Ofiary, których nie powinno być

(fot. manoftaste.de / flickr.com)
Tomasz P. Terlikowski / slo

Gdy wchodziły w życie przepisy ułatwiające urzędnikom odbieranie dzieci rodzicom, przestrzegaliśmy przed tworzonym przez nie ogromnym niebezpieczeństwem krzywdzenia najmłodszych. Teraz, po dwóch latach ich obowiązywania, mamy przykłady potwierdzające tamte obawy. Niestety, bardzo tragiczne przykłady.

Historia 16-letniego Sebastiana z Suwałk mrozi krew w żyłach. Matka czwórki dzieci nie radziła sobie, głównie finansowo, z ich wychowaniem, a ojcowie dzieci (niestety bardzo to typowe) nie mieli ochoty partycypować w zajmowaniu się nimi. I dlatego do akcji wkroczył sąd, który uznał - po tym, jak rodzina została eksmitowana - że chłopaka trzeba umieścić w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Chłopak, gdy się o tym dowiedział i gdy nic nie wskazywało na to, że coś może się zmienić, załamał się i powiesił w łazience Miejskiego Centrum Interwencji Kryzysowej w Suwałkach. I jak zwykle w takich sytuacjach, usłyszeliśmy, że ktoś popełnił błąd i że nie można do nich dopuszczać.

Problem polega tylko na tym, że to wcale nie był błąd, a efekt logiki współczesnego państwa, które uznaje, że ma prawo odbierać i przyznawać dzieci wedle własnych kryteriów, a nie ingerować tylko w sytuacjach, gdy dochodzi do przestępstwa.

Lewiatan przeciw rodzinie

DEON.PL POLECA

U podstaw sytuacji z Suwałk leży bowiem nie tyle błędna decyzja, ile założenie, że państwo i konkretni urzędnicy mogą odbierać dzieci rodzicom z powodów innych niż przestępstwo, nie w sytuacji, gdy trzeba bronić młodego człowieka przed przemocą czy niebezpieczeństwem popełnienia na nim przestępstwa, ale gdy urzędnicy uznają, że rodzina jest nieodpowiednia albo nie jest w stanie sprostać wymogom, jakie stawiają przed nią sami urzędnicy. To może być ubóstwo, ale jak pokazuje sytuacja z innej części Polski, to może być nawet uznanie, że dziecko nieodpowiednio się odżywia i jest otyłe (tu sąd zareagował i nie odebrano chłopca dziadkom), albo że rodzice dali mu klapsa (co skutkowało w przypadku państwa Bajkowskich z Krakowa odebraniem im trzech synów).

Logika jest tu bardzo prosta. Uznaje się, że w istocie dziecko jest własnością państwa, które powierza je tylko - przynajmniej czasowo, dopóki nie uzna za stosowne umowy zerwać - na wychowanie rodzicom (a i to głównie dlatego, że nie ma na razie lepszego i tańszego sposobu wychowania dzieci). Jeśli jednak uzna, że nie wywiązują się oni należycie z tego zadania, to zawsze może im dziecko odebrać.

Powody mogą być rozmaite. W Norwegii odebrano dziecko polskiemu małżeństwu, bo dziewczynka - na wieść o śmierci babci - była w przedszkolu smutna. A to zbrodnia przeciwko obowiązkowej radości, która nie może być puszczona płazem. W Niemczech oddział bojowy policji zajął się odbijaniem dzieci z rodziny, której główną zbrodnią było to, że chciała je edukować w domu (w Polsce homeschooling jest legalny). Dzieci zostały więc odebrane i rozesłano je do rodzin zastępczych, choć poza zbrodnią niezależności rodzina była zupełnie zwyczajna i nie było z nią żadnych problemów. Kilka lat temu jeszcze gorsza historia wydarzyła się w Szwecji, gdzie urzędnicy uznali, że chłopiec jest rozpieszczany przez matkę, więc go odebrali i przekazali najpierw do rodziny zastępczej z problemem alkoholowym, a potem do innej, aż w końcu cierpiący na padaczkę zmarł z wyczerpania. I wówczas również nie było winnych, a mowa była tylko o błędzie ludzkim.

