Czy wdowa jest jeszcze komuś potrzebna?

(fot. shutterstock.com)
Angelika Daiker / slo

Wraz ze śmiercią męża żona traci też wiele zajęć, które przez całe lata wydawały się jej oczywiste i potrzebne. Tymczasem teraz nie trzeba już prasować koszul, gotowanie dla samej siebie nie sprawia radości, a jeszcze mniej cieszy przygotowywanie kawy tylko dla jednej osoby.

Znikają wszystkie wspólne przedsięwzięcia, a w przypadku kobiet bez prawa jazdy brakuje nagle mobilności. Czasami przez długi czas pielęgnowały chorego męża, widząc w tym zajęciu ważne zadanie, które wykonywały chętnie lub przynajmniej sumiennie i bez zbędnych pytań. Czasem po jego śmierci mówią, że nadal chętnie by się tym zajmowały, że żadna praca nie byłaby dla nich zbyt ciężka, byleby tylko on nadal żył. Mają teraz bowiem mnóstwo wolnego czasu, którego nie potrafią wypełnić. Szybko więc pojawia się poczucie, że są już niepotrzebne. Życie pozbawione dawnych, dobrze znanych obowiązków traci dla nich cały sens.

Wydawałoby się, że wystarczy po prostu znaleźć wdowie jakieś nowe zajęcie. W każdej społeczności przydadzą się czyjeś sprawne ręce. W takim myśleniu nie ma nic złego, jednak często bywa ono wyrazem bezradności otoczenia wobec owdowiałych kobiet. Wydaje się bowiem, że proponując im jakieś zajęcie, próbuje się odwieść ich myśli od żałoby, którą przeżywają. Takie działania sprawdzają się jednak tylko przez moment. Potem znów trzeba wrócić do domu, gdzie smutek wybucha z jeszcze większą siłą. Zdarza się, że dzieci, pragnąc dać matce poczucie, że nadal jest potrzebna, nadmiernie obarczają ją nowymi pracami. Niestety próba zapełnienia czymkolwiek pustki powstałej po śmierci partnera jest

tylko bagatelizowaniem owej straty. Szukanie wdowie nowego zajęcia jest także apelem, by wróciła do życia. Drzemiący w każdym człowieku potencjał potrzebuje swojego środka wyrazu. Szkoda by było, żeby się zmarnował. Jednak potrzeba nowych obowiązków dojrzewa dopiero po jakimś czasie i nie powinna być narzucana z zewnątrz. Pozwólmy więc, by sama się w nas odezwała. Trzeba czasu, by pogodzić się ze stratą, by poczuć i docenić jej rozmiary. Zbyt wcześnie podjęte obowiązki, zajęcia zakłócające ten wewnętrzny proces tylko rozmywają wartość tego, co łączyło małżonków.

DEON.PL POLECA


Chęć stania się potrzebnym nie oznacza też przyzwolenia na wykorzystywanie. Czasami drzemią w naszej duszy jakieś nie do końca uświadomione pragnienia, które teraz ostrożnie możemy wydobyć na światło dzienne. Aby zdobyć się na to, trzeba najpierw się wycofać, zagłębić w siebie. Łatwiej przychodzi to osobom, które nawet za życia partnera miały własne zainteresowania i zajęcia niezwiązane z życiem rodzinnym. One po śmierci męża, nawet po dłuższym czasie, będą miały do czego wrócić.

Bycie potrzebną to delikatny temat. Dobrze, jeżeli czujemy się przydatne, jednak w tym poczuciu tkwi zarazem element dwuznaczności. Z jednej strony bowiem pragniemy być potrzebne, jednak z drugiej strony tęsknimy także, by wreszcie zająć się sobą. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy mamy za sobą okres intensywnej opieki nad mężem albo długie lata małżeństwa, w którym dominował partner. Dochodzi wówczas do głosu poczucie, że byłyśmy nie tylko potrzebne, ale raczej wykorzystywane czy wręcz wyzyskiwane. Być może zatem po latach życia wypełnionego intensywną pracą i oddaniem innym warto pozwolić, by teraz to inni zrobili coś dla nas.

Poruszająca jest historia pewnej wdowy i jej dzieci, które z nadzwyczajnych umiejętności kulinarnych mamy korzystały jeszcze wiele lat po tym, jak wyprowadziły się z domu. Uważały bowiem, że w ten sposób wyświadczają jej przysługę. I ona rzeczywiście chętnie dla nich gotowała. Jednak pewnego dnia zaprosiła dzieci po raz ostatni na uroczysty obiad, po czym oświadczyła, że pragnie, by od teraz to one zaczęły gotować dla niej.

