Tak mało akceptujemy tych, których kochamy

Mamy sporo okazji i możliwości okazywania ludziom akceptacji - obdarzania nią (fot. Send me adrift. / flickr.com)
Elżbieta Sujak / slo

Akceptacja to nowe słowo, niezwykle ważne zarówno gdy chodzi o miłość jak i o psychologię komunikacji. Dosłownie: "akceptować" znaczy zgadzać się na to, co akceptuję. Pokrewne słowo "aprobata" wyraża więcej, a mianowicie pochwałę, uznanie. W codzienności często zaciera się różnica między tymi słowami.

Wtedy akceptacji przypisujemy także uznanie. Tymczasem mogę akceptować także i to, co nie koniecznie zasługuje na uznanie czy pochwałę. Akceptować znaczy głównie przyjąć, pozwolić być (przedmiotom lub człowiekowi) takim, jakim jest aktualnie i w ogóle. Tak rozumiana akceptacja jest akceptacją bezwarunkową. Tak akceptują swoje dzieci rodzice, tak akceptuje się przyjaciół.

Inny charakter ma akceptacja, która stawia jakby warunki: "akceptuję cię, jeżeli...". To akceptacja warunkowa. Dziecko spotyka się z nią najpóźniej w szkole ze strony nauczyciela: "akceptuję cię, gdy będziesz spokojnie siedział w ławce, uważał na lekcji i odrabiał zadania domowe." Podobnie w całym życiu społecznym: otrzymuję akceptację, gdy zachowuję normy obowiązujące w społeczności, płacę podatki i nie naruszam uprawnień współobywateli. Akceptacja warunkowa cechuje relacje w układach hierarchicznej nierówności, takich jak nauczyciel - uczeń, zwierzchnik - podwładny, pracodawca - pracownik, czasem także urzędnik - petent itp.

Akceptacja jest przedpolem miłości bliźniego, a także warunkiem dobrej komunikacji. Podkreślam: akceptacja, nie aprobata. Akceptować drugiego człowieka to znaczy praktycznie, pozwalać mu być, jakim jest, ze wszystkim co stanowi jego wyposażenie a także bagaż psychiczny, a więc uzdolnienia, zalety i wady, jego dokonania i nie-dokonania, sukcesy życiowe i porażki, zasługi i przewiny. W aktualnej teraźniejszości dotyczy to także jego nastroju uczuciowego: pogody ducha, ale też posępnego zniechęcenia. Dopiero na gruncie takiej bezwarunkowej akceptacji może rozwinąć się dobra komunikacja, a także zrodzić się miłość. Taka zdolność do akceptacji bezwarunkowej nie powstaje łatwo, wymaga bowiem wcześniejszego doznania takiej akceptacji od innych, z zewnątrz. Większość ludzi doznała jej we wczesnym dzieciństwie, wraz z miłością rodziców i dzięki niej dokonała także akceptacji siebie samych, a to dopiero sprawia, że potrafią także obdarować swoją akceptacją innych ludzi. Droga rozwoju zdolności do akceptacji przebiega więc od zewnątrz do wnętrza życia psychicznego, by z kolei stać się zdolnością okazywania akceptacji na zewnątrz.

DEON.PL POLECA

Trudniej, gdy komuś poskąpiono akceptacji bezwarunkowej na początku życia, gdy stale napotykał na stawiane mu trudne do spełnienia warunki, gdy musiał na akceptację zasługiwać, a przez to także miał trudności z zaakceptowaniem siebie, ustawicznie wewnętrznie i sobie samemu stawiając warunki. Takiemu człowiekowi trudno przychodzi rezygnować ze stawiania warunków także innym ludziom - wydaje mu się, że może akceptować tylko tych, którzy te warunki spełniają. Taka postawa bardzo utrudnia rozwój pozytywnych relacji międzyludzkich, więzi rodzinnych i wspólnotowych.

Dla czytelnika tych rozważań ważne jest, by zdał sobie sprawę z własnej postawy: czy akceptuje siebie bezwarunkowo, czy był taką akceptacją obdarowany i czy potrafi pozwolić innym być takimi, jakimi są, bez wewnętrznego stawiania im wymagań i czy od ich wypełnienia uzależnia swoją dla nich akceptację.

