Potrzebujemy detoksu od nadmiaru bodźców. Dla większości z nas to ogromne wyzwanie
Żyjemy nieustannie „na zewnątrz”. Bombardowani tysiącem wrażeń i informacji zatracamy umiejętność powrotu do swojego wnętrza. Jesteśmy permanentnie przebodźcowani i nieustannie przynaglani do reagowania na to, co dzieje się na zewnątrz. To nas męczy i zabiera ogromną ilość czasu i energii, ale z drugiej strony przyzwyczajamy się do takiego stylu życia. A to nam nie służy - pisze s. Bogna Młynarz w swojej najnowszej książce - "Bóg w nas".
Tęsknimy za spokojem i ciszą, a mimo to chłoniemy coraz więcej
Czujemy się nieswojo, gdy intensywność wydarzeń maleje i nastaje cisza. Uzależniamy się od adrenaliny i stymulujących nas wrażeń. Doświadczamy czegoś, co można nazwać „bulimią zmysłów”: mamy dosyć, tęsknimy za spokojem i ciszą, a mimo to chłoniemy więcej i więcej. Dzisiaj trzeba wszystkiego spróbować, doświadczyć, wszystko zobaczyć i dotknąć. Kolekcjonujemy wspomnienia i zdjęcia z miejsc, które już odwiedziliśmy, po czym szukamy nowych. To, co opatrzone i znane, staje się nieatrakcyjne.
Poznawanie świata nie jest, oczywiście, samo w sobie złe. „Podróże kształcą” – mówią ludzie i mają rację. Problem pojawia się jednak, kiedy szukanie wrażeń odbywa się kosztem tego, co nazywamy życiem wewnętrznym: gdy zaniedbujemy odkrywanie i rozwijanie własnego wnętrza. Nasza dusza jest dla nas domem i schronieniem. Jeżeli posiadasz mieszkanie, to możesz z niego bezpiecznie wyruszyć w podróż, bo masz dokąd wrócić. Gorzej, jeśli opuszczasz dom na tak długo, że ścieżki do niego zarastają i nie potrafisz już odnaleźć drogi powrotnej. To jest bezdomność. Może wtedy dojść do sytuacji, w której nie tylko nie będziesz potrafił wrócić do własnego wnętrza, ale wręcz zaczniesz się tego obawiać, bo dom niezamieszkany szybko popada w ruinę i straszy. Gdy w naszym wnętrzu panuje bałagan i zamęt, wolimy trzymać się z daleka i włóczyć po obcych krainach. Problem w tym, że poza własnym wnętrzem nie znajdziemy prawdziwego domu. Jeśli nie zakosztujesz pokoju i bezpieczeństwa w swojej duszy, daremnie będziesz ich szukać na krańcu świata.
Na jakim poziomie jest dzisiaj twoja umiejętność kontaktu ze sobą?
Tęsknota za bezpiecznym domem jest w nas głęboko zakorzeniona. Widać to w naszej trosce o mieszkania, budynki i ich otoczenie, o porządek, wyposażenie, wystrój i wygodę. Staramy się, żeby były piękne i przytulne. Również w relacjach z innymi szukamy ciepłego schronienia. Jednak umiejętność tworzenia takich bezpiecznych miejsc i więzi rodzi się właśnie z bogactwa, które mamy wewnątrz nas. Stąd paląca potrzeba, by najpierw uporządkować i urządzić własne wnętrze. Aby to zrobić, musimy do niego wrócić. Oto fundamentalna umiejętność – nauczyć się wracania do własnej duszy i przebywania w niej. Niestety, nie przychodzi nam to spontanicznie, ale trening czyni mistrza.
Zacznijmy od diagnozy. Uczymy się mnóstwa rzeczy: pomnażamy wiedzę, kompetencje, kształcimy się i przechodzimy różne szkolenia. Jesteśmy świetni w wielu dziedzinach życia. A na jakim poziomie jest dzisiaj twoja umiejętność kontaktu ze sobą? Czy potrafisz trwać sam w ciszy? Czy umiesz przetworzyć informacje i wiedzę, które docierają do ciebie z zewnątrz, na prawdziwą wewnętrzną mądrość – taką, która owocuje dojrzałością i wewnętrznym pokojem? Celem nie jest izolacja od świata zewnętrznego, lecz zachowanie równowagi i stworzenie takiego stylu życia, który będzie służył twojemu dobrostanowi. Realny kontakt ze sobą jest jak bloki startowe na bieżni – to właśnie dzięki nim masz siłę odbicia i możesz zmierzyć się z czekającymi cię zewnętrznymi wyzwaniami. Obiektywnie bodźców pochodzących z otoczenia jest za dużo – to fakt. Dozowanie liczby wrażeń stanowi spore wyzwanie przy naszym tempie życia.