Totalitaryzm w praktyce

Kłopot polega tylko na tym, że tu nie chodzi o błąd jednego człowieka, a o szersze przekonanie o roli państwa, które zamiast funkcji pomocniczej zaczyna pełnić funkcje władcze i staje się jedynym źródłem norm i zasad, a także jedyną wspólnotą czy instytucją, która ma prawo do kontrolowania wszystkich innych. Takie podejście oznacza zaś w istocie "lekko zakamuflowany totalitaryzm", przed którym przestrzegał bł. Jan Paweł II. "Kultura i praktyka totalitaryzmu niosą z sobą (...) negację Kościoła. Państwo czy też partia, które utrzymują, że mogą realizować w historii dobro absolutne i które siebie stawiają ponad wszelkimi wartościami, nie będą tolerowały uznawania obiektywnego kryterium dobra i zła, innego aniżeli wola sprawujących władzę, które w określonych okolicznościach może stać się podstawą osądu ich zachowań. To właśnie dlatego totalitaryzm stara się zniszczyć Kościół, a przynajmniej podporządkować go sobie i uczynić z niego narzędzie swego aparatu ideologicznego. Państwo totalitarne dąży również do wchłonięcia narodu, społeczeństwa, rodziny, wspólnot religijnych i poszczególnych osób" - pisał papież w encyklice Centesimus annus.

"Autentyczna demokracja możliwa jest tylko w państwie prawnym i w oparciu o poprawną koncepcję osoby ludzkiej. Wymaga ona spełnienia koniecznych warunków, jakich wymaga promocja zarówno poszczególnych osób, przez wychowanie i formację w duchu prawdziwych ideałów, jak i «podmiotowości» społeczeństwa, przez tworzenie struktur uczestnictwa oraz współodpowiedzialności. Dziś zwykło się twierdzić, że filozofią i postawą odpowiadającą demokratycznym formom polityki są agnostycyzm i sceptyczny relatywizm, ci zaś, którzy żywią przekonanie, że znają prawdę, i zdecydowanie za nią idą, nie są, z demokratycznego punktu widzenia, godni zaufania, nie godzą się bowiem z tym, że o prawdzie decyduje większość, czy też, że prawda się zmienia w zależności od zmiennej równowagi politycznej. W związku z tym należy zauważyć, że w sytuacji, w której nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm" - uzupełniał papież.

A te słowa można odnieść także do współczesnej sytuacji, w której państwo próbuje podporządkować sobie wszystkie elementy struktury społecznej, i uznaje, że jest jedynym dysponentem władzy i od niego zależy wszystko. Ono ma także prawo dyktować rodzinom, jak wychowywać dzieci i jakie środki stosować do ich dyscyplinowania. Sytuacja z Suwałk jest zaś tylko skutkiem tego myślenia.

Konieczne zerwanie

Wyjściem z tego kręgu nie jest poprawienie struktur, zwiększenie liczby urzędników czy poprawa kontroli ich pracy (choć to wszystko też jest potrzebne), ale raczej uznanie, że to opierająca się na małżeństwie rodzina jest fundamentem życia społecznego, a nie państwo. To ostatnie może więc, za pośrednictwem właściwych sobie struktur, zgodnie z regułą pomocniczości, ingerować w życie rodzinne tylko w naprawdę poważnych sytuacjach, gdy popełnione zostanie przestępstwo lub konieczne jest ratowanie zdrowia lub życia dziecka. A i wtedy urzędnicy powinni mieć z tyłu głowy, że mają służyć rodzinie, bo to ona jest fundamentem.

Bez tej zmiany perspektywy niewiele da się zrobić. Z logiki systematycznie rozrastającej się biurokracji wynika bowiem całkowicie jednoznacznie konieczność odbierania kolejnych uprawnień niedorastających do poziomu lewicowych ideologii obywatelom czy zwyczajnym rodzinom. A jeśli dodamy do tego kult ekspertów, którzy lepiej od zwykłych ludzi wiedzą, jak powinien wyglądać świat, to będziemy mieli obraz świata, w którym coraz mniej zależy od nas, a coraz więcej od urzędników. I z tego świata trzeba się wyzwolić, jeśli chcemy jeszcze mieć - choćby zupełnie podstawowe prawo - do wychowania własnych dzieci. Po swojemu, a nie po państwowemu.

W ostatnich tygodniach opinią publiczną w Polsce wstrząsnęło kilka przypadków zbyt pochopnego odbierania dzieci rodzicom przez urzędników. W styczniu 2014 r. w Centrum Interwencji Kryzysowej w Suwałkach powiesił się 16-letni Sebastian, po tym gdy dowiedział się, że on i jego rodzeństwo mają trafić do ośrodka opiekuńczo-wychowawczego. Matka samotnie wychowująca czwórkę dzieci nie miała pracy i sąd orzekł, że jest "niewydolna wychowawczo". Rodzina była eksmitowana ze swojego mieszkania 31 grudnia ub.r. Suwalska prokuratura nadal prowadzi postępowanie wyjaśniające tę sprawę.

