Jak walczyć ze strasznymi myślami?

(fot. shutterstock.com)
Grzegorz Szaffer

Straszne myśli są elementem nerwicy. Jak sobie z nimi poradzić? Jak je odwrócić? Ważne jest, że nie chodzi przede wszystkim o treść myśli, ale o to, że z tymi myślami przychodzi wyobraźnia i uczucia lęku. Rozmaite dziwne, czasem makabryczne myśli zawsze przemykają nam przez głowę.

Z perspektywy czasu widzę, że miałem je również przed chorobą i miewam po chorobie. Różnica między chorobą i zdrowiem jest jednak taka, że w zdrowym nie generują one intensywnych uczuć lęku. Pewnie każdy całkiem "normalny" człowiek ma takie myśli, które od czasu do czasu powracają: że skacze z wysokiego mostu, spada w przepaść czy krzywdzi bliźnich... I co? Nic. A w czasie choroby przygniatają one człowieka, bo z nimi od razu idą wyobraźnia i uczucia.

Walka z treścią myśli jest daremna i może pogorszyć sytuację. Potrzebne jest podejście stoickie. Niech sobie te myśli przelatują. Nie ma takiej siły, która myśli może zatrzymać. Nie mamy nad nimi pełnej kontroli. Trzeba pozwolić im płynąć. (Podobne podejście zalecają też szkoły medytacji). Jedyne, co możesz zrobić, to starać się mieć uwagę zajętą czymś innym: pracą, obowiązkami domowymi, bardzo wciągającym filmem, książką itd. Na tym się skup! To jest jeden z elementów terapii: nie walcz z treścią myśli! Te najbardziej przykre zaczynają się zwykle od: "A gdybym tak ja..." zrobił to lub tamto. Ogólnie rzecz biorąc będą podsuwały ci scenariusze zagrożenia osób czy wartości dla ciebie najcenniejszych, włączając w to twoje własne działania. Jest to związane z utratą zaufania do otaczającego świata i siebie samego.

Niech te myśli płyną! Nie walcz z nimi. Zrób za to wszystko, żeby zająć się czym innym! Daj im mniej czasu. Kluczem nie jest treść myśli, tylko powiązanie między treścią myśli a wyobraźnią i uczuciami. Jest ono całkiem naturalne. Nasza biologiczna natura ma na nasz umysł przemożny wpływ (ku rozpaczy egzystencjalistów). O przykłady nietrudno. Młoda matka cały czas myśli i mówi o dziecku. Jeśli jesteśmy głodni, to myślimy o jedzeniu, jeśli zakochani, to o ukochanej osobie. Jeśli wystraszeni... no właśnie, o zidentyfikowaniu zagrożenia i ucieczce (albo walce). Taki stan jest normalny. Tak samo będzie, jeśli weźmiesz udział w jakimś rzeczywistym niebezpiecznym zadaniu. Szturm na plaży w Normandii ukazany w filmie Spielberga "Szeregowiec Ryan" to moim zdaniem najlepsza próba oddania tego uczucia w kinie. Jak wyzdrowiejesz, to oglądając tę scenę przypomnisz sobie, jak to było w nerwicy.

Człowiek w nerwicy tkwi w ciągłym stanie przerażenia, a porażają go własne straszne myśli albo somatyczne objawy strachu (szybkie bicie serca, pocenie się itp.). To jest zamknięta pętla. Im więcej myśli i objawów, tym więcej strachu. Im więcej strachu, tym bardziej umysł koncentruje się na identyfikowaniu scenariuszy zagrożenia, czyli tworzeniu złych myśli właśnie. Temu towarzyszą z kolei fizyczne objawy strachu wywołane działaniem adrenaliny i innych hormonów. Trzeba tę pętlę poluzować! Dlatego tak jest ważne, by nie walczyć z treścią myśli! Nie bać się ich! Nie szarpać tego postronka, bo się wówczas mocniej zaciska.

Metodą, która pozwala zmierzyć się i wygaszać to połączenie między myślami i uczuciami, jest racjonalizacja. To znaczy używanie naszego świadomego "ja" do racjonalnego tłumaczenia i akceptowania stanu swoich uczuć oraz ich powiązań z myślami; tworzenia pozytywnych myśli i scenariuszy, żeby one z kolei mogły tworzyć pozytywne uczucia albo przynajmniej osłabiać te negatywne. W praktyce oznacza to, że musisz racjonalnie sobie tłumaczyć, że te złe myśli nic nie znaczą (i tak jest w rzeczywistości - zrozumiesz to doskonale w miarę zdrowienia). Staraj się racjonalnie odwracać uczucia, jakie im towarzyszą. Potraktuj te myśli jak "starego dobrego przyjaciela". Mów do nich tak: "O, jesteście moje straszne myśli. Dobrze wiem, że przychodzicie, ale wiem też, że odejdziecie. Nie będę stawiał wam oporu, ale też nie będę was tu zatrzymywał. Nie będę was wspierał i podsycał własną świadomością. Chcecie mnie znowu zapędzić w pętlę strachu. Znam te wasze sztuczki. Nie dam się im". Mów tak do siebie w myślach! Zobaczysz, że to pomaga! Na szczęście nasze świadome "ja" może generować myśli tak samo, jak nasze uczucia "nam" je generują (ściśle mówiąc skłaniają nas do pewnych myśli). Wykorzystaj to!

Racjonalizację w znaczeniu, w jakim o niej tu mówię, należy rozumieć jako rozumowe uzasadnienie i interpretację własnych stanów emocjonalnych, na które nie masz bezpośredniego wpływu. Możesz spotkać się z definicją racjonalizacji jako mechanizmu obronnego, który umożliwia pozornie racjonalne uzasadnianie po fakcie swoich decyzji i postaw, kiedy prawdziwe motywy pozostają ukryte, często także przed własną świadomością. Jest to bardzo wąska definicja racjonalizacji i w mojej ocenie niesłusznie nadająca jej wyłącznie charakter negatywny. Zgodzisz się pewnie, że jest ona podzbiorem tej pierwszej.