Więcej w książce: Znów będzie pięknie, choć inaczej - Angelika Daiker

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy wdowa jest jeszcze komuś potrzebna?
Komentarze (6)
JK
~Jola Kozak
16 października 2019, 11:56
65 letnia wdowa nie jest i nie będzie nikomu potrzebna. Szczególnie na wsi, w której NIC się nie dzieje, bez prawa jazdy i pieniędzy. Bardzo pragnę żyć, ale bariery: komunikacyjna i finansowa są nie do pokonania. Próbowałam to zmienić, ale się nie da. Jałowa wegetacja wykańcza psychicznie.
D
D
22 maja 2015, 23:28
Co za idiotyczny tytuł. Jaki jest sens dzielenia ludzi na potrzebnych i niepotrzebnych na podstawie stanu cywilnego?
M
mm
22 maja 2015, 16:38
Bardzo mi się podoba ostatnie zdanie w artykule, wymowne! To jest to - asertywana mama! 
T
tata
22 maja 2015, 22:48
Bo przez wieeeeeeeele lat mama z dziećmi rozmawiała tylko o pogodzie. Az tu nagle przypomniała sobie, że ciągle gotuje i gotuje. A może przez całe zycie z dobrym skutkiem uczyła dzieci sentencji- "Jak się je, to się nie mówi". Ona gotowała, one jadły i nic nie mówiły. Coś tu mi nie gra ta sytuacja chyba wymyslona jak z księżyca.
J
Joanna
3 lutego 2013, 19:39
A dla mnei ten artykuł  - jak wiele innych na tej stonie niestety - nic konstruktywnego nie wnosi. Pokazuje co otoczenie w takiej sytuacji robi nie tak, ale nie podpowiada i nie inspiruje co można zrobić innego, żeby takiej osobie pomóc. Ucieszyłam się, jak znalazlam ten profil na facebooku, znalazłam mnóstwo ciekawie brzmiacych tytułów artykułów, ale one najczęsciej okazują się byc przepisanym fragmentem ksiązki, który sam  w sobie nie wystarcza do konstruktywnego rozwiązania problemu. Często artykuły nie sa zakończone żadną pointą tylko tak jakby sa napisane "w jakims temacie" - mam  wrazenie jakbym przeczytała komentarze do jakiegoś tematu, ale sam temat nie jest ani wystarczająco rozwinięty ani skonkludowany. Przeglądająć tę stronę mam wrażenie jakbym była w księgarni internetowej - gdzie można przeczytac po fragmencie każdej ksiązki, ale żeby sie naprawde czegoś dowiedzieć, to trzeba kupic książke. A zyjemy w czasie pośpiechu, super więc że powstał taki portal, ale wyaje mi się, że trzeba wyjść z założenia, że jesli chcemy podac jakiś problem w pigułce (tzn. artykule) , to trzeba przeczytać całą ksieżkę i ja po prostu streścić, a nie umieszczać jeden rozdział. Przepisywanie poszczegółnych rozdziałów z różnych książek mam jeszcze jeden minus. Każda książka jest pisana innym językiem, którego wgłebiajac się w jakąś książkę, niejako się uczymy, natomiast czytając kolejno kilka  artykułow, z których kazdy jest pisany specyficznym dla siebie językiem (nigdy nie tak prostym i przejrzystym, jaki powinni pisać artykuł dziennikarze) sprawia czytelnikowi niemałą trudność. Kazdy portal powinien mieć  "swoją konwencję jezykową" to zdecydowanie ulatwia jego inentyfikacje i porawia jego image. Proszę nie traktować tego jako pustej krytyki - po prostu chcę się zaklimatyzować na tym portalu i nie daję rady...
A
aga
25 stycznia 2013, 08:10
Bardzo ciekawy artykuł i jakże mi potrzebny. Mieszkamy z mamą mężą, która pół roku temu owdowiała i mam wrażenie, że ten artykuł jest o niej. Z jednej strony cieszy się, że nie siedzi sama w nagle opustoszałym domu, a z drugiej strony chce " przeżywać" swoje wdowieństwo, co niekoniecznie znajduje u nas zrozumienie. Tak, bardzo dobrze, że to przeczytałam, może łatwiej zdobędę się na łagodność w stosunku do niej.