Po co ten seks?

Zbigniew Nosowski / DEON.pl Laboratorium Więzi

Obecnie współistnieją obok siebie trzy główne świeckie wizje erotyki: wulgarna, sportowa i humanistyczna oraz trzy wizje religijne: podejrzliwa, sakralizująca i sakramentalna. Jaki więc powinien być ten seks?

Bohater filmu "Wstyd" nie potrafiłby odpowiedzieć na pytanie, po co mu seks. On się nad tym nie zastanawia, on jest od seksu całkowicie uzależniony. Kolejne przeżycia erotyczne są dla niego jak dawki narkotyku. Nieważne gdzie, byle już; nieważne jak, byle mocno; nieważne z kim, zresztą można to zrobić samemu. To seks, w którym nie ma miejsca na pytanie o sens.

Nie ma też miejsca na miłość czy choćby jakiekolwiek głębsze relacje. Jego erotyka tak bardzo oderwała się od bliskości z drugim człowiekiem, że uczucia stają się przeszkodą. Gdy u bohatera pojawia się zainteresowanie kobietą jako człowiekiem - a nie jako obiektem seksualnym - jego ciało nie reaguje, odmawia posłuszeństwa. Krytycy filmowi wskazywali, że tu już nie człowiek rządzi swoją seksualnością, lecz odwrotnie - bohater jest niewolnikiem swojego penisa. Jego życie toczy się w rytmie nieustannego podnoszenia i rozładowywania napięcia seksualnego - pozbawione jest jednak spełnienia. Jest puste.

DEON.PL POLECA

Rzecz jasna, istnieje też wiele innych sposobów przeżywania i rozumienia sensu ludzkiej seksualności. Moim zdaniem, współistnieją obecnie obok siebie trzy główne świeckie wizje erotyki: wulgarna, sportowa i humanistyczna oraz trzy wizje religijne: podejrzliwa, sakralizująca i sakramentalna.

Wizja wulgarna

Znamy ją dobrze - od napisów nagryzmolonych w szkolnych i publicznych toaletach poczynając, a kończąc na wpisach "czytelników" pod jakimkolwiek materiałem w internecie zawierającym wątek erotyczny. W tym myśleniu jedyną wartością - i zarazem "sensem" erotyki - jest rozładowywanie napięcia seksualnego. Liczy się tu tylko mężczyzna. Kobieta (nawet jako żona) jest całkowicie uprzedmiotowiona, sprowadzona do roli narzędzia. Nie ma tu miejsca nawet na emocje, a cóż dopiero na misterium. Seks to właściwie tylko fizjologia, reszta jest dodatkiem. Uzależnienie od seksu, opisane wyżej, to skrajna konsekwencja takiego podejścia.

Wyróżnikiem tej "wizji" jest traktowanie aktywności seksualnej jako kolekcjonowania osiągnięć. W środowiskach pielęgnujących ten styl myślenia mamy do czynienia ze swoistym kulturowym przymusem nieustannego potwierdzania swej wartości przez kolejne zdobycze erotyczne. W tej wizji nie ma miejsca na żadną mistykę seksu, tu liczy się bieżące przeżycie, najważniejszy jest kolejny orgazm. A najlepiej - kilka orgazmów jednej nocy! Partner/partnerka jest kimś niezbędnym do osiągnięcia szczytowania, ale nie można się z nim/nią wiązać zbyt mocno. Wizja sportowa była pierwotnie prezentowana niemal wyłącznie przez mężczyzn, ale stopniowo kobiety - w ramach równouprawnienia - nadrobiły braki i dziś równie swobodnie wybierają sobie partnerów (zob. kształtujący styl życia serial Seks w wielkim mieście). Niektórzy twierdzą, że tego typu postawy łatwiej spotkać na łamach kolorowych czasopism czy ekranach telewizorów niż w realnym życiu, ale to chyba zbytni optymizm.