Rzeczywiście racjonalizacja jest często używana w negatywnym sensie, żeby pozbyć się uczucia winy czy nieadekwatności. Jest to mechanizm bardzo skuteczny dzięki temu, że poprzez świadome myśli i rozumowe uzasadnienia możemy wpływać - pośrednio - na stan uczuciowy. Ale ten sam mechanizm może być używany w sensie pozytywnym, czyli do pozbywania się lęku poprzez rozsądne poznawanie mechanizmów i tłumaczenie ich działania. Do wkomponowania naszego stanu uczuciowego w znany nam obraz świata. Przyczyną nerwicy jest pętla sprzężenia lękowego - czyli mechanizm sprzężenia zwrotnego, a nie prosty łańcuch przyczynowo-skutkowy. Jednak nasza sieć neuronów ze swej natury bardzo potrzebuje tworzyć łańcuchy przyczynowo-skutkowe - budowanie relacji jest jedną z podstaw jej działania - a racjonalizacja pomaga jej "ogarnąć" to, co początkowo wydaje się absurdalne, niepoznawalne albo nieakceptowalne. Racjonalizujemy zawsze i wszędzie, gdy stykamy się z czymś, co przekracza początkowo naszą zdolność pojmowania. Możemy w ten sposób tworzyć rozsądne i pożyteczne wyjaśnienia albo zabobony. To jest po prostu mechanizm działania naszego mózgu. Wykorzystujmy go pozytywnie!

W nerwicy połączenie między myślami a uczuciami strachu jest niezwykle silne i trzeba sporo czasu, żeby je wygasić do normalnych rozmiarów. Racjonalizuj, bagatelizuj, a przede wszystkim nie wspieraj świadomie tych złych myśli! Nie łap za puls, jak tylko napadnie cię strach, że serce przestaje ci bić, nie rzucaj się do internetu oglądać strony medyczne, gdy przychodzi myśl, że masz raka mózgu (po raz setny tego dnia). Wspierasz w ten sposób chorobę. Zrób coś odwrotnego. Mów sobie: "Znam tę myśl. Nie mogę nic na to poradzić, że ona przychodzi, ale nie będę jej wspierać swoją świadomością. Zaczekam, aż sobie pójdzie".

Wiem, że to nie jest łatwe, ale to pomaga! W ciągu miesiąca, dwóch, trzech twoja wrażliwość na strach może spaść znacznie, a później całkiem zgasnąć.

Żeby taka terapia była całkowicie skuteczna, potrzebne jest też oduczenie się zachowań, które kiedyś pokarały nas strachem. Albo inaczej: nauczenie się, że wykonywanie pewnych czynności niczym nie grozi. To jest niezbędne, bo w przeciwnym razie zawsze będzie nad tobą wisieć chmura strachu. W jakimś sensie temu strachowi będziesz cały czas ulegać i on cały czas będzie cię uwrażliwiał na zagrożenie. Trzeba go zracjonalizować do rozsądnego minimum. Do miejsca, w którym racjonalnie stwierdzimy, że jest rzeczywiście zasadny albo nieszkodliwy. Mówiąc krótko, trzeba rozszerzyć swoją strefę bezpieczeństwa z powrotem do normalnych rozmiarów. Na przykład w przypadku agorafobii spróbować po prostu zapuszczać się coraz dalej samemu. Ale koniecznie stosując powyższą technikę racjonalizowania i akceptowania. To będzie trudne i bolesne.

Na koniec muszę podkreślić: technika racjonalizowania, sterowania swoimi myślami czy programowania myśli, jak kto woli, jest w mojej opinii kluczem do trwałego zdrowia. Dlatego trzeba ją dobrze opanować. Przeanalizować, przećwiczyć na swój sposób i zinternalizować. Obserwować, jak uczucia na nią reagują, jakiego rodzaju racjonalizacja pomaga, a jaka nie. Każdy jest przecież inny. To jest ważne, bo jesteś osobą z wyobraźnią, wrażliwą i empatyczną. Nie zmienisz tego. Będą się w życiu zdarzać sytuacje, gdy przytłoczą cię zobowiązania, porażki, a nie daj Boże rodzinne nieszczęście. Wtedy zawsze istnieje ryzyko ponownego zapętlenia w spirali lęku. Tymczasem ta technika jest jak szczepionka. Gdy raz ją przyswoisz, to szybko zidentyfikujesz moment, gdy myśli zagnają cię znów w jakąś mroczną stronę, i powiesz: "Hola, znam tę sytuację, drugi raz się na to nie dam nabrać. Poczekam, aż ten nastrój minie, a na razie skupię się na bieżących sprawach, kroczek po kroczku".

W tym sensie wyjdziesz z choroby wzmocniony i w dodatku będziesz miał tego świadomość!

Reasumując:

  • Zabierz swoim złym myślom czas. Zajmij czymś swój umysł.
  • Gdy przychodzą, daj im płynąć i racjonalizuj. Nie wspieraj ich i nie uciekaj przed nimi.
  • Rzuć stopniowe wyzwanie temu, co budzi w tobie lęk. Koniecznie stosując przy tym dwie powyższe techniki.

"Cierpisz z powodu depresji i lęków, dlatego że identyfikujesz się z nimi. Mówisz: «Jestem przygnębiony.  Ale to nieprawda. Ty nie jesteś przygnębiony. Jeśli chciałbyś to wyrazić dokładniej, mógłbyś powiedzieć: «Doświadczam teraz przygnębienia®. A ty potrafisz swój stan wyrazić zaledwie: «Jestem przygnębiony®. Nie jesteś przecież swoją depresją. To tylko chytra sztuczka twego umysłu, dziwaczna iluzja. Sam wpakowałeś się w ten sposób myślenia, choć go sobie nie uświadamiasz. Jestem swą depresją, jestem swym lękiem, jestem swą radością, jestem swym wzruszeniem. (...)

