Gdy się nie układa

(fot. shutterstock.com)
Andrzej Komorowski / slo

Demon gniewu, zawiści, rozczarowania i inne czorty rodzinnego piekła pogrążają nas w konfliktach, które potrafią trwać w utajeniu, gubiąc przyczynę i sens samego sporu.

Dysharmonia

Konflikty małżeńsko-rodzinne postrzegamy jako trudne, acz czasem nieuchronne zjawisko ścierania się postaw i zachowań w obrębie grupy faktycznie lub pozornie najbliższych sobie osób. Nie wtrącamy się w nie lub próbujemy “obejść" czy zignorować, jeśli dotyczą innych. Gdy jednak dotykają nas samych i naszych bliskich, to uginamy się pod ich brzemieniem, nie bardzo wiedząc, jak sobie poradzić.

Konflikt zarysowuje się wtedy, gdy partnerzy w związku prezentują sprzeczne z wzajemnym postrzeganiem i oczekiwaniami cele komunikacji - porozumiewania się. To zakłócenie komunikacji partnerskiej sklasyfikowała amerykańska psychoterapeutka, psycholog Virginia Satir (1972), wyróżniając według objawów:

DEON.PL POLECA


  1. Typ komunikacji podporządkowującej, zorientowanej na zachowanie spokoju i równowagi więzi partnerskiej przez dawanie wyprzedzającej transakcyjnej propozycji ugody na kredyt, tzn. zrobię to, abyś ty zrobił tamto - innymi słowy coś za coś.
  2. Typ komunikacji restryktywnej, czyli wyprzedzającego napominania, robienia wymówek, odrzucania i krytykowania.
  3. Typ komunikacji przeracjonalizowanej, tzn. suchej, monotematycznej, przypominającej, pozornie bez ujawniania uczuć.
  4. Typ komunikacji irrelatywnej, tzn. niezwiązanej z tym, co robi lub o czym mówi partner i odwracający uwagę od tematu zasadniczego na rzecz innego tematu, nieistotnego dla sprawy.

Każde małżeństwo może znaleźć się w obliczu sytuacji problemowej.

Przyjmuje się, że w harmonijnym pożyciu rodzinno-małżeńskim partnerzy porozumiewają się celowo i zgodnie z wzajemnymi pozytywnymi oczekiwaniami. Do dysharmonii ich współżycia dochodzi wtedy, gdy między małżonkami (lub członkami rodziny) nastąpi zakłócenie stałego i bezpośredniego komunikowania się m.in. wskutek okresowej rozłąki lub ingerencji osób trzecich. Prozaicznymi przykładami są tu problemy rodzin emigrantów, których porozumiewanie się jest nieosobiste i utrudnione przez odległość, upływający czas itd. lub symboliczny konflikt z teściową.

Kryzys

Dysharmonia i konflikt to zjawiska okresowe i wzajemnie nakładające się. Jednak gdy mają charakter ciągły, mówimy już o kryzysie, co oznacza po prostu decyzję w obliczu wyboru. Obecnie mianem tym określamy przewlekły stan trudności i towarzyszącego im cierpienia.

Pojęciowo kryzys określiła brytyjska psycholog Glenys Parry (1990). Zdefiniowała go następująco: Słowo kryzys oznacza w rzeczywistości moment na podjęcie decyzji, punkt zwrotny, decydującą chwilę (...). Używamy tego słowa, gdy stajemy wobec nagłej stresującej sytuacji, która wydaje się nas przerastać. Kryzys przytrafia się jednostkom, rodzinom, organizacjom i narodom. Zjawisko kryzysu może mieć charakter globalny w odniesieniu do państw i organizacji społeczno-ustrojowych. Doświadczenia związane z aktualnym wielkim kryzysem ekonomicznym zdają się to potwierdzać.

Głównymi elementami kryzysu według G. Parry są: stresujące wydarzenie lub długotrwały stres; indywidualne doświadczenie cierpienia; utrata, zagrożenie lub upokorzenie, poczucie braku kontroli; nieoczekiwane wydarzenia; zaburzenie rutyny; niepewność co do przyszłości; długotrwałe cierpienie (od 2 do 6 tygodni).

