Naprotechnologia

(fot. StephenandMelanie / flickr.com)
Mirosława Szymaniak / slo

W ostatnim czasie wiele się mówi o "baby-boom" w Polsce. Na ulicach można zobaczyć wiele "brzuszków" uśmiechniętych mam oczekujących narodzin swego dziecka czy rodziców spacerujących ze swoim najukochańszym pod słońcem dzieciaczkiem. Trudno się nie uśmiechnąć, przechodząc obok. naprotechnologia to nadzieja dla małżonków, borykających się z brakiem płodności, na poczęcie bez konfliktu sumienia.

Z drugiej strony statystyki biją na alarm, cytując procent par, które nie mogą doczekać się dziecka, choć nierzadko bardzo tego pragną. Ci małżonkowie nie mówią głośno o swoim problemie; źle się z nim czują, często trudno jest im zaakceptować swój pusty dom, bez dziecięcego śmiechu. Te kobiety z wielką tęsknotą i ze łzami w oczach patrzą na niemowlęta i małe dzieci albo odwracają wzrok, bo za bardzo boli… Dałyby wiele, żeby poczęło się ich dziecko! Przeszły już uciążliwe, kosztowne, czasem bolesne badania zmierzające do wykrycia przyczyny braku płodności, ich mężowie także byli diagnozowani w tym kierunku - i nic! Z każdym kolejnym rokiem gaśnie nadzieja na poczęcie, ale wciąż jeszcze szukają i w głębi serca Bogu powierzają swoje wielkie pragnienie rodzicielstwa. Świadomie odrzucają proponowane im przez dzisiejszą medycynę prokreacyjną techniki wspomaganego rozrodu, jako sprzeczne z Dekalogiem.

W ostatnim roku także w Polsce wiele się mówi o naprotechnologii. Jeśli wpisze się w wyszukiwarkę hasło "niepłodność", pojawią się linki do stron mówiących o NaPro*, która oferuje pomoc małżonkom borykających się z niepłodnością. Naprotechnologia w świecie obecna jest już blisko 30 lat, w Europie około 10 lat, a w Polsce dopiero zaczyna być dostępna. Cóż to takiego i czym różni się od metod tzw. wspomaganego rozrodu? Okazuje się, że jest to po prostu nowa dziedzina medycyny. Lekarz naprotechnolog kończy szkolenie oferowane przez Instytut Pawła VI w Nebrasce (USA), prowadzony przez dra Thomasa Hilgersa, a diagnozując i lecząc, stosuje znane także w dzisiejszej ginekologii metody diagnostyczne i lecznicze zarówno wobec kobiety, jak i mężczyzny. Czym zatem NaPro się wyróżnia, dlaczego legitymuje się wysoką skutecznością w leczeniu niepłodności i uzyskiwaniu poczęcia w naturalny sposób - w akcie współżycia małżonków?

DEON.PL POLECA

Podstawowym narzędziem, którym posługuje się naprotechnologią, jest obserwacja wskaźników płodności w cyklu miesiączkowym kobiety, przede wszystkim śluzu szyjkowego. Zatem małżonkowie, którzy podejmują decyzję o podjęciu leczenia, rozpoczynają je od prowadzenia - pod opieką instruktora CrMS - obserwacji cyklu wg tzw. Creighton Model System. Pierwsze spotkanie instruktora CrMS z parą małżonków, nazywane Introductory Session, jest pełną informacją na temat NaPro oraz wystandaryzowanego sposobu prowadzenia i zapisu obserwacji na specjalnej karcie cyklu. Małżonkowie wychodzą z niego z ogromną porcją wiadomości, wyposażeni w materiały i z nową nadzieją w sercu. Teraz zanim spotkają się z lekarzem naprotechnologiem, przed nimi przynajmniej trzy cykle dobrych obserwacji pod czujnym okiem instruktora prowadzącego metody.

W Polsce mamy już ponaddwudziestoosobowe grono instruktorów Creighton Model System oraz kilkunastu lekarzy NaPro. Kontakt z nimi można znaleźć na stronie internetowej www.naprotechnologia.pl lub www.ecolife-newlifestyle.com. Większość z tych osób ukończyła pierwsze w Polsce szkolenie prowadzone przez edukatorów Creighton Model System z USA i Kanady, zorganizowane przy Fundacji "Instytut Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. Jana Pawła II" w Lublinie, inni szkolili się bezpośrednio w ośrodkach w USA lub w Irlandii. Małżonkowie, ucząc się obserwacji wskaźników płodności w cyklu miesiączkowym, równolegle uczą się wyznaczać w cyklu czas fizjologicznej płodności i niepłodności. Okazuje się, że u około 30% małżeństw zgłaszających się z problemem niepłodności już ta prosta wiedza wystarcza - i uzyskują upragnione poczęcie, podejmując naturalne współżycie w czasie największej płodności w cyklu!

