Chciwi ludzie niszczą samych siebie
Chciwość zaślepia, dlatego ogarnięci nią ludzie nie zważają na los swój i swojego otoczenia. Zbiorowa chciwość musi zakończyć się katastrofą - mówi filozof dr hab. Zbigniew Mikołejko profesor w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN.
Urszula Rybicka, PAP: Czy z filozoficznego punktu widzenia można powiedzieć, że ludzie są chciwi z natury?
Zbigniew Mikołejko: Nie sądzę. Oczywiście gdzieś w nas istnieje dążenie do tego żeby poszerzyć terytorium i uczynić je bezpieczniejszym. To się wyraża symbolicznie w pieniądzu czy w dobrach materialnych. W tym sensie istnieje jakieś biologiczne dno chciwości. Ale generalnie nie zawsze ta biologiczna podstawa musi się rozwinąć w coś chorego i horrendalnego, czyli to co nazywamy chciwością czy zachłannością.
Gdzie w takim razie leży granica? Co jest potrzebne żeby nazwać to zachowanie chciwością lub pazernością?
Myślę, że każda zbiorowość ma swoje miary. Inaczej będzie oceniać chciwość środowisko bankierów, a inaczej środowisko ubogich ludzi żyjących gdzieś na peryferiach zamożnego świata. Niemniej jednak myślę, że po prostu jest to nadmierna, wedle ocen środowiskowych, zachłanność - pożądanie różnych dóbr. Przy czym chciwość niekoniecznie przekłada się tylko na wartości materialne. Czasem są to wartości symboliczne. Niektórzy kolekcjonują zachłannie ludzkie uczucia, inni medale.
Czy można w takim razie pomylić chciwość z ambicją?
Często ludzie używają pojęcia ambicja żeby zasłonić chciwość. Oczywiście ambicja też może być zdrowa lub niezdrowa. Chora ambicja, chciwość jest czymś co przerasta bardzo radykalnie i potrzeby, które w sobie nosimy i możliwości, które człowiek ma. Chciwość wyrasta ponad nasze władze duchowe, moralne czy fizyczne. Jest ambicją posiadania, która wymyka nam się spod kontroli. Warto też powiedzieć, że często mylimy chciwość ze skąpstwem. A istnieje zasadnicza różnica. Skąpstwo jest postawą raczej bierną, taką, która za wszelką cenę pragnie ukryć, schować a nawet udać biedę, więc ograniczyć się. Natomiast chciwość jest postawą aktywną.
Jak można zdefiniować chciwość jako grzech? Jak podchodzi do tego chrześcijaństwo?
Kiedyś oczywiście definiowano ją jako drugą po pysze w tzw. saligia, czyli grzechach głównych. Dzisiaj nawet Kościół mówi raczej nie o grzechach, a o wadach. Zmieniało się to historycznie. W średniowieczu, kiedy ideał ascetyczny gorzej lub lepiej był realizowany, chciwość obejmowała również takie rzeczy, które są warunkiem istnienia gospodarki, np. pożyczanie na procent, które nazywano lichwą. Tym bardziej, że owo średniowiecze widziało przede wszystkim pozaziemskie, zaświatowe przeznaczenie człowieka. Tutaj był tylko, jak mówi "Bogurodzica", krótki przebyt. Natomiast zasadniczy pobyt był tam, na niebiańskich pastwiskach, albo w gorszym znacznie miejscu. Wraz z narodzinami nowoczesności i tego co nazywamy kapitalizmem to się jednak zmieniło. Dopuszczono pewne rzeczy - i chrześcijaństwo też się na to otworzyło - pewne zasady postępowania, które, jak mówiłem, są warunkiem prowadzenia normalnej gospodarki liberalnej. Ale oczywiście i ona z miejsca zaowocowała rozmaitymi schorzeniami.
W kapitalizmie chciwość była nawet niekiedy gloryfikowana, zwłaszcza w okresie rozwoju usług finansowych i giełd. Było nawet takie powiedzenie, że chciwość jest dobra.
Ale to dlatego, że za wszelką cenę szuka się moralnego alibi. I to moralne alibi znajduje się w aktywizmie. Dokonuje się takiego fałszywego podstawienia - chciwość równa się aktywizm. A to nieprawda. Pewnego rodzaju pożądanie dóbr jest oczywiście czymś naturalnym, ale ta zaślepiająca chciwość jest zjawiskiem, którego wszyscy jesteśmy teraz ofiarami. W dodatku, co jest charakterystyczne, z jednej strony powiada się, że ten system bankowy, system finansowy ma być maksymalnie racjonalny i praktyczny, a z drugiej strony przywołuje się coś mętnego, nieokreślonego, żarłocznego, czarnego, jako uzasadnienie działalności gospodarczej. Rodzi się jakiś rodzaj potwora, hybrydy jakiejś strasznej, smoka o dwóch głowach, który zżarłszy wszystko dookoła zaczyna pożerać także samego siebie.
Jest taki poemat "Skowyt" Ginsberga, poety amerykańskiego, w którym pisze on: "Co za sfinks z cementu i aluminium roztrzaskał ich czaszki i pożarł ich mózg i wyobraźnię?". To jest właśnie to. To jest właśnie bardzo dobra metafora tego, co stało się z wieloma ludźmi z megakorporacji, ale też i ze zwykłymi ludźmi z ulicy, z czym mieliśmy do czynienia w przypadku Amber Gold i rozmaitych piramid finansowych i innych de facto kasyn. Pazerność jest nieczuła na człowieczeństwo i swoje własne i innych ludzi, depcze w aktach chciwości i swój własny los i los cudzy, nie słuchając ani rozumu, ani uczuć tak naprawdę.
