Psychoterapia kontra religia?

Zarówno duszpasterstwo jak i psychoterapia winny bardziej otworzyć się na pomoc młodym ludziom studiującym psychologię, którzy w przyszłości mają być terapeutami. (fot. Josa Jr / flickr.com)
o. Józef Augustyn SJ / slo

Jednym z największych zarzutów, jaki można postawić wielu szkołom terapeutycznym, jest izolowanie sfery psychicznej i emocjonalnej od sfery duchowej i religijnej. Psychoterapia, traktując ją w całości, ciągle choruje na lęk przed duszą nieśmiertelną człowieka lub też na "ucieczkę przed Bogiem".

I choć w historii psychoterapii istniało wielu znakomitych autorów (na czele z Carlem G. Jungiem i Viktorem E. Franklem), którzy usiłowali łączyć wymiar psychiczny i emocjonalny z wymiarem duchowym i religijnym, to jednak główne nurty psychoterapii wydają się być ciągle jeszcze skażone obojętnym, a niekiedy wręcz niechętnym podejściem do religii i duchowości. Nad psychoterapią ciąży jeszcze dziewiętnastowieczny scjentyzm oraz będący pod jego wpływem Freud, który wszystkie potrzeby i pragnienia człowieka (także duchowe i religijne) sprowadził do jednej zasadniczej sfery - do seksualności.

Niechęć psychoterapii do duchowości i religii nie wypływa jedynie z jej własnej winy. "Pewną odpowiedzialność" (o ile tak można powiedzieć) ponosi także teologia duchowości, która z ogromną nieufnością przez dziesiątki lat odnosiła się do psychoterapii. Kiedy psychologia jako samodzielna nauka w XIX wieku odłączyła się od filozofii, wówczas Kościół zignorował ją na całe dziesięciolecia. Jeszcze w 1961 Święte Oficjum wydało oświadczenie, iż osoby duchowne "nie mogą się radzić psychoanalityków bez pozwolenia ordynariusza i to tylko dla poważnej przyczyny".

Dopiero Sobór Watykański II ostatecznie przełamał tę nieufność. Obecnie wiele dokumentów Stolicy Apostolskiej, które omawiają problemy wychowania w rodzinie, formacji kapłańskiej i zakonnej oraz inne problemy duszpasterskie, często odwołuje się do psychologii i zaleca korzystanie z psychoterapii z zastrzeżeniem, aby nie zastępowała ona spowiedzi i kierownictwa duchowego. Zarówno psychoterapia jak i teologia duchowości oraz teologia moralna mają jeszcze wiele do zrobienia, aby pokonać istniejące opory i wzajemną nieufność oraz rozpocząć współpracę dla dobra ludzi, którym pragną pomagać.

Terapeuta, który zakładałby izolację problemów psychicznych i emocjonalnych od problemów duchowych i religijnych, w dialogu z pacjentem będzie sztywnie poruszał się jedynie "po swojej działce" także wówczas, kiedy doświadczenie duchowe i religijne będzie miało dla niego decydujące znaczenie. Twierdzenie terapeuty, iż nie zna się na "sprawach duchowych" może być nie tylko pewnym unikiem, ale także - przynajmniej w pewnych sytuacjach - po prostu brakiem kompetencji. Podobny błąd popełniłby ksiądz, gdyby izolował religię i duchowość od psychologii i psychoterapii. Wprowadzałby w ten sposób wielu penitentów w sytuacje bez wyjścia, zarówno z punktu widzenia duchowego, jak i emocjonalnego. Wiele bowiem ludzkich zachowań, które wydają się być naruszeniem norm moralności, de facto są często "uwarunkowane mechanizmami psychologicznymi (...) lub powstałymi wskutek zadawnionych przyzwyczajeń, które ograniczają, a niekiedy redukują do minimum winę moralną".