W naprotechnologii wystandaryzowany zapis obserwacji cyklu jest pierwszą i bardzo ważną diagnozą ewentualnego problemu, który jest przyczyną braku poczęcia lub problemów z utrzymaniem wczesnej ciąży. Istotna jest niemalże każda informacja, którą można odczytać z karty cyklu: czas trwania i obraz rozwoju objawu śluzu szyjkowego, czas trwania fazy popikowej cyklu, rozpiętość w długości tej fazy w kolejnych cyklach, obecność i czas trwania plamień przed miesiączką, obecność i czas trwania plamień po miesiączce, ewentualna obecność plamień/krwawień nie związanych z miesiączką i wiele innych, które trudno tu opisać. Wszystkie dostarczają lekarzowi cennych informacji, które trudno byłoby uzyskać w inny sposób.

W następnym etapie leczenia, jeśli to konieczne, lekarz wdraża dalszą diagnostykę, zawsze skorelowaną z cyklem kobiety, taką jak badanie poziomu hormonów, badanie ultrasonograficzne czy laparoskopowe. Wdrażane leczenie także jest skorelowane z cyklem, a zarazem dalsza obserwacja cyklu służy monitorowaniu postępów w leczeniu. Jeśli to konieczne, NaPro posługuje się też metodami, jakimi dysponuje dziś chirurgia ginekologiczna; jeśli trzeba, zajmuje się też leczeniem mężczyzny.

NaPro pomaga nie tylko małżonkom borykającym się z niepłodnością - pomaga też tym, którzy nie mają problemu z poczęciem, ale z utratą dziecka wskutek wczesnego poronienia (tzw. nawykowe poronienia). Jeśli powiedzie się poczęcie, NaPro wiele uwagi poświęca monitorowaniu ciąży i zapewnieniu pomyślnego jej przebiegu aż do urodzenia się dziecka. Z danych zgromadzonych przez dra Hilgersa wynika, że aż u 70 - 80% małżeństw zgłaszających się z problemem niepłodności i przebywających pełen cykl leczenia uzyskuje się poczęcie. Czasem NaPro bywa bezradna, ponieważ nie każdą przyczynę niepłodności można usunąć.

Naprotechnologia, pewien sposób postępowania diagnostycznego i leczenia, mieści się w ramach konwencjonalnej medycyny, choć posługuje się prostą, nieinwazyjną diagnostyką opartą na obserwacji cyklu płodności. NaPro szanuje zasady etyczne, godność człowieka, prawo dziecka do poczęcia i urodzenia się w miłości swoich rodziców. Jednocześnie legitymuje się wysoką skutecznością w wykrywaniu przyczyn oraz w leczeniu niepłodności małżeńskiej. Może zatem warto po nią sięgnąć?