Chmury nadchodzą i odchodzą, niektóre z nich są czarne, a niektóre białe, niektóre z nich wielkie, a inne małe. Zstąp głębiej w tę metaforę. To ty jesteś niebem obserwującym chmury. Dla ludzi Zachodu stwierdzenie to jest szokujące. A przecież nie masz na to wpływu. Nie staraj się na nic wpływać. Nie zatrzymuj niczego. Patrz! Obserwuj!"*

*Anthony de Mello, Przebudzenie, przeł. Beata Moderska, Tadeusz Zysk

Więcej w książce: Pokonałem nerwicę. Historia mojego zmagania - Grzegorz Szaffer

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak walczyć ze strasznymi myślami?
Komentarze (66)
DK
Darek Kajut
19 lipca 2018, 13:24
Mi ta walka średnio wychodziła.. Już myslałem, że bede musiał nauczyć sie z tym po prostu żyć, ale żona w końcu namówiła mnie na terapie i nie żałuje. Chodziłem do Psychologgi w warszawie i tam, już po paru spotkaniach czulem sie o niebo lepiej. Byłem w szoku, jak moje odczucia i myśli mają ogromny wpływ na to jak czuje i zachowuje się mój organizm. Jest coraz lepiej i mam nadzieję, że już za chwile w 100% pozbęde się tej paskudy
1 listopada 2016, 19:39
W takich przypadkach można też rozważyć terapie DDD/DDA bo podłoże może być w czasach dzieciństwa, jakieś prześladowania, przemoc alkohol. Fajnie o tym pisze Ewa Guzowska na swoim blogu na znanylekarz, z tego co wiem prowadzi również takie terapie.
Ł
Łucja
1 sierpnia 2016, 21:24
Szaffer pisze świetnie w swojej książce ,kopalnia wiedzy polecam kazdemu, bez dwu zdań,więcej info w tej tematyce na forum www.zaburzeni.pl ,świetni bardzo pomocni i wspierający ludzie,ktorzy znają sie na rzeczy
S
Shimano
16 maja 2015, 15:44
EEEE tam, wszystko się da, trzeba tylko chcieć! http://niepanikuj.pl/2015/05/15/stop-czarnym-myslom/
A
aga
13 marca 2015, 13:54
nie uzywac wrozb TAROTA HOROSKOPOW I INNYCH MODLITW  BO OD TEGO SA ZLE MYSLI NAWROCIC SIE DO Boga swietego 
A
AWI
20 czerwca 2014, 12:00
Witam,wlasnie weszlam na ta strone i chcialam sie podzielic tym co ja aktualnie przechodzilam iteraz  czuje .Byc moze nie sa to natretne mysli jak niektorzy tu opisuja ale pojawiaja sie dziwne mysli ktore nie dawaly mi normalnie funkcjonowac to przykre mysli.Przypomnialam sobie o metodzie EF i zastosowalam je dzisiaj dwukrotnie i nie uwierzycie poczulam sie o wiele lepiej ,en artykul tez mi pozwolil zrozumiec ze trzeba inaczej podejsc do tych mysli ,Pozdrawiam AWI
D
depresja
26 marca 2014, 09:42
Na depresję nie pomoże ani racjonalizacja, ani odrzucanie złych myśli, ani modlitwa
MK
Marek Korczyk
17 listopada 2013, 12:01
Wracając do tematu, ja jestem zdania, że niechciane, bądź trudne myśli najlepiej zwyczajnie ignorować. Mianowicie gdy wdamy się w zastanowienia nad ciężkimi myślami, wręcz nigdy nie osiągniemy niczego dobrego. W końcu autorem większości strasznych myśli jest szatan. To on chce budzić w nas depresję, czy załamania, tym samym odwracając nas od Boga i zachęcając do czynienia zła. Szatan ma jednak to do siebie, że nie znosi jak się go ignoruje, gdyż wtedy nie może posłużyć się swoimi kłamstwami. Dlatego zwyczajnie warto nie zastanawiać się nad trudnymi myślami, a tylko powiedzieć sobie: "Nie będę słuchał Złego." Dzięki temu zwyciężymy te trudności.
M
magi
9 marca 2015, 14:51
do inkwizytor_ widac ze masz bardzo ubogą wiedze na te tematy żal mi Cię... ten człowiek który napisał książkę jest wierzący  wejdz sobie na jego stronę. on pomógł wielu ludzią! ta technika pomaga wyjsc z nerwicy którajest chorobą psychiki tak działa nasz organizm w stresie i nie ma to nic wspólnego z szatanem! ludzie którzy sie udają z podobnymi problemami do księzy w 90%odsyłani sa do psychiatrów z nerwicami depresjami itd a na stronie jezuitów pisze jak byk ksiadz który jest równiez terapeutą ze te mysli natretne to znak który sobie człowiek daje sam jak nie radzi sobie z emocjami!!! taka jest nasza psychika jak jest zaduzo stresu i problemów napiecie wzrasta do wysokiego poziomu i zanim opadnie nasz organiz sam wyszukuje zagrozenia podążając za uczuciami które jeszcze nie zdążyły zwolniC!!!
Ł
Łucja
1 sierpnia 2016, 21:38
ot i tu jest najlepszy komentarz!!! popieram magi !!! swietnie to skwintowałas/łes
16 listopada 2013, 23:07
~Słaba Ty możesz nazwać to naiwnością - ja nazywam to uczciwością.
16 listopada 2013, 23:01
