Katalog uczuć zakazanych. Problem z męską emocjonalnością
Mężczyźni, często kiedy jest im trudno lub źle, przestają mówić i bardzo potrzebują zostać z tym sami. Nie chcą rozmawiać. Skąd się to bierze?
Niemalże niezmiennie zaskakuje mnie fakt, że wszyscy wiemy o różnicach w komunikacji między mężczyznami i kobietami, a jednak wciąż je pomijamy lub staramy się zaklinać rzeczywistość, że nas to nie dotyczy.
Mężczyzno, powiedz coś
Mężczyźni, jeśli skarżą się na swoje żony, to zazwyczaj mówią o tym, że one każą im zgadywać, czego potrzebują, zamiast powiedzieć wprost o tym, co jest dla nich ważne. Dlaczego mężczyźni rzadko skarżą się na komunikację? Ponieważ zwyczajnie po pewnym czasie przestają już mówić cokolwiek, bo uznają, że to i tak nie ma sensu. Oczywiście to z kolei złości kobiety, które oczekują, że "oni będą jednak z nimi rozmawiali" i mówili o tym, co myślą i czego chcą, a najlepiej, co czują.
Mężczyźni, kiedy jest im trudno lub źle, przestają mówić i bardzo potrzebują zostać z tym sami. Nie chcą rozmawiać, przegadywać, domyślać się motywów postępowania drugiej strony. Potrzebują zostać sami z tym, co dla nich trudne. Nie chcą rozmawiać, ponieważ nie potrafią mówić o trudnościach, niepewności czy smutku. Skąd się to bierze?
Problem z męską emocjonalością [ROZMOWA] >>
Siedź cicho!
Byłam dzisiaj z moją córką u lekarza, na korytarzu było kilkoro małych dzieci. Dziewczynki siedziały na kolanach swoich mam, chłopcy żywo biegali po korytarzu. Co jakiś czas jedna mama łapała swojego synka i próbowała posadzić go na swoich kolanach. Ruchliwy malec oponował, wyrywając się co sił oraz pokrzykując i piszcząc przy okazji. W związku z tym usłyszał kilkakrotnie od mamy, że jest niegrzeczny, a dziewczynka obok siedzi grzecznie.
W końcu pojawiła się broń ostateczna - jak dalej będzie tak biegał, to go pani siedząca obok zabierze (ja na szczęście nie byłam tą panią zabierającą małych chłopców). Przypatrzywszy się kobiecie na krześle obok w obliczu groźby bycia zabranym, malec skapitulował. W gabinecie, w którym robi się płukanie uszu, przez 40 minut głośno krzyczał drugi chłopiec, lat około sześciu. Krzyczał, że się boi, że będzie bolało i że chce do domu.
Było słychać, że jest wystraszony, choć nigdy wcześniej nie miał takiego zabiegu, prawdopodobnie zareagował tak na pielęgniarkę. Jego tata w zamian krzyczał, że jeśli się nie uspokoi i nie zrobi płukania uszu, to nigdy nie pójdą do domu i zostaną w przychodni na zawsze. Zmęczony malec skapitulował.
Dwulatek biegający z wózkiem usłyszał z kolei, że jest tak niegrzeczny, że nawet nikt by go nie chciał zabrać, bo byłby tylko kłopotem i że jak się nie uspokoi, to wykończy swoją matkę. Ten z kolei skapitulował przekupiony wizją spaceru z babcią.
Tak więc nasz mały bohater - niech będzie Piotrem - rośnie w świecie, w którym dostaje sporo trudnych dla siebie komunikatów, ale większość z nich oznacza, że jeśli będzie naturalnie wyrażał swoje emocje, to będzie to oznaczało dla niego porzucenie lub odrzucenie.
Emocje to błąd?
Oczywiście żaden z tych rodziców nie chciał źle dla swojego dziecka, zwłaszcza że przyszedł z nim do lekarza, jednak mimo dobrych chęci przekazywał trudne dla niego komunikaty. Od dziecka Piotruś uczy się więc, że naturalna dla niego ekspresja siebie jest niemożliwa do zaakceptowania przez otoczenie. Emocje oznaczają samotność.
Wiele trudnych dla Piotra komunikatów pochodzi od rodziców, którzy sami czują się bezradni. Piotruś uczy się więc, że okazywanie emocji sprawia kłopot najważniejszej kobiecie w jego życiu - żeby była zadowolona, najlepiej żeby był grzeczny. Uczy się też od taty, że mężczyźni nie płaczą i że musi być dzielny, bo przecież przesadza i na ogół w życiu nie ma się czego bać. "Grzeczny" oznacza "spokojny i najlepiej cichy". Uczy się dość szybko zgadywać, że milczenie powoduje brak kłopotów.
Dorastając, Piotr odczuwa jednak czasami smutek, czasami się czegoś boi, obawia się o swoją przyszłość, jest niepewny tego, jak jest odbierany. Ponieważ nie umie nazwać tych uczuć w sobie, chciałby z kimś o tym porozmawiać. Jednak gdzieś głęboko tkwi w nim jakiś cierń, który nie pozwala porozmawiać o tym z kobietą, żeby jej "do grobu nie wpędzić lub nie rozczarować", a żadnemu mężczyźnie nie przyzna się do słabości, gdyż wszyscy przecież wokół niego to świetnie radzący sobie bohaterowie. Zamyka więc w sobie te emocje, przykrywając je pracą, sportem, nowym samochodem. Nie chce rozmawiać, ponieważ nie był nauczony rozmawiania i nie słyszał, że można czuć się źle w różnych sytuacjach.
Może byłoby mu łatwiej, gdyby w takiej przychodni usłyszał, że kiedy dwulatek biega po korytarzu przed wizytą u lekarza w upalny dzień, to jest to naturalne zachowanie, ponieważ siedzenie jest nudne, a z lękiem przed wizytą u lekarza łatwiej sobie poradzić, biegając (wielu dorosłych tak radzi sobie ze stresem i mają na to przyzwolenie).
Mama mogłaby wziąć go na ręce i powiedzieć: "Wiem, że możesz się obawiać, że wizyta u lekarza nie będzie przyjemna, jednak chcę cię zapewnić, że to normalne, nikt nie lubi chodzić do lekarza, ale ponieważ martwię się o twoje zdrowie, zależy mi na tym, żeby lekarz sprawdził, co ci jest, i nam pomógł. Obiecuję być tam z tobą i przytulić cię, jeśli poczujesz się nieswojo".
Być może, łatwiej byłoby mu następnym razem powiedzieć o swoim lęku lub napięciu…
Skomentuj artykuł