*NaPro - naprotechnologia

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Naprotechnologia
Komentarze (29)
N
niestety
27 lutego 2015, 16:02
kolejne wyciąganie pieniędzy
B
b.
27 lutego 2015, 12:19
jedna wizyta 300 zł - za drogo :(
M
misia
28 marca 2013, 22:17
wszystko super. tylko trzeba jeszcze trafić na dobrego lekarza a nie na takiego przy którym straci się rok czasu jak to było w moim przypadku. trafiliśmy z całkiem dużym pakietem badań i całkiem niezłą własną wiedzą co może być przyczyną jednak pan ograniczył się przez rok do kilku badań krwi z czego nic sensownego nie wyczytał prócz tego że w sumie jest w normie. wiec niestety naprotechnologia jest przereklamowana bo widać nie wszystkim szkolenia za granicą przez geniuszy od naprotechnologii służą.
J
Joan
13 lipca 2012, 14:11
Jeśli chodzi o niepłodność męską, to naprotechnologia zajmuje się i tym. Polecam zobaczyć wykład dr Barczentewicza na temat czynnika męskiego. http://naprotechnologia.wroclaw.pl/9-czynnik-meski-jako-jedna-z-przyczyn-obnizonej-plodnosci-dr-maciej-barczentewicz/
B
Bill
8 stycznia 2012, 23:06
Nikt nie pisze o kosztach naprotechnologii, a są one wcale nie małe. Dla wielu z chcących z niej skorzystać jest ona niestety niedostępna ....
L
leon
5 stycznia 2012, 21:09
A czy naprotechnologia jest w stanie pomóc, jeśli z kobietą wszystko jest ok, a problem leży po stronie mężczyzny? Mam na myśli małą ilość plemników oraz dużą liczbą uszkodzonych plemników. poczytaj wszystkie wypowiedzi to dowiesz sie że w takim przypadku skuteczne jest odpowiednie dobranie momentu zapłodnienia gdy kobieta jest najbardziej płodna, ale napro to najpierw szczególowa obserwacja a później stosowne leczenie nawet chirurgiczne (kobiety lub mężczyzny)
O
Ona
5 stycznia 2012, 20:24
A czy naprotechnologia jest w stanie pomóc, jeśli z kobietą wszystko jest ok, a problem leży po stronie mężczyzny? Mam na myśli małą ilość plemników oraz dużą liczbą uszkodzonych plemników.
AP
Adrian Podsiadło
4 stycznia 2012, 00:33
Ja nie mogę podać żadnych danych oprócz tego, że na własne oczy, w kilku przypadkach, widuję chodzące efekty tej metody.
3 stycznia 2012, 23:03
Logiki w tym nie ma. Założenie, że znajomość cyklu kobiety ma determinujący wpływ na cały przegieg ciąży, jest niestety śmieszny. W takim razie poronienia u kobiet stosujących metody naturalne powinny być radykalnie mniej częste niż u tych, które nie stosują żadnych lub inne niż naturalne. Ale spierać się nie będę, bo i tak pana nie przekonam - wiara czyni cuda, czego życzę. Rozum do cudów nie jest potrzebny Polecam jednak chociaz pobieżne zapoznanie się z metodą przed wypowiadaniem się na jej temat :-) Znajomość cyklu - a w szczegolności nieprawidłowosci w jego przebiegu - pomaga wraz z innymi badaniami okreslić przycznę problemów z poczęciem np. że przyczna jest związana z problemami zdrowotnymi męża. To pozwala na leczenie - przywrócenia lub wsparcie normalnego funkcjonowania organizmu. Takie podejście poprawia stan zdrowia kobiety a co za tym idzie ogranicza ilość przypadków smierci płodu w najwcześniejszych fazach rozwoju. Metoda koncentruje sie na leczeniu i wsparciu pary małzonków - a nie na uzyskaniu i dostarczeniu zygoty do macicy, na czym koncetruje się in vitro.  
LS
le sz
3 stycznia 2012, 18:43
http://www.proinvitro.pl/co-to-jest-naprotechnologia Stronę zwolenników in vitro trudno uznawać za wiarygodną jeśli chodzi o wyrażanie obiektywnych opinii. A danych o które prosił @lipiec, i to jeszcze z podaniem niezależnych źródeł, tam nie podają.
ela
3 stycznia 2012, 18:16
 http://www.proinvitro.pl/co-to-jest-naprotechnologia
LS
le sz
3 stycznia 2012, 17:03