Ponieważ ta istota pisała już wcześniej na forum i również mnie przyatakowywała, domyślam się, kto to jest (tak, tak, ktoś z reala). I zapewniam Cię, że taki z niego samobójca, jak ze mnie lub z Ciebie dalajlama. A nawet gdyby, to w tym jednym przypadku nic by mnie to nie obeszło. A pozostałym, którzy dali się podpuścić i jeszcze uwierzyli w bzdury kolegi ~z podpisującego się jako ~psp, życzę większej przenikliwości, zanim uwierzą zakłamanym idiotom. @theONA Możesz się mylić. Część wpisów prawdopodobnie jest obecnie już wycięta, więc nie mam obrazu zajścia. Ale wiele na to wskazuje (także z innych deonowych "rozmów" z @z), że mogłaś po prostu znaleźć się w "newralgicznym" miejscu i czasie. Dynamika rozmowy się powtarza (nie chcę się wdawać w szczególy) i być może @z nie jest twoim osobistym wrogiem. Niezależnie od tego jak jest, rozmówcy @z zareagowali bardzo dobrze. Ja dziękuję Bogu za tą piękną ludzką życzliwość i chęć pomocy, którą tu było widać. @z Modlę się w twojej intencji. ... @Słaba To prawda, że usunięto ogromny zakres wpisów, ale to nie jest dowodem na to, że pomyliłam się, ale że miałam rację. Dowodem na to jest fakt usunięcia części wpisów. Ponieważ  w tej awanturze wskazałam, kto pisał. Nie wiem, kim jest pierwotna osoba podpisująca się jako ~z. ~Słaba, przecież każdy może na tym forum podpisać się jako ~Słaba. Nie jesteś zalogowana. Tym samym nie wiem, z kim rozmawiam. Ty też mnie nie znasz, ale przynajmniej masz pewność, że zawsze z tą samą osobą. Tym samym uznaję, że nie powinnam dyskutować z Tobą na tematy istotne, a nie bzdetne (jak np. kolor kwiatów na krzewach jesienią), dopóki nie zarejestrujesz się...Tym samym  musiałabym nie rozmawiać z Tobą wcale.
G
grzesiek
16 listopada 2013, 14:09
Dlaczego na katolickim portalu cytuje się książkę, której treść została przez papieża uznana za niezgodą z wiarą katolicką? Czemu promujecie techniki myślowe, które noszą za sobą zagrożenie duchowe? Jak ufać takiemu portalowi.... @ania, czy mogę Cię prosić o źródła? Nie spodziewałem się, że papież wypowiadał się na temat tej książki.
A
aga
26 marca 2014, 09:27
Dzięki Grzesiek za Twój wpis...czytam ten artykuł i odrazu mi coś nie pasuje...'szkoły medytacji?' 'zachód tego nie zna...?'... sama mam problem wyzej opisany. sadze, że taki artykuł może być krzywdzący. Tes 5, 21-22 "Wszystko badajcie, a co zlachetne zachowujcie! Unikajcie wzystkiego, co ma choćby pozór zła".
S
Słaba
16 listopada 2013, 13:24
Ponieważ ta istota pisała już wcześniej na forum i również mnie przyatakowywała, domyślam się, kto to jest (tak, tak, ktoś z reala). I zapewniam Cię, że taki z niego samobójca, jak ze mnie lub z Ciebie dalajlama. A nawet gdyby, to w tym jednym przypadku nic by mnie to nie obeszło. A pozostałym, którzy dali się podpuścić i jeszcze uwierzyli w bzdury kolegi ~z podpisującego się jako ~psp, życzę większej przenikliwości, zanim uwierzą zakłamanym idiotom. @theONA Możesz się mylić. Część wpisów prawdopodobnie jest obecnie już wycięta, więc nie mam obrazu zajścia. Ale wiele na to wskazuje (także z innych deonowych "rozmów" z @z), że mogłaś po prostu znaleźć się w "newralgicznym" miejscu i czasie. Dynamika rozmowy się powtarza (nie chcę się wdawać w szczególy) i być może @z nie jest twoim osobistym wrogiem. Niezależnie od tego jak jest, rozmówcy @z zareagowali bardzo dobrze. Ja dziękuję Bogu za tą piękną ludzką życzliwość i chęć pomocy, którą tu było widać. @z Modlę się w twojej intencji.
L
Liley
15 listopada 2013, 20:18
Ale owszem- mozna zatrzymac mysli i tego ucza techniki "medytacyjne". A nawet je zmienic. Warto zapoznac sie z tematem, zanim sie zawyrokuje:)
A
ania
15 listopada 2013, 14:17
Dlaczego na katolickim portalu cytuje się książkę, której treść została przez papieża uznana za niezgodą z wiarą katolicką? Czemu promujecie techniki myślowe, które noszą za sobą zagrożenie duchowe? Jak ufać takiemu portalowi....
E
eloiza
15 listopada 2013, 13:17
przykro mi, że powstał taki spór między dwiema osobami, które nie szczędziły sobie strasznych słów...wydaje mi się, że nigdy nie należy lekceważyć kogoś, kto mówi, że chce popełnić samobójstwo. do z, zgodnie z danym słowem, pamiętam dziś szczególnie o Tobie i wierzę, że Twoje zdrowie się poprawi na tyle, że poradzisz sobie z przeciwnościami i trudami życia...z serca życzę powodzenia!
E
Ela
15 listopada 2013, 10:49
W całym artykule nie ma ani jednego odniesienia do Boga jako pomocy w zmaganiu się z obsesyjnymi myslami. To dość dziwne jak na portal katolicki. Konkluzja jest taka że człowiek sam może pokonać natrętne, złe mysli nie jest prawdziwa a przynajmniej nie w każdym przypadku...
15 listopada 2013, 10:37
...Jeśli o tym myślisz, to prędzej czy później to zrobisz. Pamiętaj, żeby siadać z brzegu i wypaść jako jedyna. 1) Chciałbym zaznaczyć, że ten grzesiek, który to napisał, to nie ja, tzn. nie grzesiek, który napisał poprzedni post, w którym zapewniałem o modlitwie. 2) Ależ dwie baby się popsztykały... 3) Nie, Z, nie życzę Ci bezdomności, nie życzę Ci kalectwa. Co więcej, podejrzewam, że o tym wiesz. A co do Twoich życzeń pod moim adresem, to jakoś je zdzierżę. Na szczęście to, czy będę bezdomny zależy to od Boga i ode mnie. Nie wiem też, skąd założenie, że troska o przyszłość jest mi obca. Jak każdy, muszę się jakoś utrzymać. Swoją drogą, zaskoczyło mnie, że mój post wywołał w Tobie taką reakcję. Ciekaw jestem, co Cię wkurzyło. Pozdrawiam ... Ok, grześku od tego posta. Jak widać, problem z niezalogowanymi jest taki, że każdy może używać sobie dowolnego nicka do woli. Dlatego proponuję rejestrację. I  pozdrawiam.
15 listopada 2013, 10:31