Aktywność seksualna jest tu ujmowana z perspektywy praw człowieka. "Prawa seksualne są fundamentalnymi i uniwersalnymi prawami człowieka" - głosi Powszechna Deklaracja Praw Seksualnych przyjęta podczas XIV Światowego Kongresu Seksuologów w Hongkongu, 26 sierpnia 1999 roku, a w roku 2002 zaaprobowana i rekomendowana przez Światową Organizację Zdrowia. Dążenie do seksualnego spełnienia to jedna z kluczowych sfer samorealizacji człowieka. Cenionymi wartościami są tu swobodna ekspresja seksualna i maksymalizacja zadowolenia. Wszystko wolno - seks ma być wreszcie pozbawiony poczucia winy. Ograniczeniem może być jedynie wola partnera/partnerki: nie wolno do niczego zmuszać. Kluczowe znaczenie ma prawo do przyjemności seksualnej - czytamy w Deklaracji. Ona bowiem, "włączając w to zachowania autoerotyczne, jest źródłem fizycznego, psychologicznego, intelektualnego i duchowego dobra". Osoby żyjące w celibacie uważane są tu za niepełnowartościowe, nie realizują bowiem swego człowieczeństwa w tym istotnym wymiarze. Podmiotem seksu jest jednostka. "Humanistyczni" doradcy seksualni czasem mówią o potrzebie szacunku dla potrzeb emocjonalnych partnera/partnerki i dążeniu do jego/jej zaspokojenia - ale sensem seksu zasadniczo jest samospełnienie, samorealizacja (z akcentem na: samo-).

To podejście jest kontynuacją tradycji popularnego manicheizmu. Wedle niej o seksie należy milczeć jako o rzeczywistości wstydliwej albo traktować go represyjnie, bo to sfera podejrzana, pełna zagrożeń. Paradoksalnie, tu też - tak jak w wizjach świeckich - nie ma mowy o duchowym wymiarze erotyki. Samo słowo "seks" jest tu nieobecne, w zamian za to mówi się o akcie małżeńskim. Głównym sensem erotyki w tym ujęciu jest płodność. Milcząco przyjmuje się tu założenie, że uleganie zmysłowym namiętnościom jest "drogą do piekła". Takie myślenie jest często pokusą dla ortodoksyjnych środowisk chrześcijańskich, które - słusznie odrzucając kulturę nachalnej wszechobecności seksu - niesłusznie spychają całą ludzką cielesność i seksualność do sfery lęków i zagrożeń. Podejrzana jest dla nich także przyjemność seksualna, bo przecież życie moralne nie może polegać na szukaniu przyjemności. Dość często osoby myślące w ten sposób, w poczuciu zagubienia, oczekują od duszpasterzy precyzyjnych katalogów określających, co wolno, a czego nie wolno w pożyciu małżeńskim.

Pojawił się też ostatnio w kulturze zachodniej nurt dążący do sakralizacji czy ubóstwienia erotyki. Tendencja ta nawiązuje do dalekowschodniej tradycji tantry, ukazującej seksualność jako drogę do duchowości. Erotyka staje się tutaj "bramą do nieba". W wersji uproszczonej można po prostu powiedzieć za Paulo Coelho: "seks jest święty sam w sobie". To on otwiera na transcendencję, pozwala człowiekowi na przekroczenie samego siebie. Takie myślenie trafia na podatny grunt w zsekularyzowanej kulturze współczesnej - rzeczywiście dla niektórych ludzi przeżycie erotycznego spełnienia to wręcz jedyne dostępne doświadczenie transcendencji. Dlatego tak łatwo znaleźć dzisiaj w Europie chętnych do słuchania opowieści, pochodzących z zupełnie innej kultury, o wyzwalaniu przez seks potencjału wewnętrznej mocy człowieka i poszukiwaniu Jedności. Przyciąga też inna cecha odróżniająca wizję sakralizującą od wszystkich świeckich ujęć seksu - tutaj podmiotem erotyki staje się para, a nie jednostka. Realizacja wskazówek tantry wymaga bowiem głębokiej znajomości siebie nawzajem: własnych potrzeb, pragnień i emocji. Zmieniający się partnerzy tego dać nie mogą.

Tak nazywam nową chrześcijańską wizję ludzkiej cielesności i seksualności, która - dzięki Janowi Pawłowi II, a także Benedyktowi XVI - zyskała rangę oficjalnego stanowiska Kościoła katolickiego. Tak jak w wizji sakralizującej, podmiotem seksu jest tu para, tyle że małżeńska. W wymiarze międzyludzkim seks wyraża tu bliskość i pragnienie zjednoczenia małżonków, umacniając i pogłębiając łączącą ich więź. Mówi się tu jednak o erotyce dużo więcej: wzajemne oddanie dwojga osób w małżeństwie staje się obrazem wewnętrznego życia Boga. Skoro Bóg-Miłość to Jedność Trojga - ponadczasowa wspólnota oddawania i przyjmowania - nic bardziej nie przybliża do zrozumienia Jego tajemnicy niż trwała i nierozerwalna jedność dwojga w małżeństwie. W tym ujęciu mistyka i erotyka są sobie bliskie. Więź małżeńska, stając się więzią sakramentalną, nabiera szczególnego charakteru religijnego. Pojawia się tu mistyczny wymiar erotyki małżeńskiej: seks może być święty, bo miłość małżeńska wyraża Miłość większą, największą. Współżycie małżeńskie może być święte jako wyraz świętej, sakramentalnej miłości małżeńskiej, jako "szansa spotkania z Bogiem i współmałżonkiem" - by przywołać tytuł książki o. Ksawerego Knotza.