Doświadczenie pokazuje, jak wielką krzywdę można zrobić człowiekowi, kiedy w głębokiej nerwicy (lub też przy skłonnościach psychotycznych) oskarża się go o niemoralność i usiłuje się go mobilizować do większego wysiłku religijnego czy też pomagać mu (nie daj Boże!) poprzez egzorcyzmy. Thomas Merton zwraca uwagę, iż ksiądz "nie powinien być jednym z tych, którzy z zasady szydzą z psychiatrii czy z psychoterapii i udają, że wszelkie emocjonalne problemy mogą być rozwiązane przy użyciu środków ascetycznych. Powinien wiedzieć, kiedy należy skierować kogoś do psychiatry, w celu stosownego leczenia, a nie próbować «leczyć» neurotyka, oszukując go lub próbując rozbawić, tym bardziej atakując go".

Wymiar duchowy i moralny psychoterapii wyraża się nie tylko w tym, iż terapeuta uwzględnia wymiar duchowy u swojego pacjenta, ale także traktuje spotkania z nim jako wyzwanie dla siebie samego i swojego życia wewnętrznego. Dobrym wzorem może być znowu Carl G. Jung. "Jako lekarz muszę sobie stale zadawać pytanie, jakie przesłanie przynosi mi pacjent. Co to oznacza dla mnie? (...) Jeśli nie znaczy nic, nie mam punktu zaczepienia. Tylko wtedy, gdy sam lekarz czuje się dotknięty, może cokolwiek zdziałać. «Jedynie zraniony uzdrawia». Kiedy lekarz kryje się pod pancerzem persony, niczego nie wskóra".

Słowa "jedynie zraniony uzdrawia" ukazują głębię ludzką i duchową, do której może czuć się zaproszony terapeuta w swojej pracy z pacjentem. Zdaniem Junga, terapeuta jako pierwszy winien poczuć się zraniony. Może on pomóc pacjentowi o tyle, o ile sam choć trochę nauczył się cierpieć. Jung mówi też o "tak zwanym chorym" i "tak zwanym zdrowym" człowieku (granica pomiędzy chorobą i zdrowiem, jak wskazuje na to wiele ludzkich sytuacji, jest nieraz dość umowna).

Zasadniczym celem terapii, na jaki wskazuje Jung, jest umiejętność cierpienia: "Celem psychoterapii nie jest przeniesienie pacjenta w jakiś nieistniejący stan szczęśliwości, lecz umożliwienie mu zdobycia hartu i filozoficznej cierpliwości w znoszeniu cierpienia"17. Ostatecznie więc całą psychoterapię - upraszczając może nieco zagadnienie -można sprowadzić do jednego: do dawania przez terapeutę świadectwa, w jaki sposób on sam radzi sobie z własnym cierpieniem.

Ważnym obowiązkiem moralnym terapeuty, o ile chce być naprawdę ludzki, jest nieustanne sprawdzanie własnej postawy wobec pacjentów. Troska o kompetentną superwizję jest jednym z ważnych kryteriów osobowego zaangażowanego w pracę z pacjentem. Także wówczas, kiedy terapeuta jest doświadczonym praktykiem i pracuje już wiele lat z ludźmi, potrzebuje od czasu do czasu "trochę dobrego lustra" - superwizji. "Każdy terapeuta powinien mieć możliwość odwołania się do jakiejś instancji kontrolnej, do osoby trzeciej, by mógł poznać inne punkty widzenia. Nawet papież ma spowiednika. Zawsze doradzam analitykom: Miej «spowiednika». (...) Jakakolwiek pomoc lekarza jest «dialogiem» chorej psyche z psyche lekarza".

