Jak odnaleźć źródło smutku czy lęku, który nas nęka, i jak z niego wyjść? Jak przyjrzeć się swojej tożsamości, swojemu ciału, swoim reakcjom, swojej seksualności? Jak zrozumieć małe dziecko, które bardzo często płacze? Wreszcie - jak odnaleźć radość w chorobie lub starości? Zatańczyć.
Metoda ta ma bardzo długą historię na świecie. Jednak w Polsce specjaliści w tej dziedzinie ciągle jeszcze czują się jak pionierzy. Z jednej strony są bardzo często nierozumiani, z drugiej - zaskakują efektami swojej pracy. Pracują w centrum onkologii (grupy wsparcia dla kobiet), klinikach nerwic, ośrodkach terapeutycznych, ale też na uniwersytecie trzeciego wieku. Przychodzą do nich także rodzice, których dziecko boi się iść do szkoły. Dziedzinę, którą się zajmują, określa się zazwyczaj różnymi terminami: terapia tańcem, terapia tańcem i ruchem, czy wreszcie choreoterapia. Warto zatem na samym początku powiedzieć, że terminy te nie są tożsame i kryje się za nimi wiele znaczeń, a jeszcze więcej wyobrażeń. Nie chodzi bowiem ani o szkołę tańca towarzyskiego czy gimnastykę, ani o rehabilitację ruchową.
O co chodzi?
Psychoterapia tańcem i ruchem jest metodą, która ruch i taniec wykorzystuje w procesie terapeutycznym. Powszechnie znana jest pod nazwą DMT (skrót od angielskiego Dance Movement Therapy). Metoda ta pomaga odbierać sygnały płynące z ruchu własnego ciała i rozumieć je w kontekście historii życia, bo ruch i taniec są w DMT sposobami na wyrażenie siebie, na nawiązanie relacji z innymi, na metaforyczne przeżycie i zrozumienie tego, co trudne i co przeszkadza w zbudowaniu pełnego harmonii i satysfakcji życia. - Ruch i taniec już same w sobie są terapeutyczne. Gdy poruszamy się do rytmu muzyki, odnosimy korzyści na poziomie fizycznym, chemicznym i psychicznym. Fizycznym, bo mamy poczucie kontroli nad ciałem, dajemy impuls dla struktur mięśniowych, mamy głębszy oddech, co jest też źródłem dużej satysfakcji. Na poziomie chemicznym, bo uwalniają się endorfiny, a rozpraszają hormony stresu. I w końcu na poziomie psychicznym, bo taniec to szansa na spotkanie, integrację, zabawę, a zabawa to przestrzeń, w której otwieramy się na innych z większą spontanicznością. To są korzyści samego tańca, ale nie wyczerpują one tego wszystkiego, czym zajmuje się terapia tańcem i ruchem - mówi Katarzyna Dańska-Janowska, jedna z pierwszych certyfikowanych terapeutek tańcem i ruchem w Polsce, współzałożycielka Ośrodka Terapii Tańcem i Ruchem Iba. - Nie ukrywam, że wartości, które niesie już sam taniec są dla mnie bardzo ważne i entuzjastycznie z nich korzystam. Dążenie do dobrostanu, poczucia ulgi, upragnionego odpoczynku, relaksu to jednak przestrzeń choreoterapii. Natomiast terapeuci tańcem i ruchem to grupa osób, które ukończyły kilkuletnie szkolenie psychoterapeutyczne. Ich praca jest ukierunkowana na terapeutyczną zmianę, ale z doświadczenia wiem, że różnica między tymi metodami jest trudna do uchwycenia dla osoby z zewnątrz. Nie jest jednak ważne, by zagłębiać się w szczegółowe definicje. Ważne, by zrezygnować z myślenia o tańcu jako technice, która wymaga wysiłku i treningu - dodaje z uśmiechem.
(Nie)świadoma terapia
Rocznica ślubu, dwie lampki wina na stole, ulubiona płyta w tle, przytulenie i delikatny taniec. Wprawdzie z przymrużeniem oka, ale również taki pomysł na wieczór można nazwać choreoterapią, choć w skali mikro. Gdyby na taki taniec spojrzeć od strony metody DMT, tańcząc z drugą osobą, warto byłoby się zastanowić, czy nawzajem się słuchamy, czy ten taniec satysfakcjonuje nas oboje, czy tylko jedna osoba prowadzi, a druga jest zupełnie bierna. - Zaczynamy zadawać pytania, które w terapii tańcem i ruchem są bardzo ważne. Jest to bowiem metoda, w której szukamy sposobu odkrywania stosunku do siebie samego i otoczenia. W tańcu zwykle prowadzi mężczyzna. Zamiana ról może być bardzo inspirująca, odkrywcza dla obojga - zauważa pani Katarzyna. - Kiedy rozmawiam z kobietą, która nie ma odwagi wejść w rolę lidera, a takiej postawy wymaga od niej np. środowisko pracy, w terapii tańcem i ruchem dochodzimy do bardzo zaskakujących odkryć. Gdy zachęcimy taką osobę do doświadczenia, w którym będzie musiała bez słowa prowadzić osobę mającą zawiązane oczy, a przy tym uważać na inne pary, zadbać o bezpieczeństwo jej ciała, ale też wypełnić jej czas… okazuje się, że świetnie sprawdza się w tej roli. Ma bardzo konkretne komunikaty, podzielną uwagę, kontroluje otoczenie, ostrzega o niebezpieczeństwach, a jednocześnie motywuje do spokojnego stawiania kolejnych kroków. Dzięki takiej terapii może się okazać, że szara myszka ma predyspozycje do stania się liderem. Przykładów jest tyle, ilu ludzi. Każdy jest fascynujący - podkreśla terapeutka.
