Skad brać zaufanie?!

(fot. Alberto Bondoni Photographer / flickr.com)
Jens Baum / slo

Nie ma życia bez zaufania. Nie da się podważyć tej prostej prawdy. Zaufanie towarzyszy Wam w życiu codziennym, nawet jeśli czasem nie jesteście tego świadomi. Pozwólcie, że jako dowód na to przytoczę parę, banalnych być może, przykładów.

Kupując słoik dżemu, ufacie, że produkcja tego artykułu spożywczego przebiegła prawidłowo i że użyto odpowiednich składników (chyba, że przyglądaliście się produkcji). Okazujecie zaufanie ludziom, którzy przeprowadzili kontrolę tego produktu i dopuścili go do sprzedaży, itd. W przeciwnym wypadku musielibyście zrezygnować z kupna dżemu albo sami go wyprodukować. Wprawdzie z tym pewnie jeszcze byście sobie poradzili, pomyślcie jednak o innych artykułach spożywczych.

Na ulicy ufacie, że kierowca z samochodu obok ma prawo jazdy, wie, jak prowadzi się wóz, i że zwraca na Was uwagę. Jeśli brak Wam tego zaufania, to nie pozostaje Wam nic innego, jak ciągle bać się, wychodząc z domu, albo w ogóle z niego nie wychodzić. Siedząc w domu, musicie jednak zaufać architektowi, że prawidłowo obliczył statykę sufitu w Waszym mieszkaniu, kontroli budowlanej, że wszystko dobrze sprawdziła, i firmie budowlanej, że wszystko wykonała bez zarzutu.

DEON.PL POLECA

Zaufanie jest jednak zbyt ważnym pojęciem, abyśmy poprzestali tylko na przykładach z dnia codziennego. Chodzi przecież o ważne zależności i wydarzenia Waszego życia, szczególnie zaś te dotyczące przyszłości. Macie określone cele, które chcecie osiągnąć, ważne jest więc, abyście cieszyli się dobrym samopoczuciem, byli zdrowi i żeby los okazał się dla Was łaskawy. Chcielibyście znaleźć dobre rozwiązanie obecnych problemów lub też, by polepszyła się aktualna sytuacja na świecie. Wasze życzenia odnoszą się również do przyszłych wydarzeń, które, jak sądzicie, mogą przynieść ze sobą rozliczne trudności. I tu już znacznie trudniej o zaufanie.
Przedstawię Wam teraz pewną krótką historię, która wielu ludzi skłoniła do refleksji i pomogła im znaleźć zaufanie, którego im brak.

Wyobraźcie sobie, że do zaprzyjaźnionej z Wami osoby odzywacie się w następujący sposób: "Chciałbym prosić Cię o przysługę. Ale wiesz co - nie mam do Ciebie zaufania". Jak myślicie, jaka może być jej reakcja? Już słyszę Wasze oburzone głosy: "Nigdy nie powiedziałbym czegoś takiego!" Dlaczego nie? "To nie ma sensu! Jak mogę prosić ją o cokolwiek, jeśli nie mam do niej zaufania?" Może i tak, ale załóżmy, że naprawdę tak powiedzieliście. Jak zareaguje ta osoba? Pewnie popuka się w głowę i wymamrocze coś w rodzaju: "Zwariowałeś?" Albo powie: "To sam się tym zajmij!"

To oczywiste, że nie tędy droga! A jednak - mnóstwo osób dokładnie tak się właśnie zachowuje w stosunku do własnego życia!

"Chciałbym, abyś ty, moje przyszłe życie, wyświadczyło mi przysługę (np. rozwiązało mój problem), ale Ci nie ufam". I to ma funkcjonować?! Prawidłowości życia rządzą się własnymi prawami, zarówno w rzeczach małych, jak i w dużych. Nic nam nie da, jeśli będziemy chcieli określić je, zgodnie z naszym widzimisię, jako pasujące bądź nie pasujące do naszej sytuacji, jeśli będziemy chcieli dowolnie je zastosować lub odrzucić. Jabłko - jeśli je wypuścimy z ręki - zawsze spada na ziemię, czy nam się to podoba, czy nie.

Wiele osób ma wrażenie, że życie "pokazało im figę". A ile z tego może powstać rozczarowań, złości czy rezygnacji i określić rzeczywistość tych ludzi! Aż dziw bierze, że ludzie posiadają niby pewną wiedzę (np. w scenie z przyjacielem), ale we własnym życiu prawie w ogóle z niej nie korzystają. Dlatego właśnie osiągają takie a nie inne rezultaty, na które potem zaczynają narzekać (nie biorąc na siebie odpowiedzialności za to, co robią), lub też kłócą się z tego powodu (tracąc energię) - po czym dochodzą do wniosku, że wszyscy wokół są winni takiemu stanowi rzeczy, tylko nie oni!