Niemal wszystkie ludzkie problemy mają "drugie dno". Problemy psychiczne i emocjonalne mają swoje "dno" duchowe, zaś problemy duchowe i religijne nierzadko mają także podłoże emocjonalne i psychiczne. Kierownik duchowy winien nieraz przekonać penitenta, iż potrzebuje nie tylko pomocy duchowej, ale także i terapeutycznej. Terapeuci winni również wykazywać się tą samą otwartością i niekiedy odesłać pacjenta do kapłana. Wiele ludzkich problemów emocjonalnych czy psychicznych ma swoje podłoże duchowe. Można nabawić się "ciężkiej nerwicy", żyjąc w bezsensie życia, lekceważąc problem celu życia, ulegając "bezmyślnie" swoim najniższym instynktom. Problemu przebaczenia, cierpienia, lęku przed śmiercią nie można ostatecznie rozwiązać wyłącznie z pomocą psychoterapii. Wobec najtrudniejszych ludzkich pytań psychoterapia jest bezradna. Są to bowiem najpierw problemy natury duchowej. Winien zdawać sobie z tego sprawę nie tylko każdy ksiądz, ale także każdy psycholog i psychiatra. Stąd właśnie rodzi się postulat wzajemnej ściślejszej współpracy pomiędzy duszpasterstwem a psychoterapią.

I jeszcze jedna refleksja. Zarówno duszpasterstwo jak i psychoterapia winny bardziej otworzyć się na pomoc młodym ludziom studiującym psychologię, którzy w przyszłości mają być terapeutami. Wielu z nich podejmuje ten właśnie kierunek studiów w nadziei, iż znajdą w nim wyjaśnienie swoich własnych problemów. Nie jest to motywacja bez znaczenia. Kiedy jednak w trakcie studiów pozostawieni są sami sobie i nie otrzymują należnej im pomocy ludzkiej: duchowej i psychologicznej, a tylko informacje i techniki, wówczas po kilku latach stają przed pacjentami zagubieni i zalęknieni uzbrojeni jedynie w dyplomy. Jedynym narzędziem, jakim mogą się wówczas posłużyć, są właśnie metody i techniki, których się nauczyli. Kiedy jednak mają szczęście spotkać na swej drodze mistrzów, którzy traktując ich po ojcowsku- macierzyńsku, pomogą im zrozumieć ich własne życie i nabierać dystansu do problemów, wówczas w przyszłości będą dzielić się nie tylko zdobytą wiedzą, ale przede wszystkim sercem, które odkryli w sobie dzięki nim.

