Koniec miłości, koniec świata

(fot. shutterstock.com)
Jacek Filek

Cywilizacja gejów i lesbijek, cywilizacja samotnych kobiet i samotnych mężczyzn, cywilizacja małżeństw typu 2+0 czy nawet typu 2+1 skazana jest na wymarcie.

Arab płodzi kilkanaścioro, albo i więcej, dzieci. Odurzony konsumpcją Europejczyk - jedno. Nie ma ono żadnych szans w konfrontacji ze swymi arabskimi rówieśnikami czy w ogóle rówieśnikami z cywilizacji biologicznie żywotniejszych.

Pragnienie dziecka, pragnienie potomstwa przynależy do istoty życia. Coraz powszechniejsze "nie-chcieć" dzieci jest objawem śmiertelnej choroby cywilizacji. Strach przed dzieckiem w miejsce naturalnej radości z powodu dziecka jest triumfem śmierci nad życiem.

DEON.PL POLECA

Jeśli kobieta nie potrafi już kochać mężczyzny, robi się ciemno. Jeśli mężczyzna nie potrafi już kochać kobiety, następuje koniec świata, ludzkiego świata. To może trwać kilkaset lat, ale jest już tylko zamieraniem, tylko pławieniem się w odmętach schyłku. Kiedy kobieta nie potrafi kochać mężczyzny, choć kocha, na przykład, zwierzęta albo inną kobietę, niczego już nie rodzi. Kiedy mężczyzna nie potrafi już kochać kobiety, lecz "kocha" co najwyżej techniczne urządzenia albo innego mężczyznę, niczego już nie płodzi.

Jeżeli kobieta nie potrafi kochać mężczyzny, jeżeli mężczyzna nie potrafi kochać kobiety, cóż na to poradzę? Czy niezdolny do miłości może ją postanowić? Czy może postanowić, że od poniedziałku zacznie kochać i pożądać? Nie, tego postanowić nie może. Cóż więc ma zrobić? Modlić się o przywrócenie na Ziemi zdolności do kochania?

Homoseksualizm to nie święto życia

Jeżeli chłopak pokocha dziewczynę czy dziewczyna pokocha chłopaka, a nade wszystko jeżeli pokochają się wzajemnie, mogą biec przez rynek i krzyczeć z radości. Jeżeli jednak chłopak pokocha innego chłopaka bądź dziewczyna pokocha inną dziewczynę, jeżeli pokochają się wzajemnie, czy mogą biec przez agorę i krzyczeć o swojej miłości? Niezależnie od tego, czy mogą, czy nie mogą, niejednokrotnie by chcieli, bo dla nich to też święto. Tymczasem trochę jakby wstyd albo trochę jakby strach. Koniec ze wstydem, koniec ze strachem, uczą nauczyciele wolności. Przestań się wstydzić siebie, przestań się bać z powodu siebie! Hurra! Demonstrujmy swą odmienność, demonstrujmy radość ze swej odmienności.

Jeżeli mężczyzna nie potrafi kochać kobiety, ale kocha innego mężczyznę, jeżeli nie potrafi pożądać ciała kobiety, lecz pożąda ciało innego mężczyzny, to nie jest to święto życia. Jeżeli kobieta nie potrafi kochać mężczyzny, ale kocha inną kobietę, jeżeli nie potrafi pożądać ciała mężczyzny, lecz pożąda ciało innej kobiety, to nie jest to święto życia.

Jeżeli mężczyzna kocha i pożąda innego mężczyznę, jeżeli kobieta kocha i pożąda inną kobietę, czy jest to jakąś ich winą? Czy oni to świadomie wybrali i postanowili? Nie. To ich los. Oczywiście, po części stają się ofiarami dających się zidentyfikować procesów cywilizacyjnych. Być może też w jakiś sposób wychodzą im naprzeciw, ale zapewne w wielu przypadkach niesprawiedliwością byłoby mówić o ich winie. Co jednak wtedy, kiedy chcą ten swój los upublicznić, kiedy pragną publicznie go demonstrować, za krzywdę uznając chowanie się po kątach? Co wtedy, kiedy domagają się od państwa pewnych materialnych korzyści dla siebie, których nawet najgłębsza przyjaźń (a nie ma niczego bardziej wiążącego niż prawdziwa przyjaźń) nigdy się nie domagała, a które przysługują kobiecie i mężczyźnie stanowiącym rodzinę, czyli miejsce, gdzie rodzi się dziecko i gdzie przeto kobieta i mężczyzna stają się rodzicami? Wtedy działanie par homoseksualnych jest ich świadomym, wolnym wyborem i wtedy w pełni ponoszą one za nie odpowiedzialność.

Żądamy praw

Jedną jest rzeczą, kiedy kobieta kocha i pożąda inną kobietę czy kiedy mężczyzna kocha i pożąda innego mężczyznę, a inną jest, kiedy chcą to upubliczniać i kiedy domagają się dla siebie ulg przysługujących rodzinie. Żyjemy w epoce kultu upublicznienia. Dawniej trzeba było człowieka sowicie opłacić, by zechciał upublicznić intymne strony swego życia. Dzisiaj niejeden chętnie sam zapłaci, by móc je upublicznić. Jeżeli więc czymś innym jest miłość i pożądanie człowieka tej samej płci, a czymś innym dążenie do ich upublicznienia, to czymś innym będzie też potępienie tej miłości i tego pożądania, a czymś innym potępienie dążenia do ich upublicznienia i w konsekwencji propagowania.

