Czy wdowa jest jeszcze komuś potrzebna?
Wraz ze śmiercią męża żona traci też wiele zajęć, które przez całe lata wydawały się jej oczywiste i potrzebne. Tymczasem teraz nie trzeba już prasować koszul, gotowanie dla samej siebie nie sprawia radości, a jeszcze mniej cieszy przygotowywanie kawy tylko dla jednej osoby.
Znikają wszystkie wspólne przedsięwzięcia, a w przypadku kobiet bez prawa jazdy brakuje nagle mobilności. Czasami przez długi czas pielęgnowały chorego męża, widząc w tym zajęciu ważne zadanie, które wykonywały chętnie lub przynajmniej sumiennie i bez zbędnych pytań. Czasem po jego śmierci mówią, że nadal chętnie by się tym zajmowały, że żadna praca nie byłaby dla nich zbyt ciężka, byleby tylko on nadal żył. Mają teraz bowiem mnóstwo wolnego czasu, którego nie potrafią wypełnić. Szybko więc pojawia się poczucie, że są już niepotrzebne. Życie pozbawione dawnych, dobrze znanych obowiązków traci dla nich cały sens.
Wydawałoby się, że wystarczy po prostu znaleźć wdowie jakieś nowe zajęcie. W każdej społeczności przydadzą się czyjeś sprawne ręce. W takim myśleniu nie ma nic złego, jednak często bywa ono wyrazem bezradności otoczenia wobec owdowiałych kobiet. Wydaje się bowiem, że proponując im jakieś zajęcie, próbuje się odwieść ich myśli od żałoby, którą przeżywają. Takie działania sprawdzają się jednak tylko przez moment. Potem znów trzeba wrócić do domu, gdzie smutek wybucha z jeszcze większą siłą. Zdarza się, że dzieci, pragnąc dać matce poczucie, że nadal jest potrzebna, nadmiernie obarczają ją nowymi pracami. Niestety próba zapełnienia czymkolwiek pustki powstałej po śmierci partnera jest
tylko bagatelizowaniem owej straty. Szukanie wdowie nowego zajęcia jest także apelem, by wróciła do życia. Drzemiący w każdym człowieku potencjał potrzebuje swojego środka wyrazu. Szkoda by było, żeby się zmarnował. Jednak potrzeba nowych obowiązków dojrzewa dopiero po jakimś czasie i nie powinna być narzucana z zewnątrz. Pozwólmy więc, by sama się w nas odezwała. Trzeba czasu, by pogodzić się ze stratą, by poczuć i docenić jej rozmiary. Zbyt wcześnie podjęte obowiązki, zajęcia zakłócające ten wewnętrzny proces tylko rozmywają wartość tego, co łączyło małżonków.
Chęć stania się potrzebnym nie oznacza też przyzwolenia na wykorzystywanie. Czasami drzemią w naszej duszy jakieś nie do końca uświadomione pragnienia, które teraz ostrożnie możemy wydobyć na światło dzienne. Aby zdobyć się na to, trzeba najpierw się wycofać, zagłębić w siebie. Łatwiej przychodzi to osobom, które nawet za życia partnera miały własne zainteresowania i zajęcia niezwiązane z życiem rodzinnym. One po śmierci męża, nawet po dłuższym czasie, będą miały do czego wrócić.
Bycie potrzebną to delikatny temat. Dobrze, jeżeli czujemy się przydatne, jednak w tym poczuciu tkwi zarazem element dwuznaczności. Z jednej strony bowiem pragniemy być potrzebne, jednak z drugiej strony tęsknimy także, by wreszcie zająć się sobą. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy mamy za sobą okres intensywnej opieki nad mężem albo długie lata małżeństwa, w którym dominował partner. Dochodzi wówczas do głosu poczucie, że byłyśmy nie tylko potrzebne, ale raczej wykorzystywane czy wręcz wyzyskiwane. Być może zatem po latach życia wypełnionego intensywną pracą i oddaniem innym warto pozwolić, by teraz to inni zrobili coś dla nas.
Poruszająca jest historia pewnej wdowy i jej dzieci, które z nadzwyczajnych umiejętności kulinarnych mamy korzystały jeszcze wiele lat po tym, jak wyprowadziły się z domu. Uważały bowiem, że w ten sposób wyświadczają jej przysługę. I ona rzeczywiście chętnie dla nich gotowała. Jednak pewnego dnia zaprosiła dzieci po raz ostatni na uroczysty obiad, po czym oświadczyła, że pragnie, by od teraz to one zaczęły gotować dla niej.
Więcej w książce: Znów będzie pięknie, choć inaczej - Angelika Daiker
Skomentuj artykuł