Rok wcześniej krakowski sąd zdecydował o odebraniu państwu Bajkowskim trójki chłopców: 13-letnich bliźniaków i ich 10-letniego brata oraz umieszczeniu ich w domu dziecka. Rodzicom postawiono zarzut znęcania się nad synami. Chłopcy nie skarżyli się na zachowanie rodziców, a jedynie - jak sami zeznali - za niewłaściwe zachowanie, przeklinanie, bicie brata dostawali takie kary jak zakaz: gry na komputerze, jedzenia słodyczy, wychodzenia na dwór. W sytuacjach wyjątkowych ojciec stosował klapsy. Według ustaleń prokuratury rodzice prawidłowo realizowali obowiązki wychowawcze, interesowali się postępami dzieci w nauce, dbali o ich rozwój intelektualny i na pewno nie znęcali się nad dziećmi. Sprawa została umorzona w grudniu ub.r.

Powstaje świat, w którym coraz mniej zależy od nas, a coraz więcej od urzędników. Musimy się z niego wyzwolić, jeśli chcemy mieć jeszcze prawo do wychowania własnych dzieci. Po swojemu, a nie po państwowemu

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ofiary, których nie powinno być
Komentarze (10)
W
wu
31 stycznia 2014, 20:58
@ Liberta - a gdzie znajdę te rzetelne informacje?
Jakub Jąkalski
30 stycznia 2014, 09:02
Świetny artykuł. Ciekawe jest to, że Polacy szczycący się swoim umiłowaniem wolności i niezależności, tak chętnie cedują odpowiedzialność za swoje dzieci na instytucje państwowe. Hasło "nauczanie domowe" wywołuje falę wątpliwości i protestów. Ale nawet nie sięgając po tak "radykalną" (czyt. normalną) metodę wychowania, należałoby zapytać jak rodzice rozliczają i kontrolują to, co przekazywane jest w szkołach przez nauczycieli (jak by nie patrzeć - urzędników) ?
MR
Maciej Roszkowski
29 stycznia 2014, 22:03
"Proponuje aby przy kolejnym tekście zasięgnąć opinni w instytucjach, które na codzień mają taką praktykę." Czyli instytucje "mające taka praktykę" maja wydać opinię o swoim dzałaniu? No brawo! Przypomnę, że ostatnio okazało się, że przypadki przemocy w rodzinie zosty wykryte przez policje w 92%, niestety policja najczęciej może wkraczać juz po fakcie. Ośrodki pomocy społecznej, które powinny rozpoznawać takie sytuacje stale  mają  6 % sukcesów. No ale też są te środki świetną fuchą dla partyjnych frędzli, szwagrów i pociotków lokalnej władzy. Warto posuchać co mówią i jakim językiem ich pracownicy w TV. To co najwyżej pół inteligenci.
L
Liberta
29 stycznia 2014, 19:22
Niewątpliwie żal jest tego chłopca, który popełnij samobójstwo.  Jest mi również żal autora tego tekstu. Zastanawiam się też czym różni się dziennikarz katolicki od dziennikarza "niekatolickiego". Skoro potrafi być tak samo niekompetentny i nieprofesjonalny, bo nieumiejętność lub niechęć do odnajdywania i przekazywania prawdy jest dla mnie niekompetencją. Drogi Autorze tekstu nie wiem co każdy urzędnik "niszczący ciepło rodzinnego, szczęsliwego domu" ma z tyłu głowy? ale na podstawie tekgo tekstu wiem, że Pan pisząc ten tekst z tyłu głowy napewno nie miał chęci zbadania jak sprawa odbierania dzieci wygląda w praktyce, a jedynie przekazanie swoich subiektynych poglądów na ten temat. Proponuje aby przy kolejnym tekście zasięgnąć opinni w instytucjach, które na codzień mają taką praktykę. A pisząć o przypadku chłopaca z Suwałk przedstawić rzetelne informacje, czyli wszystkie, które zostały podane a nie jedynie tylko te, ktore będą popierały Pana tezę, bo chyba właśnie na tym polega profesjonalizm dziennikarza, tymbardziej katolickiego dziennikarza. A autorom komentarzy proponuję podjąć pracę pieczy zastępczej, tak na 3 miesiące, to chyba wystarczy żeby zrozumieć, że to co Państwo piszą jest bardzo dalekie od rzeczywistości, którą znają Państwo z doniesiem medialnych takich jak ten artykuł. Na koniec zacytuję słowa Papieża Franciszka z 27 stycznia "Więcej hałasu robi jedno drzewo, które się przewraca, niż cały las, który rośnie."
