Jesteśmy jak dzieci z Bullerbyn

Wrócimy na wakacje. Bo lubimy chodzić boso po trawie, grać w siatkówkę, śpiewać z gitarą przy ognisku i rozgwieżdżonym niebie (fot. dmdzine / flickr.com)
Magdalena Guziak-Nowak / slo

Swój przytulny domek nazywają „Słoneczną Przystanią”. Wyremontowali go własnymi rękami cztery lata temu. Latem chodzą boso po trawie, a zimą nie mogą się doczekać lata. – Jesteśmy jak dzieci z Bullerbyn.

Rozalka: Dzięki, o Panie, składamy dzięki…

Żona parzy herbatę.
Mąż zajada się obiadem, trzymając na kolanach najmłodszą córkę.
– Pyszne, żonko.
7-letni starszy brat kroi babkę i strofuje siostrę, która wyciąga rękę po smakołyk: „Najpierw daje się gościom” i częstuje mnie. Siostra, czekając na swoją kolej, nuci pod nosem religijną piosenkę dziękczynną. Za babkę.

Beata: W podróż poślubną pojechaliśmy na studia do Krakowa

DEON.PL POLECA

Dziś mieszkają w Woli Batorskiej oddalonej o 30 km od Krakowa, ale pochodzą z Piotrkowa Trybunalskiego. O Krakowie Beata zaczęła marzyć na szkolnej wycieczce dla najlepszych uczniów z języka polskiego. Wtedy pierwszy raz odwiedziła miasto królów i zapragnęła w nim studiować. Pobrali się po pierwszym roku polonistyki Beaty i maturze Marcina, który w Piotrkowie kończył ostatnią klasę technikum. Chcieli mieszkać razem, ale po bożemu. W podróż poślubną zapakowali ubrania, łyżeczkę, patelnię, pamiątki i prezenty ślubne. I wyjechali na studia dzienne do Krakowa. Zdobywanie wiedzy książkowej szło w parze z odkrywaniem prawdy o „prawdziwym życiu” – niełatwym, bo daleko od rodziców, ale łatwiejszym, bo w asyście łaski sakramentu małżeństwa.

Dziś, jakby to powiedzieli, socjologowie, należą do grupy tzw. młodych dorosłych. Oficjalnie zakończyli swoją edukację, są przed trzydziestką. Nie są jednak zbyt popularnym przykładem. Odstają od singli, poszukiwaczy kariery zawodowej, wrażeń i przyjemności. Beata i Marcin Mądrzy mają troje dzieci, które lubią się przytulać do brzucha Beaty. Pawełek, Rozalka i Lidzia wiedzą, że rośnie w nim brat albo siostra.

Beata: Słuchamy serca

Nie mogli się doczekać dnia, kiedy ich miłość wyda owoc. Na pierwsze dziecko zdecydowali się po trzech latach małżeństwa, choć może rozum podpowiadał co innego – żeby skończyć studia, kupić mieszkanie czy wybudować dom i zdobyć towarzyski prestiż, tak bardzo dziś pożądany. Nie. „Słuchaliśmy serca, tak jak wtedy, gdy postanowiliśmy się pobrać – dwóch romantyków w tych zwariowanych czasach”.

Pawełek przyszedł na świat, kiedy Beata była na czwartym roku. Wymieniali się dzieckiem na przystankach, po znajomości wynajmowali mieszkanie w Śródmieściu, Marcin zabierał Pawełka na wykłady i zarabiał jako kelner w restauracji w Rynku. To była przyspieszona lekcja dojrzałości.

– Czy żałujecie tych decyzji?
– Nie!

Marcin: Obydwoje pracujemy zawodowo, żona w domu

Już w Piotrkowie byli zaangażowani w Ruchu Światło-Życie. Razem dojrzewali duchowo, brali udział w kolejnych stopniach formacji. Zachwycili się ks. Blachnickim. W Krakowie w czasie studiów brali czynny udział w życiu wspólnoty. Wyjeżdżali na rekolekcje jako animatorzy, po urodzeniu Pawełka także w jego towarzystwie. A gdy zmieniali mieszkania – zdarzyło im się to trzy razy – jako nowi parafianie szli do proboszcza zaoferować swój czas, chęci i talenty. Zaskakiwali tym księży, potem zostawiali im numer telefonu i mówili, że są do dyspozycji, gdyby ich potrzebowano. Dziś należą do wspólnoty Domowego Kościoła.

– Jak się formujecie na co dzień?
– Formują nas dzieci, dlatego mamy ich dużo i chcemy mieć ich więcej. Kobieta nie musi robić nic innego, by zostać świętą – wystarczy, że urodzi i na chwałę Bożą wychowa dzieci. Samodzielne rodzicielstwo, bez zaplecza wspomagaczy w postaci dodatkowych rąk babć i niań, uczy pokory, walki ze swoimi słabościami, cierpliwości, której brak – opowiada z entuzjazmem Beata. – Pierwsze dziecko wywróciło nasz świat do góry nogami. O zajmowaniu się niemowlakiem miałam „medialne” wyobrażenie – że wszystko będzie łatwe, że będę go przewijać, a on będzie się uśmiechał. Nic bardziej mylnego. Wychowanie dzieci to ciężka praca. Przybliża mnie to jeszcze bardziej do Maryi, którą chcę naśladować w trwaniu w swoim macierzyństwie.

