Lęk przed zmianą i ryzykiem
Anankastycy dołączają do grona ludzi, którzy niczego w życiu nie zaryzykują, którzy nie żyją naprawdę, w każdej sytuacji na sto różnych sposobów zabezpieczeni i przygotowani.
Na płaszczyźnie stosunków międzyludzkich postawa anankastyczna wyraża się podobnie. Świadomie czy nieświadomie chce się narzucić innym sposób postępowania według własnych zaleceń. Dotyczy to zwłaszcza partnera, dzieci oraz osób, z którymi jest się bliżej związanym. Konflikt pokoleń opiera się właśnie na tym mechanizmie. Odrzucając lub tłumiąc wszystko, co nowe, nieznane i nietypowe, dochodzi się do granic absurdu, przez co ściąga się na pole bitwy siły przeciwne - różnego rodzaju rebeliantów i rewolucjonistów przekonanych, że przeciwnika należy zwalczać za pomocą własnych ekstremalnych środków, przy czym często wylewa się dziecko z kąpielą. Jest w tym obecny nieunikniony ludzki tragizm - nieunikniony, ale możliwy do przezwyciężenia, trzeba się tylko zdobyć na otwarcie i zrozumienie tego, co nowe.
Ludzie, których psychiką rządzą przymus i natręctwa, boją się, że wszystko stałoby się niepewne, a nawet chaotyczne, gdyby byli bardziej otwarci albo bardziej spontanicznie zdali się na rozwój wypadków, wyłączając nieustanną samokontrolę czy odrzucając kontrolę zewnętrzną. Boją się oni, że to, co wyparli, albo to, co niepożądane w rzeczywistości społecznej, wybuchłoby i zalało wszystko, jeśli tylko raz zachowaliby się w ten sposób. Są jak Herakles, który zdawał się już wcześniej wiedzieć o tym, że Hydrze urosną przynajmniej dwie głowy w miejsce tej, której ją pozbawił. Dlatego boją się tego "pierwszego kroku", który gdy raz zostanie zrobiony, może wywołać rzeczy - ich zdaniem - nieprzewidywalne. W konsekwencji nastawieni są zawsze na to, by korzystając z władzy, wiedzy i praktyki sprawić, że nic niechcianego i nieprzewidzianego nie będzie się mogło wydarzyć. Żyją według motta " what - if": co się stanie, jeśli postąpię w ten czy inny sposób. Dołączają tym samym do grona ludzi, którzy niczego w życiu nie zaryzykują, którzy nie żyją naprawdę, w każdej sytuacji na sto różnych sposobów zabezpieczeni i przygotowani.
Pacjent, którego poprosiłem, by zrelaksował się na kanapie i zechciał opowiedzieć swe przeżycia, odparł szczerze: Ale wtedy powróci do mnie całe to "gówno". W ten sposób drastycznie określił sprawy, które od siebie odsunął i wyparł, utrzymując je tam przez nieustanną samokontrolę i narzucenie własnej świadomości pewnego drylu. Zabezpieczenie się przed tym, czego się chce uniknąć, staje się dla człowieka ogarniętego przymusami i natręctwami najważniejszą potrzebą życiową, a chęć jej zaspokojenia sprawia, że potrafi być niezwykle pomysłowy.
Można sobie wyobrazić, jak męczące mogą być takie wahania i nieumiejętność podjęcia decyzji, zwłaszcza gdy rzecz dotyczy spraw poważniejszych niż opisana powyżej. Widzimy, jak ludzie mający takie trudności uzależniają swoje decyzje od okoliczności zewnętrznych. Zdarza się nawet, że zanim podejmą ostateczną decyzję, liczą najpierw guziki u żakietu albo rzucają kostką...
A oto kolejny przykład ilustrujący, jak osoby z przymusowymi zachowaniami zamykają sobie możliwość nieskrępowanego działania. Jeden z pacjentów w trakcie psychoterapii opowiedział swój sen, po czym tak kontynuował swą wypowiedź: Czy w ogóle ma sens nadawanie snom jakiegoś znaczenia? Wszystko jest przecież względne. Można wyczytać z nich to, co się chce. Kto może powiedzieć, że znalazłem właściwą interpretację? Może zniekształciłem swój sen już w trakcie opowiadania albo nie całkiem dobrze go pamiętam ? Czy więc może być coś pewnego? Sen - mara, jak mówi przysłowie. Zajmowanie się nim nie ma nic wspólnego z nauką. Freud i Jung mieli zresztą różne teorie na temat snów i całkiem inaczej je objaśniali. Widać stąd, że nie ma tu niczego spójnego i pewnego. A skojarzenia! Cóż może człowiekowi przyjść na myśl! To prowadzi przecież do rzeczy niekontrolowanych, człowiek godzi się na jakąś niewiadomą... poza tym nic nie przychodzi mi do głowy...