H
HK
29 stycznia 2014, 17:40
To są te najbardziej widoczne, drastyczne skutki myślenia państwa za wolnych ludzi. A jesteśmy w szponach urzędników już od wielu, wielu lat i do wielu, nie aż tak drastycznych skutków, po prostu przywykliśmy. Nawet ich nie zauważamy, choćby w zakresie szkolnictwa czy lecznictwa.  A to jest czysty totalitaryzm! Czyżbyśmy byli tak zniechęceni, czy tak zmanipulowani? Zapewne jedno i drugie: zniecheceni restrykcyjnymi przepisami gospodarczymi, które nie dają swobodnie zarabiać, zmanipulowani naciskiem medialnym co do sposobu zarobkowania pod płaszczykiem ekonomicznego uświadamiania i wielu, wielu innymi dobrodziejstwami nam fundowanymi jako wyraz troski o nas, już nie wolnych a poddanych. Bo tak jest nam wygodniej, nie musimy tyle myśleć? Trochę igrzysk, trochę chleba - zwykły minimalizm nam wystarcza?
M
mama
29 stycznia 2014, 16:35
Czy Jezusa też odebranoby Maryi i Józefowi z powodu ... biedy.
G
GTroter
29 stycznia 2014, 16:28
Takich spraw jest dużo. Np. niedawno sąd odebrał matce dzieci za długi z inicjatywy komornika. Ten chciał ją pozbawić dzieci, żeby móc przejąć jej mieszkanie: wpolityce.pl/artykuly/72836-piotr-skwiecinski-czy-juz-niedlugo-w-polsce-bedzie-mozna-odebrac-dziecko-za-dlugi-sprawa-pani-diany-pokazuje-prawdziwe-oblicze-polskiego-panstwa Ta niesprawiedliwość się dzieje. A współodpowiedzialność ponoszą wszyscy ci, którzy przyczynili się do zwycięstwa PO, bodź czynnie, bądź głosem, bądź nie szukając prawdy, bądź biernością. Dzisiaj jednak wielu woli zajmować się wypadkami w Ukrainie i czym tam jeszcze, byleby nie zajmować się własnym krajem.
G
GTroter
29 stycznia 2014, 16:04
Tutaj trzeba mówić o odpowiedzialności za zaistniałą sytuację. Prawo do odbierania dzieci przez urzędników bez decyzji sądu wprowadziło PO. Prawo to też zmusza prokuraturę do zajęcia się każdym donosem w sprawie zaniedbywania dziecka, nawet ze strony osoby postronnej typu sąsiad i komornik. Pozwala też na odbieranie dzieci z przyczyn ekonomicznych. Za to wszystko współodpowiedzialni są wszyscy chrześcijanie, w tym księża i biskupi, którzy głosowali na PO, lub co gorsza tę partię i jej ludzi promowali. A mieliśmy takich przypadków niestety bardzo dużo, że wspomnę tylko np. zaproszenie Komorowskiego tuż przed wyborami ze strony prymasa Kowalczyka. Papież JPII nigdy nie zapraszał kandydatów na prezydenta tuż przed wyborami.
Ś
ŚwiatłozGóry
29 stycznia 2014, 14:31
Powiedzmy sobie szczerze.Jesteśmy dla siebie całkowicie obojętni.2mln ludzi wyemigrowało od 1981-1989 z powodów polityczno-ekonomicznych a teraz jeszcze 3mln zarobkowo po wejściu PL do UE.Lekarze i pielęgniarki uciekaja z PL.Nauczyciele boja sie o swe posady i tez boja sie uczniów.Nastapiło upolitycznienie wszystkiego. Wystarczy,ze przestaniemy miec złudzenia co do dobrej woli urzedników i rzadzacych i zaczniemy ich kontrolowac czy dobrze traktuja petentów.
K
Konrad
29 stycznia 2014, 13:28
Brakuje mi słów. Jedyne moje odczucie, to potworne cierpienie. Bezduszni i nieludzcy urzędnicy, których pycha i własne zdanie jest ważniejsze niż dobro dzieci. Nie chcę być w ich skórze, jak po śmierci staną przed Chrystusem w obecności tych dzieci. Jezu, przyjmij do siebie dusze tych biednych dzieci, skrzywdzonych przez świat, które w rodzinach i otoczeniu nie miały szansy spotkać Ciebie i poznać jaki Jesteś. Wierzę, że nie pozwoliłbyś trafić do piekła nawet temu samobójcy, że Twoje miłosierdzie jest większe niż wszelkie zło. Dla Jego bolesnej męki, Miej miłosierdzie dla nas.....