Jak przytulać, to dobrze. Poznaj sposób na udany seks i wyrównanie deficytu bliskości
Aby jak najlepiej skorzystać z tego gestu, przytulanie powinno stać się momentem, w którym czas się zatrzymuje i nic innego nie jest ważne poza tym uściskiem. Przytulający się do siebie ludzie powinni czuć, jak ogarnia ich wewnętrzny spokój. To jasne, że nie jest możliwy powrót do czasów dzieciństwa i do rodzicielskich "przytulasów", których było za mało - poza tym partner czy partnerka nie może być terapeutą dziecięcych traum! Istnieje jednak sposób na wyrównanie deficytu bliskości.
Istnieją różne rodzaje przytulania. Wystarczy poobserwować ukradkiem uczestników jakiejś imprezy okolicznościowej albo rodzinnego spotkania, by zauważyć, że paleta różnych typów przytulania jest bardzo, bardzo bogata. Mieści się w niej zarówno przytulenie jednym ramieniem, jak i przytulenie "na niedźwiedzia". Objęcie z jednej strony, wydłużone objęcia, przytulenie z klepaniem po plecach, uwodzicielski uścisk… - każdy z tych gestów ma własny styl i znaczenie.
W koncepcji Davida Schnarcha, która może pomóc w zacieśnieniu więzi seksualnej oraz przeżywaniu większej przyjemności z seksu, nie chodzi o jakiekolwiek przytulanie, tylko o pewien specjalny typ przytulenia, który autor Namiętnego małżeństwa nazwał "hugging till relaxed" ("przytulanie aż do rozluźnienia").
Czym jest "przytulanie aż do rozluźnienia"?
Jak ma wyglądać "hugging till relaxed"? W jednym z wywiadów Schnarch tłumaczy to w taki sposób: "Zdejmij buty, aby poczuć stopami podłogę. Staraj się zachować równowagę, stojąc na własnych nogach, nie opierając się ani nie popychając partnera/partnerki. Skup się na sobie, swoim ciele, uspokój się. Obejmij i przytul drugą osobę. Poczuj, że jest ci dobrze. Pamiętaj, żeby głęboko i spokojnie oddychać. Wycisz się. Dostosuj swoją pozycję tak, żeby czuć się wygodnie. Rozluźnij się. Teraz będzie trochę trudniej, bo łatwiej jest przytulić niż się rozluźnić. Początek bywa ciężki, bo większość ludzi nie potrafi odpuścić napięcia w ciele".
Aby jak najlepiej skorzystać z tego gestu, przytulanie powinno stać się momentem, w którym czas się zatrzymuje i nic innego nie jest ważne poza tym uściskiem. Przytulający się do siebie ludzie powinni czuć, jak ogarnia ich wewnętrzny spokój. Powinni doświadczać w sercu głębokiego pokoju. Właśnie tego wiele osób szuka w intymnej bliskości! Wcale nie kosmicznego orgazmu, tylko wewnętrznego ukojenia! Tymczasem wielu ludzi ma na tym polu ogromne deficyty, bo np. w dzieciństwie rzadko byli przytulani przez rodziców. To jasne, że nie jest możliwy powrót do czasów dzieciństwa i do rodzicielskich "przytulasów", których było za mało - poza tym partner czy partnerka nie może być terapeutą dziecięcych traum! Istnieje jednak sposób na wyrównanie deficytu bliskości, o której tu mówimy - a jest nim właśnie "przytulanie aż do rozluźnienia".
Nie wszyscy lubią się przytulać
Nikt z nas nie jest wyposażony w urządzenie do "dobrego przytulania". To, jak się przytulamy i jak reagujemy na bycie przytulanymi, w dużej mierze zależy od tego, kim jesteśmy i jacy jesteśmy. Mają na to wpływ także nasze doświadczenia z dzieciństwa, okresu dorastania itd.
U większości z nas klasyczne przytulenie trwa tyle, ile zabiera nam wymówienie frazy: "Sto dwadzieścia cztery". Po tym czasie, jeżeli przytula nas osoba, której nie znamy albo którą znamy raczej słabo, rodzą się zwykle w głowie pytania: "Dlaczego tak długo?", "Czy to ma już podtekst seksualny?", "Może będzie lepiej, jeżeli wysunę się z objęć?". I wtedy to właśnie robimy: wysuwamy się z objęć, a niektórzy nawet się z nich… wyszarpują.
Żeby kogoś zdrowo i dobrze przytulić, trzeba mieć wewnętrzną równowagę i mocno stać na ziemi. Nie dla wszystkich jest to łatwe ani oczywiste. Niektórzy ludzie w ogóle nie lubią się przytulać. Mówią: "Najlepiej, jeżeli nie trwa to długo, bo potem zaczyna mnie to drażnić". Tacy ludzie nie umieją się także w przytulaniu zrelaksować, gdyż czują, że pod wpływem przytulenia opada z nich emocjonalna zbroja, a oni z jakiegoś powodu chcą ją na sobie zachować. Inni - wręcz przeciwnie - relaksują się w silnym uścisku, gdyż potrzebują poczuć się trzymanymi w ramionach drugiej osoby i chcą się dzielić z nią tą chwilą. Spore kłopoty z takim przytulaniem się mają zwłaszcza mężczyźni - wielu z nich sygnalizuje, że trudno jest im być obejmowanymi. Wolą obejmować, bo podskórnie czują, że ich emocje (jako obejmowanego obiektu) mogą okazać się zbyt silne i znaleźć ujście np. w płaczu w ramionach ukochanej osoby. Ale nie tylko mężczyźni odczuwają opór przed byciem przytulanymi, bo dotyka on ostatnio coraz więcej kobiet. Niektóre kobiety nie mają kontaktu ze swoim ciałem ze względu na chroniczny stres i także boją się być obejmowanymi. Zwykle takie osoby w sytuacji bycia przytulanymi reagują dość nerwowo - chcą wyrwać się z uścisku i przerwać go.
