(fot. shutterstock.com)
Logo źródła: Posłaniec Stanisław Morgalla SJ / slo

Kobieta XXI wieku albo stanie ramię w ramię z mężczyzną, albo nie będzie jej wcale. Trzeciej drogi nie ma.

Kobieta wszechczasów

“Kobieta XXI wieku" od razu skojarzyła mi się z cyklicznie powracającymi plebiscytami na najważniejszych ludzi roku lub wieku. Może dlatego, że przeglądałem egzemplarz tygodnika Time z “Człowiekiem roku" 2008 na okładce, a może dlatego, że przyszło nam żyć w czasach, które są jednym wielkim festiwalem popularności. Tak czy owak “Kobietą XXI wieku" musi zostać ktoś wyjątkowy, kto przewyższy wszystkie kobiety świata we wszystkich możliwych sferach. A ponieważ ostatnio w prawie wszystkich rankingach popularności przebijało się tylko jedno nazwisko, dlatego nie zdziwiłbym się, gdyby i ten plebiscyt wygrał Barack Obama prezydent USA i "Człowiek Roku" 2008. W czasach mediów trudno jednoznacznie wykluczyć taką możliwość. Przecież byłby to news wszechczasów: “Mężczyzna kobietą stulecia!". A ponadto zdobyty zostałby kolejny bastion nierówności, tym razem na tle płciowym.

Absurd! - słusznie ktoś zauważy. Owszem, ale czy tak do końca? Czy zajęciem nowoczesnego człowieka nie stało się pokonywanie wszelkich możliwych barier w przekonaniu, że co jest możliwe, nie może być zakazane? Czy w ferworze tego wyścigu z przeszkodami, po pokonaniu tych, które były i ciągle pozostają moralnym nakazem (np. walka ze współczesnymi formami niewolnictwa, niesprawiedliwości czy dyskryminacji na tle rasowym, politycznym, religijnym czy ze względu na płeć), nie przyszła mu ochota na pokonywanie tych, które wcale nie są tak jednoznaczne moralnie lub zgodne z naturą (np. transseksualizm, prawne zrównanie małżeństw homoseksualnych z heteroseksualnymi, klonowanie człowieka czy inne bioetyczne granice)? Niestety, nie są to już pytanie retoryczne. Nowoczesny człowiek wychodzi ze skóry, by prześcignąć samego siebie, a zasadniczym pytaniem już nie jest: Czy wolno?, ale: Kiedy?

DEON.PL POLECA

Ekologia człowieka

Lasy tropikalne zasługują na naszą ochronę, ale nie mniej zasługuje na nią człowiek jako stworzenie - powiedział Benedykt XVI (przemówienie do Kurii Rzymskiej, 22 XII 2008). I nie byłoby w jego przesłaniu nic nadzwyczajnego, gdyby nie krytyczne i bardzo niepoprawne politycznie stwierdzenia, dotyczące tzw. genderowych studiów nad człowiekiem: To, co często wyraża i oznacza termin “gender" [pol. rodzaj; dotyczy cech nabytych, ról społecznych i kontekstu kulturowego; przyp. autora], prowadzi ostatecznie do własnej emancypacji człowieka w odniesieniu do stworzenia i Stwórcy. Człowiek chce tworzyć samego siebie oraz sam dysponować zawsze i wyłącznie tym wszystkim, co go dotyczy. Nowym wyzwaniem zaczyna być przypominanie o niezmiennej naturze człowieka stworzonego jako mężczyzna i kobieta, o zasadniczych uwarunkowaniach i ograniczeniach tej natury, które nie tyle są zaprzeczeniem wolności człowieka, co wprost przeciwnie warunkiem możliwości jej zaistnienia (wolność w świecie bez ograniczeń byłaby pustym pojęciem). Spróbujmy te dość teoretyczne wywody przełożyć na język konkretnego przypadku.

