Eutanazja dzieci, niezdany egzamin dorosłych
Wraz z legalizacją w Belgii eutanazji dla dzieci, śmierć stała się tam wartością samą w sobie i jeszcze jednym, banalnym produktem na półce idei. Teraz zdjęto z niego nawet naklejkę "Dozwolone od lat 18". Niestety, kierunek w który zmierza zachodnia Europa wydaje się początkiem jej końca.
Wczoraj belgijski parlament przyjął ustawę o dopuszczalności eutanazji dzieci. Już sam jej projekt budził olbrzymie kontrowersje, nawet w strukturach Unii Europejskiej. Jeśli dokument zostanie podpisany przez króla, wejdzie w życie. Kogo dokładnie dotyczy to prawo i jakie wprowadza regulacje? Otóż chodzi o to, by dzieci mogły poprosić o zastrzyk z trucizną w następujących trzech przypadkach:
1. Są terminalnie chore.
2. Doświadczają olbrzymiego bólu.
3. Nie ma żadnej skutecznej terapii, która mogłaby im pomóc.
4. Ich prośba musi zostać zaakceptowana przez zespół medyczny oraz rodziców.
Jeśli nie weźmiemy pod uwagę belgijskiego kontekstu prawno-społecznego, to prawo może się niektórym wydać humanitarne - od razu zastrzegam, że to tych "niektórych" nie należę. Uważam, opierając się zresztą na wielu świadectwach pracowników hospicjów i szpitali dziecięcych, że dziecko pragnie śmierci, jeśli otaczający je dorośli nie zdali egzaminu z dojrzałości. Albo przynajmniej nie podjęli próby walki o tę dojrzałość, a spontanicznie uznali, że sytuacja ich przerasta i reszta świata musi to zrozumieć.
Wróćmy jednak do wspomnianego kontekstu. Otóż Belgia, podobnie jak Holandia, należy do krajów, w których ustawodawstwo proeutanazyjne jest bardzo rozbudowane. Pierwszą ustawę dopuszczającą eutanazję pod określonymi warunkami (m.in. konieczna miało być wyraźne oświadczenie woli osoby, która ma być poddana procedurze) uchwalono w tym kraju w 2002 r. Od tego czasu z roku na rok wzrasta liczba eutanazji, na ogół osób starszych, i zwykle wzrost liczby tego typu procedur ma miejsce przed świętami i przed wakacjami. Co więcej, dane wskazują, że wielu lekarzy nie przestrzega procedur zapisanych w prawie, które miały gwarantować, że eutanazja będzie wykonywana wyłącznie w sytuacji konieczności.
To w Belgii poddano eutanazji głucho-niemych bliźniaków, którzy zaczęli także tracić wzrok, pomimo tego, że ich przypadek nie mieścił się w żadnym z opisanych w prawie o eutanazji. Tam też wprowadzono możliwość eutanazji dla więźniów cierpiących na depresję oraz zasugerowano, że osoby poddające się tej procedurze powinny oddawać swoje organy do przeszczepów (aż nasuwa się złośliwy komentarz - co by się nic nie zmarnowało).
Wszystkie te przypadki (a podałam tylko kilka z najgłośniejszych) wskazują, że prawo z 2002 r. wywołało efekt śniegowej kuli: przekraczane są kolejne granice i rodzi się lęk o to, jak daleko można dojść, łamiąc je. Najbardziej niepokojąca zmiana zaszła w mentalności społecznej: eutanazja stała się czymś banalnym i oczywistym. Nie szuka się metod leczenia bólu, nie rozwija medycyny paliatywnej ani neonatologii (leczenia wcześniaków), bo eutanazja jest szybsza i tańsza.
I dopiero w tym kontekście dopuszczenie do eutanazji dzieci zyskuje pełnię swojego przerażającego obrazu. Co najmniej dwa z przypadków podanych w prawie z łatwością poddają się szerokiej interpretacji: doświadczanie olbrzymiego bólu oraz brak skutecznej terapii. Ból jest doświadczeniem subiektywnym, jego poziom także. Duży wpływ na jego odczuwanie oraz zdolność znoszenia ma stan psychiczny pacjenta. Wystarczy dziecku odebrać wsparcie emocjonalne lub dać odczuć, że jest ciężarem, i oto mamy potencjalnego chętnego do eutanazji.
Argument z braku skutecznej terapii jest, dla mnie osobiście, absurdalny. W tej chwili takiej terapii nie ma, ale nikt nie zagwarantuje, że nie będzie jej za lat kilka. Za to przyjęcie takiego rozwiązania prawnego może blokować dotowanie badań nad nowymi metodami leczenia, bo przecież jeden zastrzyk jest tańszy.
Na koniec podam jeszcze argumenty, które zawarte są w dokumencie skierowanym do belgijskiego rządu przez 61 członków Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy: przyjęte prawo zdradza najsłabsze dzieci, sugerując, że ich życie nie ma żadnej wartości i powinny umrzeć; błędnie uważa, że dzieci mają pełną świadomość (znaczenia oraz złożoności konsekwencji) tego, na co się godzą, kiedy żądają eutanazji; promuje będące nie do przyjęcia przekonanie, że istnieje życie, który nie jest warte tego, by trwać, co uderza w podstawy każdego cywilizowanego społeczeństwa.
I to uderzenie bardzo wyraźnie widać już w zmianach w sposobie myślenia w Belgii, o których wyżej wspomniałam. Śmierć stała się tam wartością samą w sobie i jeszcze jednym, banalnym produktem na półce idei. Teraz zdjęto z niego nawet naklejkę "Dozwolone od lat 18".
Skomentuj artykuł