Jak pisze David Schnarch, osoby praktykujące "przytulanie aż do rozluźnienia" zgłaszają także, że przychodzą im wówczas do głowy różne "trudne" myśli. Jedna z kobiet powiedziała: "Myślałam o mojej matce, która biła mnie długą drewnianą łyżką po palcach". Inna zwierzyła się: "Wspominałam mojego ojca, który był agresywnym alkoholikiem", z kolei jeden z mężczyzn oświadczył: "Przychodziły mi do głowy obrazy z wojny w Iraku". Takie myśli mogą być mocno obciążające - zdecydowanie nie o tym chcielibyśmy myśleć, będąc rozluźnionymi w ramionach ukochanej osoby. Na tym jednak m.in. polega dobrodziejstwo częstego "przytulania aż do rozluźnienia"! Praktykowanie go sprawia, iż takie myśli są coraz rzadsze.
Doświadczenie, które pomaga w przytuleniu
Żyjemy w czasach, w których ludzie bardziej obawiają się intymności i zbytniej bliskości niż seksu. Jesteśmy dziś ogromnie wrażliwi na to, jak wyglądamy, koncentrujmy się na szczupłej sylwetce i gładkiej skórze, bojąc się cellulitu albo nadmiarowych kilogramów. Czasami jednak te obawy są niczym w porównaniu z tym, jak bardzo boimy się ujawnić to, co mamy w środku. Boimy się tego, kim jesteśmy - a jeszcze bardziej tego, że ktoś zobaczy, jak bardzo jesteśmy niedoskonali. Niestety, możemy zrobić sobie liposukcję na cellulit, ale nie damy rady zrobić botoksu dla duszy.
David Schnarch proponuje w swojej książce przeprowadzenie pewnego doświadczenia. Wyobraźmy sobie, że obserwujemy kobiety podające sobie z rąk do rąk nowo narodzone dziecko… Zachowują się tak, jakby dzieliły się jakimś narkotykiem! A teraz sami zanurzmy się w tego typu doświadczenie na kilkanaście sekund. Zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie, że trzymamy w ramionach uśmiechające się, świeżo wykąpane i przewinięte niemowlę. Poczujmy, jak nasze ciało i ciało niemowlęcia zlewają się w jedno. Poczujmy miękkość ciała dziecka i jedyny w swoim rodzaju zapach. Być może zechcemy pogładzić gładką skórę niemowlęcia i wyobrazić sobie, że jego maleńkie dłonie chwytają nasz palec. A teraz, przedłużając w pamięci to doświadczenie, wyobraźmy sobie, że to słodkie niemowlę nagle staje się dojrzałym człowiekiem… Prawdopodobnie poczujemy, że odsuwamy się od niego (choć z pewnością nasz odbiór tego doświadczenia będzie uzależniony od wielu kwestii, np. od płci przytulanego człowieka oraz od naszej z nim relacji).
Niestety, także wśród par małżeńskich powszechne jest "trzymanie się na dystans", a przytulanie się, jeśli już do niego dochodzi, odbywa się bez kontekstu emocjonalnego (wystarczy pomyśleć o powierzchownych gestach powitania, o zdawkowych uściskach dłoni, podczas których ręce i ramiona służą do zapewnienia sobie odpowiedniej odległości). Takie pary, nawet gdy się obejmują, robią to tak, że zachowane jest poczucie oddalenia od siebie.
Małżeństwa, z którymi rozmawiam, często przyznają, że mocniej i bardziej naturalnie przytulają swoje małe dzieci niż siebie nawzajem. Wypacza to czasem relacje rodzinne i prowadzi małżonków do - fałszywego lub trafnego - wniosku, że mąż lub żona kochają dzieci bardziej niż swoją "drugą połowę". Tym łatwiej o taką konkluzję, gdy - podczas dotykania współmałżonka - nie czujemy "iskry" albo seksualnych "wibracji". Tylko nieliczni zdają sobie sprawę z tego, że powodem tego typu wątpliwości może być fakt, iż podtrzymanie długiego, odprężającego kontaktu fizycznego - a także tego gorącego, seksualnego - z wieloletnim partnerem, wymaga większej dojrzałości niż w przypadku relacji z własnymi dziećmi. Gdy przychodzą do mnie pary, które mówią, że zaprzestały uprawiania seksu, to często okazuje się, że ich problemy zaczęły się właśnie od zaniechania różnych innych form bliskości fizycznej, np. całowania się czy właśnie przytulania.
Fragment książki Kamila Wojciechowskiego "Sex & smile".
Skomentuj artykuł