Kiedy starość to radość
Jeszcze do niedawna osoby przechodzące na emeryturę zaliczano do grupy ludzi nieproduktywnych. Dziś ten obraz się zmienia. Coraz więcej osób w wieku sześćdziesięciu kilku lat to ciągle bardzo aktywni ludzie, w pełni sił. Moment przejścia na emeryturę wielu z nich odbiera jak wyrzucenie poza nawias społeczeństwa, ostre hamowanie. - Gdzie mają spożytkować tę energię, która ciągle w nich drzemie? W miejscu, gdzie można coś tworzyć, być kreatywnym, być częścią grupy - przekonuje Katarzyna Dańska-Janowska. - Terapia tańcem i ruchem angażuje nas w całości, nie tylko intelekt, ale też ciało. Wyrywa nas z fotela, sprzed telewizora. Oczywiście nie każdy potrzebuje spotkania z terapeutą. Każdy jednak potrzebuje miejsca, gdzie będzie mógł tworzyć - twierdzi nasz ekspert. A co ma na myśli? Jej zdaniem, jedni wracają do swoich pasji, takich jak malarstwo, podróże czy gra na fortepianie, inni piszą książkę, kupują sobie rower lub zaczynają uprawiać jakiś sport. Jeszcze inni poświęcają się wnukom, grając z nimi w piłkę. Są jednak i tacy, którzy takiej przestrzeni dla rozwoju swojego organizmu już nie widzą. Dla nich terapia tańcem i ruchem może stać się miejscem, od którego zacznie się zupełnie nowa droga. Nowa jakość życia, w którym przysłowie: starość nie radość nie będzie miało uzasadnienia.
Uratować jezioro
Zdaniem specjalistów, wiele rodzajów depresji bierze się właśnie z powodu braku pracy twórczej. Ten stan pani Katarzyna porównuje do jeziora, które nie ma odpływu. - Ono systematycznie zarasta, a za jakiś czas nie ma już powietrza, giną ryby i rośliny, życie po prostu zanika. Wszystko, co się pojawia, kumuluje się wewnątrz i nie ma ujścia. W tym obrazie możemy zobaczyć dwa ważne aspekty. Pierwszy to kumulacja wszelkiego typu emocji (zarówno negatywnych, jak i pozytywnych), a drugi - brak możliwości podzielenia się czymkolwiek z drugą osobą. Tak jak z naszą twórczą energią, która, jeśli nie znajduje ujścia, obciąża nasze ciało i umysł. Proces kreatywny podczas choreoterapii, gdy grupa sama tworzy swój taniec, przynosi niezwykłe efekty, szczególnie u starszych ludzi. Nie chodzi tu o naukę tańca, nie ma tu kroków, których trzeba się nauczyć. Celem jest odkrycie swojego ciała jako pozytywnego narzędzia, które ma nas wspierać, a nie być tylko obciążeniem i powodem do ciągłego narzekania - wyjaśnia.
Taniec na onkologii
Już samo zestawienie tych dwóch słów: "taniec" i "onkologia" - brzmi zaskakująco. Chciałoby się zapytać: jak to w ogóle możliwe? - Na samym początku leczenia osoby trafiające do grupy wsparcia, którą prowadzę, najczęściej, nie są gotowe, by mówić o swojej chorobie, a potrzebują bycia z osobami, które mają to samo doświadczenie. Bardzo często osoby takie czują się inne, naznaczone, wyizolowane i szukają "tych innych". Tu odkrywają, że nie są same. Jeszcze raz podkreślę, że na początku mało kto od razu może o tym cierpieniu mówić. Sposobem na bycie razem jest bycie razem w ruchu - opowiada pani Katarzyna. - A o jakim ruchu mówię? Gdyby ktoś czasem wszedł do sali, gdzie odbywamy terapię, i popatrzył, co robimy, mógłby się zdziwić: "nic się nie dzieje, stoją sobie kobiety w kółeczku i się bujają". Nie zobaczyłby jednak, że w tym kółeczku jest tak wiele empatii, tak ogromna więź, tak wiele emocji, akceptacji. Do tego nie potrzeba słów. Przynajmniej na pierwszym etapie - wyjaśnia. Warto podkreślić, że leczenie i rehabilitacja na onkologii koncentrują się na tym, co jest chore, okaleczone i w konsekwencji zabiegów chirurgicznych dysfunkcjonalne. Natomiast w terapii tańcem i ruchem odnajduje się to, co jest zdrowe, silne i pełne potencji. W przypadku pacjentek, którym usunięto pierś, odkrycie swojej kobiecości na nowo to jedno z wyzwań terapii. Już samo poruszanie biodrami daje niektórym wiele pozytywnych doznań.
W cztery oczy
Bonnie Bainbridge Cohen, jeden z największych autorytetów w poszukiwaniu treści w ruchu, napisała w swoje książce pewną refleksję, którą pozwolimy sobie podsumować ten artykuł: "Umysł jest jak wiatr, a ciało - jak piasek; jeśli chcesz się dowiedzieć, jak wieje wiatr, możesz przyjrzeć się piaskowi". Warto tę myśl przyswoić i sprawdzić, np. stojąc przed lustrem.
Skomentuj artykuł