Ależ ja nie mam czasu szukać po całym internecie wiarygodnych danych - tego oczekuję od tekstu. @lipiec, masz trochę za wielkie wymagania. Ten tekst to prasowy artykuł zamieszczony w internecie, a nie publikacja naukowa. Jeśli poleca metodę katoliczka, w katolickim piśmie, powołując się na dane katolickiego ośrodka, któremu zależy na upowszechnieniu tej metody, to naturalnym odruchem jest pytanie o inne źródła danych, zupełnie z zewnątrz, nie mające interesu w publikowaniu dobrych wyników. Jeśli takie linki są (tylko dane z sieci), to chętnie zajrzę. A nie sądzisz, że negatywne opinie ośrodka któremu nie zależy na upowszechnianiu metody należałoby również uznawać za niewiarygodne, jako że nie ma on interesu w publikowaniu dobrych wyników a wręcz ma interes w publikowaniu złych? Rozumując w ten sposób to wiarygodnymi mogą być wyłącznie negatywne opinie ośrodka zainteresowanego wprowadzaniem metody oraz pozytywne opinie ośrodka nie zainteresowanego wprowadzaniem... Nie wiem więc jaki jest sens podawania innych niż w/w linków, ale podam jeden: <a href="http://www.naprofamilia.pl/index.php?id=12">http://www.naprofamilia.pl/index.php?id=12</a> Prócz podania niektórych danych jest tam również link: <a href="http://naprotechnology.com/infertility.htm">http://naprotechnology.com/infertility.htm</a> Ale z wszystkich komentarzy wynika, że to metoda koncentrująca się na kobiecie. A nie jest tak, że niepłodność dotyka po równo obie płcie? Więc czemu szukać najpierw u niej Nie wiem jak żeś do tego doszedł, ale to nieprawda. Proponuję również abyś przeczytał tutaj: <a href="http://www.naprofamilia.pl/index.php?id=14">http://www.naprofamilia.pl/index.php?id=14</a>
TT
tes tes
3 stycznia 2012, 16:44
 Mnie szokuje jedno-naprotechnologia znana jest od co najmiej pieciu lat,a Kosciół zamiast ją propagować(co robi dopiero od roku)walczy z in vitro!!! Czy ma w tym jakis polityczny cel?????
MG
Malwina Grabowska
3 stycznia 2012, 15:38
Logiki w tym nie ma. Założenie, że znajomość cyklu kobiety ma determinujący wpływ na cały przegieg ciąży, jest niestety śmieszny. W takim razie poronienia u kobiet stosujących metody naturalne powinny być radykalnie mniej częste niż u tych, które nie stosują żadnych lub inne niż naturalne. Ale spierać się nie będę, bo i tak pana nie przekonam - wiara czyni cuda, czego życzę. Rozum do cudów nie jest potrzebny
3 stycznia 2012, 14:13
(...) A to, że kobieta już po zapłodnieniu nosi dziecko przez 9 mies ma się nijak do bezpłodności - taki wywód jest sprzeczny z elementarną logiką. Litości...Szkoda słów Drogi lipcu, chodzi o to by urodziło się zdrowe dziecko (a nie o to by wszczepić zarodek). Fakt, że dochodzi do zapłodnienia - nie jest jednoznaczny w urodzeniem. Przyjmijmy, dla ograniczenia ilości spraw rozpatrywanych w jednym momencie, że przyczyna nie dojścia do zapłodnienia rozkłada się równomiernie pomiędzy płciami 50% - 50%. Dochodzi do zapłodnienia. Teraz musi jeszcze dojść do takiego rozwoju dziecka by było zdolne do zamodzielnego życia. Rozwój ten następuje w organizmie matki. Ile z dzieci umiera w pierwszym tygodniu czy miesiącu od zapłodnienia? I w tym czasie zdrowie matki decyduje o rozwoju i urodzeniu dziecka! Z drugiej strony jak już pisałem, jeśli przyczyna jest uilość/jakość plemników to najprostszą metodą wspomagania jest odpowiedni dobór momentu odbycia stosunku. Moment ten mozna wyznaczyć poprzez obserwację zmian w organiznie kobiety a niemężczyny. Reasumując: Jeśli za cel swoich działań uznasz zwalczenie niepłodności zdefiniowane jako zajście w ciążę - to rzeczywiście 9 miesięcy ciąży nie ma tu znaczenia! Natomiast jeśli za cel uznasz urodzenie zdrowego dziecka to przez te 9 miesięcy właśnie zdrowie kobiety jest tu decydujące.
MG
Malwina Grabowska
3 stycznia 2012, 13:46