Więcej w książce: O miłości i akceptacji - Józef Augustyn SJ

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Psychoterapia kontra religia?
Komentarze (25)
M
M_V
20 marca 2015, 14:54
Poszedłem na terapie i zostałem skuszony grzechem "jasnowidzenia". Wiele rzeczy które wypowiedziałem w strachu przed terapią wydarzyło się w moim życiu. To nie jedno wydarzenie ale kilkadziesiąt, wiele traumatycznych wydarzeń. Ktoś powie przypadek. Ja powiem nie prawda, niedorzeczność. Ponieważ doskonale wiem jakie były moje uczucia i intencje. Byłem u egzorcysty pomodlił się nade mną. Ale wciąż czuje że te 'fatum' nade mną wisi. Czekam aż skończy się te całe jasnowidzenie i zacznie się zwyczajne życie pełne fantazji i niespodzianek. Drugi grzech jakim zostałem skoszony to był grzech nieczystości damsko-męskiej. Do dziś czuję się fatalnie, jak mi przychodzą myśli na ten temat. Pragnąłbym być dumny z siebie, ale dumę zjada rdza od wewnątrz. Poszedłbym do spowiedzi św i komuni, ale jestem znerwicowany i mi bardzo ciężko klękać, a tym bardziej klękać publicznie. Jak macie jakąś refleksje to napiszcie ale nie oceniajcie zbyt pochopnie mojego życia. :] Przestrzegam przed idealizowaniem pschoterapii, bo terapeuta używał wulgarnego języka odnośnie seksu. Demon musiał to wykorzystać jako furtkę aby wejść w kontakt ze mną. Ponadto terapeuta powiedział że ma pakt z diabłem. I to wszystko się działo w tzw. Poradni (braku) Zdrowia Psychicznego. Ponadto terapeuta palił papierosy na przerwach. Zły przykład dawał jak nie dbać o swoje zdrowie. Heh Szukałbym jakiegoś spokojnego wyjścia z tej sytuacji. A zarazem chciałbym w nieinwazyjny sposób powiedzieć o tym innym, żeby nie zrobili tego samego "błędu-grzechu". Heh
14 września 2013, 18:04
Mam osobiste doświadczenie zarówno psychoterapii, jak i kierownictwa duchowego. doświadczenie częściwo równoległe. Miałam szczęście, że obie strony (psychoterapeuta i kierownik duchowy) rozumieli specyfikę podejścia tej drugiej strony. W związku z tym nie doświadczałam żadnej sprzeczności, a uzupełnianie się wzajemne. Ale mam też bardzo złe wcześniejsze doświadczenia. Borykałam się latami z problemem, który miał podłoże w psychice, w róznych zranieniach, tymczasem w konfensjonale słyszałam tylko grożenie piekłem i szatanem. Latami żyłam w przekonaniu, że w końcu jestem skazana na piekło, skoro nie potrafię sobie z problemem poradzić, a lęk prowadził do jeszcze większych napięć i tylko pogarszał sprawę. Pierwsze światełko zabłysło w czasie rekolekcji ignacjańskichh, gdy kapłan po prostu do pewnego stopnia zbagatelizoiwał problem sprowazając go do problemu o podłożu psychicznym i tym samym uwalniając mnie od poczucia strasznego zła moralnego. Potem właściwie problem zaczął znikać niemal sam, właśnie dlatego że uwolniono mnie od lęku. Gdyby w tamtych latach jeszcze na dokładkę zaczęto mnie egzorcyzmować, to prawdopodobnie popadłabym już nie odwracalnie w ciężką psychozę, bo i tak byłam bliska. W tym znaczeniu rozumiem, że czasem egzorcyzmy to "nie daj Boże".
K
karolina
14 września 2013, 16:51