W dalszym rozwijaniu sakramentalnej wizji ludzkiej seksualności warto, moim zdaniem, umiejętnie wykorzystywać dobre elementy innych koncepcji erotyki, zarazem podkreślając swoją odmienność. Rzecz jasna, całkowicie do odrzucenia są wizje wulgarna i sportowa. Podejście sakramentalne zdecydowanie zrywa też z podejrzliwością wobec seksu. Powinno jednak zachować świadomość, że będąc wyjątkowo piękną stroną człowieczeństwa, erotyka jest też wyjątkowo ryzykowna.
Wizja sakramentalna jest też odmienna od humanistycznej i sakralizującej, choć może z tych stylów myślenia umiejętnie i mądrze korzystać. Nie sposób jednak pominąć faktu, że nowa chrześcijańska wizja erotyki nieuchronnie pozostaje w ostrym napięciu z wizją humanistyczną, jeśli chodzi o stosunek do autoerotyzmu, homoseksualizmu, seksu przed- i pozamałżeńskiego oraz antykoncepcji. Nowa teologia ciała nie jest też zwykłą zachętą, by katolicy kochali się często, dużo i namiętnie.

Sakramentalna wizja seksualności to nie "chrześcijańska tantra". Owszem, doświadczenie erotycznego spełnienia można opisać słowami "dobrze jak w niebie". Jednak chrześcijańska teologia ciała nie pyta o to, czy podczas orgazmu można osiągnąć niebo. Dla chrześcijan pytanie o duchowość - także duchowość seksu - odsyła do osobowego Boga. Tantra to zaproszenie do przeżywania we dwoje kosmicznego orgazmu i roztopienia w nieskończoności; seks po chrześcijańsku to zaproszenie do odkrywania, że w pięknie miłości małżeńskiej można zbliżyć się do tajemnicy Boga, który jest Miłością i Źródłem tej ludzkiej miłości.