Według wyliczeń prof. Rafała Kurzawy, przewodniczącego Sekcji Płodności i Niepłodności Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, z niepłodnością boryka się w Polsce 1,2-1,3 mln par. W 50 proc. przypadków odpowiadają za to zaburzenia płodności mężczyzny. inne dane: Przyczyny niepłodności dzielą się równo między kobiety i mężczyzn (po 35 proc. przypadków). Pozostała część par ma wspólny problem (niepłodność kobieca i męska), w 3-4 proc. przypadków przyczyny, mimo starań lekarzy, nie udaje się rozpoznać. Nigdzie nie ma info, że proc bezpłodności jest większy u kobiet. A to, że kobieta już po zapłodnieniu nosi dziecko przez 9 mies ma się nijak do bezpłodności - taki wywód jest sprzeczny z elementarną logiką. Litości...Szkoda słów
3 stycznia 2012, 12:55
Ależ ja nie mam czasu szukać po całym internecie wiarygodnych danych - tego oczekuję od tekstu. Jeśli poleca metodę katoliczka, w katolickim piśmie, powołując się na dane katolickiego ośrodka, któremu zależy na upowszechnieniu tej metody, to naturalnym odruchem jest pytanie o inne źródła danych, zupełnie z zewnątrz, nie mające interesu w publikowaniu dobrych wyników. Jeśli takie linki są (tylko dane z sieci), to chętnie zajrzę. Ale z wszystkich komentarzy wynika, że to metoda koncentrująca się na kobiecie. A nie jest tak, że niepłodność dotyka po równo obie płcie? Więc czemu szukać najpierw u niej Metoda koncentruje się na parze małżeńskiej. Fizyczne badania zaczyna od kobiety bo: - łatwiej zacząć - kobieta uczestniczy czynnie przez 9 miesięcy we wzrastanieu dziecka a meżczyzna tylko przy poczęciu i jej organizm ponosi "wiekszą odpowiedzialność" za zdrowie dziecka - stąd, statystycznie, choroba matki jest częstszym powodem problemów
MG
Malwina Grabowska
3 stycznia 2012, 12:42
ps. po "dane z sieci" miał być ? - bo w internet to niezły śmietnik, od wikipedii poczynając...
MG
Malwina Grabowska
3 stycznia 2012, 12:40
Ależ ja nie mam czasu szukać po całym internecie wiarygodnych danych - tego oczekuję od tekstu. Jeśli poleca metodę katoliczka, w katolickim piśmie, powołując się na dane katolickiego ośrodka, któremu zależy na upowszechnieniu tej metody, to naturalnym odruchem jest pytanie o inne źródła danych, zupełnie z zewnątrz, nie mające interesu w publikowaniu dobrych wyników. Jeśli takie linki są (tylko dane z sieci), to chętnie zajrzę. Ale z wszystkich komentarzy wynika, że to metoda koncentrująca się na kobiecie. A nie jest tak, że niepłodność dotyka po równo obie płcie? Więc czemu szukać najpierw u niej
3 stycznia 2012, 10:47
(...) Mnie interesuje racjonalne uzasadnienie a nie tylko etyczne. Z tego, co piszesz XL wynika, że to pomaga tylko w przypadku bezpłodności kobiety, bo obserwowanie jej cyklu nijak się ma do np braku plemników. (...) Jeśli kobieta jest fizycznie calkowicie bezpłodna to naprotechnologia nie pomoże... (Analogicznie z mężczyzną). Tak na serio. jeśli chodzi o wyniki to dostepne sa dane statystyczne mówiące o ilości urodzonych dzieci u par stosujących te metodę w USA. Najbardzei przekonujace sa wyniki u par, które wcześniej stosowały in vitro bez powodzenia. Naprotechnologia podchodzi do pary małżeńskiej odwrotonie niż zapłodnienie in vitro. W in vitro trzeba mechanicznie "wyleczyć" niepłodność - połączyć komórki rodziców i umieścic w macicy matki. NaPro* chce wyleczyć parę lub wykorzystać najlepiej jak się da ten potencjał rodziciestwa, który para posiada. Trywializując: Obserwowacja cyklu kobiety - na tej podstawie, ustalenie najlepszego momentu do współżycia lub w oparciu o zaobserwowane nieprawidłowości cyklu zaproponowanie badań analitycznych, leczenia farmakologicznego lub też chirurgicznego u kobiety (w następnej kolejności u mężczyny). Racjonalnie: - samo wyznaczenie właściwego momentu współżycia, nawet przy deficycie plemników, może zwiększyć prawdopodobieństwo do tego stopnia, że dojdzie do poczęcia. - leczenie zastosowane w oparciu o obserwacje nieprawidłowego cyklu (i dalsze badania) poprawia stan zdrowia matki zwiększa prawdopodobieństwo zapłodnienia i donoszenia ciąży - statystyki leczonych (jeśli nie uda Panu ich wyszukac w internecie porpszę znajomych o linki)