Jeśli o tym myślisz, to prędzej czy później to zrobisz. Pamiętaj, żeby siadać z brzegu i wypaść jako jedyna. ... Rozczaruję Cię zapewne, ale nie myślę o "tym". To, o czym pisałam, to dziwne niekontrolowane myśli. Na szczęście należą już do przesżłości raczej. Jeśli chodzi o to, co mnie wkurzyło lub nie, to poczytaj sobie począek rozmowy z tzw. ~z . "Z" to zapewne od "zero". Typ ni stąd ni zowąd napada na mnie, a później użala się, jak to został zaatakowany. Ponieważ ta istota pisała już wcześniej na forum i również mnie przyatakowywała, domyślam się, kto to jest (tak, tak, ktoś z reala). I zapewniam Cię, że taki z niego samobójca, jak ze mnie lub z Ciebie dalajlama. A nawet gdyby, to w tym jednym przypadku nic by mnie to nie obeszło. A pozostałym, którzy dali się podpuścić i jeszcze uwierzyli w bzdury kolegi ~z podpisującego się jako ~psp, życzę większej przenikliwości, zanim uwierzą zakłamanym idiotom.
15 listopada 2013, 10:25
TheOna jest psychologiem. Macie żywy przykład, że ludziom tej profesji nie należy ufać, zwierzać się im, korzystać z ich konsultacji których nie sposób nawać pomocą, ani tym bardziej, pod żadnym pozorem ładować w nich swoich pieniędzy. ... Pudło, jasnowidzu. Nie jestem psychologiem.
G
grzesiek
15 listopada 2013, 09:50
...Jeśli o tym myślisz, to prędzej czy później to zrobisz. Pamiętaj, żeby siadać z brzegu i wypaść jako jedyna. 1) Chciałbym zaznaczyć, że ten grzesiek, który to napisał, to nie ja, tzn. nie grzesiek, który napisał poprzedni post, w którym zapewniałem o modlitwie. 2) Ależ dwie baby się popsztykały... 3) Nie, Z, nie życzę Ci bezdomności, nie życzę Ci kalectwa. Co więcej, podejrzewam, że o tym wiesz. A co do Twoich życzeń pod moim adresem, to jakoś je zdzierżę. Na szczęście to, czy będę bezdomny zależy to od Boga i ode mnie. Nie wiem też, skąd założenie, że troska o przyszłość jest mi obca. Jak każdy, muszę się jakoś utrzymać. Swoją drogą, zaskoczyło mnie, że mój post wywołał w Tobie taką reakcję. Ciekaw jestem, co Cię wkurzyło. Pozdrawiam
P
Piotr
15 listopada 2013, 02:31
z napisała do theona: ...ty wścibski antypatyczny babsztylu. z twoja parszywą naturą No i miałaś rację :D
M
magda
15 listopada 2013, 02:19
Naprawdę straszne myśli to można miec po "terapii" u takiej przestępczyni.
R
rdr
15 listopada 2013, 02:16
No tak, zdarza się że ludzie z marginesu zostaja psychologami bo wydaje im się, że w ten sposób zyskają swego rodzaju władzę. Widać, że to szmacisko jest zaprawione w boju, kopie, przewraca, słownik jakby siedziała 10 lat z przestepcami w 1 celi, pewnie od gimnazjum chodzi na ustawki, pije, narkotyzuje się itd. W sam raz do roli psycholożki i deonowego klakiera.
P
psp
15 listopada 2013, 02:09
TheOna jest psychologiem. Macie żywy przykład, że ludziom tej profesji nie należy ufać, zwierzać się im, korzystać z ich konsultacji których nie sposób nawać pomocą, ani tym bardziej, pod żadnym pozorem ładować w nich swoich pieniędzy.
G
grzesiek
15 listopada 2013, 01:55
Kiedyś zaczęły mi się "straszne myśli". Nie czytałam całego artykułu, ale chyba to podpada. Zaczęły się w wieku mniej więcej pięciu lat. Jadę samochodem miewałam wrażenie, że za moment otworzę drzwi samochodu. Drzwi, obok których siedzę. Czasem mnie to paraliżowało, bo bałam się ruszyć ze strachu, ze naprawdę to zrobię, a wtedy przez otwarte drzwi wypadną wszyscy, których kocham. Ja może na początku, ale potem mama, tata, bracia...Po latach taki dziwny "myk", jak ja to w sobie nazywam, nie powtórzył się już nigdy, ale czasem mam to w samochodzie, kiedy ktoś zachowuje się zbyt głośno. Nigdy nie otworzyłam drzwi, nigdy ich nie otworzę, ale jest to taki straszny myk, jakaś dziwna myśl...Czy to jest nienormalne? A jeśli tak, to skąd się we mnie wzięło? Nigdy nie odczuwałam tego, kiedy sama prowadziłam samochód. Ale od czasu do czasu odczuwam jakby  śladowe odczucia tego lęku z dzieciństwa, że za moment zrobię coś strasznego, żę otworzę drzwi w pędzącym samochodzie...WIEM, że tego nie zrobię! Więc skąd ta myśl czasem, kiedy jestem pasażerką, a samochód jedzie bardzo szybko? ...Jeśli o tym myślisz, to prędzej czy później to zrobisz. Pamiętaj, żeby siadać z brzegu i wypaść jako jedyna.
15 listopada 2013, 00:31
Kiedyś zaczęły mi się "straszne myśli". Nie czytałam całego artykułu, ale chyba to podpada. Zaczęły się w wieku mniej więcej pięciu lat. Jadę samochodem miewałam wrażenie, że za moment otworzę drzwi samochodu. Drzwi, obok których siedzę. Czasem mnie to paraliżowało, bo bałam się ruszyć ze strachu, ze naprawdę to zrobię, a wtedy przez otwarte drzwi wypadną wszyscy, których kocham. Ja może na początku, ale potem mama, tata, bracia...Po latach taki dziwny "myk", jak ja to w sobie nazywam, nie powtórzył się już nigdy, ale czasem mam to w samochodzie, kiedy ktoś zachowuje się zbyt głośno. Nigdy nie otworzyłam drzwi, nigdy ich nie otworzę, ale jest to taki straszny myk, jakaś dziwna myśl...Czy to jest nienormalne? A jeśli tak, to skąd się we mnie wzięło? Nigdy nie odczuwałam tego, kiedy sama prowadziłam samochód. Ale od czasu do czasu odczuwam jakby  śladowe odczucia tego lęku z dzieciństwa, że za moment zrobię coś strasznego, żę otworzę drzwi w pędzącym samochodzie...WIEM, że tego nie zrobię! Więc skąd ta myśl czasem, kiedy jestem pasażerką, a samochód jedzie bardzo szybko?
