Jak żyć po traumatycznych przejściach?
Z moimi pacjentami nie rozmawiamy na temat świata jako miejsca pięknego i bezpiecznego. Ale mówimy, że nawet w takim świecie, jakim on faktycznie jest, można jakoś żyć - mówi dr Agnieszka Popiel pracująca z osobami po traumatycznych przejściach.
Dawniej wojna, dziś traumatycznym przeżyciem bywa najczęściej przemoc: napaść i gwałt, ale też wypadek komunikacyjny, niespodziewana śmierć bliskiej osoby czy samo dowiedzenie się o niej - tłumaczy psychiatra ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie, zajmująca się m.in. terapią zaburzeń lękowych i problemów emocjonalnych związanych z sytuacjami kryzysowymi.
Istotą traumatycznego przeżycia jest fakt, że dopada bez zapowiedzi - zwraca uwagę dr Popiel. Trauma pojawia się nagle i niesie wielkie przeładowanie informacyjne i emocjonalne, co z kolei oznacza konsekwencje dla pamięci. Takie przeżycie wdrukowuje się z ogromną siłą, ale jest pofragmentaryzowane. W efekcie mamy luki w pamięci. - Podczas badań ofiar gwałtów czy wypadków klasyczne jest pytanie: jak to jest, że pamięta pani dokładnie ten moment, ale nie jest w stanie opowiedzieć, co się wtedy działo? W psychopatologii nazywamy to zawężeniem świadomości - wyjaśnia.
- Nasza pamięć koduje bowiem traumatyczne wydarzenie w szczególny sposób. Z jednej strony nie pamiętamy części zdarzeń, z drugiej - wystarczą drobne bodźce, by fragmenty wspomnień zaczęły się wdzierać do wyobraźni, ożywać i osaczać. Dotyczy to nawet osób bez klinicznych objawów konsekwencji traumy. Mój ojciec nie znosi syren w rocznicę Powstania Warszawskiego. Przypominają mu wydarzenia z tamtego kontekstu - opowiada dr Popiel i zwraca uwagę, że wątek takich nawracających wspomnień pojawia się często w filmach o weteranach wojennych z Wietnamu czy Afganistanu. Bohater, którego dopada przebłysk o znamionach realności jest przekonany, że koszmar powrócił. Pojawia się strach, oblewa go pot, szybko bije serce.
- Żeby takiej reakcji uniknąć, ludzie starają się nie przypominać trudnej sytuacji. Unikają rozmów ze znajomymi, odwlekają moment pójścia spać. Rano są jednak zmęczeni i podenerwowani, a wtedy byle drobiazg przywołuje złe wspomnienie. Przypomina to próbę utrzymania pod pokrywką zawartości pracującego szybkowaru. To błędne koło, sztandarowy objaw zespołu stresu pourazowego (PTSD), naturalnej reakcji po każdym traumatycznym przeżyciu - wyjaśnia ekspert.
W przypadku większości (75-80 proc.) osób sprawdza się powiedzenie, że czas leczy rany. - Ludzie spontanicznie uruchamiają naturalne mechanizmy wygaszania traumy. Siadają i zaczynają opowiadać: to było straszne, żebyście wiedzieli, co przeżyłem... Tworząc takie opowieści mierzą się z jej szczegółami, weryfikują, odreagowują - mówi dr Popiel. I zauważa, że połowa osób po trudnych doświadczeniach radzi sobie sama z traumą i mniej więcej w ciągu dwóch lat dochodzi do siebie. Pomaga w tym otoczenie, bliscy, którzy na początku przejawiają pełnię empatii, ale z czasem zaczynają mówić: człowieku, oni zginęli, ale ty żyjesz, trzeba się tym cieszyć...
Większość ludzi po traumatycznych zdarzeniach obywa się bez konieczności leczenia - zaznacza psychiatra. Ale nie wszyscy. Choć wojna w Wietnamie skończyła się niemal 40 lat temu, Amerykanie do dziś badają weteranów z PTSD i włączają ich w prace nad nowymi lekami.
Szacuje się, że po II wojnie światowej PTSD miała nawet połowa populacji. Po wypadkach komunikacyjnych problem ten dotyczy 8-10 proc. Biorąc jednak pod uwagę, jak wiele osób uczestniczy w wypadkach, liczba osób z traumą i tak jest duża - dodaje dr Popiel, która wraz z zespołem pod kierunkiem prof. Bogdana Zawadzkiego z Uniwersytetu Warszawskiego od kilku lat prowadzi najszerzej zakrojone badania nad PTSD w Polsce. Są one poświęcone uwarunkowaniom i terapii PTSD, głównie u ofiar wypadków.
- Świat osób z PTSD, które po ciężkim doświadczeniu nie zdołały się podnieść, staje się bardzo niebezpieczny. Część ich reakcji w codziennym życiu staje się reakcjami nadmiernie zabezpieczającymi. Pojawiają się częste telefony do męża, niewypuszczanie dziecka z domu. Większość moich pacjentów uważa, że zanim mieli wypadek, jazda samochodem była mniej niebezpieczna, w ogóle świat był mniej niebezpieczny - zaznacza dr Popiel. Jak dodaje, ze swoimi pacjentami w ogóle nie rozmawia na temat świata jako miejsca pięknego i bezpiecznego. - Rozmawiamy jednak, że nawet w takim świecie można jakoś żyć - mówi. Tacy ludzie wciąż boją się, że zagrożenie powróci. Dlatego praca z PTSD to - osadzona w teraźniejszości - praca z przeszłością.
PAP - Nauka w Polsce
Skomentuj artykuł