Człowiek, tak jak Pan powiedział, z natury chciwy nie jest, tylko ma naturalną potrzebę zwiększania stanu posiadania i zapewniania w ten sposób bezpieczeństwa. Może jednak przekroczyć tę granicę, kiedy pojawi się pokusa.
Pokusa, ale także i lęk. W histerycznym lęku chcemy mieć więcej i więcej, bo wydaje nam się, że będziemy bezpieczni. Chciwość może być też narzędziem kompensacji. Oto mali, biedni, szarzy ludzie, nagle zaczynają mieć pieniądze i mogą stać się dzięki temu potężni, wspaniali, pożądani przez wszystkich, a wcześniej byli nikim. Źródłem pokusy jest poczucie małości, gorszości.
W historii są postacie mędrców, którzy nie mieli nic, ale żyli w poczuciu, że mają wszystko, jak Diogenes, który mieszkał w beczce, miał tylko płaszcz i kij do odpędzania bezpańskich psów, bo kubek uznał za luksus, kiedy zobaczył chłopca pijącego wodę z dłoni. Według anegdoty, kiedy stanął nad nim Aleksander Wielki, on poprosił go, aby się przesunął, bo zasłania słońce. Aleksander miał powiedzieć wtedy, że gdyby nie był Aleksandrem, to chciałby być Diogenesem. To jest oczywiście skrajny przykład, ale płynie z niego nauka, że człowiek naprawdę mądry nie potrzebuje mieć wiele, żeby nie mieć kompleksów. Poza tym jest jeszcze kwestia wolności, bo chciwość czyni nas niewolnikami czegoś, nad czym nie panujemy i żadne racjonalne argumenty do nas nie mogą dotrzeć.
Dlaczego nie mogą? Co jest takiego w pokusie łatwego wzbogacenia się, w kasynie, na loterii lub dzięki "cudownej" ofercie inwestycyjnej? Odczuwają tę pokusę zarówno klienci, jak i organizatorzy takiego procederu.
Wiadomo, że nieliczne są fortuny, które rodziły się w wyniku przypadku czy szczęścia. A jednak wielu ludzi nie zważa na to. To pokazuje, że tak naprawdę wieloma z nas kierują emocje, a nie rozsądek. Chce się wierzyć, że nagle nie pracując, nie wstając o czwartej rano i nie kładąc się spać po północy dojdziemy do jakiegoś majątku, nie ucząc się mechanizmów finansowych i nie działając aktywnie w sferze gospodarczej. Dlaczego ludzie ryzykują rozmaite przekręty finansowe? No właśnie dlatego że liczą, że bez talentu, wiedzy i pracy do czegoś dojdą, łatwo, prosto i przyjemnie. W takim działaniu nie ma tak naprawdę żadnej inwestycji, jest tylko postawienie wszystkiego na jedną kartę. To jest hazard.
Jednym z wyrazistych przykładów była tzw. sprawa tulipanowa w Holandii. W XVII w. powstała właściwie pierwsza potężna gospodarka mieszczańska, kapitalistyczna, budowana przez racjonalnych, pragmatycznych, protestanckich Holendrów. I nagle pojawia się tulipanomania i Holendrzy zaczynają szaleńczo handlować cebulkami tulipanów. Powstają giełdy, najrzadsze odmiany osiągają zawrotne ceny, ludzie ryzykują cały swój majątek, zastawiają domy. I któregoś dnia następuje załamanie tego wszystkiego - tysiące ludzi na bruku, samobójstwa, więzienia za długi. Tej manii dali się zaczarować nawet intelektualiści. Według anegdoty, słynny doktor Tulp z "Lekcji anatomii doktora Tulpa" Rembrandta, który naprawdę nazywał się Claes Pieterszoon, pod wpływem właśnie tej manii zmienił nazwisko na "Tulp", co oznacza tulipan.
Dziś mówimy na to bańka spekulacyjna.
Ta bańka dotyczyła cebulek tulipanowych. Od nich zaczęło się to szaleństwo, które nieodmiennie wiąże się z chciwością. Paradoksalnie to co było troską o siebie i bliskich przekształciło się w coś przeciwnego, co musiało zaowocować nieuchronną katastrofą.
Czy to oznacza, że nie istnieje chciwość połączona z wyrachowaniem?
Jasne, że ktoś może być chciwy tak na zimno, złowieszczo, z wyrachowania. Są takie przypadki, rzecz jasna. Tylko że to jest objaw. Bo tak naprawdę pod tą zimną kalkulacją znów przeważnie kryją się emocje. Tak było w przypadku hrabiego Monte Christo. Zdobył majątek cudem, po tym jak utracił miłość, wolność i wszystko co posiadał. I teraz zaczyna kalkulować. Jednak używa metod spekulacyjnych, posługuje się cudzą chciwością z zimnym wyrachowaniem po to, aby osiągnąć cel emocjonalny, zemścić się. Tak naprawdę w każdym z nas tkwi potrzeba takiej rekompensaty, przecież doznaliśmy różnych traum, spotkaliśmy się z lekceważeniem. Sądzimy, że nasza pozycja społeczna jest niższa niż na to zasługujemy. Pieniądz wydaje się narzędziem łatwego wyrównania niesprawiedliwości. Dlatego bywa pożądany do szaleństwa. Warto jednak wrócić do maksymy Henry'ego Forda, człowieka, który przecież doszedł do wielkiej fortuny. Powiadał on, że chciwość jest największą przeszkodą w zdobywaniu pieniędzy. Wiedział co mówi.
Skomentuj artykuł