– A jak sobie radzicie finansowo?
– Nie stać nas na wiele rzeczy, ale stać nas na to, żeby mama była w domu z dziećmi, żeby jeździć do teatru czy świętować w restauracji. My robimy to, co możemy, a Pan Bóg troszczy się o resztę – mówi Marcin.
– Moje serce do tego dojrzewało. Mam dary i łaskę, by być pełnoetatową mamą. Nie wyobrażam sobie życia bez małego dziecka przy mojej piersi. Nie chcę pracować poza domem, bo nie wyobrażam sobie, by dzieci wracały do pustego mieszkania. Bycie mamą to moja kariera. I żoną. Podłogi mogą być nieumyte, ale chcę być piękna dla Marcina – dodaje Beata.
– Zawsze robisz sobie makijaż przed jego powrotem?
– Tak. Maluję oczy i usta i super się z tym czuję. Poza tym uwielbiam sukienki i nie mam w szafie ani jednej pary spodni.

Beata: Lubimy na siebie czekać

Głową rodziny jest Marcin. Beata przyznaje, że nie są nowocześni. – Jesteśmy ortodoksyjnie tradycyjni i „skrzywieni” pod względem polskich tradycji – zapewnia z uśmiechem. Jak niedziela, to najważniejsza Msza św., biały obrus na stole i świąteczna zastawa. I, co ważne, telewizor nie jest członkiem ich rodziny.

A w tygodniu świętem jest każdy wieczór. Kiedy wybija 20.30, małżonkowie mają chwilę tylko dla siebie. Dzieci mogą się po cichu bawić, oglądać książki, ale w swoich pokojach. Beata i Marcin celebrują ten czas, piją inkę, waniliową herbatę, opowiadają sobie cały dzień i czekają na błogą ciszę, gdy dzieciaki zasną. Zawsze kładą się spać razem. Kiedy Marcin ma dużo pracy przy komputerze, Beata bierze książkę i czyta. Modlą się razem tuż przed snem. – To nas motywuje do tego, by nie iść spać osobno. Zresztą, nie lubię zasypiać, kiedy nie mogę się przytulić do Marcina.

Marcin: Chciałem mieszkać na wsi, bo wolę pod stopami czuć trawę niż beton

Napisałam już połowę tekstu, a nie zdążyłam wspomnieć, że do Woli Batorskiej przyjechałam w bardzo konkretnym celu. Małżeństwo zaprosiło mnie, by w ich „Słonecznej Przystani” porozmawiać o życiu rodziny wielodzietnej na wsi. Zmęczeni miastem, przeprowadzili się do swojego małego, zielonego domku z brązowymi oknami w 2007 r. Pełni entuzjazmu, bo lubią harcerskie klimaty, choć Beata nigdy wcześniej nie miała w ręku motyki ani łopaty i marchewkę zasadziła „pół metra” pod ziemią, a Marcin nigdy nie stawiał własnoręcznie ogrodzenia. Bo wieś, w której mieszkają, to wieś tradycyjna, a nie nowoczesne, willowe osiedle, które jest niczym innym jak sypialnią pobliskiej aglomeracji.

– Tu mieszkają bardzo dobrzy ludzie. Przynosili nam jajka, mięso, orzechy i sadzonki do ogródka, kiedy widzieli, że wprowadziła się młoda rodzina z dziećmi. Pomogli nam się zaaklimatyzować – wspomina Beata. – Jesteśmy wdzięczni sąsiadom za opiekę nad naszym domem podczas wyjazdów i po powodzi, kiedy przez trzy miesiące gościła nas zaprzyjaźniona rodzina i to całkiem bezinteresownie.

Pierwszym zderzeniem z sielską rzeczywistością był fakt, że co prawda jest dom kultury, ale nie odbywają się w nim zajęcia dla maluchów czy dorosłych. Jeśli ktoś gościnnie występuje, informacja o tym wisi za szybą. A do sklepu chodnik prowadzi dopiero od pół roku. Nie zraziło to jednak „młodych pozytywistów”, ale wywołało chęć zmian.

Marcin: Trzeba robić coś dla kogoś, a nie za coś

Pierwszym pomysłem, na jaki wpadli, było założenie Klubu Mamy. Inicjatywę poparł ksiądz proboszcz i zareklamował z ambony. W pustym dotąd domu kultury przy gorącej czekoladzie miały się odbywać spotkania mam i ich dzieci. Władze obiecały przytulną salę wyłożoną matami i kolorowymi kulkami, ale na tym się skończyło. Mamy miały się spotykać w „olbrzymiej sali koncertowej”, nie otrzymały żadnego wsparcia finansowego, a gdy kobiety chciały założyć swoją kronikę, kierownik Centrum Kultury Niepołomice zapytała: „A po co?” Na panewce spalił też pomysł wykorzystania pianina i zorganizowania koncertów dla mam z maluszkami oraz aerobik dla kobiet za 4 zł od osoby. Skończyło się, gdy po dwóch miesiącach aktywności dziewcząt i kobiet z okolic na gimnastykę przyszła tylko Beata i z własnej kieszeni musiała zapłacić za całą grupę.

Wielką popularnością cieszy się jednak zapoczątkowane przez Mądrych wspólne śpiewanie pieśni patriotycznych. Na pierwszą wieczornicę przyszło 60 osób, na kolejną – ale już w kościele w sąsiedniej parafii – 200. Były małżeństwa z dziećmi, dziadkowie, strażacy, harcerze, nauczyciele. W tym roku na 11 listopada Beata i Marcin planują dodatkowo I Niepodległościowy Bal z tańcami dworskimi. Ukończyli kurs wodzirejski u najlepszych wodzirejów w Polsce. Młode małżeństwo coś zmieniło, dało wsi ducha.

Beata i Marcin: Będziemy tu wracać lepić bałwana

Choć w pobliskiej puszczy mają swoją polanę niezapominajek, choć nadali drzewom imiona, choć na wsi dzieci nigdy się nie nudzą, a sąsiedzi mówią „Dzień dobry”, szukają domu w Krakowie.

