Dlaczego spotyka to właśnie ciebie?

(fot. shutterstock.com)
Jennifer Guntzelman / slo

Bez względu na to, jak bardzo chcielibyśmy uniknąć ponoszenia w życiu strat, uniknąć ich nie zdołamy. Świat funkcjonuje według schematu: życie - śmierć - życie. Wszystko, zarówno wokół nas, jak i w nas, podlega prawom natury, ulega ciągłym zmianom: nieustającym cyklom rodzenia się, wzrastania, rozwoju, osiągania pełni, zanikania, a potem umierania. Powtarza się to raz po raz.

Gdy okoliczności nas zmuszą, uznajemy cykl życie - śmierć - życie, ale wydaje się, że nie wiemy, jak naprawdę z tym żyć. Lubimy wzloty tego naturalnego cyklu. Z zachwytem przyjmujemy narodziny i dorastanie naszych dzieci, także nasz własny rozwój, nabywanie wiedzy i pomyślność. Radzenie sobie z negatywną częścią cyklu jest znacznie trudniejsze. Większość z nas chciałaby mieć do czynienia tylko z pozytywnym aspektem tego cyklu.

W istocie myślimy: biorę część zawierającą życie i rozwój, ale tej drugiej, w której jest zanikanie i śmierć, nie chcę. Jest to niemożliwe. Życie i śmierć są ze sobą złączone, jako dwie strony tej samej rzeczywistości. Jeżeli nawet nie dopuszczamy do swojej świadomości tego, że rzeczywistość to zarówno życie, jak i śmierć, rozwój i tracenie, dodajemy do naszego cierpienia dodatkowy ciężar. Naturalnie szukamy tego, co jest powodem naszego nieszczęścia. Mamy tendencję do myślenia, że te niechciane etapy cyklu pojawiają się w naszym życiu tylko wtedy, gdy popełniliśmy coś złego, dotyka nas kara, spotkał nas jakiś pech albo ktoś nas źle traktuje. Starsza kobieta chora na raka powiedziała mi kiedyś: "Myślę, że byłam wilkiem w owczej skórze". Gdy zapytałam, co ma na myśli, odrzekła: "Zawsze uważałam, że od życia otrzymuje się to, co się mu daje i że ja żyję w dosyć dobry sposób. Widzę jednak, że tak nie było, bo inaczej to by mnie nie spotkało".

A dlaczego nie ty?

DEON.PL POLECA

Usiłując zrozumieć, często szukamy przyczyn. Zadajemy sobie dwa związane ze sobą pytania: "Dlaczego tak się dzieje?" i " Dlaczego spotyka to mnie?" Niebo wydaje się odpowiadać: "Dlaczego nie?"

Gdy dochodzimy do zrozumienia cyklu życie - śmierć - życie, widzimy, że straty i towarzyszące im cierpienia dotykają każdego z nas. Wystarczy rozejrzeć się wokół, żeby zobaczyć, że tracenie jest połową procesu życia. Nowe życie może przyjść tylko wtedy, gdy to, co było wcześniej odejdzie. Jest to historia ludzkiej egzystencji.

Zauważcie kolejność pór roku, poczynając od nowego rodzenia się wiosny, przez pełnię lata, gorzko-słodkie przemijanie jesieni i zimowe zamieranie. Przyjrzyjcie się księżycowi, który ustawicznie przechodzi od nowiu poprzez pierwszą kwartę, pełnię, trzecią kwartę do ponownego nowiu. W taki sam sposób przeżywamy życie. Wszystko się zmienia.

