„Nie usypiajcie mnie”. 88-letnia Christine opowiada o eutanazji w Kanadzie [WIDEO]
„Nie usypiajcie mnie” - to napis tatuażu na lewym ramieniu Christine z Kanady, na który kilka lat temu zdecydowała się 80-letnia wówczas kobieta. W Kanadzie od 2016 roku eutanazja jest legalna w całym kraju. - Karta w portfelu wydawała mi się za słabą formą przekazania mojej opinii na temat eutanazji. Tak więc zdecydowałam się na tatuaż - mówi w swoim świadectwie działaczce pro-life, Amandzie Achtman.
Kanadyjka Amanda Achtman jest autorką projektu „Dying to Meet You”, którego celem jest oswajanie ludzi z doświadczeniem cierpienia, śmiercią, ich znaczeniem i przypominaniem o nadziei, jaką zawsze niesie życie. Projekt realizowany jest przez prezentowanie wywiadów, krótkometrażowych filmów i wydarzeń społecznych.
We wrześniu 2022 roku Amanda zorganizowała w swoim rodzinnym mieście Calgary w Kanadzie całodniowe wydarzenie „Kościół jako ekspert ludzkości”, które odbyło się w katedrze w Calgary i Katolickim Centrum Duszpasterskim. Program obejmował m.in. siedem krótkich świadectw różnych mówców.
Jedną z nich była 80-letnia Kanadyjka, Christine, która podzieliła się historią swojego tatuażu z napisem: "Don't euthanize me", a także opowiedziała w nim o swoim życiu.
- W czasie II wojny światowej mój ojciec służył w Air Force a mną i moim rodzeństwem zajmowała się nasza matka. Pamiętam, że uczyła nas modlitwy i modliła się do Maryi. Każdego ranka w drodze do szkoły widzieliśmy ruiny budynków po bombardowaniu. Pomimo tego dalej wierzyliśmy matce, kiedy mówiła, że wszystko jest w porządku - zaczyna swoją opowieść 88-letnia Christie.
Wojna i nowe życie w Kanadzie
Niestety matka dzieci zachorowała w wieku 31 lat na stwardnienie zanikowe boczne. - Kiedy zawyły syreny ostrzegające o atak bombowym, nasza matka nie była wstanie wziąć nas do schronu - mówi kobieta.
Kiedy Christine miała 10 lat jej matka zmarła. Krótko po tym, dziewczyna trafiła pod opiekę sióstr zakonnych. Choć początkowo była wściekła z powodu tego, co ją spotkało, z czasem udało się jej pogodzić z trudnymi wydarzeniami.
Już jako dorosła kobieta przejechała do Kanady, gdzie pracowała jako nauczycielka. Tam też poznała swojego przyszłego męża. - Wzięliśmy ślub, lecz choć bardzo chcieliśmy, nie mogliśmy mieć dzieci. Zdecydowaliśmy się na adopcję siedmiorga. Wszystkie z nich urodziły samotne matki - dodaje.
- Niestety u mojego męża zdiagnozowano schizofrenię paranoidalną. Z powodu skutków jego choroby przez lata odczuwałam emocjonalne i fizyczne spustoszenie. Wszystko mnie przytłaczało i nie widziałam żadnego wyjścia. Byłam bardzo zrozpaczona, zawsze jednak przypomniałam sobie o moich adoptowanych dzieciach, które zawsze mocno kochałam - opowiada dalej. - Z mężem byliśmy razem 36 lat - mówi.
Historia tatuażu "Nie usypiajcie mnie"
- Podczas wojny drukowano karty do portfela z napisem: „Jestem katolikiem. W razie wypadku proszę wezwać księdza” - opowiada i dodaje, że w kontekście eutanazji karta w portfelu wydawała jej się za słabą formą przekonania mojej opinii na temat tego zabiegu. - Tak więc, zdecydowałam się na tatuaż: „Nie usypiajcie mnie”, który będzie ze mną do końca moich dni - podkreśla. Miała wówczas 80 lat.
- Kiedy mój tatuaż widziały pielęgniarki, były zaskoczone a wśród lekarzy zdobyłam uznanie. Na ogół nie chcieli mieć nic wspólnego z zabiegiem odebrania sobie życia, czyli eutanazji, która jest zabójstwem. Nie ma innego słowa, aby opisać ten zabieg. Straciliśmy szacunek do życia, które jest darem. Cierpienie jest nieodłączną częścią życia - mówi.
- Wiem, że jestem to nie bez powodu. Bóg chciał żebym się urodziła, założyła rodzinę. Robię co mogę, żeby kroczyć Jego ścieżką i im starsza jestem tym bardziej się do Niego zbliżam. Życie to dar od Boga - konkluduje.
Skomentuj artykuł