Przypatrzmy się bliżej "odbiorcy" Waszego braku zaufania: to życie, instancja o nieograniczonych możliwościach! W zależności od Waszych poglądów możecie widzieć w nim Boga, kosmos itd. Weźcie jednak pod uwagę, że to właśnie do tej instancji o nieograniczonych możliwościach nie macie zaufania, jeśli chodzi o możliwość rozwiązania Waszego problemu. Czyżby więc Wasz problem był większy niż życie? Czy naprawdę przewyższa on jego kompetencje? Życie ma przecież w zanadrzu wszystko, co tylko można sobie wyobrazić! Skąd więc ten brak zaufania?

Czy nie sądzicie, że instancja o nieograniczonych możliwościach może rozwiązać Wasz problem?

Jest rzeczą niezwykle istotną, abyśmy właśnie teraz nie zapominali o prawidłowości rezonansu. Zasada ta mówi: podobieństwa się przyciągają i uzupełniają (czasami nawet wzmacniają). Mądrość ludowa ujmuje to słowami: "Jak ty komu, tak on tobie" lub "Kto sieje wiatr, zbiera burzę".

Podczas moich spotkań terapeutycznych chętnie posługuję się kamertonem, by zademonstrować tę zasadę. Poświęciłem jej również krótki wywód w rozdziale zatytułowanym: Rezonans. Wzmocniony dźwięk, jaki oddaje stół, utrzymuje się w tej samej częstotliwości co kamerton. Nawet jeśli tysiąc razy postawicie kamerton na stole, próbując zmienić ton, zawsze będzie on taki sam! Aby uzyskać tę zmianę, musielibyście posłużyć się inaczej nastrojonym kamertonem.

A przekładając to na nasze życie: my sami jesteśmy kamertonem, a nasze życie to pudło rezonansowe. To, co wyślecie, otrzymacie od życia z powrotem w tej samej "częstotliwości", ewentualnie jeszcze trochę wzmocnione. To bardzo ważne: jeśli chcecie usłyszeć w swoim życiu inne "dźwięki", musicie posłużyć się innym "wewnętrznym kamertonem".

To, czego doświadczacie w życiu, naznaczone jest tym, co wysyłacie.

Trudność polega często na tym, że mogą wchodzić tu w grę duże przesunięcia czasowe, a także to, co wysyła grupa ludzi, poczynając od rodziny, a na narodzie kończąc. W rezultacie często traci się przez to szerszą perspektywę. Warto się więc zatrzymać i uważniej spojrzeć na to zagadnienie.

Jeśli niespecjalnie Was to przekonuje, chciałbym, abyście odpowiedzieli sobie przynajmniej na takie pytanie: czy we własnym życiu doświadczyliście działania zasady rezonansu lub lustrzanego odbicia? Próbując znaleźć odpowiedź na te pytania, możecie dojść do ciekawych wniosków. A to zawsze popłaca.

Wróćmy do tematu: brak zaufania do życia. Chyba już sami wiecie: jeśli nie ufacie życiu, ono nie ufa Wam, niczego Wam nie powierzy ani nie będzie się po Was spodziewać niczego dobrego.
Pamiętajcie: życie to nieograniczone możliwości! Jeśli macie do niego zaufanie, spodziewacie się po nim rozwiązania Waszych problemów i zawierzacie mu swoje marzenia, to wtedy (ale tylko wtedy!) życie również zaufa i zawierzy Wam i będzie się po Was spodziewać pewnych osiągnięć. Wiecie, jakie to nieprzyjemne uczucie, kiedy nikt nie ma w stosunku do Was żadnych oczekiwań. Jeśli jednak macie świadomość, że ktoś się czegoś po Was spodziewa, sam ten fakt działa już jak "zastrzyk witamin"!

Jeśli nie macie zaufania do życia, życie nie będzie miało zaufania do Was.

Wiem, że spotkam się z Waszej strony z wieloma zarzutami. Są osoby, które pomimo okazywanego zaufania - w każdym razie były przekonane co do tego, że je miały - nie mogą na swym koncie zapisać najlepszych doświadczeń. Skoncentrujmy się teraz na paru pytaniach, niezwykle istotnych dla całej kwestii.

Co tak naprawdę było udziałem tych osób? Czy było to rzeczywiście zaufanie, czy też tylko inna, często podświadoma forma jego braku i zwykły sceptycyzm? Wszystko to bowiem ma swoje istotne znaczenie i pociąga za sobą takie, a nie inne skutki.

A może te doświadczenia nie były naprawdę takie złe? Może były to wskazówki co do możliwości nauki i dalszego rozwoju? Z cierpieniem jest podobnie jak z pragnieniem, dopiero ono prowadzi do wody. Czy tylko w sytuacjach trudnych i problematycznych pojawiają się szanse na rozwiązanie problemów? I czy naprawdę tego typu doświadczenie należy określić jako złe!