Nie można potępiać człowieka za to, co niezależne od jego woli. Owa niewinność i wynikająca z niej niemożność potępiania nie oznaczają jednak, iż z tym, czego jestem mimowolnym narzędziem czy sprawcą, nie wiąże się żadne zło czy zagrożenie złem. Erotyczna skłonność do osobnika tej samej płci jako samo odczuwanie tej skłonności jest w dużym stopniu niezależna od woli, ale rozmaite zachowania, które zmierzają do zadośćuczynienia tej skłonności, a przede wszystkim do jej upublicznienia, są już w pełni od woli zależne i mogą być przedmiotem oceny i odpowiedzialności. Krótko mówiąc, o ile nie można oceniać i potępiać człowieka za skłonność, która nawiedza go niezależnie od jego woli, o tyle można oceniać i potępiać go za folgowanie tej skłonności, za jej demonstrowanie i jej propagowanie jako w pełni od woli zależne.

Dlaczego, a dokładniej, kiedy potępiam homoseksualistów za ich świadome i dobrowolne działania, mające na celu folgowanie immanentnej im skłonności oraz upublicznianie ich homoseksualnych zachowań? W świecie oglądactwa i konsumpcji wydaje się, iż każdy może oglądać i konsumować, co mu się żywnie podoba, byleby nie czynił drugiemu krzywdy (to, że krzywdzi siebie, miałoby już być jego sprawą, zaś to, że boli to tych, którym nie jest obojętny, miałoby już być ich sprawą). Jeżeli dziewczyna spotyka dziewczynę czy chłopak spotyka chłopaka i dziwnym zrządzeniem losu wydają się dla siebie stworzeni (choć przecież nie stworzeni dla swego dziecka), to wydaje się też, że kiedy są już razem ze sobą, kiedy obdarowują się wzajemnie czułością i pieszczotą, jedno nie tylko nie czyni krzywdy drugiemu, lecz je uszczęśliwia. Abstrahując jednak od owego idealnego przypadku "spotkania", skłonność erotyczna, w tym samym stopniu heteroseksualna, jak i homoseksualna, ściśle wiąże się ze zjawiskiem uwodzenia. Uwodziciel jest, oczywiście, w obu wypadkach niebezpieczny, i tu, i tam może zniszczyć życie drugiego człowieka. Jednakże uwodzicielstwo homoseksualne (niech mi wybaczą boleśnie skrzywdzeni przez heteroseksualnych uwodzicieli i uwodzicielki) niesie ze sobą szczególne zagrożenie. Wiedzą o nim najlepiej rodzice uwiedzionych chłopców, którzy nie potrafili potem założyć rodzin. Uwodzicielstwo homoseksualne jest formą indywidualnego szerzenia homoseksualizmu. Być w może w każdym z nas drzemie, czy kiedyś drzemał, zalążek skłonności homoseksualnej. Sprawny uwodziciel, napotkawszy sprzyjające okoliczności zewnętrzne i wewnętrzne, może, szczególnie w młodym, niedojrzałym jeszcze, a cierpiącym osamotnienie człowieku, rozbudzić ów zalążek. Jednakże logiką takiego indywidualnego szerzenia homoseksualizmu, jak i tym bardziej logiką jego upubliczniania i popularyzowania jest rośnięcie w siłę. W tym jednak wypadku rośnięcie w siłę jest wymieraniem. Kiedy owi homoseksariusze wszystkich krajów połączą swe siły, kiedy przystaną do nich nasze dzieci, przyjdzie czas witania nowych barbarzyńców.

"Nie" dla niepłodnych zachowań

Słuchaj, jestem w pełni wobec Ciebie tolerancyjny, daleki od potępiania z powodu nawiedzającej Cię przemożnej fali, ale nie jestem tolerancyjny wobec wszelkich Twoich świadomych poczynań, mających na celu albo mających za skutek rozszerzanie się skłonności homoseksualnej. Rozumiem, że byłoby Ci raźniej, gdyby was było dużo. Lepiej jednak rozumiałem tych, którzy chętnie godzili się z tym, iż należą do nader nielicznych.

Homoseksualizm może być w indywidualnym przypadku rozpaczą życia, jednakże w wymiarze społecznego upowszechnienia nie jest już jedynie jej możliwością, lecz jest jej rzeczywistością. Zrozpaczone życie cywilizacji skazuje ją na śmierć. I to nie tylko biologicznie, ale i moralnie. Kto bowiem nie chce mieć dzieci czy kto nie potrafi mieć dzieci, dla tego czymś innym musi być przyszłość, niż jest ona dla tych, którzy wysyłają w nią swe potomstwo. Kto nie zostawia po sobie dziecka, będzie z mniejszą determinacją troszczył się o kształt przyszłego świata, będzie w mniejszym stopniu poczuwał się do odpowiedzialności za przyszłość. Skłonność homoseksualna może być przypadłym komuś losem, natomiast świadome jej upublicznianie, które nie jest jedynie ekshibicjonizmem, lecz upowszechnianiem i propagowaniem tej skłonności, ma charakter zdrady.

Nie inaczej ma się sprawa z owymi samotnymi z wyboru, z owymi singlami, co uznały, iż dla ich tak zwanych karier rodzina stanowić by mogła przeszkodę. Zarówno oni, jak i ci inni, co samotnymi zostali w konsekwencji wyboru dokonanego przez tych pierwszych, to często ludzie szczególnie dobrze wyposażeni przez los, tymczasem umrą bezpotomnie. I nie inaczej ma się też sprawa z owymi parami małżeńskimi, które choć heteroseksualne, to jednak impotentne z wyboru, bowiem ważniejsza profitura niż progenitura, ważniejsze konsumować niż kontynuować. Żądza kariery i konsumpcji przybrała już tak patologiczne kształty, że siłą swą przewyższa instynkt zachowania gatunku. Ludzie wolą umierać bezpotomnie, ale na wyższych szczeblach społecznych drabin, niż gdyby z powodu dziecka mieli utknąć na szczeblu nieco niższym. Szerząca się i budząca powszechne oburzenie pedofilia jest tylko drugą stroną rozpowszechniającej się pedofobii, lęku przed dzieckiem. Wyparta naturalna potrzeba posiadania dziecka powraca jako erotyczne pożądanie dziecka. Sądzę, iż owa pedofobia pozostaje również w ścisłym związku z obserwowaną ofensywą homoseksualizmu.