Zbigniew Nosowski - mąż z 26-letnim stażem, ojciec. Redaktor naczelny miesięcznika "Więź", dyrektor programowy Laboratorium WIĘZI. Autor książek "Parami do nieba. Małżeńska droga świętości", "Szare a piękne. Rekolekcje o codzienności", "Polski rachunek sumienia z Jana Pawła II". Wiceprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Po co ten seks?
Komentarze (16)
AP
Adrian P.
25 marca 2013, 19:59
Ja myslę raczej o wdziękach mojej Żony. Podziwiam tych, ktorzy w czasie, o którym mówimy, przypominają sobie urywki z "Wvangelium Vitae." ... Uśmiałem się do łez :-)
T
Tomek
25 marca 2013, 06:43
A ja Wam powiem tak - gdy się jest "w trakcie", to cieżko myśleć o tym, że seks sakralizuje itd. Ja myslę raczej o wdziękach mojej Żony. Podziwiam tych, ktorzy w czasie, o którym mówimy, przypominają sobie urywki z "Wvangelium Vitae."
S
sasa
24 marca 2013, 22:34
Czy zawsze trzeba pisać o skrajnościach ??
20 marca 2012, 15:59
Witam, przygotowuję program telewizyjny o parach, które żyjąc w czystości czekają na noc poślubną. Jeżeli jesteś taką osobą, bądź znasz takie osoby, które chciałyby opowiedzieć o tym, to proszę napisz do mnie podając imię i numer tel., a ja przedstawię szczegóły. Pozdrawiam - martinez_s@poczta.onet.pl
Q
q
15 marca 2012, 10:42
http://www.wychowawca.pl/miesiecznik_nowy/2011/06-2011/04.html
O
Obserwator
15 marca 2012, 10:03
 W takim razie cele seksu w życiu każdego człowieka jest życiodajna więź, wzajemne oddawanie. Tylko w małżeństwie może być przeżyty jak duchowe, psychiczne i fizyczne zjednoczenie w akcie małżeńskim, z drugim człowiekiem i Bogiem. Celibatariusze, młodzież, wdowcy także przeżywają seks jako oddanie się, jako troską o życiodajną więź z Bogiem i osobami im powierzonymi.
H
HK
15 marca 2012, 06:06
To nie chodzi o większą czy mniejszą wartość celibatu nad małżeństwem - nie chodzi o osądzanie, gdyz to jest kwestią wyboru, wolnej woli. Wybiera się albo nie wolę Bożą. Jeżeli powołaniem jest małżeństwo, to pogłębiajmy to powołanie: w Bogu jest wszystko, co dobre. Pokusą jest, aby koniecznie przedkładać coś nad coś, czy raczej kogoś nad kogoś, a bogactwo Boga jest niezmierzone. W celibacie tez się jest człowiekiem i będac owdowialym też się nim jest, co nie znaczy, że już się jest pozbawionym naturalnych odczuć i oddziaływań ludzkich, choć sklada się z nich ofiarę. Chodzilo mi głównie o harmonię w człowieku - tę daną przy stworzeniu, tak przecież Boską! Pogłębianie tej harmonii jest darem, ale i zachwytem.
14 marca 2012, 23:20
[quote Dla mnie stąd wynika zalecenie świętego Pawła, aby owdowieni nie zawierali ponownych małżeństw. Gdyż to właśnie "cielesność" jednostkowuje - nie da się zamienić... jeżeli ma być święta, analogicznie do świetości Trójcy: Jedyność w Jedności. Tego nie rozumiem :) Bo Paweł właśnie wyraźnie mówi, że można ponownie zawrzeć małżeństwo, a jego zalecenia wiążą się raczej z większą wartością celibatu nad małżeństwem.
M
ma
14 marca 2012, 20:24
ekstra ;)
MR
Maciej Roszkowski
14 marca 2012, 15:16
 Kościół musi wykładać swoje stanowisko  na wszelkie zgorszenia.Od tego jest.
W
wanda
14 marca 2012, 14:43
O  intymności ,jaką jest współżycie kobiety i mężczyzny  nie rozpowiada się na forum publicznym. Bo to tajemnica.I każdy ma tylko swój,jedyny w swym rodzaju dostęp do niej.Wywlekanie i nazywanie tajemnicy-sexem to zgorszenie dla dzieci i lepiej takiemu kamień uwiązać.....Nie ma potrzeby aby  Kościół odpowiadał na zgorszenia,zanurzając się  w narzuconą przez gorszycieli  przestrzeń.
E
ezer_kenegdo
14 marca 2012, 14:00
polecam książkę autora tego artykułu "Parami do nieba" :) warto! 
T
tak
14 marca 2012, 13:21
takiej rozmowy  o seksie oczekuję na katolickim portalu.
H
HK
14 marca 2012, 09:52
Tak, rację mają pierwsi "dyskutanci" - dalsza droga pogłebiania wartości ludzkiej seksualności jest na "terenie" wizji sakramentalnej. Ale dochodzi sprawa rozumienia cielesności nie jako wyróżnialnej części człowieczeństwa. To nie jest c z ę ś ć! A chyba taka klasyfikacja powoduje te różne perturbacje z seksem, to gubienie się ludzi. Tylko jak "sklasyfikować"... właśnie - czy w ogóle klasyfikować! Co jest prawie niemożliwe dla ludzkiego rozumu. A miłość jest z Boga i w niej seks ma swoją wagę jakby nieklasyfikowalną - naturalną. Dla mnie stąd wynika zalecenie świętego Pawła, aby owdowieni nie zawierali ponownych małżeństw. Gdyż to właśnie "cielesność" jednostkowuje - nie da się zamienić... jeżeli ma być święta, analogicznie do świetości Trójcy: Jedyność w Jedności.
T
Tomek
14 marca 2012, 09:28
 Brawo! Dobry artykuł.
Dariusz Piórkowski SJ
14 marca 2012, 09:20
Trafne i zwięzłe ujęcie seksualności. Zgadzam sie z Janem. W seksualność wpisany jest pewien rozwój, przechodzenie etapów. Niestety, przykład Brandona z filmu "Wstyd" pokazuje, że można sie zatrzymać na wczesnym etapie rozwoju seksualności. I wcale nie jest to takie rzadkie, nawet u osób żonatych czy zamężnych. Zdarza się dzisiaj nierzadko, że także żyjące w małżeństwie mają spore problemy z seksualnością, z masturbacją, z szukaniem w seksie narkotyku. Nauczyli sie tego w okresie dojrzewania i przenieśli w dorosłe życie. To pokazuje, że małżeństwo nie rozwiązuje automatycznie problemów seksualnych i nie jest lekarstwem na "wulgarny" czy "sportowy" styl przeżywania seksualności. Ale na pewno jest to właściwy kierunek - uczenia się budowania głębszej relacji. Moim zdaniem, Brandom we "Wstydzie" miał problem nie tyle z seksem, co z samotnością i uczuciami. Uciekał i uciekał. pragnął się znieczulić. Czuł się samotny, a z drugiej strony odrzucał relację. I to jest jakiś zaklęty krąg.