LS
le sz
3 stycznia 2012, 10:24
@ XL miesza pan. Uzasadnienie etyczne odnosi się do dobra i zła, a słowo racjonalne używam w sensie - weryfikowalne, logiczne, obiektywnie dowiedzione. Skoro nie stosuję Twojego typowo racjonalistycznie zawężonego rozumienia racjonalności to znaczy, że mieszam? Uzasadnienie etyczne jest uzasadnieniem korzystającym z etyki, która jest nauką o moralności, więc jest jak najbardziej racjonalne, nawet w Twoim zawężonym rozumieniu racjonalności. Sugerujesz że uzasadnienia etyczne są nieracjonalne? nielogiczne? nieweryfikowalne? Przyłożył pan religii bez sensu, bo religia z rozumem się nie kłóci. To zależy od rodzaju religii. Bywają religie i typy religijności jak najbardziej kłócące się z rozumem. Nie przyłożyłem religii, a jedynie podałem jeden z możliwych przykładów nie racjonalności. Napisałem przecież że: uzasadnienie np. religijne może nie być racjonalne. Stosując Twoją logikę należałoby uznać, że przyłożyłeś etyce bez sensu, bo przecież etyka nie kłóci się z rozumem ;-) I nie łapię, co ma znaczyć to "niestety" w poszukiwaniu skutecznych metod, nawet żmudnych. Gloryfikacja in vitro nie była bynajmniej moim celem, pudło... A czy ja coś pisałem o gloryfikacji in vitro? A więc: pudło ;-) Skoro napisałeś że: Ktoś, kto chce mieć dziecko, chwyta się każdej metody, nawet żmudnej i czasochłonnej, jeśli jest skuteczna. to oznacza to, że metoda może być nawet amoralna, byleby była skuteczna. Dlatego napisałem że niestety. I że na szczęście nie każdy gotów jest imać się każdej metody, również amoralnej.
MG
Malwina Grabowska
3 stycznia 2012, 09:21
@ XL miesza pan. Uzasadnienie etyczne odnosi się do dobra i zła, a słowo racjonalne używam w sensie - weryfikowalne, logiczne, obiektywnie dowiedzione. Przyłożył pan religii bez sensu, bo religia z rozumem się nie kłóci. I nie łapię, co ma znaczyć to "niestety" w poszukiwaniu skutecznych metod, nawet żmudnych. Gloryfikacja in vitro nie była bynajmniej moim celem, pudło...
LS
le sz
3 stycznia 2012, 07:14
Mnie interesuje racjonalne uzasadnienie a nie tylko etyczne. Uzasadnienie etyczne jest jak najbardziej uzasadnieniem racjonalnym! :-) To uzasadnienie np. religijne może nie być racjonalne. Z tego, co piszesz XL wynika, że to pomaga tylko w przypadku bezpłodności kobiety, bo obserwowanie jej cyklu nijak się ma do np braku plemników. Niestety. Naprotechnologia jest bezsilna w przypadku ciężkiej niepłodności męskiej lub kobiecej, np. przy ciężkiej kryptozoospermii (śladowa ilość plemników w ejakulacie), przy mechanicznej niepłodności kobiecej (brak macicy, jajników, jajowodów, pochwy), nieodwracalnych zmianach endometriotycznych, ciężkich uszkodzeniach jajowodów i przy defektach anatomicznych po stronie kobiety lub mężczyzny. I te przypadki nie są w jakikolwiek sposób uwzględniane w statystykach dotyczących skuteczności naprotechnologii. A to znacząca liczba. I uczciwość wymagałaby aby o tym powiedzieć, bo przemilczanie tego i twierdzenie że skuteczność naprotechnologii jest wysoka a in vitro niska jest wprowadzaniem w błąd. Ktoś, kto chce mieć dziecko, chwyta się każdej metody, nawet żmudnej i czasochłonnej, jeśli jest skuteczna. No, jednak nie każdy tak robi. Choć niestety rzeczywiście wielu.
MG
Malwina Grabowska
2 stycznia 2012, 22:36