Stosunek do dziecka jest kwintesencją stosunku do świata i jego trwania. Wszystko, co zagraża naturalnemu pojawianiu się dziecka w świecie, co zagraża jego naturalnemu miejscu, czyli rodzinie, zagraża istnieniu świata ludzkiego.

Miłość stygnie

Bynajmniej nie idzie mi tu głównie o homoseksualizm. Idzie mi o słabnięcie miłości, miłości wiążącej kobietę i mężczyznę, oraz o konsekwencję tego faktu, jaką - moim zdaniem - jest owo "nie-chcieć-dziecka". Idzie o coś, co ma charakter dającej się zaobserwować tendencji, a nie o potępianie konkretnych osób, na przykład osób, które nie mogą mieć dzieci czy też mogąc, rezygnują jednak z tego dla wyższych racji (intensyfikowanie konsumpcji taką racją nie jest). Nie idzie też o pochwałę witalizmu czy rozrodczości jako wartości biologicznej. Dziecko i jego sprowadzenie na świat nie są dla mnie kategoriami biologicznymi, lecz ontologicznymi.

Miłość kobiety i mężczyzny, z całym jej nie dającym się niczym zastąpić metafizycznym wymiarem, uważam za konstytutywną dla europejskiej duchowości, jaka ukształtowała się w II tysiącleciu n.e. Od razu też przyznaję się do grzechu: z tą duchowością się identyfikuję, tej duchowości chciałbym bronić. Nie zamierzam jednak żadnego podboju, nie chcę jej narzucać innym. Jestem pełen podziwu dla wysokich kultur Indii czy Chin, ale nie pragnę azjatyzacji Europy, tak samo jak nie pragnę jej amerykanizacji czy islamizacji. Nie zamyślam też budowy jakiegoś izolującego kordonu, nie dopuszczającego żadnych obcych ingrediencji. To nie jest ksenofobia, to jest niepokój związany z obserwowanym słabnięciem źródeł.

Mężczyzna żyjący bez kobiety i kobieta żyjąca bez mężczyzny, nie jako konkretny, pojedynczy przypadek, który daje się wyjaśnić i usprawiedliwić, ale jako tendencja, oznacza, moim zdaniem, zmierzch Europy. Kiedy Levinas przypomina starą mądrość, iż "mężczyzna bez kobiety pomniejsza obraz Boga", wcale nie chce deprecjonować samotnych mężczyzn, ale jedynie ukazać transcendencję, jaka możliwa jest tylko w miłości erotycznej mężczyzny i kobiety, w pieszczocie i rozkoszy, w akcie płodzenia, w relacji rodzicielstwa. Już w latach czterdziestych ubiegłego stulecia postulował on, iż "powinno się doceniać właściwą rangę ontologiczną płodzenia - czego nigdy dotąd jeszcze nie zrobiono".

Radykalna inność

Dla mężczyzny podstawową relacją Ja-Ty jest "relacja z innością kobiety" (Levinas, "Całość i nieskończoność"). Miłość wiążąca mężczyznę i kobietę nie jest tedy jakąś "orientacją seksualną", obok której postawić można na równych prawach inne "orientacje seksualne". Miłość erotyczna w swej istocie jest heteroseksualna, zakłada radykalną inność osoby ukochanej. "Miłość - dalej cytuję Levinasa - to relacja z innością, z tajemnicą, to znaczy z przyszłością", zaś "patetyzm relacji erotycznej to fakt bycia we dwoje oraz to, że inny jest tu zupełnie inny". Pełnia miłości wymaga radykalnej inności. Homoseksualizm nie zna radykalnej inności i nie nawiązuje istotnej relacji z przyszłością. Życzę osobom nieodwracalnie zatrzaśniętym we własnej płci szczęścia w ich miłości, życzę im, by nie czuli się we współczesnym społeczeństwie zaszczuci, by znaleźli uznanie dla swych zalet. Nie mogę jednak przymykać oczu na fakt, iż miłość homoseksualna jest pewnego rodzaju narcyzmem płci, że rodzi się często w zalęknieniu innością. Miłość kobiety i mężczyzny jest otwieraniem się na inność, odkrywaniem inności, uczeniem się inności. Owoc tej miłości, dziecko, jest szansą na wykroczenie poza egoizm we dwoje.

Mężczyzna, który kocha kobietę, a nie jedynie pożąda, pragnie mieć z nią dziecko. Kobieta, która kocha mężczyznę, a nie jedynie się z nim bawi, pragnie mieć z nim dziecko. "Miłość szuka czegoś, co nie ma struktury jestestwa, lecz jest nieskończenie przyszłe, co ma się dopiero narodzić". W pełnię miłości wstępuję, kiedy kocham Innego i kiedy Inny kocha mnie, i kiedy "w tej transsubstancjacji, Toż-Samy i Inny nie zlewają się ze sobą, ale - poza wszelkim możliwym projektem, poza wszelką świadomą władzą - płodzą dziecko. /.../. W rozkoszy zarysowuje się już relacja z dzieckiem - pragnienie dziecka, będącego jednocześnie kimś innym i mną samym, pragnienie, które spełnia się w samym dziecku" (tamże). Miłość umożliwia nadejście przyszłości pod postacią dziecka. Relacją z tą przyszłością jest właśnie płodzenie. Polegająca na płodzeniu relacja z dzieckiem "ustanawia - wedle Levinasa - stosunek z absolutną przyszłością lub z nieskończonym czasem". Przyszłość "wymaga inności Ukochanej".