Daje się tu zauważyć mechanizm obronny, jakim jest racjonalizacja; stawia się ją ponad przeżyciem, a ona od niego izoluje. Wyraźny jest tu także lęk przed tym, co niekontrolowane; nie chodziło przecież wcale o to, by dyskutować o snach w sposób naukowy, lecz o to, żeby pacjent zechciał swobodnie wypowiedzieć swoje skojarzenia i myśli na temat własnego snu. Niektórzy z czytelników mogą być zresztą przekonani, że wątpliwości mojego pacjenta były w pełni uzasadnione. Nie dostrzegają zapewne jednak, że zostały użyte jako argumenty mające usprawiedliwić niechęć do podjęcia zadania, jakie postawiłem przed nim w czasie terapii; dlatego jego wątpliwości wcale nie odnosiły się tylko do snów - pacjent ten bał się wszystkiego, co oceniał jako niepewne, i próbował tego uniknąć.
Zamienić życie w pedantyczne uporządkowanie
Wiele anankastycznych osób, kierując się mechanizmem obronnym, pozostaje niejako na etapie wstępnych przygotowań do osiągnięcia zamierzonego celu. Trafnie ilustruje to następująca anegdota: Do nieba przychodzi pewien człowiek. Widząc przed sobą dwoje drzwi, a nad nimi napisy: " Drzwi do nieba " i " Drzwi na wykłady o niebie ", kieruje się do tych drugich. Jest prawem psychologii, że wszystko, co wypieramy, z czasem w nas wzbiera. Gdy wzrasta napór naszych emocji, potrzeba coraz więcej sił i czasu, żeby utrzymać w szachu to, co zostało wyparte; tak powstaje błędne koło przymusu, z którego wyjść można tylko przez uświadomienie sobie wypartych treści i świadomą konfrontacją z nimi. Tylko wtedy uda się zintegrować z całością naszej psychiki to, czego dotychczas unikaliśmy i czego się w nas samych obawialiśmy, i być może nawet ze zdumieniem stwierdzimy, że treści te zawierają w sobie także pozytywną siłę i że pozornie bezsensowne sny potrafiły powiedzieć nam coś pożytecznego i istotnego.
Można sobie zapewne wyobrazić, jak ciasny i sztywny, jak zasadniczy i nietolerancyjny i jak przerażająco konsekwentny jest człowiek o takim nastawieniu oraz jak bezbarwne musi być jego życie, gdy usiłuje on je ograniczyć swymi niepodważalnymi zasadami, wiedząc jedynie, że chce obronić to, co "właściwe" (jak ów pacjent, który uważał, że "musi" wpaść na "właściwe" myśli i skojarzenia, i dlatego bronił się przed spontanicznym wypowiadaniem uwag). Nie jest natomiast świadomy ukrytego w swoim zachowaniu lęku przed ryzykiem.
Jeżeli wszystko traktuje się tak pryncypialnie, żywą materię życia zamienia się w pedantyczne uporządkowanie, niezbędną konsekwencję - w nieugiętość niepoddającą się żadnym argumentom, rozsądną ekonomię - w skąpstwo, a zdrową chęć decydowania - w krnąbrny upór graniczący z despotyzmem. Kiedy okazuje się to niewystarczające do pokonania lęku, ponieważ bogactwo rzeczywistości nie daje się tak łatwo wtłoczyć w sztywne reguły, pojawiają się symptomy świadczące o istnieniu przymusu i natręctw. Chociaż ich początkową funkcją jest neutralizowanie strachu, z czasem usamodzielniają się i stają się przymusem wewnętrznym. Narzucają się człowiekowi i nawet gdy wydają się bezsensowne, nie można się od nich uwolnić. Typowe zachowania anankastyczne to przymus mycia rąk, liczenia, przypominania sobie i wszystkie natręctwa myślowe. Gdy człowiek chce zaniechać pewnego przymusu, uwolnić się od niego, zawsze ujawniają się związane z nim lęki.
Chociaż przymus może przybrać różne postaci, to kryje się za nim jeden wspólny lęk - związany z byciem spontanicznym.
Wiecej w książce: Oblicza lęku. Studium z psychologii lęku - Fritz Riemann
Skomentuj artykuł