Pomoc

W 2009 r. polski psychiatra, prof. Kazimierz Imieliński, sformułował następującą tezę: W pewnych sytuacjach obawy człowieka nasilają się i piętrzą. Wówczas jaźń człowieka porusza się w sferze, której nie zna. To właśnie owa nieznajomość zjawiska zagrożeń powoduje, że człowiek porusza się w jakimś zupełnie nowym, nieznanym obszarze, nasilającym zespół obaw. W tym stanie nie potrafi sam sobie poradzić. Najbliżsi często tracą wówczas dystans do niego, patrzą na sprawę subiektywnie, zawężając horyzont zjawiska do okolicznej przestrzeni. Potrzebna jest pomoc innych ludzi i instytucji, przygotowanych profesjonalnie i duchowo. Są to m.in. pracownicy socjalni, lekarze, psychologowie, pedagodzy, jak również duchowni. Wspierają oni w cierpieniu, działając tak, aby je zmniejszyć lub usunąć. Nim jednak ktokolwiek sięgnie po taką pomoc, musi być przekonany o słuszności tego kroku, wiedzieć gdzie jej szukać i przede wszystkim odnaleźć w sobie wiarę, że jest w nim samym lub ponad nim moc i wartość, dla której warto podjąć walkę lub do której warto się odwołać.

Poczucie bliskości, pewności wsparcia i więzi z kimś wybranym na całe życie powinno być podstawą podejmowania działań. Może ono opierać się też na wzajemnej wierze, nawet tej przechodzącej fazy wahań i zwątpień.

Ta wiara ma zarówno dla pacjentów, jak i ich terapeutów dwoisty charakter. Jest ona bowiem przeświadczeniem, że to coś (miłość, przyjaźń, lojalność, oddanie itd.) jest prawdziwe, że można w tym pokładać nadzieję, że miłość łaskawa i cierpliwa jest..., i wszystko wybaczy. Ma to w konsekwencji ocalić stałość zaburzonego związku. Nawet gdyby kiedyś wszystko między partnerami miało rozchwiać się i runąć, to i tak pozostawała nadzieja powrotu wierności, zaufania i miłości - oczywiście jeśli przedtem uczucie było prawdziwe.

Z drugiej strony miłość bywa samolubna, zaborcza, nierychła w wybaczaniu, czasem jest tylko grą wynikającą z egoizmu, wygodnictwa czy też prozaicznego lęku przed samotnością, której unika się nawet za bardzo wielką cenę.

Często w terapii sięgamy również do sfery religijności pacjenta. Jeśli ktoś wierzy w Boga, to może w chwilach trudnych oprzeć się na tej wierze.

Doradcy wszelkiego rodzaju powinni się wzajemnie uzupełniać i komplementarnie służyć potrzebującym. Jednak doradcy i przewodnicy to tylko ludzie. Dlatego też i oni pokornie powinni prosić o wsparcie innych specjalistów, a i sami służyć im w potrzebie. Pacjent i doradca powinni ciągle pytać samych siebie i innych: po co? jak? dlaczego?

Konflikt, kryzys czy dysharmonia nie muszą być tylko złym doznaniem. Warto tu przytoczyć słowa rosyjskiego psychiatry W. Czekalina: Konflikt jest immanentną cechą zmian. Zmian nie tylko destrukcyjnych, ale i rozwojowych. Ileż to razy konflikt przyczynił się do wyrobienia skłonności w szukaniu dyskusyjno-mediacyjnej drogi do kompromisu, do rozwoju. Wojna, kataklizm żywiołowy, społeczna i ustrojowa rewolucja, schizma religijna itd. przysporzyły kłopotu, cierpienia, wywołały tragedie i rany, a zarazem uruchomiły niewidoczne dotąd mechanizmy solidarności i heroizmu. Paradoksalnie kryzys przyczynia się do rozwoju ekonomicznego, przemysłowego, kulturowego, społecznego oraz wartości humanistycznych. Losy takich postaci, jak choćby o. Maksymilian Kolbe, Oskar Schindler, Raoul Wallenberg, Martin Luther King świadczą o tym dobitnie.

Kryzys i konflikt, nie tylko ten partnerski, małżeński, rodzinny, społeczny, instytucjonalny, ale i globalny, rządzą się podobnymi prawidłowościami. W istocie rzeczy wymagają podobnej profilaktyki, terapii i restrukturalizacji.

