Sztuka pięknego przemijania
Gdy człowiekowi stuknie czterdziestka, coraz częściej się zdarza mu się pocieszać samego siebie: Nie jestem przecież jeszcze taki stary. Ale młody też już nie tak bardzo - dopowiadają "życzliwi".
Z drugiej jednak strony słyszy się tu i ówdzie, że dopiero po czterdziestce życie nabiera kolorytu. Niestety, już nie zwykłe obserwacje, ale również naukowe dowody potwierdzają, że im bliżej czterdziestki, tym trudniej przychodzi człowiekowi robienie kilku rzeczy jednocześnie. Ulman Lindenberger, niemiecki psycholog, powołuje się na test o tzw. podwójnych zadaniach. Ochotnikom w różnym wieku polecono, żeby szli wąską ścieżką i zapamiętywali słowa w odpowiedniej kolejności. Okazało się, że czterdziestolatkom znacznie trudniej było jednocześnie uczyć się i uważnie stawiać stopy jedna przed drugą. Młodzież nie miała z zadaniem żadnych kłopotów.
Nie wiem jednak, jak oceniłaby ten eksperyment większość Polek. Prowadzenie samochodu i układanie w myślach listy zakupów lub też harmonogramu pilnych spraw do załatwienia to dla nas betka i to bez względu na wiek. Nie sądzę też, by jakiekolwiek kłopoty miały z wykonywaniem kilku czynności naraz kobiety dawno po czterdziestce, które prowadzą dom i pracują zawodowo. Jola (47 lat) nie przypomina sobie nawet, jak to jest, gdy ma się jedno zadanie do wykonania.
- Zaraz po wyjściu z wydawnictwa planuję trasę powrotu do domu tak, aby zrobić po drodze drobne zakupy, których listę koryguję w zależności od tego, co wymyślę na kolację i ewentualnie obiad na następny dzień. W domu jednocześnie nastawiam pranie i włączam komputer, żeby ściągnąć domową pocztę. Mieszam zupę, odpisuję na e-maile, biorę prysznic i załatwiam zaległe telefony. Po prostu codzienność.
Kompensowanie ubytków
Człowiek rodzi się, dorasta, dojrzewa, uczy się i starzeje. To ostatnie nie oznacza jednak wyłącznie upadku i straty. To prawda, że nasz mózg z wiekiem traci na swej objętości - głównie w rejonie hipokampu, ale także w części przedmózgowia. Te dwa rejony mają wpływ na naszą osobowość, ale badania wykazały, że kurczenie się mózgu nie musi wpływać na sprawność intelektualną człowieka. Lindenberger uważa, że zarówno zdolność logicznego myślenia, jak i osobowość są na ogół - bez względu na wiek - stabilne.
Psychologowie i geriatrzy zastanawiają się natomiast, czy coraz większe kłopoty z fizycznością, chociażby z poruszaniem się, tempem wykonywania prac, czyli tym, co z upływem czasu się zmienia - nie są w podeszłym wieku kompensowane czymś innym. Na przykład trzymaniem się znanych od lat schematów postępowania - na zasadzie, że skoro coś się zmienia, to coś innego utrzymajmy bez zmian. Część prawdy chyba w tym jest, bo na co dzień obserwujemy przywiązanie starszych osób do takiego, a nie innego sposobu gotowania, do takiego, a nie innego własnego wizerunku, do swojego piekarza czy rzeźnika.
Okazuje się, że wiele braków wynikających ze starości można nadrabiać odpowiednim zachowaniem, czyli właśnie kompensacją, selekcją lub optymalizacją. I tak na przykład Artur Rubinstein, wirtuoz fortepianu, z wiekiem ćwiczył mniej, ale był podczas tych ćwiczeń bardziej niż w młodości skoncentrowany. A że palce nie były już u niego tak szybkie jak za młodu, mając do wykonania bardzo dynamiczne fragmenty utworów, tuż przed nimi zwalniał grę, co potem dawało wrażenie znacznego przyśpieszenia. Orville Brim, badacz problemów starzenia się, często przytaczał przykład swego ojca, który uwielbiał ogrodnictwo. Za młodu miał wielki ogród, który pielęgnował i z którego słynął. Gdy z upływem lat zaczęło brakować mu sił, skoncentrował się na dbaniu o mały trawnik z kilkoma krzakami róż, a w wieku 103 lat zajmował się tylko jedną różą, która stała w doniczce na parapecie okna.
Obaj - i wirtuoz, i ogrodnik - byli szczęśliwi. Zaspokajali swoje potrzeby i oczekiwania, ponieważ znaleźli sposób na to, by realizować się, mimo podeszłego wieku.
Wielki spokój
Jeśli ludzie są spełnieni, to osiągając zaawansowany wiek potrafią cieszyć się spokojem, który staje się ich udziałem i życzliwie przyglądać się światu ze swojej perspektywy.
Takie wrażenie odnosi się, słuchając wypowiedzi aktora Jana Nowickiego. Gdy był młody, uchodził za amanta polskiego kina, pożeracza damskich serc - słowem - faceta rozrywkowego. Teraz, gdy przekroczył siedemdziesiątkę, czuje się spełniony, dostrzega uroki świata, których wcześniej nie zauważał i stara się nie tyle pięknie żyć, ale pięknie przemijać. I z tym swoim przemijaniem się oswaja, a także oswaja pośrednio wszystkich tych, którzy na niego patrzą i którzy go słuchają.
Człowiek w latach, który potrafi dzielić się swoim doświadczeniem, mądrością życiową czy zawodową i który znajduje słuchaczy lub uczniów, czuje się potrzebny i nie popada w zgorzknienie. Zachowuje miłe relacje z młodszymi pokoleniami. Takie relacje miałam ze swoją babcią. Gdy ja kipiałam emocjami, Ona słuchała, podpowiadała i tłumaczyła. Gdy nie mogłam znaleźć drogi do rozwiązania problemu, Ona w sposób naturalny odnajdywała ją w gąszczu wszelkich zawiłości. Miała życiową mądrość i miała z kim się nią dzielić.
Zawsze jednak mówiła, że życiowej mądrości nie zdobywa się tylko poprzez proces starzenia się, ale dzięki otwartości na to, co niesie życie. To, że nam przybywa lat, nie czyni nas automatycznie mądrzejszymi. Ani głupszymi także.
Skomentuj artykuł