Mam wszystko, ale nie wiem, po co to wszystko

Kryzys może dopaść każdego. Fot. Pixabay

W świecie, który obiecuje nam wszystko, coraz częściej zostajemy z niczym. A przynajmniej z niczym, co miałoby prawdziwą wartość. Dziś łatwiej niż kiedykolwiek zrealizować cele, które przez dekady wydawały się odległe: zdobyć wykształcenie, dobrze płatną pracę, nowoczesne mieszkanie, podróżować, otaczać się przedmiotami i możliwościami. Ale mimo tego wielu z nas budzi się rano z niepokojem, którego nie potrafi nazwać. Z uczuciem pustki, która nie znika ani po kolejnej kawie, ani po weekendowym wyjeździe. A najgorsze, że trudno z tym stanem cokolwiek zrobić, bo przecież wszystko jest dobrze. Tylko po co to wszystko?

Gdy spełnienie nie przynosi spełnienia

Sukces to jedno z najczęściej wypowiadanych słów naszych czasów. Uczy się nas go od najmłodszych lat: "ucz się dobrze, znajdź dobrą pracę, załóż rodzinę, kup mieszkanie - wtedy będziesz szczęśliwy". Tak buduje się wizję życia jako prostą, uporządkowaną drogę od punktu A do punktu Z, z jasno określonymi przystankami. I wielu z nas tą drogą podąża. Ciężko pracujemy, osiągamy kolejne cele, budujemy sobie życie z katalogu. I w końcu przychodzi moment, w którym z pozoru mamy wszystko, czego kiedykolwiek pragnęliśmy. Ale coś się nie zgadza. Wewnątrz, zamiast spełnienia, czai się... pustka.

DEON.PL POLECA

 

 

To jak moment, w którym kończysz budować dom, ale nie chcesz do niego wejść. Albo jakbyś zdobył medal, którego ciężar bardziej przygniata, niż napełnia dumą. Czujesz, że doszedłeś daleko, ale nie jesteś pewien, dokąd właściwie doszedłeś. Wszystko, co miało dać szczęście, zawiodło. Zamiast euforii pojawia się dziwny chłód. I wtedy zaczynasz zadawać sobie pytanie, które nie daje spokoju: czy to wszystko było naprawdę moje? Czy realizowałem swoje marzenia, czy cudze oczekiwania?

Wypalenie nie dotyczy tylko pracy

Kiedy mówimy "jestem wypalony", często mamy na myśli wypalenie zawodowe - przemęczenie, brak motywacji, cynizm wobec pracy. Ale wypalenie egzystencjalne to zupełnie inny kaliber. To nie tylko brak energii. To brak powodu, by w ogóle się starać. Nie chodzi już tylko o to, że nie chce się iść do pracy. Chodzi o to, że nie wiadomo, po co się żyje. Każdy dzień staje się powtórzeniem poprzedniego, jakby życie straciło kolor, smak, temperaturę.

To stan, w którym nawet rzeczy niegdyś bliskie, ważne, osobiste, przestają poruszać. Bliscy nie cieszą, marzenia nie ekscytują, przyszłość nie interesuje. Człowiek staje się obserwatorem samego siebie; widzi, jak wykonuje codzienne czynności, ale jakby zza szyby. A może nawet zza ściany. Jest, ale nieobecny. Funkcjonuje, ale nie żyje naprawdę.

Taki stan nie zawsze prowadzi do depresji. Ale jest z nią sąsiadem. I bardzo trudno go zrozumieć komuś z zewnątrz. Bo jak wytłumaczyć, że mając wszystko, można czuć się kompletnie pustym?

DEON.PL POLECA


Świat, który zabrał nam sens

Żyjemy w świecie, który zmienił tempo. Każda minuta ma być produktywna. Każda godzina ma czemuś służyć. Zamiast rozmyślać, mamy działać. Zamiast słuchać siebie - porównywać się z innymi. Internet, który miał nas łączyć, często nas poraża nadmiarem: informacji, obrazów, stylów życia, sukcesów innych ludzi. Ale nie daje odpowiedzi na podstawowe pytanie: po co to wszystko?

