Miłość stawia granice
Wyznaczanie granic w relacjach to bardzo ważne i często kontrowersyjne zagadnienie na wszystkich warsztatach komunikacji, jakie prowadzimy. Na ogół okazuje się, że osoby, z którymi pracujemy, nie znają własnych granic, a ich stawianie, szczególnie w bliskiej relacji, kojarzy im się z okrucieństwem i egoizmem.
Zwłaszcza wśród osób wierzących pokutuje przekonanie, że największą wartością w związku jest poświęcenie siebie i dbałość wyłącznie, albo w przeważającej części, o potrzeby innych ludzi.
Prowadząc mediacje rodzinne i warsztaty dla kobiet i mężczyzn, obserwujemy na co dzień owoce tych, jakże popularnych przekonań. Widzimy jak wiele ludzi kieruje się przeświadczeniem, że miłość nie może współgrać z jakimikolwiek granicami. Taki sposób myślenia charakteryzuje się również oczekiwaniem, że drugi człowiek, na przykład w związku małżeńskim, będzie wiedział (domyślał się) w jakim stanie psychofizycznym jesteśmy i czego w związku z tym potrzebujemy, co sprawi nam przykrość w danej chwili. Prowadzi to także do postawy poświęcania się dla rodziny. A przecież poświęcać się dla kogoś to rezygnować z samego siebie. Wcześniej czy później budzi to dyskomfort i niewygodę. Często doprowadza do żalu i pretensji, że inni nie zauważają (bądź nie chcą dostrzec) naszego poświęcenia. Przecież powinni docenić i zrozumieć...
Przede wszystkim, chcemy rozprawić się z mitem, że "kochać, to znaczy rozumieć".
Oczekiwanie, że bliska nam osoba stale będzie się domyślać naszych potrzeb i będzie zastanawiać się, czego nam brak lub czy aby nie przekracza naszych granic jest nierealne. Bez czytelnej i jednoznacznej informacji wypływającej od nas, znajdziemy się w martwym punkcie komunikacji.
Granicą fizyczną człowieka jest jego skóra. Odpowiadamy za stan naszego zdrowia, troszczymy się o ciało i decydujemy o bliskości fizycznej z drugim człowiekiem. Dbając o nienaruszalność naszych granic fizycznych, mamy obowiązek reagować na wszelkie ich naruszenia i informować o nich. Poczucie granic fizycznych i prawo do uczciwego ich postawienia jest kluczowa w sferze seksualnej.
Niemniej ważna dla każdego człowieka jest świadomość własnych granic intelektualnych. Szczególnie doświadczając zjawiska globalnej wioski i szumu informacyjnego, codziennie jesteśmy bombardowani nowymi koncepcjami, odkryciami naukowymi i teoriami. Świadomość, że jesteśmy odpowiedzialni za stworzenie spójnego obrazu naszych przekonań jest nieodzowna, gdyż pokazuje, że powinniśmy podejmować codzienną weryfikację nowych treści, aby odrzucać te, które są dla nas szkodliwe, a przyjmować wartościowe i zgodne z naszym systemem wartości. Wytyczając granice intelektualne, bierzemy także odpowiedzialność za to, czym karmimy nasz intelekt i wyobraźnię.
Dbałość o granice emocjonalne jest niezwykle trudna, ponieważ ich przekraczania doświadczamy od najmłodszych lat. Osoby dorosłe często mówią dzieciom, co powinny czuć w danej sytuacji. Na przykład, rozpacz dziecka z powodu zepsucia się ukochanej zabawki, rodzice często kwitują stwierdzeniem: "Nie martw się, kupimy ci nową", co zastępuje wyrażenie: "Głowa do góry i przestań się mazać". W dorosłym życiu także słyszymy, że nie mamy prawa, aby w taki czy inny sposób przeżywać uczucia. Ważne jest, aby pozwolić sobie na doświadczenie wszystkich emocji i równocześnie uświadamiać otoczeniu, że zaprzeczanie temu, co czujemy, jest przekroczeniem naszej granicy emocjonalnej.
Wreszcie mamy także granice duchowe. Ich świadomość pozwala dostrzec naszą indywidualną relację ze Stwórcą. Ponieważ jest to "nasza" relacja, nosi znamiona relacji niepowtarzalnej. Zatem nie ma drugiej osoby, która wierzy, modli się i przeżywa tę najważniejszą relację tak, jak ja ją przeżywam. Dlatego krytyka dotycząca duchowości jest przekraczaniem granic duchowych, a ich świadomość czyni nas odpowiedzialnymi za pogłębianie wiedzy teologicznej ze sprawdzonych źródeł i za wzrost naszej wiary. Ogólnie rzecz ujmując, wszystkie granice pokazują nam, że jesteśmy odpowiedzialni za ochronę ciała, intelektu, emocji i duchowości.