Gender dla średniozaawansowanych

Wśród genderowych lektur znalazłem takie odważne wyznanie młodej feministki: "Wiem, że nie będę niespełniona, jeśli nie założę rodziny i nie urodzę dziecka. To ja o tym zadecyduję, bo przecież nikt nie zna lepiej mojej duszy ode mnie samej" (I. Iwasiów, "Gender dla średniozawawnsowanych", 2004, s. 246). Załóżmy, że jest to credo wszystkich kobiet XXI wieku. Jakie byłyby skutki upowszechnienia się tej filozofii życia? Totalna katastrofa! W skali makro oznaczałoby to m.in. koniec rodziny i ciągłości pokoleniowej (brak dzieci = brak przyszłości), a w ostateczności koniec świata. W skali mikro otwiera się zaś cała seria pytań bez odpowiedzi, obarczonych (prawdopodobnie) ogromnym cierpieniem: co z naturalnym pragnieniem bliskości mężczyzny, macierzyństwa, rodziny? Co z naturalnym procesem rozwoju psychicznego, którego warunkiem jest kontakt z drugim człowiekiem (także tym odmiennej płci), który zna nas od strony, od której sami nigdy nie bylibyśmy w stanie się poznać?

Rozumiem, skąd się biorą takie hasła życiowe. W dużej mierze ich źródłem jest sprzeciw (często słuszny) wobec niesprawiedliwego porządku świata, wobec zniewolenia i cierpienia kobiet, nierówności płci itp. Ale jest to sprzeciw ślepy, który nie szanuje tak racjonalnej i prostej zasady, jak choćby Kantowski imperatyw kategoryczny (Postępuj tak, by maksyma twojego postępowania przez wolę twą mogła się stać prawem powszechnym). Czas zresztą zweryfikował tego typu deklaracje, bo radykalny feminizm w innych częściach świata już się przewartościował i ustatkował, m.in. w tradycyjnie rozumianych związkach małżeńskich i rodzinach (np. w USA historie skrajnych feministek Mary K. Blakely czy Glorii Steinem).

Komplementarność, a nie przeciwstawienie

Żyjemy w świecie, w którym coraz bardziej uświadamiamy sobie współzależność i współodpowiedzialność każdego za wszystkich i za wszystko. Tropikalne lasy Amazonii są dobrem całej ludzkości, tak samo jak życie każdego poszczególnego człowieka. Ale to godność i integralne dobro człowieka jest znacznie bardziej zagrożone, bo ich dewastacja dokonuje się w sposób znacznie mniej widoczny dla oka, a ekologiczne zniszczenia są tylko tego zewnętrznym przejawem. Kobieta tego wieku, by zasłużyć sobie na szacunek i wyróżnienie, musi więc stanąć u boku mężczyzny i pomóc mu stać się bardziej mężczyzną, sama stając się w pełni kobietą. Od dłuższego zresztą czasu to mężczyźni dają wyraźne sygnały, że potrzebują pomocy w określeniu własnej tożsamości.

Komplementarność oznacza powrót do źródeł, do korzeni naszej tradycji. A tym korzeniem jest biblijna prawda, że stworzył Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę (Rdz 1, 27). Ten powrót z pewnością jest rodzajem seksmisji, z całym bagażem skojarzeń, jakie to słowo ma w naszej polskiej pamięci. Trzeba ludzi na nowo przekonać do seksu (czyli płci) i do odróżniania rodzajów, czyli tego, co męskie, co żeńskie, a co nijakie. Bo seks to nie jakaś bezduszna, splugawiona pornograficznymi wyobrażeniami kopulacja, ale miejsce objawienia się Boga i przestrzeń intymnego dialogu między kobiecością i męskością. I nie chodzi tu o jakieś uduchowianie tej sfery życia, ale o wspomnianą ekologię człowieka. Lasy Amazonii są daleko. Znacznie bliżej są umysły i ciała ludzi wokół nas, które należy chronić przed zaśmieceniem i splugawieniem.

I co dalej?

W Polsce poranionych kobiet i mężczyzn, szczególnie w sferze seksualnej, nie brakuje. Brakuje natomiast kompetentnej pomocy i to nie tylko w sferze psychologicznej, ale przede wszystkim tej duchowej. Może warto zapytać naszych duszpasterzy, co zamierzają w tej sprawie zrobić. Seksmisja, tak jak ją rozumiem, jest wyzwaniem czasu, bo znakiem czasu jest seks i internet, i cały ukryty za tym świat ludzkich uwikłań.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Seksmisja
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.