Kiedy kobieta i mężczyzna zostają matką i ojcem, jest w tym jakaś ostateczność. Kochanek może zawsze przestać być kochankiem, zawsze może tą rolę opuścić, ojciec i matka - nie. Owa nieodwołalność nie ma charakteru konwencjonalnego, społecznego, jest ontologiczna. Kiedy zatem szerzyć się zaczyna ów model życia w pojedynkę, czy kiedy kobieta i mężczyzna żyjąc razem nie chcą mieć dzieci, bowiem wartości hedonistyczne i utylitarne są dla nich ważniejsze, słabnie świat, do którego należą, słabnie Europa, a wraz z nią wartości, jakie ją ukonstytuowały, w tym również wartość tolerancji.

Po rozum do głowy

W czasach zamętu aksjologicznego i ogólnej dezorientacji w kwestiach stanowiących interes rozmaitych grup nacisku należy unikać wszelkiego mętniactwa, mowa nasza winna być jednoznaczna. Tak więc: za świat człowieka, za jego przyszłość odpowiedzialny jest tylko człowiek. Człowiek nie ma wolności wyrzeczenia się tego odpowiadania, tak jak ojciec nie może wyrzec się swego odpowiadania za dziecko. To, że człowiek tej odpowiedzialności nie podejmuje, niczego nie zmienia w tym, że to on jest odpowiedzialny. Dlatego odpowiedzialność jest dopiero tą podstawą, na której pojawić może się wolność, wolność, której nie myli się już ze samowolą (uleganie zachceniu nie jest wolnością). Możesz żyć jak chcesz, ale nie każde "jak" podtrzymuje istnienie świata człowieka. Jeżeli zatem przyszłość świata człowieka nie jest ci obojętna, musisz rozstrzygnąć, czy twój sposób życia nie wpisuje się w jakąś tendencję, która nasiliwszy się może zagrozić akceptowanemu przez ciebie światu. Trzeba nie mieć dobrze w głowie, żeby potępiać, na przykład, Wittgensteina za jego homoseksualizm. Jeżeli jednak ktoś taki jak ja, sam pełen win, rozumie, że homoseksualizm nie jest wyłącznie sprawą genetyki, lecz że wyzwoleniu się i utrwaleniu zachowań homoseksualnych sprzyjać mogą pewne warunki zewnętrzne, to nie będzie sprzyjał umacnianiu się tych warunków. Jeżeli ktoś taki, sam rozpustnik i abnegat, rozumie jednak, że zwiedziony i odurzony urokami konsumpcji człowiek gotów jest rezygnować z miłości, z transcendowania siebie i fundowania przyszłości, to nie będzie w imię fałszywie pojętej i zabsolutyzowanej wartości tolerancji akceptująco się temu przyglądał.

Człowiek albo świadomie wybiera to, jak żyje, albo bezwiednie przyjmuje jakiś sposób życia, który zostaje mu narzucony. W obu jednak przypadkach jego sposób życia podlega zasadzie odpowiedzialności. Jeśli więc odpowiadam za to, jak żyję, i jeśli to, jak żyję, nie pozostaje bez związku z tym, co dzieje się ze światem, to moja odpowiedzialność za swój sposób bycia i moja odpowiedzialność za świat, w którym żyję i w którym żyć mają następne pokolenia, stanowią jedno.