Z każdej strony bombardują nas slogany: "żyj na maksa", "realizuj się", "bądź najlepszą wersją siebie". Ale co, jeśli ta wersja mnie wcale nie chce być najlepsza, tylko prawdziwa? Co, jeśli nie chcę biec, tylko się zatrzymać? Co, jeśli nie mam siły udowadniać czegokolwiek nikomu, nawet sobie?

Społeczeństwo zachęca do powierzchownych ról. Ale zapomina, że człowiek nie jest tylko tym, co robi i jak wygląda. Człowiek jest i to bycie powinno mieć wartość samą w sobie. Kiedy jednak przez całe życie skupiamy się tylko na funkcjonowaniu, nie zostaje miejsca na duszę. A dusza, której nie daje się głosu, zaczyna milczeć. I w tej ciszy może narodzić się właśnie wypalenie.

Kiedy wszystko przestaje cieszyć

To chyba najbardziej nieznośny moment: kiedy rzeczy, które kiedyś dawały radość, przestają działać. To, co wzruszało, teraz nudzi. To, co bawiło, drażni. Człowiek nie cieszy się już ze spotkań, świąt, sukcesów. Wszystko wydaje się miałkie, puste, powtarzalne. Życie przypomina teatr, w którym aktorzy grają dalej, choć publiczność już dawno wyszła.

To może prowadzić do głębokiego kryzysu. Bo jeśli nic już nie cieszy, to po co w ogóle się starać? Wtedy pojawia się pokusa ucieczki w używki, w zakupy, w przelotne relacje, w seriale i ciągłe "zajmowanie się czymkolwiek". Ale to tylko środki znieczulające. Nie leczą źródła bólu. A źródłem jest poczucie, że człowiek stracił kontakt z czymś ważnym: z własnym sensem istnienia.

Czasem trzeba się zgubić, by zacząć naprawdę szukać. Ale żeby to zrobić, trzeba najpierw przyznać: jestem zagubiony. Bez tego nie ma powrotu.

Gdzie szukać sensu, gdy wszystko zawodzi?

Nie istnieje jeden przepis na odnalezienie sensu. Nie ma aplikacji, która go wskaże. Nie można go kupić, ani zapisać się na kurs. Sens to nie coś z zewnątrz. To coś, co trzeba odkryć wewnątrz. A to wymaga ciszy. Samotności. Prawdziwego spotkania ze sobą.

Czasem sens przychodzi, gdy człowiek zaczyna służyć innym, wspólnocie, idei większej niż on sam. Czasem pojawia się w doświadczeniu piękna: sztuki, natury, miłości. Czasem objawia się w cierpieniu, które oczyszcza z iluzji. A czasem trzeba go wykuć własnymi rękami: dzień po dniu, wybierając dobro, nawet gdy nie widać w tym celu.

Bywa, że sens przychodzi wtedy, gdy robimy coś nie dla siebie. Kiedy dajemy, zamiast brać. Kiedy opiekujemy się chorym rodzicem. Kiedy ratujemy psa ze schroniska. Kiedy uczymy dzieci. Kiedy robimy coś, co nie przynosi pieniędzy ani lajków, ale przynosi wewnętrzne ciepło. To może być początek. A potem, z czasem, przychodzi coś więcej.

Co, jeśli to pytanie nigdy nie znika?

Niektórzy będą zadawać sobie pytanie o sens przez całe życie. I to nie jest klęska. To może być błogosławieństwo. Bo to pytanie chroni nas przed samozadowoleniem. Przed martwotą. Przed iluzją, że wszystko można policzyć i zaplanować.

Pytanie o sens to pytanie duchowe. I choć nie zawsze ma odpowiedź, to samo jego zadawanie już jest aktem odwagi. I może stać się początkiem czegoś większego: własnej drogi. Drogi, na której nie chodzi o to, by mieć rację. Ani o to, by dojść na szczyt. Ale o to, by być w prawdzie. Wrażliwie. Autentycznie. Z duszą, która nie boi się pytać.