– Obecny czas edukacji dzieci, mojej pracy oraz potrzeb żony wzywa nas do Krakowa – mówi Marcin.
– Miasto wychowało nas do kultury – potwierdza Beata.

Życie rodziny wielodzietnej na wsi nie jest łatwe, kiedy z pracy zawodowej wraca się do pracy w stodole lub w ogrodzie, kiedy nie można wsiąść do busa z wózkiem, a niskopodłogowy autobus nie kursuje w godzinach aktywności mamy z dziećmi, czyli między 9 a 13.

– Nasz dom nazywa się „Przystań”, więc na razie odpływamy. Wrócimy na wakacje. Bo lubimy chodzić boso po trawie, grać w siatkówkę, śpiewać z gitarą przy ognisku i rozgwieżdżonym niebie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jesteśmy jak dzieci z Bullerbyn
Komentarze (41)
E
ess
4 marca 2011, 15:33
ess, naprawdę wierzę, że dźwigasz swoje życie godnie i nie umniejszam tego faktu. Ale na miłość Boską nie lekceważ tych, którzy może mieli łatwiej niż Ty, ale jednak nie spędzają życia w ciepłych kapciach. Bo tak jawią mi się bohaterowie tekstu. Każdy ma problemy. Każdy na własną miarę. Nie pisałam, żę cokolwiek dzwigam ani tym bardziej że robię to godnie. Nie rób uwag osobistych bo to niekulturalnie. Franek zwrócił się do mnie z radą o kupowaniu mieszkania więc i ja odpisałam wykorzystując własne doświadczenie. To, że piszę o trudnościach nie oznacza, że ja je wszystkie przeżywam. Znam realia i tyle. Potrafię ocenić co zdobyłam samodzielnie, a to co osiągnęłam "bo mi się udało", bo mi ktoś ułatwił a inni muszą osiągać sami.
E
ess
4 marca 2011, 15:28
Małe mieszkania i wielodzietną rodzinę. Dziwnie skupiasz się jedynie na metrażu własnościowym a nie na otwartości na życie... Nie do końca rozumiem. Zakładam że cały czas mówimy o ludziach którzy mają dzieci. Gdyby chodziło o bezdzietnych to kwestia mieszkania byłaby drugorzędna, bo wtedy zazwyczaj można mieszkać nadal z rodzicami. Otwartość na życie to nie jest jakieś poświęćenie. Jak ktoś nie chce dzieci to nie musi mieć. Ale zazwyczaj ludzie chcą mieć dzieci. To radość i szczęśćie. Nie wiem dlaczego traktujesz to jako jakiś ciężar. Chyba, że źle zrozumiałam.
J
j
4 marca 2011, 15:21
Dlaczego temat narzekania na warunki mieszkaniowe odzywa się wtedy, gdy tekst mówi o ludziach, którzy uporali się z tym problemem? Z zazdrości? A może to jest właśnie niemożność wyjrzenia poza swój własny świat problemów mieszkaniowych?... Nie ma tu mowy o uporaniu się z problemem mieszkaniowym. Raczej jest tu sytuacja kiedy tego problemu po prostu nie ma. Ale chyba podstawowym problemem jest tutaj kilka słów na wstępie. Taka sugestia, że inni interesują się tylko karierą a tutaj matka rezygnuje z pracy bo są tacy skromni i rodzinni. W tej sytuacji to normalne, że wypływa problem kosztów utrzymania, bo ci którzy tak rzekomo biegają za karierą tak naprawdę muszą po prostu zapewnić sobie byt. I to oni tak naprawdę więcej poświęcają, mają trudniejsze życie. Tam gdzie matka musi pracować i nie stać rodziny na kilkoro dzieci. Gdyby tylko przedstawiono życie tej rodziny, bez tych ocen, sugestii, to pewnie odbiór byłby inny. Mówisz, że z zazdrości wypływa problem mieszkaniowy. A z czego wypływa zarzucanie narzekactwa, materializmu, braku zaufaniu Bogu wobec ludzi, którym żyje się ciężej? Na pewno nie z zazdrości, bo nie ma powodu. Ale są to zazwyczaj tak mocne ataki, że coś jest na rzeczy. Brak świadomości jak ciężko żyje się bez pomocy rodziny? Jakieś wyrzuty, wstyd, że inni osiągają wsystko sami? Sytuacja jest taka, że trudno jest młodym bez wsparcia- zatem nie ma się czego wstydzić korzystania z pomocy.
E
ess
4 marca 2011, 15:03
Jak dobrze wiesz, dawanie takich przykładów nie ma sensu, bo rasowy narzekacz powie wtedy, że on ma gorzej i ma większe prawa do narzekania. Bo zazwyczaj tak się okazuje, że rasowy "nienarzkacz" ma po prostu dobrze, widać to po twoich przykładach z "problemami" bo mają małe mieszkanie. Śmieszne problemy.
E
ess
4 marca 2011, 14:55