Jacek Filek jest cenionym profesorem etyki na UJ w Krakowie. Uważa się za agnostyka. W jednym z wywiadów powiedział jednak: "Wprawdzie nie mam daru wiary, ale to nie znaczy, że jestem człowiekiem niewierzącym". Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Tezeusz.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Koniec miłości, koniec świata
Komentarze (31)
A
Akiro
9 marca 2014, 21:23
Teorie filozoficzne, nawet tak istotnych myślicieli jak Levinas, którego osobiście bardzo cenię, to nie są fakty naukowe ani tym bardziej twierdzenia matematyczne. Innymi słowy - to że coś można wyczytać w tekstach Levinasa, nie oznacza, że tak w rzeczywistości jest, jak On to przedstawia. Dlaczego nie opublikujecie tekstu, który będzie opierał się np. na tekstach Jean-Paul Sartre'a albo - o zgrozo - Judith Butler? Oczywiście, pytanie to jest retoryczne, bo wiem, dlaczego - ich poglądy nie są zgodne z katolicką linią ideologiczną. Tylko warto mieć na uwadze, że powołując się na różnych filozofów można dojść do skrajnie różnych wniosków, więc argumentów z cyklu "X pisał/uważał" nie należy uważać w żadnym sensie za wiążące.
H
homo
12 marca 2013, 18:02
Chciałbym podkreślić, że łacińskie słowo (a nie przedrostek!) HOMO znaczy CZŁOWIEK. Ecce homo - oto człowiek (J 19,5) - jeden z motywów w sztuce: [url]http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/fd/ChmielowskiAdam.1881.EcceHomo.jpg[/url] Homofobia jest zatem lękiem przed człowiekiem. To raczej homosie propagujący zboczenia, czyli - jak zgrabnie nazwał tę grupę autor - homoseksariusze, cierpią na homofobię, a nie heterycy zniesmaczeni tym procederem. To raczej zboczolubstwo stanowi czynnik rozkładu, a nie zboczowstręt, a manifestowanie gejofilii wywołuje równie silną reakcję gejofobiczną czy antygejofilską. Szanujmy język, słowo homo, symbol tęczy itp. itd. Szanujmy się!
M
moni
11 marca 2013, 20:13
Nie mam dzieci , nie w imię kariery ,majątku czy innych wygód. Po prostu nie lubie dzieci. Wiem- też byłam dzieckiem, ale w jakich warunkach żyłam to nikogo nie interesowało.Nie uważam że rodzic bardziej sie troszczy o przyszłość świata ze wgl na dziecko,raczej patrzy jakby tu świat do niego dostosować , dzieci rządzą .Jeśli kogoś pokocham to niekoniecznie będę się nim bawić bo nie zajdę w ciąże.Ile jest wpadek właśnie z pożądania a nie z miłości a potem trzeba ię męczyć w niechcianym małżeństwie.O bliskości i seksie dawno się zapomina.
Dariusz Piórkowski SJ
11 marca 2013, 11:44
  ... Zatem na jedno wychodzi. Kto nie jest płodny (czyli nie rodzi dzieci) - nic nie wnosi do społeczeństwa, chocby uczynił dla niego tyle dobra co np. Schweitzer czy Korczak. Mam nadzieję, że to tylko osobisty (i osobliwy) Księdza pogląd.  Myślę, że nie czyta Pan dokładnie. Ja napisałem to zdanie odnośnie związków homo - bo oni choćby i chcieli to dzieci mieć nie mogą. I też tylko w odniesieniu do przyrostu naturalnego. Wiadomo, że w innych dziedzinach coś wnoszą do społeczeństwa. Natomiast związki hetero przynajmniej teoretycznie są płodne (fizycznie i duchowe), a w praktyce różnie bywa. Ale nikt nie twierdzi, że ci, którzy nie mogą mieć dzieci lub mogą mieć tyle, na ile są w stanie wychować, nic nie wnoszą.  ...
lucja urbanik
11 marca 2013, 11:18
....kto nie jest płodny nic nie wnosi --zbytnie uproszczenie. Znam mnóstwo młodych dziewczyn ,które razem ze swoimi partnerami na niepłodność pracują .Najpierw wszelakie zabezpieczenia by nie zajść w ciążę --plastry, tabletki ...a po czasie walka o zajście w ciążę i bieganie po lekarzach bo rozregulowany hormonami organizm ani mysli począć nowe życie. Dodatkowe "niechcenie" dzieci przez pary mogące je mieć zamyka sprawę ---czy tak czy owak powoli znikamy jako wyznawcy Jezusa ...Mahomet rośnie w siłę ludu.
L
leszcz
11 marca 2013, 11:16
Velario,wyciągasz zbyt daleko idące wnioski ze słów ks.Piórkowskiego. Przecież gdyby tak miał wartościować ludzi jak mu to sugerujesz,i siebie musiałby(jako bezdzietnego)uznać za bezwartościowego:) Trzeba być płodnym w ramach swego stanu:)A w małżeństwie ta płodność wyraża się przede wszystkim w dzieciach(ale nie tylko,więc jak ich nie ma,można inaczej"owocować") Niepotrzebnie niektórzy zapędzili się w tej dyskusji w jakieś ślepe uliczki.Przecież nie chodzi tu o tych,co dzieci mieć nie mogą,ale o całą rzeszę tych,którzy mogą(zdrowotnie,finansowo,organizacyjnie) ,a nie chcą, bo brakuje im wielkoduszności w dawaniu życia i są wygodni. Osobiście poznałem małżeństwo po 40.Zaprezentowali mi ogromniastą willę,wyposażoną od stóp do głów,samochody terenowe,urządzony ogród i oznajmili:teraz zaczniemy starać sie o dziecko.Ostatni mebel,po prostu.
Martino
11 marca 2013, 10:03