Andrzej Komorowski - absolwent Instytutu Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego, doradca rodzinny, terapeuta, mediator społeczny, nauczyciel akademicki, publicysta, ekspert ds. mediów i polityki społecznej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Gdy się nie układa
Komentarze (7)
F
franek
24 kwietnia 2015, 17:03
..Miłość bywa samolubna, zaborcza, nierychła w wybaczaniu..... To nie miłość tylko jej wróg - egoizm. W katolickim piśmie  Posłaniec Serca Jezusowego ani w Deonie nie wolno pozostawiać takich sformułowań pana psychologa bez komentarza.
TM
trójkąt małżeński
9 marca 2013, 20:29
A co jeśli uczucie nie było prawdziwe? Chyba nie ma wtedy nadziei żadnej, i chociaż się jej szuka usilnie przez lata, to nic z tego nie wychodzi....jest pustka, cały czas ta sama jaka była podczas zawierania małżeństwa. Tylko że wtedy się nad tym człowiek tak nie zastanawiał, miało być fajnie, impreza weselna, suknia, potem mniej nudno niż samemu, bo we dwoje. Dopiero teraz gdy mijają lata, wiadomo że to nie wystarczy żeby przejść przez życie wspólnie.... ... .....trzeba zaprosić Jezusa Chrystusa!
A
aaa
9 marca 2013, 11:35
" Ma to w konsekwencji ocalić stałość zaburzonego związku. Nawet gdyby kiedyś wszystko między partnerami miało rozchwiać się i runąć, to i tak pozostawała nadzieja powrotu wierności, zaufania i miłości - oczywiście jeśli przedtem uczucie było prawdziwe."  A co jeśli uczucie nie było prawdziwe? Chyba nie ma wtedy nadziei żadnej, i chociaż się jej szuka usilnie przez lata, to nic z tego nie wychodzi....jest pustka, cały czas ta sama jaka była podczas zawierania małżeństwa. Tylko że wtedy się nad tym człowiek tak nie zastanawiał, miało być fajnie, impreza weselna, suknia, potem mniej nudno niż samemu, bo we dwoje. Dopiero teraz dgy mijają lata, wiadomo że to nie wystarczy żeby przejść przez życie wspólnie.
F
franek
24 kwietnia 2015, 16:55
Miłość jaka przyrzekasz w czasie ślubu nie jest uczuciem. Jest postawą życiową, zobowiązaniem. Zawiera wiele uczuć i to nie tylko tych przyjemnych. Uczucie nie może być prawdziwe lub nieprawdziwe. Natomiast przysięga może być prawdą lub oszustwem.
Ś
świadectwo
8 marca 2013, 20:02
[url]http://www.youtube.com/watch?v=nH8oI2QFPlU[/url] gdy sie nie układa warto zacząć klęczeć i poprosić Boga o wsparcie w rozeznaniu
J
jennea
1 lutego 2013, 12:13
Polecam książkę "Miłość potrzebuje stanowczości" Jamesa Dobsona - ważna dla wszystkich małżonków, przechodzących kryzys. O tym jak mądrze wyznaczać granice zwłaszcza w związku. Polecam także książkę "Wolni od niemocy" o. Augustyna Pelanowskiego
L
lenka
6 listopada 2012, 12:58
W chwili obecnej przechodzę kolejny kryzys małżeński, albo inaczej kryzys trwa już prawie 13 lat od samego początku i mam z tym problem, bo jestem bardzo wierząca i współczuję mojemu mężowi ale muszę podjąć kroki by ratować nasze dzieci, które powinny wzrastać w atmosferze miłości i spokoju a nie strachu, lęku i odrzucenia, a i poczuciu niezrozumienia. Brakuje mi sił i nie chcę niczego skreślać. Mój mąż porzucał nas wielokrotnie a ja wiele razy przebaczałam nie miałam jednak siły aby wymagać od niego. Godziłam się na to co mnie spotykało i czułam się winna, choć niczego nie zrobiłam. Teraz po 1,5 roku wspólnego mieszkani (wcześniej mieszkaliśmy z rodzicami) nie iwdzę innego wyjścia jak odseparować się od niego, bo za bardzo mnie rani i rani też dzieci ( mamy troje). Bardzo potrzebuję wsparcia i pomocy, a najwięcej modlitwy - bardzo o nie proszę.