Antykoncepcyjny chip a definicja obłędu

Bill i Melinda Gates (Foter / CC BY-SA 3.0)

Na zachodzie wprowadza się właśnie antykoncepcję w postaci chipu wszczepianego pod skórę. Prace nad nią finansuje m.in. Bill Gates. Dlaczego? Według jego zamierzeń, ma to obniżyć dzietność w krajach afrykańskich. Czy to nie absurd i rasizm w czystej postaci?

Jednym z moich ulubionych filmów jest komedia o odwyku pt. "28 dni", a ulubionym cytatem z tego filmu definicja podana przez jednego z terapeutów: "Obłęd to robienie czegoś ciągle w ten sam sposób z nadzieją na odmienne efekty". Przyszła mi ona na myśl, kiedy przeczytałam o nowej formie antykoncepcji, której przejście do fazy badań klinicznych ogłoszono przedwczoraj.

Jest to malutki chip, który będzie wprowadzany pod skórę, zawierający zbiorniczek z dawkami levonogestrelu, które będą stopniowo uwalniane do organizmu, powodując jego niepłodność. Chip ma wystarczyć na 16 lat, czyli mniej więcej do 35. roku życia, jeśli wszczepi się go dwudziestolatce. Jeśli kobieta będzie chciała zajść w ciążę, wystarczy, że użyje pilota, który wyłączy to urządzenie.

Tyle producenci, dla których największe zagrożenie zdrowotne związane z tą formą antykoncepcji polega na tym, że ktoś bez wiedzy kobiety mógłby "uruchomić" jej płodność. Kto by się przejmował możliwymi reakcjami alergicznymi, uszkodzeniem chipa, które mogłoby spowodować uwolnienie do organizmu całości obecnego w nim hormonu oraz efektów takiej sytuacji, wreszcie wpływem syntetycznego levonogestrelu na organizm "nosicielki". O traktowaniu kobiety jak maszynki na pilota oraz płodności jako właściwości organizmu, którą można włączać i wyłączać bez żadnych ubocznych konsekwencji, nie wspomnę.

DEON.PL POLECA

Badania nad tym urządzeniem sponsorował Bill Gates. I wspominam o tym nie bez przyczyny, gdyż tę formę zapobiegania ciąży stworzono z myślą o krajach tzw. trzeciego świata, zaś twórca Microsoftu i jego żona są znani ze sprzyjania histerii dotyczącej rzekomego przeludniania się świata.

Wierzą w ten XIX-wieczny mit jak w ewangelię i ich wiara jest na tyle silna, że robią wszystko by ci straszliwi Afrykańczycy wreszcie przestali się tak bardzo rozmnażać. Chip ma gwarantować im dostęp do antykoncepcji nawet tam, gdzie nie ma sklepów z prezerwatywami i aptek z pigułką antykoncepcyjną. Zajmujący się badaniami nad chipem naukowcy mówią o tym wprost, choć w sposób zawoalowany.

Jeśli jednak spojrzymy choćby na wystąpienia przedstawicieli krajów afrykańskich na forum ONZ, dowiemy się, że oni wcale tego "szczęścia" nie chcą. Wręcz protestują wobec traktowania ich kontynentu jako farmaceutycznego śmietnika a ich mentalności, w której dziecko wciąż jest postrzegane jako błogosławieństwo, jako niebezpiecznego dziwactwa.

Obłęd Gatesa i sponsorowanych przez niego naukowców polega na tym, że są przekonani, że ich wynalazek posłuży przede wszystkim do ograniczenia dzietności w krajach ubogich (co samo w sobie jest stanowiskiem do bólu rasistowskim). Tymczasem jak dotąd wszelkie wynalazki tego typu rozprzestrzeniały się najszybciej właśnie w krajach rozwiniętych. I tym razem nie sądzę, by było inaczej. Podejście do płodności to sprawa głowy i serca a nie jedynie dostępności antykoncepcji. Społeczeństwa zachodnie otrzymają do ręki kolejny sposób na nieograniczony dostęp do seksu bez zobowiązań i obawiam się, że nie zawahają się go użyć.

A szaleństwo Gatesa i jemu podobnych będzie trwało dalej...

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Antykoncepcyjny chip a definicja obłędu
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.