G
grzesiek
14 listopada 2013, 23:38
Ja nie mam nic mądrego do powiedzenia, ale też będę się modlił. Z, pozdrawiam i z Bogiem. Może jedną rzecz powiem. Poznałem ostatnio bezdomnego, poruszającego się na wózku inwalidzkim. Wysłuchałem jego opowieści, bo chciałem ofiarować mu odrobinę uwagi. Ale nawet bez tej opowieści nie trudno było się domyśleć, że jego życie to letarg i wegetacja. Celem nocy jest doczekanie poranka, a celem dnia - oczekiwanie na zmierzch. I brak siły do jakiegokolwiek działania. Ale jedna rzecz zrobiła na mnie wrażenie, mianowicie iskierka pogodzenia z własnym losem, która chwilami przebłyskiwała w jego słowach. Pogodzenie - nie rezygnacja. Mam wrażenie, że w nim ścierała się rezygnacja z pogodzeniem i trudno powiedzieć, co brało górę. A nawet miał nieśmiałe marzenia: gdybym miał warunki, napisałbym książkę, powiedział. Sam też przebąknął coś, z czego wynijało, że myślał o samobójstwie. Według niego, Jezus pewnie by powiedział: nie ty dałeś sobie życie, więc nie ty jesteś od tego, aby je sobie odebrać. Pozdrawiam raz jeszcze.
S
Słaba
14 listopada 2013, 23:31
@z Walcz z tym satanizmem dziewczyno! Nie poddawaj się się temu satanizmowi! Jeśli widzisz boga jako okrutnego demona, żądnego krwi i ofiar z ludzi, to nie służ takiemu bogu i nie zabijaj się, żeby go zadowolić. Nikt cię nie będzie wywalał z mieszkania, jeśli przez chorobę nie dasz rady zarobić na czynsz.
Z
z
14 listopada 2013, 23:22
@z Cześć! Modlę się za ciebie już dziś i będę się modliła jutro. Nie trać nadziei! Piszesz: Moje cierpienie nie mija tylko zmienia się na inne przez całe moje zycie. Swiadomie schodzę z krzyża i odchodzę w śmierć. Nie jestem Synem Bożym i nie mam nadprzyrodzonej siły. Więcej nie przyjmę. To jest powszechne doświadczenie ludzi dotkniętych cierpieniem. Dlatego właśnie człowiek sam nie jest w stanie się zbawić i potrzebuje zbawienia przez Chrystusa. Dlatego Jezus nie schodzi z krzyża. Zostaje na nim zamiast człowieka, kochając mimo męki. Ta Jego miłość zbawia i "woła" sobą do człowieka i do Ojca. Przywraca do życia. Nie odchodź. Po prostu weź. ...Dziękuję. Przykro mi że sprawiam tyle kłopotu, zwracam na siebie uwagę i z całego serca chciałabym już nie istnieć. Może przynajmniej jak się zabiję to przestanę wołać o pomoc. A Chrystus, niech już przestanie mnie szantażować swoim krzyżem. Bardzo Mu współczuję, ale nie chcę, żeby ktoś za mnie cierpiał i nie ja ten cały absurd wymysliłam.
Z
z
14 listopada 2013, 23:18
Bóg nie chce twojej śmierci! Nigdy nie chciał, uwierz w to, bo On w Ciebie wierzy, my również wierzymy w Ciebie, modlimy się. Odrzuć tę pokusę samobójstwa, każdy kto tak poczynił przyznaję, że złudność jej logiki i korzyści była trudna do ujrzenia, czasem potrzeba czasu by zauważyć, że to totalny apsurd, no i grzech. Odwagi! Pozdrawiam. ...Jesli wskutek choroby nie będę miała srodków do życia, nie będę czekała na eksmisję tylko na 100% popełnię samobójstwo, TO JUŻ PRZESĄDZONE. Myslę, że Bóg tego pragnie, bo po każdej modlitwie następuje pogorszenie stanu mojego zdrowia FIZYCZNEGO. Bóg lubuje się w zadawaniu cierpień (patrz męka Chrystusa i wszystkich męczenników chrzescijańskich), więc powinnno sprawić mu satysfakcję moje samobójstwo.
S
Słaba
14 listopada 2013, 23:17
@z Cześć! Modlę się za ciebie już dziś i będę się modliła jutro. Nie trać nadziei! Piszesz: Moje cierpienie nie mija tylko zmienia się na inne przez całe moje zycie. Swiadomie schodzę z krzyża i odchodzę w śmierć. Nie jestem Synem Bożym i nie mam nadprzyrodzonej siły. Więcej nie przyjmę. To jest powszechne doświadczenie ludzi dotkniętych cierpieniem. Dlatego właśnie człowiek sam nie jest w stanie się zbawić i potrzebuje zbawienia przez Chrystusa. Dlatego Jezus nie schodzi z krzyża. Zostaje na nim zamiast człowieka, kochając mimo męki. Ta Jego miłość zbawia i "woła" sobą do człowieka i do Ojca. Przywraca do życia. Nie odchodź. Po prostu weź.
M
mateusz
14 listopada 2013, 23:06
Bóg nie chce twojej śmierci! Nigdy nie chciał, uwierz w to, bo On w Ciebie wierzy, my również wierzymy w Ciebie, modlimy się. Odrzuć tę pokusę samobójstwa, każdy kto tak poczynił przyznaję, że złudność jej logiki i korzyści była trudna do ujrzenia, czasem potrzeba czasu by zauważyć, że to totalny apsurd, no i grzech. Odwagi! Pozdrawiam.
E
eloiza
14 listopada 2013, 22:46
Bóg nie chce Twojej śmierci, chce byś żyła. odezwij się jutro, a dziś - zaśnij z przekonamiem, że JUTRO nie będziesz sama ze swoimi problemami. dobrej nocy!
A
a
14 listopada 2013, 22:43
