Życie to nie projekt do wykonania [WYWIAD]
Nie trzeba obsesyjnie pracować nad wizerunkiem. Nie wolno dać się nabrać, że "jesteś tym, jak wyglądasz". Nie warto zadowalać się namiastką szczęścia - mówi Jacek Prusak SJ, psychoterapeuta.
Edyta Drozdowska: Jest dzisiaj moda na coaching.
Jacek Prusak SJ: Tak, bo ludzie stawiani są przed coraz większą ilością, coraz bardziej złożonych zadań do wykonania, a życie zaczyna być postrzegane jako projekt do zrealizowania. Coaching to proces doskonalenia umiejętności i podtrzymywania motywacji, który zatrudnia wszelkiej maści trenerów rozwoju osobistego.
Są tacy, którzy się go boją i uważają za coś złego.
Zajmuję się psychoterapią, nie coachingiem, ale nie wiem, czego można się bać.
Zmian, coacha?
Zmian ludzie boją się z definicji, zwłaszcza wtedy, kiedy muszą podjąć ryzyko. Zdarzają się sytuacje, kiedy coach ingeruje w życie klienta przyjmując na siebie rolę guru. Przekracza pewne granice, zaczyna zajmować się sprawami, o rozwiązaniu których nie było mowy w kontrakcie, bądź realizuje je w nieetyczny, manipulacyjny, sposób.
Natomiast czerwone światełko u coacha powinno zapalić się, kiedy zauważa, że na przykład przez problemy emocjonalne ktoś nie jest w stanie zrealizować celów procesu coachingowego.
Coaching wiąże się z potrzebą rozwoju. Nasze ciągłe pragnienie czegoś "więcej" ma coś wspólnego z "magis", o którym mówił Ignacy Loyola?
Jemu chodziło o to, żeby pragnąć więcej ze względu na chwałę Pana Boga, żeby rozwijać się w kierunku autotranscendencji a nie samoaktualizacji.
To znaczy?
Że Bóg jest Osobą, której warto poświęcić czas i dać z siebie wszystko, że w świętości i rozwoju duchowym zawsze można dojrzewać. Nie ma tu jednej miarki dla wszystkich, bo jest to współpraca natury z łaską, która może nasze człowieczeństwo kształtować do granic dla nas niewyobrażalnych ogólnie określanych w teologii jako przebóstwienie.
Czego potrzebujemy, żeby ta współpraca się udała?
Wolności wewnętrznej i pokory. Ignacemu nie chodziło o robienie z siebie kogoś, kim się nie jest, ale o odkrycie, jak bardzo można "być" dzięki temu, że każdy z nas w oczach Boga jest kimś wyjątkowym. A jego "magis" znaczyło: "nie bój się pragnąć, ale pragnąć dobrych rzeczy ze względu na chwałę Boga".
Czyli nie zadowalać się namiastką szczęścia i namiastką rozwoju, które proponuje nam świat. Pamiętać o wizji ewangelicznej. Dziś religia ma mniejszą moc oddziaływania społecznego. Więc "magis" płynące z reklam jest bardziej widoczne, czytelne i zachłanne.
"Bądź mądrzejszy, piękniejszy, bogatszy, to będziesz szczęśliwy". Łącznie z obietnicami o nieśmiertelności. Nie o takie "więcej" chodziło Ignacemu, nie o "więcej" kosztem innych, nie o to, żeby być mądrzejszym od innych w manipulacji.
A o jakie "więcej"?
Chodziło mu o to, żeby umieć się ze sobą pogodzić i uwierzyć, że jest się kochanym przez Boga i powołanym do realizacji swoich talentów. Nie trzeba więc obsesyjnie pracować nad wizerunkiem, jak to się dzieje we współczesnej kulturze. Nie wolno dać się nabrać, że "jesteś tym, jak wyglądasz". Dzisiaj pragnienia i potrzeby nam się mylą. Dążymy, walczymy, staramy się i nie czujemy się szczęśliwi. Wręcz przeciwnie.
Jak przestać mylić pragnienia i potrzeby?
Pragnienia przestałyby być pragnieniami, gdyby były zaspokajane. Tym się różnią od potrzeb. Więc z punktu widzenia duchowego pragniemy, ponieważ najgłębsze pragnienia odzwierciedlają tęsknotę, że wypełnić naszą pustkę egzystencjalną może tylko Bóg.
Potrzeby mają to do siebie, że jak się je zaspokoi, to mamy spokój na chwilę. Jak pragnę więcej pieniędzy, to mogę zawsze ich pragnąć, mimo że mam ich mnóstwo, bo urzekają mnie już nie same pieniądze, tylko ich symboliczna wartość. Na tym polega ta niebezpieczna strona pragnienia. Ona jest atrakcyjna, bo ciągle stwarza iluzję nowych możliwości.
Pewnie jest jakaś ignacjańska metoda na odróżnianie potrzeb od pragnień.
Prostych metod na złożone rzeczy nie ma, bo człowiek to nie komputer. Oczywiście są różne techniki i w coachingu, i w terapii, i w rozwoju duchowym. Rekolekcje ignacjańskie to szkoła odróżniania potrzeb od pragnień przez pryzmat wiary. Ćwiczenia duchowe na których są oparte zawierają pewne reguły i metody rozeznawania pragnień i potrzeb - ale nie ma w nich jednego szablonu dla wszystkich. Bóg z każdym z nas działa w sposób indywidualny.