Franek, dzięki za- mam nadzieję- dobre chęci. Z rady nie skorzystam bo już za późno. Ale i tak nie skorzystałabym. Jednocześnie płacić za wynajęcie i odkładać na kupno własnego to ogromne obciążenie, na pewno dużo większe niż spłata kredytu za to w którym już można mieszkać. Poza tym mieszkanie w wynajętym to ryzyko, bo panem jest tu właściciel, jeżeli ma się pecha, to trzeba się będzie kilka razy w tym czasie przeprowadzać a to dodatkowe koszty i finansowe i psychiczne dla dzieciaków. Oczywiście, czasem trzeba przecierpieć, ale jak pisałam jest to wariant ogromnie drogi i na pewno taniej jest kupić i mieszkać na swoim spłacać raty a nie tułać się po cudzych kątach. Drugi problem w wynajętym mieszkaniu to brak możliwości zameldowania się a to stwarza wiele problemów organizacyjno-urzędowo-prawnych. Czasem uda się wynająć coś korzystnie, po znajomości. Kiedy cokolwiek mi się w życiu udaje jakoślżej, sposobem, to zawsze mam tego świadomość i nie wciskam innym kitu, że to takie super- rozwiąznaie. No i jeszcze. Nie zpaomniałeś czasami o pomocynch dziadkach tej rodziny? Bo chyba wcześniej pisałeś że tak- z pomocą- żyję większość twoich znajomych i rodziny. I daczego piszesz o znajomych, gdzie na pewno nie znasz do końca sytuacji. Napisz o sobie.
J
j
4 marca 2011, 14:46
Co do narzekania rodaków na swój los, to nie zauważam korelacji między rzeczywistymi warunkami ich życia a stopniem narzekania. A ja zauważam, że narzekają ci, którzy noszą sami sowoje ciężary, zdani na siebie, zdobywają wszystko ciężką pracą. A nie narzekają ci, którym coś się poukładało, przede wszystkim dostali pomc rodziny, i na siłę chcą udowodnić, że to nic wielkiego, że bez tego też można sobie poradzić. Nie wiem dlaczego. Korzystać z pomocy rodziny to nie wstyd. Wstyd nie docenić tych, którzy muszą to wszystko osiągnąć sami.
J
j
4 marca 2011, 14:41
cd. Podam przykład rodziny, którą znam osobiście: Gdy urodziło im się pierwsze dziecko żyli w małym mieszkaniu. Teraz mają troje dzieci i wykańczają dom. Ale najpierw była decyzja na otwartość na życie, a potem otworzyły się możliwości zarobkowe męża i możliwość budowy domu gdzieś na wsi. Nie, nie otwartość na życie była pierwsza. Pierwsze był to małe mieszkanie. Skąd? Gydy było wynajęte, to nie mogliby w międzyczasie utrzymywać pięciosobowej rodziny i budować domu. Inna rodzina: Gdy urodziło im się czwarte dziecko przeprowadzili się z kawalerki (25 m kw.) do własnego domu. Z tego co wiem, nadal spłacają kredyty, . A kawalerka skąd? Kupili mając czworo dzieci? Wynajmowali, utrzymywali czworo dzieci i budowali dom? Kawalerka na początek to luksus. Jeżlei zaczyna się od kawalerki to łatwo dojść do czegoś więcej. Takie przykłady z daleka "pachną" pomocą rodziców. Przecież gdyby problemem mieszkaniowym było w Polsce to, że rodzina ma małe mieszkanie to znaczyłoby że praktycznie nie ma problemu. Każda rodzina byłaby szczęścliwa mając na początek małe mieszkanie. Jeżeli to są przykłady na to że ludzie mają trudności ale jednak nie narzekają, to jest to przede wszystkim przykład egoizmu, braku wyobraźni, że są na świecie rodziny, które nawet małą kawalerką muszą sobie samodzielnie kupić czy wynająć.
F
franek
4 marca 2011, 13:51
ess - chcesz porady co do kredytu? Proszę bardzo. Unikaj doradców finansowych, bo oni dbają - jak każdy - o swoje dobro, a potem o dobro banków z których istnieniem związany jest ich byt. Ty jestes ich "pożywieniem". z Twoich pieniędzy, Twojej pracy oni żyją. Jak sobie radzić? Jeden z moich bliskich zrobił tak: jeśli miał taką zdolnośc kredytową, że mógł wziąc kredyt na 30 lat to obliczył sobie, że po 10 latach odkładania pieniędzy w wysokości tych rat kupi sobie mieszkanie bez korzystania z kredytu i tak to właśnie realizuje. Bo z dostępnych wszędzie symulacji wynika, że po 30 latach trzeba oddać bankowi prawie trzy razy tyle ile pożyczasz. To właśnie znaczy, że po 10 latach już im dasz sumę równą wysokości pożyczki. I płacisz dalej, zamiast kupować drugie i trzecie mieszkanie dla dzieci. No ale jak przeżyc te 10 lat bez mieszkania? Otóż koszt utrzymania już kupionego na raty mieszkania tez wynosi kilkaset złotych miesięcznie - czyli masz na to pieniądze. On chcąc kupić mieszkanie w Warszawie (tu pracuje) teraz wynajmuje dość nędzny domek - pokój z kuchnią - w Milanówku. Ale za bardzo małe pieniądze. Codziennie dojeżdża do pracy, ale żona z dwójką dzieci zostają w tym domku i tak bedzie jeszcze kilka lat. Potem kupią wymarzone mieszkanie w stolicy (używane, do remontu, ale blisko szkoły i pracy) i dalej bedą żyli bez rat odkładając na kolejne mieszkanie. Oczywiście jeśli nie masz takich zarobków by coś odkładać, to ten sposób jest dla Ciebie niedobry. Kredytu jednak tez nie dostaniesz. Co do narzekania rodaków na swój los, to nie zauważam korelacji między rzeczywistymi warunkami ich życia a stopniem narzekania.
)
))
4 marca 2011, 10:08