Tekst ogólnie mi się podobał, ale mam parę zastrzeżeń. Po pierwsze, nie jestem pewna, czy C.G. Jung jest naprawdę takim świetnym przykładem "uduchowionego" psychoterapeuty, ponieważ twierdził on, że człowiek jest w stanie zbawić się bez Boga. Także otwierał się na duchowość, ale na Boga już niekoniecznie, a nawet jeśli był w Boga wierzący (przyznam, że nie wiem), to i tak ten Bóg był mu trochę niepotrzebny, bo i po co, skoro człowiek może zbawić się sam. Nie wiem dokładnie jak, bo jego koncepcja nigdy nie było dla mnie interesująca, a poza tym jest bardzo skomplikowana, ale na pewno samozbawienie człowieka uznawał, co choćby w chrześcijaństwie jest absolutnie nie do przyjęcia. Jeśli chodzi o świadczenie terapeuty o własnym cierpieniu... Tak i nie. Jestem przeciwna, aby psychoterapeuta był mumią czy jakimś posągiem, który nic o sobie nie mówi, ale nie może też być tak, że psychoterapeuta staje się współuczestnikiem terapii. To on jest od terapii pacjenta, a nie pacjent od terapii psychoterapeuty. Co do studentów psychologii - po studiach magisterskich oni nie mają prawa prowadzić psychoterapii. Muszą ukończyć czteroletnią szkołę psychoterapeutyczną. Ale oczywiście byłoby super, gdyby spotykali po drodze wiele autorytetów. Tekst o tym, że ci studenci mają problemy ze sobą, jest naciągany. Na wszystkich innych kierunkach zdarza się podobna (jeśli nie większa) częstotliwość osób z problemami tudzież nawet zaburzeniami. Na współpracę kapłanów z psychologami i psychiatrami - PEŁNA ZGODA. Aha, w tym roku zacznę IV rok psychologii...
A
aniołek
11 sierpnia 2013, 21:58
co za bzdury.Byłem na terapii freudowskiej i jest to własnie droga do duchowosci,ale  mogę powiedziec ,że nie jest to droga do Boga (terapia jest świecka),i chyba o to autorowi tekstu chodzi.Tylko dlaczego nie napisze wprost,ale kamufluje .....piszaąc ,że terapia to nie jest droga do duchowości....
Q
qwerty
11 sierpnia 2013, 00:49
"Ostatecznie więc całą psychoterapię - upraszczając może nieco zagadnienie -można sprowadzić do jednego: do dawania przez terapeutę świadectwa, w jaki sposób on sam radzi sobie z własnym cierpieniem." - To zdanie nic nie wnosi, mianowicie, terpaeuta nie daje żadnego świadectwa, on jest lustrem dla pacjenta i zależnie od modalności odsłania się lub w ogóle nie pokazuje swojego ja. Komentarz do autora, proszę poczytać więcej o temacie, zanim zacznie Ojciec pisać, pomimo, że to urposzczenie - jednak może być bardzo nie trafne. ... no właśnie, miałem do czynienia z terapeutami i po pół roku częstego z nimi przebywania nie dowiedziałem się o nich absolutnie NIC, ale za to wiele o sobie. I o to chodzi. Zatanawiam się w jaki sposób zdaniem Autora terapeuta daje świadectwo? 
P
Praktyk
24 lipca 2013, 16:49
"Ostatecznie więc całą psychoterapię - upraszczając może nieco zagadnienie -można sprowadzić do jednego: do dawania przez terapeutę świadectwa, w jaki sposób on sam radzi sobie z własnym cierpieniem." - To zdanie nic nie wnosi, mianowicie, terpaeuta nie daje żadnego świadectwa, on jest lustrem dla pacjenta i zależnie od modalności odsłania się lub w ogóle nie pokazuje swojego ja. Komentarz do autora, proszę poczytać więcej o temacie, zanim zacznie Ojciec pisać, pomimo, że to urposzczenie - jednak może być bardzo nie trafne.
S
S
19 lipca 2013, 22:41
Jako wierzący psychoterapeuta uważam za kluczowe rozróżnienie sfery duchowej od psychicznej. Poziom psychologiczny jest bardzo ważny i dużo tu można zdziałać, ale wchodzenie w psychoterapii na poziom duchowy jest często spsychologizowaniem go, umniejszeniem i nie prowadzi do żadnego zrozumienia siebie. To pole do działania dla kierownika duchowego i nie mozna się w niego bawić. Taka własnie postawa umozliwia pogodzenie swojej wiary z wiedzą psychologiczną- to po prostu dwie płaszczyzny przeżywania rzeczywistości, przy czym nie oszukujmy się, ta  psychologiczna jest uboższa, ale dobrze zacząć od podstaw. Pozdrawiam.
