trzeba utrzymywać i wychowywać. Łatwiej być singlem korzystać z życia, możliwości atrakcyjnych podróży itp oraz niezobowiązujacych związków z kobietami, które w każdej chwili można rzucić bez konieczności ponoszenia trudu rozwodu. To single w dużej mierze odpowiadają za niską dzietność. W tym obszarze KK winien wzmóc działania poprzez rekolekcje i wspólnoty o czym wspomina pani Agatą.
ZN
~Złamana Nadzieja
9 lutego 2024, 12:34
Zwłaszcza (rzucać kamieniami) w facetów, chcących być w związku - to jest całkowite odwrócenie ""porządku"" świata - to kobieta ma chcieć związku a facet ma być za """""wolnością"""" tym bardziej, że każdy świadomy facet, wie jaki ciężar w razie założenia rodziny na nim spocznie, od zapewnienia wszelakich możliwych dóbr materialnych (a czego żona i dzieci by nie mieli, i tak będzie źle i za mało), po stracony czas, poświęcone pasje, zmarnowanie spokoju i jeszcze wymaganie by być "idealną (z wyglądu i charakteru) skałą oparcia" dla żony i dzieci i samemu nie wolno przy tym okazywać """słabości""".
ZN
~Złamana Nadzieja
9 lutego 2024, 12:34
Dlatego powiedzmy sobie otwarcie - mężczyzna, który jest niski, nie daj Boże ma jakieś problemy (no tak, bo ktoś nie ma problemówXDXD), nie zarabia minimum 7 tys na rękę, niech idzie swoją drogą i nie szuka sobie krzyży, bo związek jest krzyżem już od momentu zabiegania o drugą osobę, która chce księcia z bajki, i często wykrzystuje takich "orbiterów", albo traktuje ich jak.. no "śmietki"..., bo w końcu obudzi się jak ja - przed 40stką ze zmarnowanym życiem i wypalonym zgorzkniałym wnętrzem, gdzie miłość i dobro to co najwyżej w Kościółku, ale nigdy tam gdzie tego szukał. Co do cudów - one się zdarzają, głównie w Biblii, i raz na kilka lat jednej osobie na całym globie. Szkoda życia panowie, no chyba że należycie do 20% z którymi chcą spotykać się wszystkie kobiety, i chcecie związku - to na własną odpowiedzialność, reszta niech zajmie się sobą, co najwyżej "wypełnianiem woli Boga". Nie warto.
PC
~Po Co
9 lutego 2024, 17:17
Pani "Ano M", akurat "Po Co" prezentuje poglady jako kobieta. Pozdrawiam. Nastepnie, drogi/a "Zlamana Nadziejo", glowa do gory (jak napisalam, Jezus byl singlem (w pozytywnym znaczeniu tego slowa!)). Zycie w pojedynke ma jak najwiekszy sens, bo ile dobra mozna dac swiatu (nie tylko brac) i nie stracic czasu na to, by gnusniec i w rozpacz popadac w bezsensownym tworze, zwanym malzenstwo. Nie trzeba tez wiadra pomyj na nieszczesne niewiasty wylewac, bo one w wielu przypadkach moga zrewanzowac sie, swoja lista zasadnych zarzutow wobec 80% "ksieciow i rycerzow" z bajek, i co gorsza tego swiata. Takze pozdrawiam.
TT
~taka tam
10 lutego 2024, 22:05
Ja też sama po tym jak ex mnie zdradził i porzucił, a nasz związek ciągnęłam raczej na siłę, bo on szukał bogatej królewny, a nie kogoś takiego jak ja. Pogodziłam się z tym, że nikt mnie nie chciał i w sumie sama też już nikogo nie chcę. Nie ufam już ludziom, bo wszystkie moje znajomości polegają na tym, że ja jestem miła, a inni uważają przez to, że jak miła to głu*a, a jak głu*a to można ją okłamać, oszukać, wykorzystać itp. I po co mi to.
ZN
~Złamana Nadzieja
8 lutego 2024, 14:43
Uff.. Jak dobrze, że jestem stary i mój czas na to wszystko już po prostu minął.. Swoją drogą - są na świecie ludzie, którzy dająć prawdziwe świadectwo nawrócenia i przemiany? Chodzi mi nie o 20stokilku latków, którzy "nawrócili się" w wieku, o którym śmiało i zgodnie z prawdą można powiedzieć, że życie człowieka jeszcze dobrze się nie zaczęło, a oni już się "nawrócili" i "znaleźli drogę do Pana" - o co mi chodzi - to jest tak samo non sensowne, jak "świadectwo" tego 20stokilku latka, który był - uwaga - całe 2 lata w nałogu i z tego wyszedł "ciężką pracą i samozaparciem", w wieku w którym po nocnej libacji człowiek może iść do ciężkiej pracy i jest pełen wiary, nadziei i dobrego nastawienia... Gdzie są osoby mające po 40 - 60 lat, które były nałogowcami pół życia i wyszli z tego? Gdzie ci, którzy byli daleko od Boga przez 30 -50 lat życia i doznali nawrócenia? Czy po prostu świat zawsze był dla młodych i tyle??