No właśnie tych udokumentowanych KONKRETNYCH sukcesów brak w tekście, bo dane instytutu, który metodę promuje i uznaje za wartościową a priori to za mało. Mnie interesuje racjonalne uzasadnienie a nie tylko etyczne. Z tego, co piszesz XL wynika, że to pomaga tylko w przypadku bezpłodności kobiety, bo obserwowanie jej cyklu nijak się ma do np braku plemników. Ktoś, kto chce mieć dziecko, chwyta się każdej metody, nawet żmudnej i czasochłonnej, jeśli jest skuteczna. Nie mam nic do napro a priori :-) tylko brakuje mi danychto pytam. A wątpliwości mam nawet do wstępu o baby-boomie, bo lekki wzrost urodzeń wynikający z wyżu demograficznego to żaden boom ;-)
LS
le sz
2 stycznia 2012, 20:50
[...] coś mi nie pasuje. Skoro to nowa gałąź nauki, jaką jest medycyna, jest to ogromny problem społeczny i ma takie sukcesy w leczeniu, bo aż 80 proc par, to jakim cudem nie promują jej świeckie instytuty? Nie popularyzują inne niż katolickie autorytety? Np na lekach homeopatycznych producenci dobrze zarabiają, nie tylko na chemii. Każdy taki projekt musi podlegać zewnętrznej, rszetelnej ocenie, ewaluacji. Nie znam innych danych niż te z Instytutu, który ją poleca. Jak to jest z tą napro? Jest etyczna, ale na ile skuteczna, realistyczna, dobrze sprawdzona? Nie wiem czy aż 80% par, ale naprotechnologia jest realistyczna i dobrze sprawdzona oraz ma autentyczne sukcesy. Tyle tylko że naprotechnologia to tak naprawdę nic nowego! Żadne genialne metody nie znane dotychczas i nie używane przez nikogo. To zbiorcze określenie marketingowe dla tego co jest od dawna znane, tyle tylko że niekoniecznie wykorzystywane na taką skalę. Jest to przede wszystkim dokładna obserwacja i opis cyklu biologicznego kobiety. Oraz powszechnie znane wszelkie możliwe techniki diagnostyczne. Nie jest więc popularna w środowiskach innych niż katolickie, gdyż wymaga wiele żmudnych działań związanych z wielomiesięczną (albo i wieloletnią) obserwacją i rejestracją oraz uczeniem się interpretacji nie zawsze jednoznacznego cyklu płodnego kobiety. A w dodatku, naprotechnologia ma szansę pomóc tylko części osób z problemami, gdy niby wszystko jest OK i ciąża powinna być a nie wiadomo czemu jej nie ma. Tymczasem są też i takie przypadki w których naprotechnologia nie może absolutnie nic pomóc. I wtedy wkracza in vitro.
LS
le sz
2 stycznia 2012, 20:31
Tylko dlaczego to się nazywa naprotechnologia? A czemu nie pytasz dlaczego akurat naprotechnologia? ;-) A na poważnie, to w/w jest spolszczeniem zarejestrowanego w USA znaku towarowego będącego skrótem od Natural Procreative Technology (technologie naturalnej prokreacji). Skrót ten został rozpowszechniony za pomocą książki pt. 'The Medical and Surgical Practice of NaProTECHNOLOGY' (Medyczna i chirurgiczna praktyka naprotechnologii). Rozumiem że mówienie o technologiach prokreacji, i to jeszcze mówienie o naturalnych technologiach może razić i zgrzytać. Ale to jest kalka z języka angielskiego w którym jest to jak najbardziej prawidłowe i nie razi, gdyż oznacza umiejętność rozwiązywania problemów poprzez wykorzystywanie różnych narzędzi, maszyn, metod i procedur.
AP
Adrian Podsiadło
2 stycznia 2012, 20:09
Lipiec, w przeciwieństwie do naprotechnologii leki homeopatyczne są nic nie warte (pomijam efekt placebo).
S
Słaba
2 stycznia 2012, 19:11
Tylko dlaczego to się nazywa naprotechnologia?
MG
Malwina Grabowska
2 stycznia 2012, 19:04
Metoda budzi wielkie nadzieje, bo aż 1/5 par ma kłopoty z płodnością. Tylko coś mi nie pasuje. Skoro to nowa gałąź nauki, jaką jest medycyna, jest to ogromny problem społeczny i ma takie sukcesy w leczeniu, bo aż 80 proc par, to jakim cudem nie promują jej świeckie instytuty? Nie popularyzują inne niż katolickie autorytety? Np na lekach homeopatycznych producenci dobrze zarabiają, nie tylko na chemii. Każdy taki projekt musi podlegać zewnętrznej, rszetelnej ocenie, ewaluacji. Nie znam innych danych niż te z Instytutu, który ją poleca. Jak to jest z tą napro? Jest etyczna, ale na ile skuteczna, realistyczna, dobrze sprawdzona?