19 lipca 2013, 12:24
Nie znasz najnowszej ploty? Effa to ojciec Dariusz ;-)
G
genek
19 lipca 2013, 08:35
Deon poprzez  swoja ulubienicę Effę zawsze daje znać jak szanuje księży diecezjalnych i biskupów ? Za to pasują nieliczni jezuici postmoderniści, otwarci (na wszystko) i liberalni oraz poprawni
;
;-)
11 listopada 2011, 20:45
Tak jak przy bolącym zębie posługuje się dentystą...... Można wyrwać zęba samemu.
AC
Anna Cepeniuk
28 września 2011, 09:40
Czasami same książki nie pomogą....... trzeba zainwestować w terapię... Ale oprócz książek polecam również świetne konferencje ks. Krzysztofa Grzywocza: '" Wratość człowieka", " Uczucia niekochane" i inne........ Sama duchowość niestey nie wszystkim wystarcz, choć wiadomo, że to Chrystus uzdrawia....... przez terapeutę również. Tak jak przy bolącym zębie posługuje się dentystą......
AC
Anna Cepeniuk
28 września 2011, 09:31
Bardzo dziękuję Ojcu Józefowi i DEON-owi za poruszenie tematu i świetny tekst....... Ze swojej strony pragnę dodać, że opór wsród duszpasterzy (diecezjalnych) na skorzystanie z pomocy terapeutycznej penitenta jet chyba tak duży, że o współpracy trudno mówić........ i zawarte w zeszycie W DRODZE "zalecenie" dla spowiedników, które brzmiało: " Dobry spowiednik ma w konfesjonale wizytówkę dobrego terapeuty"... jest chyba marzeniem.... Wg mnie jest to wynikiem strachu, który sami w sobie kapłani noszą....... I tak wygląda potem nasze chrześcjaństwo....., że chodzimy ze spuszczonymi głowami w nieuzasadnionym poczuciu winy... A słowa ks. Rufiusa Pereira ( egzorcysty) wypowiedziane na Forum w Łodzi .... brzmiały tak: "Nikt nie wpuszcza w poczucie winy tak jak własna matka i kościół katolicki" ...... wywłują oburzenie i to wśród duchownych........ Dlatego uważam, że to nie tylko studiującym psychologom potrzebny jest "mistrz", ale klerykom dobra terapia, by sami wolni od nieuzasadninego poczucia winy, mogli prowadzić świeckich w sposób od niej wolny........ Trochę się rozpisałam, ale uważam to za bardzo ważny temat i stąd mój komentarz. Pozdrawiam wszystkich i błogosławionego dnia życzę.
M
Militiades
28 września 2011, 06:39
Istnieją poradnie katolickie (w Warszawie na Dewajtis), w których psychoterapeutą może być ksiąd. W tej poradni częstą praktyką jest łączenie psychoterapii i kierownictwa duchowego... jednak nie w jednej osobie. Egzorcyzmy to żadne "nie daj Boże"; modlitwa egzorcysty nie musi przebiegać w bezpośredniej obecności pacjenta, a może być b. pomocna. Szatan jest wilkiem, gotowym zabijać najsłabszych i trzeba ich ochronić modlitwą. Z drugiej strony istnieje też zasada "odrzucajcie wszystko, co ma choćby pozór zła". Problem polega na tym, że wielu ludzi Kościoła za ten pozór uważają własną ignorancję. Jeżeli tylko nie są w stanie zrozumieć, na czym polega skuteczność danej terapii, są z miejsca gotowi osądzić ją jako pochodzącą od diabła.
E
Ewa
26 września 2011, 09:09
 Duchowosc jest zwiazana z moralnościa, pojeciem dobra i zła oraz z kontaktem z Bogiem. Natomiast psychoterapia uczy poznawac swoje emocje, swoje uczucia - nie wstydzic się ich  i zakopywac w podświadomość -  tylko przyjac do wiadomosci poznac jakie jest ich źródło  i nauczyc się jak sobie z tymi emocjami radzic w zyciu aby nie były destrukcyjne. To są dwie rózne sprawy, które mimo, ze sie zazebiaja - nie moga sie wykluczyc. 
T
Troll
24 września 2011, 10:56