@z ...Moje cierpienie nie mija tylko zmienia się na inne przez całe moje zycie. Swiadomie schodzę z krzyża i odchodzę w śmierć. ... A skąd masz pewność, że odejście w śmierć zakończy cierpienie? Ludzie którzy wrócili do życia po nieudanej próbie samobójczej zgodnie twierdzą, że zabiera się ze sobą na tamtą stronę cały ból. A tam już nie ma szans na "ucieczkę w śmierć", bo dusza jest nieśmiertelna.
E
eloiza
14 listopada 2013, 22:29
myślę, że tajemnicę cierpienia Chrystusa dla człowieka zrozumiemy dopiero w Niebie. teraz to jest dla nas nie-do-ogarnięcia. ale wiesz, tak sobie myślę, że Pan Bóg DZIŚ bardzo konrektnie Ci odpowiada - dając tych obcych ludzi, którzy są szczerze zatroskani o Ciebie, którzy będą jutro o Tobie pamiętać i modlić się za Ciebie. to jest KONKRETNE działanie miłości Boga do Ciebie.
M
mateusz
14 listopada 2013, 22:26
Również się dołączam do modlitwy w twojej intencji. Zwracam się do Ciebie Z, zwróć uwagę, na postawę Chrystusa - który doświadczył niesamowitego cierpienia nie tylko fizycznego, wszak zabili, zdradzili i znieważali okrutnie go Ci, których bardzo kochał. On nie zszedł z krzyża, choć mógł, był do tego namawiany. Cierpienie mija, za miesiąc, za rok, znika, uwierz mi. Nie, uwierz jemu, On Ci pomoże nieść krzyż. Wiem, że może to dla Ciebie brzmi abstrakcyjne, lecz miej odwagę! Proszę.
E
eloiza
14 listopada 2013, 22:25
zobacz, z, że zniekształcasz rzeczywistość - M&M wysłała Ci serdeczny uśmiech, który Ty odebrałaś jako złośliwość...i tak samo jest z nie-widzeniem innego rozwiązania...z postrzeganiem wszystkiego w czarnych kolorach...to jest istota problemu! może jest tak, że nie dostrzegasz też życzliwości osób z Twojego otoczenia? (to jest pytanie, nie ocena).
M
M&M
14 listopada 2013, 22:22
Z, to był uśmiech serdeczny, nie złośliwy. Eloiza ma rację, depresję można leczyć, wiem bo sama jestem w trakcie leczenia
E
eloiza
14 listopada 2013, 22:20
uzdrowienie wymaga leczenia - czy szukałaś takiej pomocy? jeśli to depresja, to można a nawet trzeba ją leczyć!
E
eloiza
14 listopada 2013, 22:06
dołączam się do modlitwy za Ciebie. cały jutrzejszy dzień w Twojej intencji.
I
Iza
14 listopada 2013, 22:01
...Można mi pomóc modlitwą o ustąpienie tych czynników, które mnie zmuszają do samobójstwa. ... Bede sie modlic za Ciebie. Jutro bede tez poscic o chlebie i wodzie.
M
M&M
14 listopada 2013, 21:59
Z, obiecuję Ci moja modlitwę :). Jeśli chcesz to podam Ci mojego maila, to pogadamy na priv.
E
eloiza
14 listopada 2013, 21:59
jak można zmienić te 'czynniki'?
I
Iza
14 listopada 2013, 21:59
...Nie mam szans na bezpośrednią rozmowę z kapłanem więc nie będę już niczego słuchac ani oglądać. Decyzja została podjęta. ... okay, no to napisz do niego:  duchowa@domswietegojozefa.pl
E
eloiza
14 listopada 2013, 21:58
NEGUJESZ wszystkie inne rozwiązania, ale jak widzisz - one istnieją. czy w Twoim otoczeniu nie ma bliskiej Ci osoby? dlaczego mówisz, że nie masz szansy na bezpośednią rozmowę z kapłanem?
I
Iza
14 listopada 2013, 21:57
NIECH BÓG KTÓRY WYMYŚLIŁ TE CIERPIENIA DLA SWOJEGO SYNA. Tak sie stalo, ze on umarl nawet i za tych, dla ktorych jest obcy i daleki. On sie nie narzuca ze swoja miloscia, kocha Cie z daleka. A teraz wyobraz sobie, ze jestes ojcem i masz jedno dziecko, ktorego zycie  ma byc poswiecone za zbawienie swiata, nawet za osoby, ktore mu ublizaja. Nasuwa sie pytanie, co to za ojciec, co poswieca zycie swojego dziecka. No i zobacz teraz jak wielka jest milosc Boga do czlowieka, ze daje wlasne i jedyne dziecko. Nie miesci sie to w glowie, bo tylko Bog tak kochac potrafi.
A
Anna
14 listopada 2013, 21:56
Do "z": Mam nadzieję, że nie mówisz poważnie. Takie myśli czasem przychodzą, trzeba je odegnać. Może teraz bardzo cierpisz - ale to minie. Może jutro, a może za rok. Ale minie. Pomyśl - nasz Papież jako młody człowiek stracił całą rodzinę: kolejno - małą siostrę, matkę, brata, ojca... Został zupełnie sam... A na dodatek wybuchła wojna! Przecież mógł skończyć ze sobą - broń była dostępna...  A skąd wiesz, kim Ty będziesz za 20 lat? Człowiek ma w sobie wielkie bogactwo - ono JEST w Tobie...
I
Iza
14 listopada 2013, 21:48
A po co walczyć? W te święta podaruję Panu Jezusowi na urodziny mój lot z dachu wieżowca. ... Daj szanse jeszcze jednemu kaplanowi,prosze.. Nazywa sie Marcin Holuj i jest ksiedzem w Zielonce k/Warszawy..On ma tez konferencje na youtube..posluchaj.
M
M&M
14 listopada 2013, 21:46
z, napisz, jak można Ci pomóc? Może razem znajdziemy jakieś wyjście z sytuacji?
E
eloiza
14 listopada 2013, 21:39
spróbuj sobie wyobrazić dwie kwestie: 1/ jak się będą czuć Twoi bliscy, gdy Ci się 'uda'? 2/ co będzie jak Ci się 'nie uda'? chcesz być kaleką do końca życia na wózku inwalidzkim?
I
Iza
14 listopada 2013, 21:39
A po co walczyć? W te święta podaruję Panu Jezusowi na urodziny mój lot z dachu wieżowca. ... Wkleilam Ci to, zebys wiedzial, ile Jezus dla Ciebie zrobil. To byl jego podarunek dla Ciebie.
I
Iza
14 listopada 2013, 21:37