Zakres akceptacji obejmuje całego człowieka - a więc jego cielesność, granice jego możliwości, jednocześnie jego zdolność do działania, zdolność dokonywania przez niego wyborów a także jego odrębność (inność) i więzi uczuciowe z innymi ludźmi. Tylko taka akceptacja, która obejmuje wszystkie te elementy przeżywana bywa jako pełna. Wyłączenie z akceptacji jakiegokolwiek elementu bywa odbierane jako brak akceptacji. Jest w nas jakiś dodatkowy zmysł, specjalnie nastawiony na odbiór akceptacji. Bardzo szybko w kontakcie z drugim człowiekiem czujemy się albo przyjęci przez niego, czyli zaakceptowani, albo orientujemy się, że stawia się nam - bezsłownie! - a w dodatku nieświadomie warunki, albo tez odmawia akceptacji.

Od tego, czy czuję się akceptowana, czy nie, zależy przebieg komunikacji - nie tylko zresztą aktualnej komunikacji, ale całej relacji międzyosobowej. Właśnie dlatego nazywam akceptację przedpolem miłości bliźniego.

Między akceptacją a miłością istnieje coś na kształt sprzężenia zwrotnego: w atmosferze akceptacji może rozwijać się miłość - miłość także dyktuje akceptację, pozwala przyjąć drugiego człowieka bez zastrzeżeń. Miłość pozbawiona atmosfery akceptacji powoli umiera. Widać to najwyraźniej, gdy chodzi o miłość erotyczną.

Jej początkiem bywa coś znacznie gwałtowniejszego niż akceptacja, mianowicie podziw, zachwyt, fascynacja - zniekształcająca spostrzeganie, prześlepiająca wady, tak gwałtowna jak i nietrwała. Gdy fascynacja wygasa - a zawsze wygasa, gdy jej przedmiot stanie się uczestnikiem życia codziennego - razem z nią, gdy brak akceptacji bezwarunkowej, wygasa i miłość. Stąd tyle bolesnych rozczarowań, pretensji i raniących oskarżeń, gdy przyczyny wygasania uczucia szuka się w człowieku kochanym przedtem tak gwałtownie i bezkrytycznie.

Słusznie rodzi się pytanie o to, co robić, by objąć akceptację, okazywaną drugiemu uważną świadomością wierząc, że służy ona pielęgnowaniu więzi, rozwojowi miłości.

Jest wiele sposobów okazywania akceptacji. Najprostszym jest ofiarowanie człowiekowi czasu: w tym darowanym czasie można okazywać gestem i słowem szacunek. Najprostszym gestem szacunku będzie uważne słuchanie wypowiedzi. Ważnym elementem akceptacji jest akcentowanie wolności osoby, liczenie się z tą wolnością, a także koncentracja uwagi na osobie i jej przeżywaniu oraz powstrzymywanie się od ocen.

Tu może pojawić się zdziwienie: dlaczego powstrzymywanie się od ocen? Przecież pozytywna ocena jest potężnym ładunkiem akceptacji - tak się przynajmniej wydaje. A jednak lepiej powstrzymywać się od oceniania, mimo, że istnieje w nas subiektywna potrzeba ocen, jako znaków orientacyjnych. Wtedy jednak domagamy się ocen od osób wybranych, kompetentnych, obdarzanych zaufaniem. Ocena jest przeważnie porównywaniem z jakąś normą często idealną, nie osiągalną powszechnie; często jednak tylko porównywaniem między sobą ludzi rywalizujących. Dość często myli się ocenę z akceptacją: niektórzy dokładają wielu starań dla uzyskania pozytywnych ocen jako namiastki akceptacji i miłości!

Mamy więc sporo okazji i możliwości okazywania ludziom akceptacji - obdarzania nią. Dlaczego więc tak jej skąpimy - zwłaszcza najbliższym, tym, których kochamy?

Ćwiczenie

Wybierz jeden z elementów okazywania akceptacji wobec wybranej osoby. Może najpierw powstrzymywanie się od ocen? To dotyczy także twojego wewnętrznego monologu myślowego. Może potrafisz poświęcić jej także trochę więcej czasu, zrezygnować z unikania tej osoby...

Więcej w książce: ABC psychologii komunikacji - Elżbieta Sujak


Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Tak mało akceptujemy tych, których kochamy
Komentarze (1)
I
Iga
28 maja 2013, 10:36
Zakres akceptacji obejmuje całego człowieka - a więc jego cielesność, granice jego możliwości, jednocześnie jego zdolność do działania, zdolność dokonywania przez niego wyborów a także jego odrębność (inność) i więzi uczuciowe z innymi ludźmi. - oj trudne to czasami...