Myślę, że jeżeli ktoś krytykuje narzekanie to fajnie byłoby dać przykład, w jakiej sytuajci on sam nie narzekał. Np. "na początku małżeństwa mieszkałem u teściów, odkładlaiśmy pieniądze na mieszkanie,potem rodzice dołożyli, teraz mamy własne i wcale nie narzekamy. A inni tylko biegają za pieinądzem zamiast siedzieć w domu z dziećmi, płacą całą pensję za wynajmowanie, nie mają z czego odkładać, własciciele przepędzają ich z mieszkania do mieszkania a oni zamiast cieszyć się że jeszcze żyją twierdzą, że im ciężko."
A
ann
4 marca 2011, 10:03
Tak, to straszne, że niektórzy nie narzekają, choć mieliby na co! A tak serio, to straszne jest to, że inni, którym przecież nikt nie odbiera prawa do narzekania, chcieliby swoje narzekactwo narzucić reszcie. Jeżlei masz na myśli ten artykuł, to raczej nie pokazano sytuacji że jest na co narzekać, a jednak nikt nie narzeka. A jeżeli chodzi o odbiernaie prawa do narzekania, to w pewnym sensie ono występuję. Ludzie, którym dobrze się układa, żyją sobie dobrze, krytykują innych, żyjących w trudnościach, że mają czelność o tych trudnościach mówić. Niektórzy nie potrafią wyjrzeć poza swój własny świat. Jak pewnien Franek poniżej- że branie kredytu jest niemoralne- to typowy przykład. Oczywiście, że on nie musi narzekać, ale rodzina z 30 letnim kredytem za kawalerkę w bloku może już mieć inne zdnaie na temat warunków życia jakie stwarza się rodzinom.
Bolesław Zawal
4 marca 2011, 09:01
Masz rację Kasiu jeżeli wszyscy będą jednakowi to ten świat będzie poprostu smutny. Uważam że każdy z nas jest w jakiś sposób zakręcony i nikt powtażam nikt nie ma prawa oceniać kogoś innego stylu życia, tak naprawdę nie ujął bym że ten artykół gloryfikuje ten styl życia lecz wręcz przeciwnie ukazuje pewne postawy życiowe, które powinny być naśladowane chodzi przede wszystkim o zaufanie Bogu, radość życia, nie przejmowanie się trudnościami oraz radość drgim człowiekiem i ich bezgraniczną miłość, Właśnie takie postawy powinny być naśladowane a nie takie do, których się przyzwczailiśmy a są lansowane codziennie w środkach masowego przekazu, kłutnia nienawiść, jakieś wypadkii katastrofy, bo to podnosi nas na duchu że ktoś inny ma jeszcze gorzej jak my. Właśnie przez taki wizerunek człowieka ukazany w telewizji, radio czyni nas zniesmaczonym pozytywnym przykładem. Proponuję tak w ramach eksperymanu na sobie samym wyłączyć telewizor i radio tak na miesiąc a w tym czasie przeczytać jakąś książkę lub zająć się czym kolwiek innym a sami zobaczą jak zmieni się postawa życiow tych odważnych bo potrzeba olbrzymiego samozaparcia i odwagi. Życzę powodzenia w eksperymencie oraz wszystkiego dobrego
K
kasia
3 marca 2011, 23:43
 Uważam, że bez sensu jest przeciwstawianie singli sparowanym, dzieciatych bezdzietnym, młodych starym, robotników chłopom i matki pracujące matkom "kurom domowym" itp itd. Ten artykuł, choć nie wprost, gloryfikuje pewien styl życia a krytykuje inny. To mi się nie podoba. Ludzie mają prawo żyć tak jak chcą. Na wsi lub w mieście, z dziećmi lub bez. Fajnie że sa pozytywnie zakręceni, ale nie dla każdego jest ten styl życia. Ludzie się różnią, nie możemy wszyscy przeprowadzić się na wieś, bo przestałaby ona być wsią. Życie to ciągłe wybieranie pomiędzy różnymi opcjami, niektóre wzajemnie się wykluczają. 
Bolesław Zawal
3 marca 2011, 21:38
Myślę, że ta sentencja ignacjańska pogodzi ten spór: ""Ufaj Bogu tak, jakby całe powodzenie spraw zależało wyłącznie od Niego; tak jednak dokładaj wszelkich starań, jakbyś ty sam miał wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła."
J
j
3 marca 2011, 17:24
Odpowiadając na Twój kolejny argument. Jeśli czegoś nie dostaliśmy, to najwyraźniej nie było to dla nas dobre. Chrześcijanin, który faktycznie wierzy, patrzy na świat inaczej i nie mówi, że Bóg nie zagwarantował mu wszystkiego. Gdyby to co napisałaś było prawdą, to w takim wypadku nie moglibyśmy powiedzieć, że Bóg jest wszechmocny. To przytocz dokładnie o jaki argument chodzi i wyjaśnij jak odnosi się do niego twój komentarz. Wcześniej dokładnie sam przeczytaj i staraj się zrozumieć. Nie napisano nigdzie, że Bóg powinien nam wszystko dawać. Przeczytaj wcześniejsze wypowiedzi. I sam artykuł. Były głosy twierdzące że ta rodzina żyje w dobrych warunkach, bo jest wierząca, pomaga ludziom itd. Stąd komantarze, że wiara nie zapewnia dobrego dobrobytu.To tak w skrócie ci wyjaśniam żebyś zorientował sięw czym rzecz.
J
j
3 marca 2011, 17:14