Uznanie, że to my ( a nie mama, mąż, żona, szef w pracy) odpowiadamy za nieprzekraczanie naszych granic, jest często trudne do przyjęcia i zaakceptowania. Powodem takiego stanu rzeczy jest fakt, że w zdecydowanej większości nie lubimy podejmowania odpowiedzialności. O ileż łatwiej jest pomyśleć, że ktoś zachował się niegodziwie, przekraczając nasze granice niż przyznać się, że to my zachowaliśmy się niewystarczająco asertywnie. U podstaw takiego zachowania leży często błędne przekonanie, że człowiek który nie stawia granic jest dobrym człowiekiem, godnym współczucia i podziwu. Nieraz, niestety, towarzyszy nam także pogląd, że zaniedbywanie siebie i unikanie stawiania granic naszym bliźnim, jest wyrazem naszej doskonałości i zbliża nas do świętości.
W naszej codziennej pracy z ludźmi dostrzegamy, że to ślepa uliczka. Przychodzą do nas kobiety i mężczyźni, którzy przez lata żyli w poczuciu krzywdy, że ich bliscy nie szanują ich i wykorzystują ich dobro. Często urazy są już tak głęboko zakorzenione w sercu, że niezwykle trudno jest pracować nad zrozumieniem i wybaczeniem wzajemnych zranień. Kiedy mówimy wówczas ludziom o tym, że również odpowiadają za obecny stan swojego związku, ponieważ nie stawiali granic, zwykle są zszokowani. Ofiara często czerpie korzyści z bycia biedactwem, ponieważ jako osoba skrzywdzona "zasługuje" przecież na współczucie i wszelką pomoc. Trudno im zaakceptować fakt, że taka postawa jest jedną z technik manipulacji, a bycie "cierpiętnikiem" jest wyuczoną i mocno zakorzenioną postawą bezradności wobec "przeciwności losu". Sprawę komplikuje dodatkowo fakt, że zazwyczaj jest to bezradność nieuświadomiona, a techniki manipulacji przejęliśmy jako naturalne zachowania od naszych dziadków i rodziców.
Dopiero uświadomienie sobie takiego stanu rzeczy i przyjęcie wiedzy o granicach, wyraźniej ukazuje osobistą odpowiedzialność za nie. Czy jest to wiedza łatwa i przyjemna? Oczywiście, że nie. Przede wszystkim dlatego, że obnaża ważną prawidłowość: nie ma kata bez ofiary. Ale również: nie ma ofiary bez kata. Więc jeśli uznajemy się za ofiarę i biedactwo, tym samym oskarżamy naszych najbliższych, na przykład męża, że jest katem. Jeśli nie stawiamy wyraźnych granic, czyli nie mówimy, że na coś się nie zgadzamy i nie sygnalizujemy wyraźnie naszej dezaprobaty, odpowiadamy za to, że ktoś zupełnie niechcący może nas zranić. Granice potrzebne są nam po to, aby wysyłać do drugiego człowieka czytelne sygnały.
Nikt chyba nie ma wątpliwości, że gdyby nie oznaczył granicy swojej posesji, sąsiedzi i przechodnie mogliby nieustannie deptać po naszych włościach. Mogłoby się nawet zdarzyć, że jakiś sąsiad z czasem "uszczknie" sobie kawałeczek naszej działki. Kiedy zdamy sobie sprawę z odpowiedzialności moralną za budowane przez nas relacje i za to, że czasem pozwalamy się krzywdzić, będziemy mogli zacząć świadomą pracę nad własnymi granicami.
Spokojnie, taka praca to zadanie na całe życie. Codziennie bowiem doświadczamy nowych relacji i sami także zmieniamy się pod wpływem nowych doświadczeń i przemyśleń. Ważne jest, abyśmy wsłuchiwali się w siebie i mieli odwagę przyznać się do pomyłki, a także do wyznaczania (modyfikowania) naszych granic na bieżąco.
To wymaga od nas męstwa i konsekwencji, ponieważ zawsze znajdą się ludzie, którzy będą chcieli je przekroczyć. Szczególnie trudno jest postawić granice w relacji, w której wielokrotnie dochodziło już do ich naruszenia. Wówczas mamy do czynienia jakby z "prawami nabytymi". Możemy usłyszeć: "Jak to? Przecież dotychczas wszystko ci się podobało i nagle się nie zgadzasz?". Nie liczmy zatem na automatyczne zrozumienie i zadowolenie naszych bliskich w pierwszym odruchu.
Jednak w dłuższej perspektywie relacje ludzi, którzy potrafią stawiać granice, osiąga wyższy stopień wolności od manipulacji i poczucia krzywdy. Ważne jest uświadomienie, że jeżeli stawiam granice, robię to nie tylko ze względu na własne dobro, ale także dla dobra drugiego człowieka i prawdziwości naszej relacji. Robię to, aby nie czuć niechęci do nikogo i nie czynić innych odpowiedzialnymi za mój dyskomfort. Dlatego, jeżeli kocham, mam obowiązek także stawiać granice.
*Beata i Bogdan Jaworscy pracują jako mediatorzy. Są członkami Fundacji Mediare (link aktywny: http://www.fundacjamediare.pl/
Skomentuj artykuł