Nareszcie umarł

(fot. Wiertz Sébastien / flickr.com)
Angelika Daiker / slo

Niektóre kobiety cieszą się, kiedy ich mąż umiera. Nie dlatego, że brak im serca, lecz dlatego że mają dość uzasadnionych powodów, by po jego śmierci czuć także ulgę.

Na przykład jeżeli mąż bardzo długo chorował i umierał w cierpieniu, to śmierć mogła stanowić dla niego prawdziwe wybawienie. Jeżeli kobieta, opiekując się nim, była już także u kresu wytrzymałości, wraz z odejściem męża mogła nareszcie zrzucić z siebie ten wielki ciężar i odpowiedzialność. Nierzadko bowiem małżonki, zajmując się chorym mężem w domu, same doprowadzają się niemal do skrajnego wyczerpania i w konsekwencji i tak muszą go oddać do szpitala, co bardzo obarcza ich wzajemne relacje.

Kobieta wyrzuca sobie, że nie dała rady, mąż zaś czuje się rozczarowany, ponieważ oddanie do szpitala postrzega jako pozbycie się go. Trudno uporać się ze śmiercią, która stanowi jedyne wyjście z tej sytuacji. Śmierć męża przynosi żonie ulgę, choć ona nie zawsze się do tego przyznaje lub takiemu wyznaniu towarzyszy poczucie winy.

Bywają także sytuacje, kiedy małżeństwo okazało się dla kobiety prawdziwym piekłem. Wyzwala ją z niego dopiero śmierć męża. Sama nie miała bowiem wcześniej odwagi zdecydować się na rozstanie. Po wojnie wiele kobiet decydowało się na ślub nie tylko z miłości, ale także ze względów czysto praktycznych, kiedy na przykład ich ukochany albo pierwszy mąż zginął na froncie. Choć niektóre z takich małżeństw bywały udane, nierzadko przynosiły one kobietom wiele bolesnych doświadczeń. Niekiedy pielęgnowana wciąż w sercu miłość do poprzedniego mężczyzny wytwarzała między małżonkami

DEON.PL POLECA

dystans nie do pokonania. Bywa, że po śmierci męża ożywa bolesne wspomnienie zbyt wcześnie utraconego uczucia.

Skryte poczucie ulgi po śmierci partnera pojawia się jednak także w całkiem dobrze funkcjonujących związkach. Dla sporej grupy kobiet małżeństwo oznaczało wyrzeczenie się wielu ważnych dla nich rzeczy, jak choćby kariera artystyczna lub zawodowa. Dopiero po śmierci męża uświadamiają sobie, że jakaś ważna część ich własnego życia nie mogła się rozwijać, a teraz może ożyć na nowo. Relacje między dwojgiem ludzi nie zawsze bywają jednoznaczne.

Z biegiem czasu odkrywa się nieraz jakieś ciemne strony partnera i początkowa wielka miłość doznaje uszczerbku. W niektórych wypadkach najbliższe otoczenie także uważa, że śmierć męża przynosi żonie prawdziwą ulgę, ponieważ ich małżeństwo przypominało istną tyranię. Mimo to ona go opłakuje. Pomimo doznanych krzywd, nawet przemocy, czuła się do niego przywiązana. Lub też czuła rodzaj uzależnienia, z którego teraz z trudem będzie się musiała wyzwolić.

Czasami skryte poczucie ulgi, szukając usprawiedliwienia, przybiera postać przesadnie demonstrowanej żałoby. Zresztą cóż możemy wiedzieć o tym, co naprawdę dzieje się w sercu osoby w żałobie, tylko na podstawie naszych obserwacji! Z całą pewnością trudno zaakceptować w sobie poczucie ulgi po śmierci partnera. Wymaga to wielkiej szczerości wobec samej siebie. I bardzo krzepiąca jest wówczas myśl, że mamy komu się z tego zwierzyć.