~Dariusz Piórkowski SJ Tekst prof. Filka rozumiem nie jako atakowanie bezpłodnych małżeństw, ale zdemaskowanie pewnej postawy konsumpcyjnej - celowe niechcenie dzieci. Bezpłodność fizyczna to zupełnie inna sprawa. Chodzi bardziej o bezpłodność duchową, na którą cierpią płodni - bo nie chcą z różnych powodów mieć dzieci. Z kolei niepłodni de facto mogą być płodni, bo chcą mieć dzieci, choć nie mogą. To są rozważania z etyki, a nie biologii, choć zapisane w formie eseju. Argument z brakiem możliwości zrodzenia dzieci w przypadku homoseksualistów jest bardzo ważny. Nie będzie dzieci, społeczeństwa będą wymierać. Profesor Filek, który jest agnostykiem, mężem i ojcem (ma z tego, co wiem 3 dzieci) demaskuje fałsz, jaki kryje się w stawianiu na równi związku homo z hetero. Dla społeczeństwa ten pierwszy nic nie wnosi, bo nie jest płodny. ... Zatem na jedno wychodzi. Kto nie jest płodny (czyli nie rodzi dzieci) - nic nie wnosi do społeczeństwa, chocby uczynił dla niego tyle dobra co np. Schweitzer czy Korczak. Mam nadzieję, że to tylko osobisty (i osobliwy) Księdza pogląd. 
lucja urbanik
10 marca 2013, 17:04
P.Profesorze zgadzam się w zasadzie ze wszystkim, problem tkwi jednak w totalnym zalaniu nas medialnie:konsumpcją we wszelkich dziedzinach życia społecznego  a ponieważ  młody człowiek ma niesamowitą łatwość i dostęp do mediów manipulujących w stronę hedonizmu odnoszę wrażenie ,że nie tylko nikt nie zatrzyma już "pędu" za dobrami i ogólnym dobrostanem ale ten stan rzeczy powiększy się ...deficyt miłości pogłębi się .Ludzkość wybrała już dawno "życie bez zasad i wartości"...to zbyt przeszkadza i zamaist wolności ammy samowolę.
N
Neon
10 marca 2013, 07:35
Róbcie dzieci, ile Bóg da, sam je wykarmi ubierze, wykształcie. Niech Twoja gromadka żyje w skarajnej nędzy, dla satysfakcji "prorodzinnych" demagogów oderwanych zupełnie od rzeczywistości. Świetny tekst - niczym kolejny list biskupów; nudny, uogólniający, wzięty z kosmosu. ... Ja nie znam rodzin wielodzietnych które żyją w nędzy. A znam ich więcej niz rodzin "małodzietnych". Bóg naprawdę opiekuje się człowiekiem. Kocha go, tylko trzeba zaufać.
N
Neon
10 marca 2013, 07:33
Witam, tekst jest dla ludzi wierzących a nie dla ludzi niewierzących. Przecież 90 % ludzi chodzących do Kościoła to tylko ochrzczeni poganie. I tyle w tym temacie.
K
kick
10 marca 2013, 07:27
Róbcie dzieci, ile Bóg da, sam je wykarmi ubierze, wykształcie. Niech Twoja gromadka żyje w skarajnej nędzy, dla satysfakcji "prorodzinnych" demagogów oderwanych zupełnie od rzeczywistości. Świetny tekst - niczym kolejny list biskupów; nudny, uogólniający, wzięty z kosmosu.
N
niekościółkowy
9 marca 2013, 22:25
Kolejny kościólkowy tekst, który IGNORUJE problem bezpłodności, przemilcza kwestię wrunków życia, pieniędzy, opieki medycznej.  ... Kosmo, czy zauważyłeś, doczytałeś, że ten tekst napisał agnostyk, człowiek niewierzący? Odwołujesz się do stereotypu, że tak tylko myślą "kościółkowi". Niestety, mylisz się.
K
kosma
9 marca 2013, 20:38
Kolejny kościólkowy tekst, który IGNORUJE problem bezpłodności, przemilcza kwestię wrunków życia, pieniędzy, opieki medycznej. Przykład: jak dziś kobieta nie mająca kasy ma znaleźć dobrego lekarza, który poprowdzi jej ciążę???? Podkreślam - dobrego. Poza tym wiele małżeństw jest bezpłodna, nie mają dzieci ale w opini księży i katolików bogobojno-księżykowych, odsądza się ich od czci i wiary, wrzucając do worka z napisem egoiści, albo daje się im "dobre rady" w stylu: to adpotujcie. Cynizm katolików jest nie do zniesienia. Zostawcie ludziom wolność wyboru i zacznijcie wreszcie uwzględniaciać, że nie zawsze oceniacie innych wlaściwie, bo przez klapki na waszych oczach nie potraficie zobaczyć cierpienia.Ten Kościól, w takiej postaci musi się wreszcie zawalić, bo zło, które przez swoich tzw. członków wyrządza innym, przekracza już granice. Im szybciej Pan Jezus coś z tym zrobi, tym lepiej dla ludzi, na których barki wtłacza się brzemiona nie do uniesienia!!!!
Dariusz Piórkowski SJ
9 marca 2013, 15:00
Do ann i anhin, zdaje mi się, że niektórzy czytają tylko nagłówek i początek, choć rozumiem, bo tekst długi. Tekst prof. Filka rozumiem nie jako atakowanie bezpłodnych małżeństw, ale zdemaskowanie pewnej postawy konsumpcyjnej - celowe niechcenie dzieci. Bezpłodność fizyczna to zupełnie inna sprawa. Chodzi bardziej o bezpłodność duchową, na którą cierpią płodni - bo nie chcą z różnych powodów mieć dzieci. Z kolei niepłodni de facto mogą być płodni, bo chcą mieć dzieci, choć nie mogą. To są rozważania z etyki, a nie biologii, choć zapisane w formie eseju. Argument z brakiem możliwości zrodzenia dzieci w przypadku homoseksualistów jest bardzo ważny. Nie będzie dzieci, społeczeństwa będą wymierać. Profesor Filek, który jest agnostykiem, mężem i ojcem (ma z tego, co wiem 3 dzieci) demaskuje fałsz, jaki kryje się w stawianiu na równi związku homo z hetero. Dla społeczeństwa ten pierwszy nic nie wnosi, bo nie jest płodny.
A
anhin
9 marca 2013, 14:00
