Jeśli go nie zobaczy, nie będzie cierpieć

Jeśli go nie zobaczy, nie będzie cierpieć
(fot. shutterstock.com)
Jennifer Guntzelman / slo

Jeszcze nie wiem, dlaczego było to dla mnie takie ważne, żeby znaleźć się w życiu Jeremy'ego, ale wiem, że z jakiegoś powodu się w nim znalazłam. Chociaż zetknęłam się z nim tylko dwa razy, na samym początku i na samym końcu jego życia, poruszył mnie do głębi.

Rodzice Jeremy'ego bardzo pragnęli dziecka i nie mogli się doczekać jego przyjścia na świat. Kiedy dowiedzieli się, że Martha jest w ciąży, ich rodziny wydały przyjęcie. Do domu napływały maleńkie ubranka, zabawki, kocyki i podarunki. W pokoju położono nową wykładzinę i pomalowano ściany - z miłością i nadzieją ozdobiono kolorami, które miały powitać chłopczyka lub dziewczynkę. Podobnie jak wielu innych rodziców, Martha i Steve chcieli po prostu mieć ładne, zdrowe dziecko.

W środkowym okresie ciąży Martha poczuła, że coś jest nie tak. Przez jakiś czas nie było to potwierdzone, ale gdy zbliżał się termin porodu, Martha i Steve mieli coraz większe obawy. Modlili się, płakali i martwili o dziecko. I czekali. Badania potwierdziły, że jest źle: ich ukochane i długo oczekiwane dziecko ma poważne wady fizyczne. Obawiano się nawet, czy dziecko zdoła przeżyć poród.

Maleństwo przyszło na świat przez cesarskie cięcie i błyskawicznie zostało zabrane na badania. Martha go nie widziała. W sali operacyjnej panowała cisza, nie było w niej pełnego wigoru krzyku, ogłaszania wiadomości, gratulacji oraz łez radości. Lekarz powiedział tylko: "Macie chłopczyka". Martha zapamiętała, że gdy Steve popatrzył na dziecko, zbladł i na jego twarzy pojawił się wyraz strasznego bólu.

DEON.PL POLECA

O  tym wszystkim dowiedziałam się później. Pracowałam w tym szpitalu jako psycholog - i często miałam do czynienia z przykrymi i trudnymi sytuacjami. W życie Jeremy'ego wprowadzono mnie dwa dni po jego narodzinach. Wczesnym popołudniem, w jasny, ciepły dzień otrzymałam wezwanie z oddziału położniczego. Gdy dowiedziałam się, o co chodzi, było mi serdecznie żal tych młodych rodziców.

- Urodziło się dziecko bardzo upośledzone fizycznie - powiedziała pielęgniarka, wyjaśniając mi powagę jego stanu. - Ojciec widział dziecko, rozmawiał z lekarzami i postanowił, że nie wezmą go do domu, uznał, że jego żona nie powinna tego dziecka w ogóle zobaczyć. Uważa, że byłoby to dla niej za ciężkie. Poczyniono przygotowania do umieszczenia noworodka w odpowiednim miejscu, gdzie będzie miał opiekę. Rodzice mają pójść do domu dzisiaj. No, ale sprawy właśnie się zmieniły. Matka mówi, że absolutnie stąd nie wyjdzie nie zobaczywszy swojego dziecka. Płacze. Mąż stara się ją skłonić do pójścia do domu. Nie chce, żeby bardziej cierpiała. Ale ona mówi, że zrozumiała, iż nie może stąd wyjść, dopóki nie zobaczy swojego dziecka. Nie wiemy, co można dla niej zrobić. Widok syna będzie dla niej naprawdę bardzo ciężkim przeżyciem. Czy może pani nam pomóc i porozmawiać z nią?

Martha jeszcze bardziej utwierdziła się w postanowieniu, że zobaczy dziecko, zanim dotarłam do jej pokoju.

- On jest mój i nikt mnie nie powstrzyma przed pójściem do niego - głos Marthy brzmiał mocno i wyraźnie. Powiedziałam jej, że nie mam zamiaru odwodzić jej od tego postanowienia. Rozumiałam zarówno starania jej męża, by ją chronić, jak i jej pragnienie zobaczenia swojego dziecka. Wierzyłam także, że ona, podobnie jak większość ludzi, ma ogromną zdolność radzenia sobie z tym, co przydarza się w życiu. Zastanawiałam się, jak jej pomóc, jak ją wesprzeć w tym bardzo bolesnym doświadczeniu. Martha opowiedziała mi swoją historię i porozmawiałyśmy o problemach zdrowotnych jej syna. Potem poszłyśmy razem zobaczyć Jeremy'ego.

Gdy szłyśmy przez oddział intensywnej terapii noworodków, mijając wiele maleńkich istot z takim trudem zaczynających życie, modliłam się o pomoc dla Marthy i o radę. Nigdy nie zapomnę, jak wzruszająco i serdecznie ta młoda matka powitała swoje zdeformowane dziecko.

- O, moje dziecko - płakała, delikatnie je dotykając. A potem, po paru minutach ciszy, gdy już je całe obejrzała, szepnęła do mnie:
- Joan, zobacz, jakie piękne są jego rączki i stópki! Ma wszystkie palce!

Parę dni później mama i tata zabrali Jeremy'ego do domu. Regularnie przychodziły do nich pielęgniarki, które pomogły w opiece  nad Jeremym. Przez dziewięć lat nie miałam od Marthy i Steve'a żadnych wiadomości. Ten czas nie zawsze był dla nich łatwy - był naznaczony zarówno wielkim wysiłkiem, jak i radością - ale stał się doświadczeniem życiowym, którego nigdy nie żałowali.

Prowadziłam rekolekcje dla osób przeżywających żałobę. Pomyślałam, że dwie kobiety, które weszły spóźnione do sali, wyglądają jakoś znajomo. Dowiedziałam się, że przeżywają żałobę po swoim synu i wnuku. Babcia wyciągnęła zdjęcie, żeby pokazać mi nieco zniekształconego dziewięciolatka na przyjęciu urodzinowym.
- Jakim on był darem - powiedziała babcia - sprawił radość całej rodzinie.
- Jak miał na imię? - spytałam.
- Jeremy - odrzekła.

BŁOGOSŁAWIENI, KTÓRZY SIĘ SMUCĄ, ALBOWIEM ONI BĘDĄ POCIESZENI.
Ewangelia św. Mateusza (Mt 5, 4)

Więcej w książce: Jak sobie poradzić z życiową tragedią - Jennifer Guntzelman

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jeśli go nie zobaczy, nie będzie cierpieć
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.