@ann, piszesz herezję - "poleganie na Bogu nie gwarantuje załatwienia tu na ziemi wszystkich spraw, zwłaszcza tych bytowych." To nie herezje tylko fakty. Nie gwarantuje. Nie ma takiej zasady, że wiara, ciężka praca i uczciwość, poleganie na Bogu sprawiają, że mamy gdzie mieszkać i co jeść. Nie wiedziałeś o tym? To tajemnica, tutaj na ziemi jej nie zgłębimy. Oczywiście, że nie jest tak jak napisałeś, że Bóg nam czegoś nie dał bo to nie było dla nas dobre. A przynajmniej nie zawsze. Jednemu dał dach nad głową zapracowany rękoma rodziców a innym ciężko pracujacym dał bezdonmość bo uważał, że dla ich dzieci lepiej być bezdomnymi? Bóg szanuje wolną wolę ludzi. Kiedy ktoś mnie krzywdzi to nie dlatego, że Bóg uważa że to dla mnie dobre tylko dlatego, że na mojej drodze stanął zły człowiek.
E
ess
3 marca 2011, 15:55
do ess: Wychowałem sie w dużej rodzinie w małej miejscowości pod Warszawą. Tam wszyscy żyli biednie, ale kto narzekał na swój los stawał się pośmiewiskiem innych. A dzisiaj? Odchowałem kilkoro dzieci i mam kilkanaście wnucząt. Wszyscy sobie pomagamy i uważamy. że żyjemy godnie i w dobrych warunkach. Nikt nie spłaca rat kredytu, bo uważamy życie na kredyt za niemoralne! Narzekanie na swój los to jakby sikanie do własnej kieszeni. Nie pomaga - a zatruwa atmosferę. Człowieku, oprzytomniej! Nikt nie bierze kredytu dla rozrywki. Kupiłeś mieszkanie za gotówkę? Za  pierwszą pensję? Przestań sadzić banały, napisz konkretnie, co radzisz ludziom, którzy nie mają pieniędzy na mieszkanie. A może posiadanie dachu nad głową jest niemoralne? Fajnie, że sobie pomagacie ale są rodzice, którzy nie chcą pomagać dorosłym dzieciom. Jeżeżeli wyszedłeś z domu goły i bosy i z apirwszą pensję zapewniłeś rodzinie byl to się wymądrzaj- chętnie posłucham, a jeżeli korzystasz z pomocy rodziny, to nie oceniaj tych, którzy robią dla siebie więcej niż Ty bo samodzielnie. Skoro żyjesz w dobrych warunkach to dlaczego miałbyś narzekać? Nie masz w sobie ani odrobiny empatii ani wyobraźni? Inni nie zawsze żyją w dobrych warunkach. Ja jestem przykładowo zdrowa, więc nie robię z siebie bohaterki że nie narzekam na zdrowie ale i  nie krytykuję tych, którzy narzekają na zdrowie- teraz jaśniej? 
F
franek
3 marca 2011, 15:40
do ess:  Wychowałem sie w dużej rodzinie w małej miejscowości pod Warszawą. Tam wszyscy żyli biednie, ale kto narzekał na swój los stawał się pośmiewiskiem innych. A dzisiaj? Odchowałem kilkoro dzieci i mam kilkanaście wnucząt. Wszyscy sobie pomagamy i uważamy. że żyjemy godnie i w dobrych warunkach. Nikt nie spłaca rat kredytu, bo uważamy życie na kredyt za niemoralne! Narzekanie na swój los to jakby sikanie do własnej kieszeni. Nie pomaga - a zatruwa atmosferę. 
A
ann
3 marca 2011, 13:25
  Polegaja nie tylko na sobie, ale przede wszystkim na Stwórcy, i żyją naprawdę mądrze i spokojnie. Tragedie i zło ich nie omijają, ale oni nie skupiają się na nich, tylko idą dalej i są szczęśliwi. Mirabelko, pleganie na Bogu nie gwarantuje załatwienia tu na ziemi wszystkich spraw, zwłaszcza tych bytowych. To już  Znam ludzi dobrych i wierzącących (wykształconych i pracujących), którym nie starcza kasy na to aby matka nie pracowała. I nie chodzi o luksusy ale o płacenia wynajmowanego mieszkania. Trudno nie skupiać się na takim problemie jak potrzeba dachu nad głową, zwłaszcza kiedy ma się dzieci. Zresztą w artykule nie opisano żadnych problemów tej rodziny, więc nie można tu powiedzieć że skupiają się na tym co dobre a nie na tym co złe i idą dalej- jak napisałaś. Dobrze, że fajnie im się układa, ale myśl artykułu jest taka, że inni to gonią za pieniądzem a oni są rodzinni. Każda rodzina, którą znam "goni" za pieniązem aby zapewnić podstwawowe dobra a rodzina jest zawsze najważniejsza.
B
bart
3 marca 2011, 11:47
 Do Mirabelka i Amelia                           Powiadam Wam ten artykuł to stek bzdur i to jeszcze napisane piórem wczesnej gimnazjalistki. A Wy zamiast pisać głupoty weźcie się za odrabianie lekcji. Najlepiej czytajcie lektury. "Chciałoby się wielkich rzeczy, a tu pospolitość skrzeczy" "Wesele" Wyspiański. Acha opisana rodzinka jest przykładem ciężkiej patologii. jest ciemno - módlmy się
M
Mirabelka
3 marca 2011, 11:15