trochę to dziwaczne, że "ceniony profesor etyki" wytacza tak ciężkie działa żeby dać upust swoim uprzedzeniom i resentymentom, w tym homofobii i ksenofobii. Arabowie mogą mieć kilkanaścioro dzieci, a Europejczycy są egoistami więc mają jedno lub wcale, to znaczy kultura europejska umiera.Więc trzeba o nią walczyć, a zatem się mnożyć, a geje i lesbijki tylko w tym przeszkadzają; nadzwyczaj obiektywny obraz cywilizacji...  Bardzo szanuję i podziwiam perspektywę ontologiczną, rozwiniętą przez p. profesora, ale ona się ma nijak do problemów życiowych homoseksualistów. Bardzo łaskawie ze strony p. profesora, że zdejmuje odium świadomej winy z homoseksualistów, ale od razu obarcza ich odpowiedzialnością za upadek cywilizacji. Otóż 99% homo chce po prostu normalnie żyć, móc przytulić się do swojego partnera/partnerki w miejscu publicznym, iść z nim na publiczną imprezę bez ryzyka skatowania przez homofobów, i mieć takie prawa w kwestiach urzędowych i ekonomicznych jak hetero. Nie siedzieć cicho i przeżywać swój ciężki los i fatalny wpływ na losy świata. Po prostu żyć. Czy p. profesorowi to tak trudno zrozumieć, że to są ludzie, świadomi swojej ludzkiej godności, a nie poszkodowane, kalekie dziwadła, które samą swoją obecnością niszczą zachodnią cywilizację? A najdziwaczniejsze w tekście jest dogmatyczne przekonanie p. profesora, że tak naprawdę jedynym sensem i usprawiedliwieniem związku dwojga ludzi jest -rozmnażanie. Oczywiście, wolno mu tak sądzić i przekonywać do tego innych. Ale ani z nauką, ani z obietywizmem to nie ma wiele wspólnego.
A
ann
9 marca 2013, 12:38
Niezależnie od sprawy osób homoseksualnych bolą mnie bardzo te rozważania w kontekście tysięcy ludzi w Polsce i na świecie, którzy NIE MOGĄ mieć dzieci. Też jesteśmy taką rodziną 2+0. Ani z własnej winy czy wyboru, ani z winy naszych rodziców i rodzin. I co rusz czytam o bezsensowności, braku przyszłości o niepłodności naszego związku. Rozumiem kontekst w którym to napisano, para homo nie ma możliwości spłodzić dziecka, a para hetero owszem jakąś tam potencjalną możliwość ma. Tylko bardzo niedelikatnym są takie słowa, podczas gdy problem niepłodności i bezpłodności nie jest już sprawą marginalną. Ludzie chcieliby dawać nowe życie, tworzyć pełne rodziny, ale nie mają takiej możliwości. Tak jesteśmy rodziną 2+0, boli nas to, ale nie możemy żyć przez lata w poczuciu bycia gorszym, bo niepłodnym, nie jesteśmy egoistami. Są w Polsce i na świecie tysiące małżeństw takich jak my, które nie dadzą nowego życia a mimo to nie chcą słuchać o tym że są mniej wartościowi. Dziękuję bardzo
Dariusz Piórkowski SJ
9 marca 2013, 12:11
Św. Paweł miał na ten temat nieco inne zdanie: "Jesteś wolny? Nie szukaj żony!" (1 Kor. 7.27) "Tak więc dobrze czyni, kto poślubia swoją dziewicę, a jeszcze lepiej ten, kto jej nie poślubia" (1 Kor. 7.38)  "Tym zaś, którzy nie wstąpili w związki małżeńskie, oraz tym, którzy już owdowieli, mówię: dobrze będzie, jeżeli pozostaną jak ja." (1 Kor. 7.8). ... Tylko że św. Paweł myślał, że niebawem Chrystus powróci na ziemię. Bo jak pogodzić to, że Kościół tak bardzo zachęca do małżeństwa, tyle mówi o rodzinie z nauczaniem św. Pawła? W Liście do Efezjan i Kolosan padają już inne słowa o małżeństwie i rodzinie.
Martino
9 marca 2013, 11:53
Św. Paweł miał na ten temat nieco inne zdanie: "Jesteś wolny? Nie szukaj żony!" (1 Kor. 7.27) "Tak więc dobrze czyni, kto poślubia swoją dziewicę, a jeszcze lepiej ten, kto jej nie poślubia" (1 Kor. 7.38)  "Tym zaś, którzy nie wstąpili w związki małżeńskie, oraz tym, którzy już owdowieli, mówię: dobrze będzie, jeżeli pozostaną jak ja." (1 Kor. 7.8).
Dariusz Piórkowski SJ
9 marca 2013, 09:33
Popieram kkk. Dlaczego samotne kobiety wrzuca się do jednego worka z LGBT? Samotne kobiety nierzadko przezywaja wielki dramat. Nie każda z nich (własciwie nas) jest feministka o lewackich poglądach. Nie stronimy od ludzi, po prostu tak wyszło, że jestesmy same, choć bardzo pragniemy założyć rodzinę. ... Nie sądzę, aby autor wrzucał wszystkie samotne kobiety i mężczyzn do jednego worka z innymi. W tekście wyjaśnia o kogo chodzi. O tych, którzy wybierają taki rodzaj życia, taką filozofię, "samotności z wyboru", by zrzucić z siebie odpowiedzialność: "Mężczyzna żyjący bez kobiety i kobieta żyjąca bez mężczyzny, nie jako konkretny, pojedynczy przypadek, który daje się wyjaśnić i usprawiedliwić, ale jako tendencja, oznacza, moim zdaniem, zmierzch Europy". Owszem, czasem trudno wyznaczyć granicę, czy bycie singlem jest z wyboru, czy z konieczności. Nieraz się to miesza. Ale Filek na pewno nie uważa, że wszyscy single są tacy sami.
H
HK
9 marca 2013, 05:20
Albo, felix, będzie spadać. Bo wciąż się oddalamy od miłości, choć bez przerwy o niej piszemy i pokazujemy ją. Ale to już nie jest miłość jako intymność - całkowite oddanie się drugiemu. Mamy coraz więcej barier instytucjonalnych, wynikajacych z ról, funkcji, ważności. Takimi rolami są też homoseksualizm, który nie poszukuje inności - skupia się na podobieństwie: jesteśmy kobietami, jesteśmy facetami, jestesmy jakąś nacją... A artykuł trzeba przeczytać cały i to kilkakrotnie, aby zrozumiec tę inność od naszego rozumowania. A na to trzeba wysiłku umysłu i woli.