Nowe życie przychodzi tylko dzięki pozbyciu się starego, ten schemat uwidacznia się w każdej sferze naszej egzystencji. Zęby mleczne muszą ustąpić miejsca zębom stałym. Nowe idee nie mogą się rozwijać, jeśli nie zechcemy pozbyć się poprzednich. Edukacja i nauka zastępują niewiedzę. Nasze życie składa się z wielu etapów rozwoju psychicznego, z których każdy ma swe własne zadania, każdy wymaga od nas rozstania się z tym, co było przedtem. Stale musimy doświadczać przemian lub śmierci albo jakiejś straty, po to żeby osiągnąć następny etap rozwoju. Żałoba jest niezbędna dla wzrastania - jest to trudna prawda, niemniej jednak prawda.

Każdy koniec to początek - to nie banał

W każdej chwili życia doświadczamy tracenia i wzrastania, w rozmaitych postaciach. W naszym życiu religijnym i duchowym borykamy się z problemem śmierci i straty. Każdy rodzaj duchowego wzrastania zawsze wymaga procesu odchodzenia od czegoś i docierania do czegoś innego. Zdarza się, że dorastamy do nowych idei lub stajemy się bardziej dzielni, a jednocześnie żałujemy utraty przyjaźni, pracy lub zabezpieczenia materialnego. W wielu momentach naszego życia znajdujemy się w innym miejscu cyklu życia i śmierci.

Codziennie mamy do czynienia z rzeczywistością straty. Jeśli nie umieramy młodo, przeżywamy wiele tysięcy strat. Mamy już całą historię porażek, które przyczyniły się do uformowania nas takich, jakimi obecnie jesteśmy. To właśnie sposób, w jaki radzimy sobie ze stratami, sprawia, kim się stajemy i w jaki sposób się to dokonuje.

Pewien mądry nauczyciel duchowości zapytany, jakie są trzy najważniejsze kroki na drodze duchowego wzrastania, odpowiedział: "Otwarte oczy, otwarte oczy, otwarte oczy". Być może utrata kogoś lub czegoś ważnego może otworzyć nam oczy na rzeczywiste życie i dać nam poczucie solidarności z każdym człowiekiem. Możemy także nauczyć się przeżywać straty w taki sposób, aby prowadziły nas do nowego życia.

Wcześniej czy później, każdy z nas staje się ekspertem od strat, powiedział kiedyś rabin David Wolpe. Jak więc uczyć się lekcji codziennych strat?

  • Poświęć trochę czasu na obserwację przyrody w okolicy twego domu. Zwróć uwagę na rytm życia i śmierci widoczny wyraźnie u drzew i innych roślin. Zastanów się nad zmianami, jakie zaszły w scenerii tej okolicy od czasu, gdy się tam wprowadziłeś.
  • Zapisz historię twoich strat. Podziel życie na dziesięcioletnie odcinki i zacznij spisywanie różnego rodzaju strat, jakich doznałeś. Zauważ, że niektóre z nich należą do całej grupy strat mających miejsce w tym samym czasie. Zachowaj tę listę i dopisuj do niej straty, o których sobie później przypomnisz.
  • Pomyśl o tym, że poniesione straty ukształtowały cię takim, jakim jesteś obecnie. Pamiętaj, że to nie sama strata, ale sposób w jaki stawiasz jej czoła, przyczynia się do twojego rozwoju.
  • Które straty miały największe znaczenie w twoim życiu? Co sprawiło, że były one takie ważne? Które z nich były trampoliną do nowego życia i rozwoju? Dlaczego?

"Trzeba jedynie uwierzyć, że tam, gdzie jest jakiś koniec, będzie i początek."
Clarissa Pinkola Estes