Można tę strategię rozpracować w domu z kartką i długopisem? Nie każdy chce wziąć udział w rekolekcjach.
Jako terapeuta powiedziałbym, że tu zawsze działa siła odśrodkowa, która sprawia, ze będziemy niechętnie kwestionować samych siebie. Przez to zobaczenie siebie w prawdzie będzie trudniejsze. Zawsze wychodzimy z miejsca, które nas jednocześnie ogranicza, ciągle widzimy siebie tylko ze swojej perspektywy. A chodzi o zmianę perspektywy, o lustro, w którym można się przejrzeć.
Dlatego drugi człowiek jest często dużą pomocą, ale to oczywiście nie oznacza, że można się rozwijać i odkrywać te rzeczy tylko w coachingu, tylko na rekolekcjach i tylko na psychoterapii. Nie. Ale jest to pomocne. Pewnych rzeczy sami nie zrobimy, bo będzie nam trudno pokonać zniechęcenie, które się pojawia, czy nawet lęk, kiedy musimy skonfrontować się z naszym psychologicznym cieniem.
Z drugiej strony możemy postawić sobie albo zbyt wygórowane, albo za niskie cele. Dlatego do tego, żeby dać z siebie więcej, albo wytrzymać wtedy, kiedy jest trudno, potrzebujemy kogoś, kto będzie nam towarzyszył, kto doda nadziei, kto skoryguje.
Ośmieli do ryzyka, podpowie, jak odważyć się na coś ważnego.
Mniej więcej chodzi o to: "Zatrzymaj się, wejrzyj w siebie, zobacz, co cię rusza, ku czemu lgniesz, i potem naucz się rozróżniać pragnienia od potrzeb, a wśród pragnień spróbuj pójść za tymi, które kształtują twoje człowieczeństwo, a nie twój wizerunek". To oznacza właśnie wychodzenie ze strefy komfortu i dominacji "cienia".
Bo powierzchowne pragnienia są szukaniem komfortu?
Nie chodzi o to, żeby być masochistą i zawsze wybierać to, co trudne i nieprzyjemne, ale nie ma rozwoju bez konfrontacji z bólem, cierpieniem, brakiem kontroli, niepewnością. Jeśli będziemy skupiać się tyko na tym, co natychmiastowo daje nagrodę to się nie rozwiniemy. Warto powalczyć o coś, co jest wymagające, ale równocześnie może być bardzo satysfakcjonujące i wartościowe.
Jakby Ignacy Loyola zobaczył "magis" w naszym współczesnym wydaniu, załamałby się?
Nie pochwalałby tego. Celem życia człowieka jest służenie Bogu, a nie udział w wyścigu szczurów i ukoronowanie własnego ego. Natomiast jako środek na przeciwdziałanie temu polecałby rekolekcje, żeby ludzie nauczyli się odkrywać w sobie głębokie pragnienia, które mogą zadowolić ich serca, a nie te powierzchowne, którym mogą poświęcić życie i nic z tego nie będzie.
Zorganizowałby pewnie coś bardziej współczesnego, jakiś "projekt ratujący".
On wierzył, że Bóg działa indywidualnie, a nie poprzez szablony. Zaadaptowałby to, co znał, do mentalności człowieka współczesnego i jego problemów. Szukałby czegoś, co mogłoby poruszyć i zmotywować człowieka dzisiaj.
Co w pomysłach Ignacego porusza ojca najbardziej?
To, że Bóg działa w sposób indywidualny, dlatego każdy z nas ma swoje miejsce i możemy się wspierać, a nie podmieniać. Bóg był wobec Ignacego cierpliwy, dlatego on chciał odpowiedzieć na Jego dobroć.
Miał pragmatyczne spojrzenie na rozwój - są rzeczy, które trzeba robić metodycznie, sama spontaniczność nie wystarczy. Metoda nie może być jednak absolutyzowana, musi być dostosowywana do ludzi i miejsc. Umiejętność rozeznawania jest kluczowa.
Przeczytaj pierwszą część rozmowy: Niewolnicy samorozwoju [WYWIAD]
Posłuchaj, na czym polega rozeznawanie i jakie są 3 ignacjańskie sposoby na podejmowanie decyzji [WIDEO]
Jacek Prusak to jezuita, doktor psychologii, mgr pracy socjalnej ze specjalizacją kliniczną (MSW, Boston College) psychoterapeuta w Centrum Dobrej Terapii, konsultant w Zakładzie Terapii Rodzin CM UJ. Prorektor Akademii "Ignatianum" w Krakowie, adiunkt w Instytucie Psychologii AIK (Katedra Psychologii Religii i Duchowości), redaktor "Tygodnika Powszechnego". W latach 2000-2002 visiting scholar w Psychoanalytic Institute of New England (PINE). Pracuje w podejściu psychodynamiczo-egzystencjalnym. Naukowo i klinicznie zajmuje się kwestiami religii i duchowości w psychoterapii oraz psychologią moralności.
Skomentuj artykuł