 do ann – nie ma raju na ziemi, bo jest zło, krzykliwe, rzucające się w oczy, przesłaniające to, co dobre. Tyle, że my mamy wybór. Możemy się poddać i patrzeć na ludzi przez pryzmat tego, co złe, sztuczne, fałszywe; ale możemy też wierzyć, że w ludziach jest dobro, że to co nas spotyka nie jest przypadkiem tylko łaską, możemy mieć dalszą perspektywę niż tylko ta nasza ziemska. Wbrew pozorom, Mądrzy nie są odosobnieni, sama znam wiele takich właśnie rodzin. Polegaja nie tylko na sobie, ale przede wszystkim na Stwórcy, i żyją naprawdę mądrze i spokojnie. Tragedie i zło ich nie omijają, ale oni nie skupiają się na nich, tylko idą dalej i są szczęśliwi. do bart – na wsiach mieszkają też młode, energiczne matki, które chcą zrobić coś dla siebie, choćby to miał być tylko aerobik raz w tygodniu. Szkoda, że nie starczyło im zapału. Czasem trudno jest wyjść poza codzienne schematy, również schematy myślowe, jak widać :)
A
amelia
3 marca 2011, 11:08
Moja siostra na wsi czeka na takie inicjatywy, aerobik, fitness - zwłaszcza zimą a sama nie czuje się dobra organizacyjnie.Fajny artykuł - bardzo pozytywny przykład, któryh brak chociazby na onecie
B
bart
3 marca 2011, 08:58
 Do Mirabelki                Zaiste to bardzo przykre, że inicjatywa areobiku została przez wiejskie utrudzone matki odrzucona. A może pomysł był z gruntu kretyński. Przy okazji za tak głupie artykuły powinno być potrójne dożeywocie zakazu pisania.
A
ann
2 marca 2011, 23:45
dobroc i wiedzą, widzą! że On ich prowadzi. Gdy jest potrzeba, znajdują sie pomocni ludzie, gdy nie ma co włożyc do garnka, ktoś zaprasza na obiad. Niestety Mirabelko, nie jest tak jak piszesz,  nie ma jeszcze raju na ziemi. Często ci, którzy są dobrzy i pracowici mają problemy i nikt im nie pomaga.
A
ann
2 marca 2011, 23:35
To ze ktoś nie marudzi to jest banałem, wiem każdy chce usłyszeć (przeczytać), że ktoś inny ma gorzej, takie polskie piekiełko. Nie, nie chodzi o to aby przeczytać że ktoś ma gorzej, ale żeby nie robić z kogoś na siłę bohatera dlatego, że nie marudzi (bo nie ma powodu). Nie słyszałam żeby ktoś narzekał w sytuacji kiedy matka nie musi pracować i są środki na skromne chociaży utrzymanie i przede wszystkim mieszkanie. Ludzie narzekają- słusznie- kiedy obydwoje dobrze wykształceni, pracują żeby z ledwością starczyło na morderczy czynsz za wynajem. Ale jest też faktycznie wiele rodzin, które dzięki pomocy rodzin mogą sobie pozwolić na pozostanie matki w domu.
M
Mirabelka
2 marca 2011, 22:44
Ja tu widzę nie tylko słodycz, bo na pewno nie było im dobrze i miło gdy większość inicjatyw podejmowanych w sąsiedztwie kończyła sie faskiem, lub gdy powódź zalała im dom, o czym jest wspomniane w artykule. Ale oni wierzą w Boga, w Jego dobroc i wiedzą, widzą! że On ich prowadzi. Gdy jest potrzeba, znajdują sie pomocni ludzie, gdy nie ma co włożyc do garnka, ktoś zaprasza na obiad.  Gdy ktos zyje w autentycznej relacji z Bogiem, patrzy na świat z innej perspektywy, widzi w nim przede wszystkim dobro. Jest szczęśliwy i wie, że nie zginie. Błogosławiona rodzina.
Bolesław Zawal
2 marca 2011, 21:40
To ze ktoś nie marudzi to jest banałem, wiem każdy chce usłyszeć (przeczytać), że ktoś inny ma gorzej, takie polskie piekiełko.
B
bart
2 marca 2011, 21:35
 Opowieść banalna, i beznadziejnie opisana. Szkoda czasu na te bzdury! Widać DEON daje artykuliki na zasadzie "zapchajdziury". Dwie strony bełkotu - to się w głowie nie mieści.
E
ess
2 marca 2011, 20:52
Zgodnie z biblią każdy swój krzyż ma nieść sam. Jedni drugim ciężary noście. Ale cóz ci ludzie robią dziwnego? Tak żyło i żyje bardzo wiele osób. Spora część mojej rodziny i znajomych. Dobrze że to ktoś opisał, bo najczęściej słychać takich wiecznie narzekających na swój los. To takie pańszczyźniane i socjalistyczne dziedzictwo! Franek, oczywiście, że jeżei ktoś nosi nasz krzyż, to nie musimy narzekać. Ale wyobraź sobie, że nie każdemu ma kto ponieść. Taki jesteś bohater, bo dla ciebie to normalne, że pomagają! Ci narzekający robią więcej niż Ty, bo muszą być samodzielni. To nie jest zasługa rodziny, której pomagają tylko tych, którzy tę pomoc niosą. Nie ocienaj mądralo tego czy ktoś narzeka czy jest zadowolony, tylko to ile sam musi włożyć pracy aby przeżyć.
E
ess
2 marca 2011, 20:47
"Kiedy wynajmuje się bez znajomości to na pewno jedna pensja nie wystarczyłaby, bo czynsz to właśnie równowartość pensji." Kiedy robisz cos dla innych masz znajomości! Kiedy nie masz telewizora masz czas dla dzieci! Kiedy żyjesz z jednej pensji nie wydajesz na przedszkole, spłaty rat (nie dostaniesz kredytu), mniej na dojazdy, , gotowe jedzenie, itp. - jest taniej! Nie zawsze znajomości oznaczają, że ktoś pomoże nam zapewnić mieszkanie. To dosyć duża sprawa. Jeżeli ktoś nie ma gdzie mieszkać to nie oznacza, że nikomu nie pomaga a jeżeli pomaga, to nie znaczy że inni pomogą mu w wynajęciu. Jeżeli ktoś spłaca raty za samochód albo jakieś inne luksusy to nie narzeka, że brakuje mu jednej pensji bo to jego wybór, że chce mieć coś więcej, a jeżeli to są raty za mieszkanie, to są koniecznością.Jak nie dostanę kredytu, to nie mogę mieć rodziny- chyba, że założę ją na ławce w parku. Oj, Franek przyznaj się- ktoś ci pomaga Twojej rodzinie- rodzice, teściowie?, od razu poznać, bo Twoje pojęcie o realiach jest na poziomie gimnazjum.
