Okna życia - wynalazek współczesności?

Okna życia - wynalazek współczesności?
s. Antonina Wojdyła CSS / KAI / slo

Pierwsze "Okno życia", czyli miejsce, gdzie matka może anonimowo pozostawić swoje nowo narodzone dziecko bez narażania jego zdrowia i życia, otwarto w Krakowie 5 lat temu. Od tego czasu w całym kraju powstało już 40 takich miejsc.

Otwarte i otwierane wciąż dla porzucanych dzieci "okna życia" mają bogatą, kilkusetletnią historię. Zaczął ją, żyjący w średniowieczu na przełomie XII i XIII w. Francuz - błogosławiony Gwidon z Montpellier.

Był to człowiek bogaty, z książęcej rodziny, który około 1175 roku ufundował szpital w swoim rodzinnym mieście. Obsługę szpitala stanowili początkowo wolontariusze, z których w niedługim czasie wyłoniła się męska i żeńska gałąź Zakonu Ducha Świętego.

Bracia i siostry duchaczki (istnieją do dziś i zajmują się m.in. opieką nad dziećmi), jako pierwsi spośród istniejących w tamtym czasie zakonów, składali czwarty ślub - służby biednym, chorym oraz porzuconym dzieciom.

Dzieło bł. Ojca Gwidona w niedługim czasie zwróciło uwagę jednego z najwybitniejszych papieżyŚredniowiecza Innocentego III, który w 1198 roku zatwierdził Zakon, a Gwidonowi, jego braciom i siostrom powierzył wielki szpital rzymski położony w pobliżu Watykanu. Od 1207 roku dzieło to nosi nazwę Szpitala Ducha Świętego.

Był to szpital wzorcowy dla wszystkich dzieł charytatywnych ówcześnie prowadzonych w Kościele. W szpitalu tym, istniejącym do dziś, można właśnie oglądać średniowieczne "okno życia", które wówczas znane było pod nazwą "koła".

Pomysł wynikał z powinności zarówno braci jak i sióstr, których praca nie ograniczała się do udzielania pomocy tym tylko, którzy o nią prosili. Zobowiązani byli do poszukiwania biednych, chorych i dzieci po miastach i wsiach.

Architekturę szpitala przemyślano w ten sposób, że dawała możliwość niesienia pomocy porzuconym dzieciom. Służyła ona anonimowości i dyskrecji rodziców. Były to najczęściej noworodki i zostawiano je w dużym, okrągłym, przypominającym beczkę drewnianym bębnie czy też kołowrocie, wmontowanym w mury szpitala.

Osoba przynosząca dziecko wkładała je do środka bębna, a następnie obracając nim dawała sygnał dzwonkiem osobie czuwającej przez całą dobę wewnątrz szpitala.

Noworodek poddawany był czynnościom ewidencyjnym. Polegały one na tym, że najpierw na jego prawej stópce nacinano lancetem mały, podwójny krzyż, będący symbolem Zakonu i Szpitala Ducha Świętego. Dla podrzuconego dziecka był to znak identyfikacji i przynależności do szeroko rozumianej rodziny szpitalnej. Tego typu identyfikacja zapobiegała też nadużyciom związanym z handlem dziećmi i wykorzystywaniem ich do celów zarobkowych.

Po dokonaniu ewidencji zanoszono dziecko do drugiego koła i było ono przekazywane w ręce tzw. mamki, czyli karmicielki, która dziecko myła, ubierała, karmiła i umieszczała w kołysce nazwanej imieniem jakiegoś świętego.

Każde podrzucone dziecko było zapisywane w tzw. "Księdze mamek" i w tajnej niedostępnej ogółowi personelu "Sekretnej Księdze", gdzie znajdowały się szczegóły dotyczące np. wyglądu czy znalezionych przy dziecku rzeczy.

W wypadku braku świadectwa chrztu, czasem bowiem matki pozostawiały takie informacje, zaraz po formalnościach ewidencyjnych zanoszono dziecko do kościoła szpitalnego, gdzie otrzymywało Sakrament Chrztu Świętego.

Większość dzieci trafiała do rodzin odpowiadającym dzisiejszym rodzinom zastępczych, które ze względu na troskę o dobro dziecka objęte były nadzorem przez braci duchaków.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Okna życia - wynalazek współczesności?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.