Więcej w książce: ZNÓW BĘDZIE PIĘKNIE, CHOĆ INACZEJ - Angelika Daiker

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nareszcie umarł
Komentarze (13)
G-
grzegorz - nG
7 maja 2014, 22:04
Przeczytałem tekst, przejrzałem komentarze  - żadnej bulweracji, trochę rozgoryczenia, jedno machnięcie ręką. I słusznie - stosownie do zawartości. ( Czy to jeszcze jedna publikacja sponsorowana?)
A
A.M.
7 maja 2014, 19:46
Świetny artykuł. Takie jest właśnie piekło dla kobiet na ziemi. Dlatego trzeba wprowadzić rozwody i eutanazję, o aborcji nie mówiąc.
Gosia Borowska
7 maja 2014, 11:11
Nie rozumiem dlaczego niektótych z Was tak bardzo zbulwersował ten tekst. Ulga, to przeciez nasze ludzkie uczucie. A jesteśmy ludźmi. W mniejszym lub większym stopniu odporni na to, co nas spotyka i dotyka. Trzeba "wejść w czyjeś buty", żeby móc go zrozumieć.Tak łatwo przychodzi nam ocena innych. To, że ktoś doznał ulgi po śmierci drugiej osoby, świadczy tylko o tym, jak bardzo było mu dotychczas ciężko. Ale takie uczucie, to nie grzech. Nie dajmy sobie wmówić poczucia winy z tego powodu. Zaręczam, że ta "ulga" wcale nie daje radości i satysfakcji....
L
laufer
7 maja 2014, 10:35
Rozumiem, że p. Angelika przygotowuje grunt pod eutanazję, która swego czasu dokładnie w tych barwach była malowana w krajach, które tę zbrodnię prawnie dopuszczają. Nie dla niektórych, ale dla wszystkich kobiet wzorem cierpienia i śmierci z miłości jest IHS i jeśli ON nie jest ostatecznym celem powołania do małżeństwa - to niech ostatni gasi światło- po co grać matkę Teresę z Kalkuty... Jest oczywiste, że cierpienie moralne, duchowe czy fizyczne jest miejscem walki i kiedy św. Edith Stein mówi pod wpływem cierpienia, ze wolałaby, by ją jakiś wóz przejechał, to wyraża całą grozę sytuacji w jakiej się znajduje i w której chce wytrwać do końca. Zatem dobrze jest w takich chwilach szukać uczciwego wsparcia, a omijać wielkim kołem nieuczciwe.
A
AW
7 maja 2014, 10:34
Dobry artykuł, jestem jeszcze młoda i do szaleństwa zakochana w swoim mężu. Jednak znam kilka sytuacji w których osoby przez długie lata opiekowały się schorowanym rodzicem, mężem, robiły wszystko, zapominały o sobie, a potem następowała nieunikniona smierć. I takie nikłe uczucie ulgi i wielkie wyrzuty sumienia, bo jak mogę czuć ulgę skoro ukochany rodzic/mąż umarł?  Myślę, że ten artykuł jest skierowany do osósb po stracie, ktore zrozumieją, które cierpią, bo skrywają na dnie serca ulgę.  Jeśli masz takie osoby wokół siebie, to może pokaż im artykuł/książkę z której jest zaczerpnięty. 
D
Deb.
7 maja 2014, 07:38
Artyłuł dołujący? Jednak jest też życiowy. Ja modliłam się o dobrą śmierć mojego Męża. Nie szło już żyć. Dokładnie jak napisano w tym artykule  - byłam wyczerpana a i Mąż nie miał sił żyć. Nie płakałam na pogrzebie, bo wszystko było naturalne i oczywiste. Parę lat przyzwyczajenia, że śmierć nadchodzi zrobiło swoje. Miłość nas połączyła a i przed śmiercią czułam, że się kochamy. Na słowa nie było sił.
M
M.R.
7 maja 2014, 01:51
Żałosny tekst. To jest chrześcijański portal? Napisałem więcej, ale wycofałem, bo to nie ma sensu, szkoda strzepić języka...
A
As
6 maja 2014, 23:15
Czy autorka tekstu widzi tylko negatywne strony małżeństwa. Artykuł jest b dołujące, a tytuł wręcz zatrważający.
B
Beata
6 maja 2014, 21:55
Przez ostatnie 1,5 roku opiekowałam się 92 l meżczyzną w śpiaczce(w tym stanie 2l) i jego 80l żoną.Dziś zmarł I to dobrze dla niego  i wdowy.Związalam się trochę z tą rodziną,ale sama już zaczęłam chorować,a co dopiero Żona,został z niej cień...
K
k
6 maja 2014, 20:48
Tak to często bywa...ale działa w obie strony tak samo...samo życie...
Olinka
6 maja 2014, 20:47
Ten fragment nie zachęca do przeczytania książki. Chociaż temat wydaje się być ciekawy, to ujęcie bardzo powierzchowne.
W
wanda
6 maja 2014, 20:15
To napisał zapewne ksiądz -spowiednik..Coś wie ,coś nie wie .Generalnie  pogardza  kobietą......
M
m
6 maja 2014, 21:42
Autorką książki jest Angelika Daiker - więc jednak chyba nie ksiądz :)