AN
akademia na roztoczu
8 marca 2013, 23:01
Nie popieram ani -kkk ani tym bardziej osobę podpisującą się -Ania. Trzeba przeczytać do końca artykuł! Wszystko jest wyjaśnione! Tego artykułu nie da się też zrozumieć, jesli ktoś czyta na wyrywki
A
Ania
8 marca 2013, 20:38
Popieram kkk. Dlaczego samotne kobiety wrzuca się do jednego worka z LGBT? Samotne kobiety nierzadko przezywaja wielki dramat. Nie każda z nich (własciwie nas) jest feministka o lewackich poglądach. Nie stronimy od ludzi, po prostu tak wyszło, że jestesmy same, choć bardzo pragniemy założyć rodzinę.
F
felix13
8 marca 2013, 20:24
Świetny opis sytuacji i przekonywujace argumenty. Czy jednak nie jest tak, ze w swiecie jest jakiś ustanowiony przez Stwórcę samosterujący mechanizm? Do 1900 roku żyło na Ziemi ok 1,5 mld ludzi. Przez dzisiątki tys. lat liczba ludności wzrastała bardzo powoli z powodu chorób, epidemii, wojen, głodu, klęsk żywiołowych itd. W XX w. rozwój nauki i techniki przyczynił się do opanowania niesprzyjających warunków i wystarczyło tylko 100 lat, by liczba wzrosła do ponad 6 mld. / mimo światowych wojen/. Gdyby dalej był taki przyrost to za następne 100 lat byłoby 24 mld ludzi a za 200 lat - 96 mld. Może teraz liczba ludności będzie sie ograniczać przez bezpłodność, homoseksualizm, antykoncepcje, niechęć do dzieci. Na razie na Zachodzie, ale jak zwiekszy sie dobrobyt i wzrośnie pogoń za bogactwem w innych częsciach swiata, może podobnie być i tam. i liczba ludności ustatkuje się na jakimś poziomie, albo bedzie wzrastać bardzo powoli tak, jak wczesniej przez tysiące lat.
D
ddd
8 marca 2013, 20:22
przyznam się, że przeczytałam tylko nagłówek tego artykułu i nie za bardzo rozumiem, dlaczego samotne kobiety są wrzucane do jednego kotła w takim towarzystwie?! mam nadzieję, że to jakas pomyłka, bo jeśłi nie to autor sobie za bardzo folguje i niech najpierw przemyśli kilka razy, niż coś napisze! ... To może przeczytaj najpierw tekst, a późiej zabieraj głos
AT
Andrzej Twardowski
8 marca 2013, 20:14
Bardzo dobry artykuł. Przekonywujące argumenty i właściwa diagnoza. Zgadzam się całkowicie z autorem.
K
kkk
8 marca 2013, 19:55
przyznam się, że przeczytałam tylko nagłówek tego artykułu i nie za bardzo rozumiem, dlaczego samotne kobiety są wrzucane do jednego kotła w takim towarzystwie?! mam nadzieję, że to jakas pomyłka, bo jeśłi nie to autor sobie za bardzo folguje i niech najpierw przemyśli kilka razy, niż coś napisze!
K
katolik
8 marca 2013, 19:22
Współczuję im wszystkim, bo: "Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre." 2Kor 5: 10 Dlatego polecam rady praktyczne jak uniknąć piekła. Kto chce skorzystać niech skorzysta a kto nie, to jego sprawa. http://tradycja-2007.blog.onet.pl/
Powiecie, żem Żyd gej i mason.
8 marca 2013, 18:41
Mam kilka pytań do autora tekstu: 1)Czy liczba potomstwa, które zapewne posiada, uprawnia go do stawiania takich tez? 2)Co do liczby osób o orientacji homoseksualnej, zgadzam się zjazmigiem że na przestrzeni wieków nie zmienia się ona radykalnie, samo zaś zjawisko jest znane we wszystkich cywilizacjach. Czy zatem problem nie leży po stronie par heteroseksualnych? 3)Czy profesorowie etyki, w tej dziedzinie wiedzy nie podważam kompetencji, mają prawo stawiać się w roli autorytetu w roli znawców spraw demograficznych, do których raczej nie mają merytorycznego przygotowania? 4)Czy to w ogóle moralne, żeby ktoś kto nie ma merytorycznego przygotowania w jakiejś dziedzinie aspirował do uchodzenia za autorytet w niej? Z Panem Bogiem
jazmig jazmig
8 marca 2013, 17:42
O ile podzielam diagnozę autora, to muszę przypomnieć, że pomimo wieloletneigo prania mózgów, w Wielkiej Brytanii i w USA homoseksualistów i lesbijek jest ok 2% i ten procent nie zmienia się od lat. Natomiast zagrożenie w sferze obyczajowej jest poważne, a mając w pamięci upadek starożytnej Grecji i cywilizacji wschodnich, mam świadomość, że nasza cywilizacja znajduje się na podobnej drodze do upadku.
M
mąż
8 marca 2013, 17:35
Takie to biadolenie. Samotni, geje, lesbijki, wszyscy wrzuceni do jednego kotła. Może to i zmierzch Europy. Każde drzewo zaczyna jako nasionko, potem wypuszcza pędy, staje się młode, dojrzewa i obumiera. Podobnie z cywilizacjami.  Tak mnie zastanawia czy ci przysłowiowi Arabowie, za jakieś sto lat nie staną na progu śmierci jak nasza kultura? ... A może jakieś inne argumenty od "biadolenia"? Bo w ten sposób to można zamknąć każdą dyskusję. Nie o Arabów chodzi w tym tekście, ale o naszą przyszłość. Autor podaje solidne i przekonujące argumenty, nad którymi warto się zastanowić.
8 marca 2013, 17:10
Takie to biadolenie. Samotni, geje, lesbijki, wszyscy wrzuceni do jednego kotła. Może to i zmierzch Europy. Każde drzewo zaczyna jako nasionko, potem wypuszcza pędy, staje się młode, dojrzewa i obumiera. Podobnie z cywilizacjami.  Tak mnie zastanawia czy ci przysłowiowi Arabowie, za jakieś sto lat nie staną na progu śmierci jak nasza kultura?