A po co walczyć? W te święta podaruję Panu Jezusowi na urodziny mój lot z dachu wieżowca. ... Na czym polegała śmierć na krzyżu? - Śmierć krzyżowa była ściśle przemyślanym okrucieństwem, trudnym pod tym względem do porównania z innym rodzajem śmierci. To była tortura rozciągnięta w czasie, konanie mogło trwać nawet trzy dni. Zwisanie ciała powodowało ustawienie klatki piersiowej w pozycji wdechowej. Aby wykonać wydech, skazaniec musiał się unieść, opierając się na nogach. To powodowało przeszywający ból przebitych stóp i nadgarstków. Unoszenie ciała było ograniczone. Skazaniec oddychał płytko tylko przeponą. Więc powoli się dusił. Następowało zwiększenie stężenia dwutlenku węgla we krwi, co prowadziło do kwasicy, która z kolei powodowała ból mięśni całego ciała. Mało tego, skazaniec, wznosząc się, tarł poranionymi plecami o nieociosane drewno belki. Masakra
E
eloiza
14 listopada 2013, 21:37
Bóg nie chce ani Twojego cierpienia, ani Twojej śmierci - tak Ci się tylko wydaje... ale to nieprawda. zobacz, skoro tu jesteś, piszesz, ktoś Ci odpowiada i mówi, żebys poszukała innego rozwiązaniaswoich problemów...czy to nie są inne możliwości?
I
Iza
14 listopada 2013, 21:37
A po co walczyć? W te święta podaruję Panu Jezusowi na urodziny mój lot z dachu wieżowca. ... Wywiad z prof. dr hab. nauk medycznych, kierownik II Katedry i Kliniki Kardiologii- Wladyslawem Sinkiwiczem: Jak wyglądało samo ukrzyżowanie? Czy naprawdę wbijano w ciało gwoździe? - Żydowski historyk Józef Flawiusz opisał ukrzyżowanie jako "najbardziej wstrętną ze śmierci". Ofiarę przybijano do krzyża. W 1968 roku znaleziono koło Jerozolimy szkielet osoby ukrzyżowanej kilkadziesiąt lat po Chrystusie. W tym szkielecie są ślady po gwoździach, długości ok. 14 cm i średnicy ok. 1 cm. Więc to były gwoździe podobne do tych, jakie są używane w podkładach kolejowych. Gwoździe miały zadać ból i udaremnić ucieczkę z krzyża. Prawdopodobnie wbijano je w nadgarstki. Gwoździe być może oszczędzały kości, ale naruszały okostną i uszkadzały gałązki nerwu pośrodkowego. Urażenie tego nerwu powoduje rozrywający ból ramion sięgający kręgosłupa. Wykrzywione palce, pokazane np. na ołtarzu Grünewalda, to bardzo prawdopodobny skutek tego urazu. Stopy przybijano do przedniej części belki, nogi musiały być zgięte w kolanach, a stopy zgięte na bok. Zwyczajowo, jak wykazują badania archeologiczne, przed przebiciem kości gwóźdź był wprowadzany przez kawałek drewna, utrudniając w ten sposób ofierze uwolnienie nóg z pala.
I
Iza
14 listopada 2013, 21:36
A po co walczyć? W te święta podaruję Panu Jezusowi na urodziny mój lot z dachu wieżowca. ... Po to warto walczyc,zebys nie musial doswiadczac widoku Twoich bliskich, ktorzy obwinija sie nad Twoim grobem o Twoja smierc; widoku Twojej matki, czy innej osoby, ktora Cie kocha. Bog Cie nie potepia, ale jest ktos, kto chce zebys w to wierzyl, . Szatan jest ojcem klamstwa, widac nawet, ze Ci wmowil, ze przymiotem Boga jest okrucienstwo. Gdyby tak naprawde bylo, nie oddalby swojego syna JEDYNEGO zeby za Ciebie dal sie torturowac.
M
M&M
14 listopada 2013, 21:35
z, nie wolno Ci się poddawać! Naprawdę, nie ma sytuacji bez wyjścia. Zaufaj Bogu :)
E
eloiza
14 listopada 2013, 21:31
właśnie cały problem polega na tym, że TERAZ nie widzisz innego rozwiązania...przetrwaj ten trudny czas...szukaj pomocy - a zobaczysz, że są inne rozwiązania... jeśłi nie chcesz dzwonić - to napisz, są tam fora, w których możesz pogadać z innymi...wierzę Ci, że jest Ci teraz trudno, ale przetrwaj...
E
eloiza
14 listopada 2013, 21:21
~z, przeczytaj mój post, to do CIEBIE!
E
eloiza
14 listopada 2013, 21:19
teraz wydaje Ci się, że nie ma innego rozwiązania Twoich problemów, które na pewno są poważne, ale...są inne sposoby. zajrzyj na stronę: http://www.samobojstwo.pl/ tam znajdziesz adresy i telefony osób, które mogą Ci pomóc...będę o Tobie pamiętać!  
K
k
14 listopada 2013, 21:11
Bardzo ważny i cenny artykuł. Długo zmagałam się z takimi myślami, wstyd się było nawet komukolwiek do nich przyznać. Wraz ze zmianami w życiu, różnymi zajęciami i ogólnym "uspokojeniem" częstotliwość i intensywność o wiele zmalała. Pomogła mi również świadomość, że to tylko myśli. Jak gdzieś kiedyś przeczytałam, myśli mogą sobie być, ale to JA decyduję o tym co robię, a nie one. Jesli ktoś ma taki problem to uwierzcie, da się z tego wyjść :) Pozdrawiam!
S
sarna
14 listopada 2013, 21:01
nie mow,że robisz prezent Jezusowi,robisz go sobie bo jesteś egoistą,który myśli tylko o sobie a nie o innych,przecież masz na pewno wokół siebie kochających ludzi,pomyśl proszę o nich...
C
countoten
14 listopada 2013, 19:29
jesteś pewny, że Pan Jezus by się ucieszył z takiego prezentu? chyba lepszym prezentem byłaby walka i zwycięstwo z tym co Cię by pchało do takiego lotu... Powierzam Ciebie w modlitwę w opiekę Matce Boskiej!
Z
z
14 listopada 2013, 19:07
A po co walczyć? W te święta podaruję Panu Jezusowi na urodziny mój lot z dachu wieżowca.