Jednak o wiele większym problemem jest sytuacja, gdy nadmierne bodźcowanie własnego umysłu staje się sposobem na zapychanie głodów emocjonalnych i ucieczką od poczucia bezdomności. Wtedy koło się zamyka i działamy przeciw samym sobie. Kiedy przez długi czas biegasz jak chomik w wariackim kołowrotku, możesz nie tylko doświadczyć zawrotu głowy, ale także wpaść w uzależnienie i całkowitą alienację, w której sam dla siebie staniesz się kimś obcym. Zdrowy instynkt podpowiada nam inny kierunek – zatrzymanie i uciszenie serca. Jednak nie każdy może sobie pozwolić na to, by rzucić wszystko i jechać w Bieszczady… Ograniczenie liczby bodźców, chociaż jest krokiem w dobrym kierunku, nie powoduje automatycznie pokoju i wewnętrznej równowagi. Trzeba cierpliwie przejść cały proces przemiany, dzięki któremu będziemy w stanie żyć w harmonii ze sobą – nawet pośród miejskiego hałasu. Na początku jednak potrzebujemy małego detoksu. Bo chociaż tęsknimy za ciszą i życiem wewnętrznym, to odstawienie nawet niektórych przyzwyczajeń wiąże się z bólem.
Detoks od nadmiaru bodźców okazuje się ogromnym wyzwaniem
W czasie rekolekcji w milczeniu, które prowadzimy, uczestnicy proszeni są o to, by nie tylko nie rozmawiali ze sobą i wyłączyli telefony, ale także by ograniczyli kontakt pozawerbalny, który w codziennym życiu dokonuje się przez wymianę spojrzeń, uśmiechów i gestów. Wszystko po to, żeby zostać tylko z samym sobą. Okazuje się to ogromnym wyzwaniem. Powrót do własnego wnętrza jest upragniony, ale nie bezbolesny. Warto zastanowić się, jaki mały krok możemy zrobić w codzienności, by chociaż przez chwilę zatrzymać się w biegu. Często po pracy pełnej stresu i wyzwań w ramach odpoczynku sięgamy po… rozrywkę. Jak sama nazwa wskazuje, nie służy ona jednak wewnętrznej integracji i wyciszeniu, lecz nas „rozrywa”, a więc trzyma w rozproszeniu na zewnątrz, dostarczając kolejnej dawki bodźców. Różnica polega tylko na tym, że wrażenia związane z rozrywką definiujemy jako przyjemne, zaś czynniki, które towarzyszą pracy, zazwyczaj uważamy za mniej miłe.
Jedno i drugie skłania nas jednak do przebywania poza sobą i podtrzymuje nieustanną ucieczkę od własnego wnętrza. Nadal jesteśmy rozproszeni, a ostatecznie nawet „rozproszkowani” na niezliczoną liczbę niepołączonych ze sobą wrażeń. W ten sposób gromadzimy w duszy nieprzetrawione napięcia, stresy, lęki, smutki, gniew i frustrację; wrzucamy je jak do magazynu, zamykamy na kłódkę i staramy się o nich zapomnieć. Powrót do własnego wnętrza staje się wówczas coraz trudniejszy i bardziej bolesny, bo wiąże się z konfrontacją z nagromadzonym bałaganem – dlatego wolimy biec dalej w rytmie pracy i rozrywki. Tymczasem potrzebujemy autentycznego od-poczynku, a więc tego, co pomoże się nam odrodzić i zacząć na nowo, od początku.
Są trzy przyczyny, które utrudniają nam powrót do siebie
Podsumowując, mamy trzy przyczyny, które utrudniają nam powrót do samych siebie: brak umiejętności, gdy ścieżka do domu zarosła i nie potrafimy samodzielnie jej odnaleźć, zachłanność i uzależnienie od intensywnych zewnętrznych bodźców oraz bałagan, którego narobiliśmy przez lata, zniechęcający nas do powrotu. Co w takim razie może nas skłonić do tego, by stawić czoła opisanym trudnościom i spotkać się ze sobą? Przede wszystkim potrzebujemy odpowiedniej motywacji.
Czemu często dbamy bardziej o materialny dom, o ciało albo o ludzkie opinie niż o to, kim naprawdę jesteśmy? Umyka wtedy naszej uwadze coś niezwykle ważnego. Rzeczywiście, żeby zobaczyć najgłębszą wartość swojej duszy – czy, inaczej mówiąc, własnej osoby – trzeba przebić się przez kilka warstw. Odruchowo zatrzymujemy się na pierwszej z nich, czyli na fasadzie, która chroni i zasłania nasze wnętrze. Wkładamy tak ogromną ilość energii w tworzenie swojego wizerunku, że zapominamy o jego względnej wartości i gubimy z oczu naszą autentyczną tożsamość. Przypominamy kogoś, kto posiadając piękne i bogate miasto, koncentruje się jedynie na jego obronnych murach. Chcemy być dobrzy, piękni i szczęśliwi, ale inwestujemy wyłącznie w zewnętrzność, by wyglądać na takich w oczach innych ludzi. Tworzymy awatara nie tylko w mediach społecznościowych, ale także w codziennym życiu; karmimy wizerunek, podczas gdy w naszym wnętrzu coś umiera z głodu.
---
Tekst jest fragmentem książki "Bóg w nas" s. Bogny Młynarz ZDCh, wydanej przez Wydawnictwo WAM. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.
Skomentuj artykuł