Więcej w książce: Jak sobie poradzić z życiową tragedią - Jennifer Guntzelman

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego spotyka to właśnie ciebie?
Komentarze (8)
F
filipp
4 października 2014, 01:08
Witam, może to nie jest dobre miejsce ale bardzo prosił bym was, czytelników o modlitwę za mnie. Choruję na nerwicę lękową. jest mi bardzo ciężko od wielu lat pracuję z psychologiem i modlę się.  Teraz poszedłem na studia i do pracy ... Objawy się strasznie nasiliły. Sprawiają mi ogromne cierpienia, lęk powoduję że nie mogę się skoncetrować na pracy i nauce . , nie mogę normalnie rozmawiać z ludzmi.Stale boję się... potszebuję wsparcia.. módlcie się za mną proszę..! Módlmy się też za innych dotkniętych nerwicą czy innymi podobnymi problemi depresja,schizofremia bo to są straszliwie ciężkie choroby.Pokornie proszę o choć jedną wzmiankę do Boga o mnie..!
MM
mala mi
8 września 2014, 09:23
Ładne i z nadzieją. Mamy tendecję, by rozpamiętywać straty lub puszczać je w niepamięć, "zapominać", choć przecież dotkliwych strat zapomnieć się nie da. A tu zachęta, by przypomnieć je wszystkie. Zapisać. Rozważyć, co mi zabrały, a na co mnie otworzyły. Każde porzucenie jest uwolnieniem. Każda strata otwiera nowe drzwi. Taki paradoks.
M
Moon
7 września 2014, 22:02
Tak. Mnie dotkneła zdrada męża, przyjaciela partnera. Od razu zrozumiałam dlaczego. Od razu zaakceptowałam, pozornie, jak sie potem okazało. Ciagle nei moge zrozumiec po co, bo dlaczego wiem. Dlatego że bylismy obcymi sobie ludzmi, zdrada miała ns do siebie przybliżyć. Miała nas obudzić do zycia. Stało sie inaczej. Wiec pytam "Po co", "po co to było", ten ból, lek, płacz, samotność, po co jezeli ja nie mam powołania do bycia zakonnica po co Bóg mi dał zdrade i rozstanie z męzem. Bóg mnie skazał na zycie w samotności podczas gdy mój maż grzeszac sie swietnie bawi. Tak świetnei bo nie mysli o zyciu wiecznym a o doczesnym. Może mi kiedys Bóg odpowie na to pytanie ...
P
Piotr
7 września 2014, 22:39
Moon: Nie pytaj: "po co", bo na to pytanie nie ma odpowiedzi, a może inaczej tak jak napisała EwKa: "Są straty, które zostaną przez nas zrozumiane dopiero po tamtej stronie". I to nie Bóg dał Ci zdradę, to była egoistyczna decyzja tylko i wyłącznie Twojego męża. Myślę, że Pan Bóg nie miał z nią nic wspólnego. Nie szukaj też winy w sobie, bo się tylko zadręczysz. Wiem, że boli i na to jest tylko jedno lekarstwo: czas i wiara.
11 października 2010, 12:28
Są straty, których znaczenie i sens rozpoznajemy po kilku lub kilkudziesięciu latach. Ale są i takie, które zostaną przez nas zrozumiane dopiero po tamtej stronie.
M
maskymilian
9 kwietnia 2010, 09:15
Piękne, lecz mimo iż (napiszę tu w pierwszej osobie, bo nie chcę generalizować) wiem i zdaję sobie sprawę, to złożoność ludzkiej natury zasłania często tę świadomość. Kiedyś po bardzo trudnych przejściach (stratach) mój "pomocnik duchowy" powiedział mi: "Przecież Szczęście jest dla Ciebie przygotowane, choć go jeszcze nie widzisz." To jest (jak mi się zdaje) wiara, na Kimś trzeba ja oprzeć. Oprzeć i wierzyć, że to jest Najlepszy Plan (trąci Kandydem - przepraszam) na który mamy wpływ (wolność), ale dopuszcza istnienie strat. Tyle. Oby dobre wnioski wyciągać. Oby.
T
teresa
7 kwietnia 2010, 17:06
No proszę.Nic a nic nie urosłam.
M
miriam
8 września 2014, 07:50
a ja tak,przeczytaj jeszcze raz,a może kilka lub kilkanaście razy ,to zależy od inteligencji ile razy trzeba przeczytac ,by zrozumieć