F
franek
2 marca 2011, 20:19
"Zycie młodych ludzi z małymi dziećmi i to z jednej pensji jest dramatyczne. Tu pokazano ludzi "odklejonych" od całej dramatyczności świata. Nie wiem, kto im krzyże niesie, ale napewno nie oni sami. Może ich dzieci, może rodzice..." Zgodnie z biblią każdy swój krzyż ma nieść sam. Jedni drugim ciężary noście. Ale cóz ci ludzie robią dziwnego? Tak żyło i żyje bardzo wiele osób. Spora część mojej rodziny i znajomych. Dobrze że to ktoś opisał, bo najczęściej słychać takich wiecznie narzekających na swój los. To takie pańszczyźniane i socjalistyczne dziedzictwo!
F
franek
2 marca 2011, 20:12
"Kiedy wynajmuje się bez znajomości to na pewno jedna pensja nie wystarczyłaby, bo czynsz to właśnie równowartość pensji." Kiedy robisz cos dla innych masz znajomości! Kiedy nie masz telewizora masz czas dla dzieci! Kiedy żyjesz z jednej pensji nie wydajesz na przedszkole, spłaty rat (nie dostaniesz kredytu), mniej na dojazdy, , gotowe jedzenie, itp. - jest taniej!
E
ess
2 marca 2011, 17:22
Z tego tekstu nie można nic o tych ludziach powiedzieć. Są bardzo nieautentyczni. Tacy cukierkowi jak z serialu "M jak miłość". Zycie młodych ludzi z małymi dziećmi i to z jednej pensji jest dramatyczne. Tu pokazano ludzi "odklejonych" od całej dramatyczności świata. Nie wiem, kto im krzyże niesie, ale napewno nie oni sami. Może ich dzieci, może rodzice... Podpisuję się pod tym. Każy kto zaznał samodzielnego życia wie jak jest ciężko zaspokoić podstawowe potrzeby. Wiele rodzin chciałoby tak żyć, spokojnie, z niepracującą mamą, z gromdką dzieci. Gdyby były na to warunki. I wcale nie chodzi o wielkie rzeczy- dach nad głową i pieniądze na skromne utrzymanie.
E
em
2 marca 2011, 16:20
Ten tekst przywrócił mi wiarę w to, że normalne rodziny istnieją, że można godnie żyć bez pościgu za pieniądzem i że są jeszcze osoby, których nie pochłonął bez reszty wyścig szczurów. Podziw bierze, gdy czyta się o kobiecej pracy w domu. Dziękuję!
K
KP
2 marca 2011, 16:06
Tez tak chciałem żyć...
L
lena
2 marca 2011, 15:13
A czytakie teksty muszą mieć jakieś nie wiadomo jak GŁĘBOKIE PRZESŁANIE? CZY SAM FAKT, ŻE LUDZIE SIĘ NIE ROZWODZĄ, ALE SĄ RAZEM (1/3 MAŁŻEŃSTW SIĘ ROZPADA) NIE CZYNI ICH GODNYMI TEGO, BY SIE NIMI ZAINTERESOWAC? Dla mnie to nie jest ani cukierowate ani mdlące. Ale piękne w tej normalnosci. No i nie wydaje mi sie, by mieszkanie bylo tu glownym wątkiem.
E
etak
2 marca 2011, 15:04
Z tego tekstu nie można nic o tych ludziach powiedzieć. Są bardzo nieautentyczni. Tacy cukierkowi jak z serialu "M jak miłość". Zycie młodych ludzi z małymi dziećmi i to z jednej pensji jest dramatyczne. Tu pokazano ludzi "odklejonych" od całej dramatyczności świata. Nie wiem, kto im krzyże niesie, ale napewno nie oni sami. Może ich dzieci, może rodzice...
2 marca 2011, 14:55
:D Pozytywnie "walnięci". Chociaż raczej trudno uwierzyć, że nie mieli po drodze trochę więcej wsparcia, niż tylko "mieszkania po znajomości".
K
kiki
2 marca 2011, 14:35
aż mdli od tej "słodyczy"
A
ann
2 marca 2011, 13:22
Ja znam wiele takich małżeństw- wykształconych, z dziećmi. Nie wiem co ma na celu ten artykuł. Zasugerowanie, że nie ma ludzi dla których rodzina jest ważniejsza od pogoni za pieniądzem? Znam wiele małżeństw, które zostały zawarte bez mieszkania, tylko, że nie każdy miał szczęście wynajmować po znajomości jak tutaj to zostało ujęte. Znam ludzi którzy z dziećmi tułają się po hotelach pracowniczych i wynajętych mieszkaniach. Nie zawsze tak się ułóży, że ktoś wynajmie po znajomości a potem znajdzie się jakiś domek na wsi. Naprawdę nie widzę tutaj jakiegoś bohaterstwa. Raczej zasługa znajomych, żę wynajmowali po znajomości i w ten sposób pomogli. Kiedy wynajmuje się bez znajomości to na pewno jedna pensja nie wystarczyłaby, bo czynsz to właśnie równowartość pensji.
Ś:
Śliczne :)
2 marca 2011, 12:47
Wydaje mi się że znam kilka takich własnie młodych małżeństw
N
noemmii
2 marca 2011, 11:04
Niesamowita i piękna opowieść...