Bo być może najgłębszy sens życia nie polega na tym, by znaleźć odpowiedź. Ale na tym, by nie przestać szukać.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mam wszystko, ale nie wiem, po co to wszystko
Komentarze (6)
OS
~Ola S
26 lipca 2025, 22:37
A może to depresja!
AS
~Antoni Szwed
26 lipca 2025, 20:43
Dziś coraz więcej ludzi żyje tak, jakby Bóg nie istniał. Chcą być samowystarczalni jak nie w pojedynkę to w grupie. I nic, nic nie pomaga. Łapie depresja, zanik sensu tego, co się dotąd robiło i jak żyło. Nic już nie ma ani sensu ani wartości. Dlatego trzeba ludziom twardo i zdecydowanie mówić: wróćcie do Boga. On na was czeka, jest Tym, o którym zapomnieliście, bo się wam wydaje, że nic nie wnosi do waszego życia. bo Nim pogardziliście. No więc żyjecie, jak żyjecie. To wierzący w Boga katolicy muszą powiedzieć światu odważnie i niczego nie zmiękczając, nie osładzając, nie cenzurując (jak to jest na Deonie), nie owijając w przysłowiową bawełnę, zaś Kościół nauczający powinien przestać w swym nauczaniu być mdły i nijaki, powinien przestać być zwietrzałą solą.
JG
~Jefte Gileadczyk
22 lipca 2025, 18:18
Artykuł ważny. Bezcenny. Porusza tematy "niebezpieczne" o których nie chcą słyszeć nawet psychoterapeuci w gabinetach, bo nie zgadzają się z idealnym wyobrażeniem kreowanym przez... psychoterapie. Z jednej strony w pustki, o której mówi artykuł, nie wypełnią seriale, używki, zakupy, przelotne relacje. Z drugiej: mimo braku używek, przelotnych relacji, kinematografii, zakupów życie i tak jest puste. Dlaczego więc nie dać się temu co kiedyś nas pociągało, czyli np. właśnie seriale, świat mody, kulinariów? Poczucie bezsensu polega na tym, że sensu nie widzi się już w tym co dobre. A więc w dawaniu z siebie. Nie ma drogowskazu wskazującego nam drogę do odzyskania naszej Ziemi Obiecanej, którą jest sens życia. Czasem jest to szlak, który dopiero musimy przetrzeć porzucając wszelkie drogowskazy. Iść tam gdzie nas na prawdę ciągnie choćby miało to nas kosztować utratę wszystkiego co posiadamy i wyplątania się z wszelkich sieci w jakich jesteśmy.
MR
~Monika Radziak
12 lipca 2025, 10:34
Najlepiej to nie zamknąć się na siebie po mimo wszystko być otwartym czy na złe czy dobre momenty. Przeanalizować swoje życie od początku znaleźć tą iskrę która może rozpalić w nas sens, poczuć się na pozycji spokojnej mam tyle i już nie muszę gnać mogę odpocząć a najważniejsze to właśnie pobyć sama z sobą dużo myśleć znaleźć swój wewnętrzny głos poczuć spokój i naprawdę odpocząć tyle ile potrzebujemy, wrócić do źródła. Dobrze też jest się tylko pobawić nawet z poniewierać siebie aby z siebie wyszła frustracje złość nie moc to nic złego, można upaść ale trzeba się podnieść I nie przejmować się innymi tylko zająć się sobą bo siebie potrzebujesz. Ja jeszcze w tym swoim bezsensie odnalazłam Jezusa i rozmawiam z nim jak z przyjacielem On potrzebuje mnie a Ja Jego i to też jest piękne. Odnaleźć siebie.
JP
~Jacek Placek
11 lipca 2025, 21:36
Oddaj wszystko co masz materialnego kościołowi a będziesz szczęśliwy.
JG
~Jefte Gileadczyk
22 lipca 2025, 18:19
Jacek, wielu ludzi właśnie tak zrobiło i mówią że to był strzał w dziesiątkę :)