Obstaję przy swoim: bez zaufania nie dojdziemy do niczego! To ono ma stanowić podstawowy warunek rozwiązania Waszych życiowych problemów i doświadczenia radości życia. Czy kiedykolwiek udało się Wam odnieść długotrwały sukces, nie opierając się przy tym na zaufaniu?

"Wszystko dobrze i pięknie - powiecie - ale skąd brać to zaufanie?" Czasami spotykałem się nawet z komentarzami typu: "Po prostu się boję! Skąd, do diabła, mam to zaufanie wytrzasnąć?!"

To dobre pytanie. Skąd brać zaufanie, którego tak naprawdę (jeszcze) nie ma?

Odpowiedź na nie jest w zasadzie bardzo prosta, praktyczne jej zastosowanie wymaga jednak nieco czasu. Proszę o odrobinę cierpliwości. Niedawno pisałem o sile, jaką posiada ludzka myśl. Wszystko od niej bierze swój początek. Wewnątrz myśli spoczywa dążenie do jej realizacji, tak jak w nasieniu rośliny pęd do życia.

Jeśli więc zaufanie miałoby być tą naszą "rośliną", to trzeba uświadomić sobie, gdzie jest jej "nasienie". A ponieważ wszystko zaczyna się od myśli, nasieniem tym może być tylko jedna, konkretna myśl. Myśli nie pojawiają się jednak ot, tak, po prostu, same z siebie - tylko Wy możecie o tym zadecydować (nawet jeśli jest to decyzja nieświadoma). I tu dotarliśmy do tego, co najważniejsze: do decyzji!

Jeśli chcecie mieć określone myśli, musicie podjąć odpowiednią decyzję.

Pytanie brzmi jednak następująco: czy możecie zadecydować o tym, że już posiadacie zaufanie? Odpowiedź na nie nieco Was otrzeźwi: nie, tak się nie da. Łatwo to przecież zrozumieć. Wyobraźcie sobie, że chcecie dostać się do jakiegoś miasta, na przykład do Monachium. A jesteście we Frankfurcie. Czy możecie zdecydować się na to, żeby być w Monachium? Oczywiście, tylko że niewiele Wam to w danej sytuacji pomoże. I tak w dalszym ciągu będziecie we Frankfurcie! I jeśli nie podejmiecie pewnych działań, to nigdy do Monachium nie dotrzecie.

Co w takim razie powinniście zrobić, jakie powziąć decyzje? Myślę, że odpowiedź już znacie. Musicie zdecydować się na pewne określone czynności, a potem je wykonać, a więc: znaleźć pociąg w rozkładzie jazdy, włożyć płaszcz, wyjść z domu, dojechać na dworzec itd. Wtedy rzeczywiście macie szansę na to, żeby dotrzeć do Monachium, nawet jeśli po drodze nastąpi awaria lokomotywy albo pociąg utknie w zaspach śnieżnych.
Decyzja o zaufaniu nie oznacza więc, że już je macie, tylko że chcecie je mieć. To wielka różnica. Oznacza to zatem, że (patrz podróż do Monachium) musicie zabrać się do dzieła, wykazać aktywność, zastosować "środki zaradcze pomagające w zdobyciu zaufania". Jeśli naprawdę tego chcecie i do tego dążycie, krok po kroku dojdziecie do celu.

Ważna jest decyzja, aby chcieć zdobyć zaufanie.

No, chyba że chcecie mnie przekonać, iż można zasiać pszenicę, a wyrosną marchewki? Zaufajcie zasadzie życiowej prawidłowości (!). Wielki "Dom Wysyłkowy Życia" dostarczy Wam to, co sobie zamówiliście (nawet jeśli czasami będziecie musieli trochę dłużej poczekać).

Więcej w książce: Nie bój się jutra - Jens Baum

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Skad brać zaufanie?!
Komentarze (6)
SN
Stowarzyszenie Nieufnych Poetów
2 sierpnia 2014, 22:52
Chce się zdobyć zaufanie, ale samemu trudno jest zaufać... człowiek lubi sobie tworzyć zabezpieczenia. Każdy robi to na swój sposób - jeden kontroluje, drugiego kuszą tzw. opcje alternatywne. Witamy w klubie :)
TM
the matter of fact
2 sierpnia 2014, 22:57
Ok, to nie jest dobre myślenie.
G
G
12 stycznia 2014, 01:54
(tj. ostroznosc wobec tego co napisal)
G
G
12 stycznia 2014, 01:52
Na takim dobrym portalu, takie teksty. Kolejny podejrzany artykul. Do wszystkich- zalecam ogromna ostroznosc autora tego tekstu JENSA BAUMA.
JU
JEZU UFAM TOBIE!
24 listopada 2012, 01:44
JEZU UFAM TOBIE! JEZU UFAM TOBIE!
M
Marek-czek
23 listopada 2012, 20:29
pachnie tu new age'm