SZ
~Szymon Zet
8 lutego 2024, 14:22
Domowy Kościół czy jakiekolwiek inne wspólnoty nic nie pomogą jeżeli małżonkowie nie zrozumieją, że w małżeństwie trzeba się poświęcać. I to poświęcenie musi być z obu stron i na tyle na ile tylko się da. Najpierw trzeba myśleć o tym drugim a potem o sobie. Inaczej, prędzej czy później rozpad, szybszy lub wolniejszy, jest nieunikniony. Nikt nie da rady być "frajerem" całe życie. Ktoś może wytrwać rok, dwa, może ktoś nawet 10-20 lat, ale zostanie z niego wrak człowieka. Bo ile można tylko dawać?
DM
~Datia M
15 lutego 2024, 11:16
Bzdura. Ja nie chcę, aby mąż się dla mnie poświęcał...myślę, że naszym dzieciom też na tym nie zależy. To upokarzające sugerować komuś, że ma się poświęcać. Jakby nie można było po prostu budować relacji i dawać siebie, bo się chce i nie czerpać wtórnej korzyści z robienia ze swego życia ofiary na rzecz innych. Ja bym uciekła z małżeństwa pełnego poświęceń z obu stron. To dopiero musi być pełna żałości droga. Domowy kościół omijam szerokim łukiem i jedyne szczęście małżeństwo z 25 letnim (wtedy) stażem w mojej rodzinie też uciekło z tej wspólnoty, gdy słuchali tych nauk. I po upływie kolejnych 10 lat są szczęśliwi i ja w moim małżeństwie, rodzinie bez poświęceń i ofiar też jestem szczęśliwa.
AM
~Anty Malzenska
8 lutego 2024, 12:50
Czemu się dziwić. Malzenstwo jest starym tworem, znanym w wielu kulturach. Problem właśnie w tym, że to tylko forma, kolejny sposób na organizację społeczeństwa, kolejna instytucja. Taki dobrze od wieków znany “potwor”. Ludzie są w nim tak samo poranieni i nieszczęśliwi, jak i poza nim. Więc po co? Mamy tyle innych problemów, więc ten znany od dawna nie musi być udziałem wielu obecnie żyjących. I tak można liczyć tylko na siebie, więc po co jeszcze kolejne “papiery”, jak podatki. Bóg niczego za nas nie zalatwi w relacjach, to nie automat do kawy. A pogadać i współpracować, to można z koleżanką i kolegą lub obcym a nie jakimś mężem czy żoną. Więc po co.
AM
~Ana M.
8 lutego 2024, 17:53
Po co ? A gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla dzieci ? Małżeństwo w swej istocie ma być BEZPIECZNYM miejscem dla wychowywania dzieci!
ŁR
~Łukasz Ruda
8 lutego 2024, 20:37
Nie warto udowadniać że wszyscy są nieszczęśliwi, a zwłaszcza udowadniać to na własnym przykładzie.
BB
~Barbara Basia
9 lutego 2024, 11:34
W celu mienia dziatek na przykład
AM
~Anty Malzenska
9 lutego 2024, 16:55
Drogie Panie komentatorki (od argumentu o dzieciach), spiesze doniesc, ze nie trzeba byc w malzenstwie by urodzily sie dzieci. Dyskutujemy o sensie malzenstwa, wiec nie mieszajmy do tego dzieci - to sprawa wtorna. Nie kazde malzenstwo ma i bedzie mialo dzieci. Czy naprawde waszym zdaniem, malzenstwo jest po to by byly dzieci? Dzieci rodza sie i maja dobrze tez poza malzenstwami, wiec po co ten argument? Instytucja malzenstwa, nie jest zadnym gwarantem BEZPIECZNEGO miejsca do wychowywania dzieci (wiele przykladow patologii w rodzinie mozna znalezc). Nastepnie, gdyby ludzie byli naprawde tacy szczesliwi w tych malzenstwach, to nie byloby tylu rozwodow. I ostatnie, jesli kobieta od poczatku miesza zwiazek malzenski z checia bycia matka, to niech sie nie dziwi, ze jej malzenstwo czesto to porazka, bo jej maz to nie frajer, dostawca towaru i prezentow, opoka, obronca etc. Chesz byc matka - badz gotowa na bycie matka sama (bo maz moze umrzec, zginac etc.). I mowie to jako kobieta.
GP
~Greta P.
9 lutego 2024, 23:52
Nie każde małżeństwo może mieć dzieci. Bóg też to dopuszcza. Tylko po co? przecież głównym celem małżeństwa jest potomstwo
OW
~ojcem w ojca matką w matkę
8 lutego 2024, 10:32
W świecie zdominowanym przez nachalną, religię kapitalistycznego wyznania wiary ... problem nie tkwi w małżeństwie a w kulturze dzielenia (oddzielania) się gdzie miłość stała się kórewstwem ... to dojrzały owoc wielkiego pontyfikatu JPII który z miłosierdziem dbał o rozwój patologii przy której nadal dominuje dulszczyzna narodowa o której Ojciec Józef P. wyraził się dość skromnie mówiąc "Naród wspaniały ale ludzie kórwy" (zapewne nie miał na myśli wołów roboczych vi~karch koni pociągowych i innych "kozłów ofiarnych" na paśniku pasterzy własnej chwały dla których narodowa szopka nigdy nie miała dość wystarczającego koryta które tym pasterzom nigdy nie było dość wystarczającym betlejemskim żłobem ... pozostaje rozszerzyć "tezę Piłsudskiego" o wniosek apostolski "Kościół wspaniały ale ..." kórwa coś w nim nie gra jak bóg przykazał dając przykazanie czcij ojca i matkę