Psychoterapia jest poznaniem swoich emocji i radzeniem sobie w życiu codziennym,religia nie ma nic wspólnego z tym leczeniem.Rekolekcje Ignacjańske też są  w pewnym stopniu psychoterapią ale duszy człowieka.Człowiek emocjonalny nigdy nie będzie uporządkowany jedno i drugie musi zachodzić na siebie jak w kole zębatym.Dobre też jest wyciszenie przez różne techniki relaksacyjne po czym można przejść do medytacji religijnej.Nawet modlitwa w stanie emocjonalnym nie jest modlitwą a tylko wyrecytetowaniem ''wierszyka'' do Pana Boga.
A
agata
24 września 2011, 10:36
Pojawiła się mała literówka na początku artykułu:) Oczywiście chodzi o V. E. Frankla
K
kkkk
23 września 2011, 12:00
moim zdaniem psychoterapia świetnia uzupełnia się i zazębia z duchowością i religią.  Uważam też, że są ludzie, któym wystarczy sama religiia i duchowość, a są też tacy, którzy potrzebują psychoterapii, żeby zrozumieć, czym jest własna duchowość.
S
Słaba
22 września 2011, 21:28
No i ten, kto poszukuje szerzej i dalej (np. ucząc się rozeznawania duchowego i rozróżniania duchów), zorientuje się też, że np. radość duchowa a radość psychiczna, to dwie różne sprawy i niekoniecznie idą ze sobą w parze. Mądry i doświadczony kierownik duchowy będzie to brał pod uwagę, ale nie spotkałam się z żadnym stanowiskiem psychologii w tej sprawie, mam wrażenie, że to dla niej za subtelny problem.
S
Słaba
22 września 2011, 21:11
Psychoterapia w swoim spojrzeniu na człowieka nie sięga dalej niż "wymiar ziemski". Próbuje za pomocą wiedzy naukowej (no... bardziej lub mniej) poprawić jakość życia człowieka na ziemi. Nie jest (na ogół) "kontra religia", ale całkiem świadomie i dobrowolnie ustawia się "obok religii". Dlatego "Wobec najtrudniejszych ludzkich pytań psychoterapia jest bezradna." Natomiast religie "wplatają w siebie" jakąś (choćby intuicyjną) wiedzę o psychice człowieka, a od strony psychologii istnieje psychologia religii. Tyle, że to nie wystarcza ludzkiemu sercu, poszukującemu głębi sensu i relacji z ogiem, z ludźmi, ze stworzeniami...
M
morgan
22 września 2011, 20:21
 psychoterpia nie zastąpi spowiedzi...i odwrotnie. ale tak jak nie spotkałem jeszcze księdza, który drwiłby z psychoterapii, to ludzie, którzy posługują się tytułem psychoterapeuty nieraz drwią swoim życiem z Prawdy.
:
:-)
22 września 2011, 15:50
Jednemu pomagają książki, innemu terapia, a jeszcze innemu przyjaciel, a jeszcze innemu Przyjaciel.
R
R
22 września 2011, 15:46
Nic nie uzdrawia. A już najmniej książki. to prawda... ksiażki nie uzdrawiają. NIC NIE UZDRAWIA. To swięta prawda. Ale... Miłość pomaga dźwigać swoje zranienia i nie obciążać nimi innych. Miłość sprawia, że nasze rany - krzywdy - słabości nie stają się źródłem wojny ... Rany goją się w niebie... A tu na ziemi trzeba cierpieć i pomagać cierpiącym... Święta racja
AZ
Ania z Kalisza
22 września 2011, 15:41
Nic nie uzdrawia. A już najmniej książki. to prawda... ksiażki nie uzdrawiają. NIC NIE UZDRAWIA. To swięta prawda. Ale... Miłość pomaga dźwigać swoje zranienia i nie obciążać nimi innych. Miłość sprawia, że nasze rany - krzywdy - słabości nie stają się źródłem wojny ... Rany goją się w niebie... A tu na ziemi trzeba cierpieć i pomagać cierpiącym...
R
R
22 września 2011, 15:19
Nic nie uzdrawia. A już najmniej książki.
D
doradca
22 września 2011, 11:55
"...zaleca korzystanie z psychoterapii z zastrzeżeniem, aby nie zastępowała ona spowiedzi i kierownictwa duchowego" Wręcz dobrze mieć kierownika duchowego, który wie o przebiegu bądź o istnieniu psychoterapii.