Śmierć jak koniec Polski
Polska stracona! - krzyknął świadek upadku samolotu, w którym 70 lat temu w Gibraltarze zginął gen. Władysław Sikorski. Nie było w tych słowach wielkiej przesady - śmierć w lotniczej katastrofie premiera i wodza naczelnego ostatecznie przekreślała nadzieje Polaków na powojenną suwerenność ojczyzny. Dlaczego generał musiał zginąć pod koniec wojny?
To miał być rutynowy lot samolotu B-24 Liberator II, którym 4 lipca 1943 r. gen. Władysław Sikorski wracał do Londynu po kilkutygodniowej inspekcji Armii Polskiej na Bliskim Wschodzie. Tymczasem już 16 sekund po starcie z gibraltarskiego lotniska maszyna spadła do Zatoki Katalońskiej, parę minut utrzymywała się na powierzchni morza, po czym zatonęła. Dla większości Polaków nagła śmierć szefa rządu na uchodźstwie - który miał własną wizję odrodzonego kraju i chciał "stawiać się" zarówno aliantom, jak i Stalinowi - stanowiła szok i miała wymiar narodowej tragedii.
Śmierć jak koniec Polski
Właśnie dlatego Ludwik Łubieński, szef Polskiej Misji Morskiej na Gibraltarze, a przed wojną sekretarz szefa dyplomacji Józefa Becka, widząc tonący samolot z generałem na pokładzie, krzyczał, że to już koniec Polski.
Okoliczności tamtej katastrofy do dziś pozostają jedną z największych zagadek
II wojny światowej, w czym duży udział ma postawa rządu Wielkiej Brytanii, który aż do roku 2033 r. przedłużył klauzulę ścisłego utajnienia dokumentów związanych ze śmiercią polskiego premiera. Sprawa obrosła licznymi teoriami sensacyjnymi i spiskowymi, w których jako najczęstszy motyw występuje zamach albo morderstwo i upozorowanie katastrofy. Sporów tych nie ucięły, choć znacznie je wyciszyły, wyniki śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej, w ramach którego przeprowadzono ekshumację zwłok naczelnego wodza oraz ich badanie w krakowskim Zakładzie Medycyny Sądowej. W raporcie ogłoszonym w 2009 r. jednoznacznie stwierdzono, że Władysław Sikorski zginął na skutek "obrażeń wielonarządowych", które są typowe dla ofiar wypadków komunikacyjnych albo upadków z dużej wysokości. Szef zespołu badaczy z IPN dr Tomasz Konopka oświadczył, iż w świetle tych ustaleń tezy o wcześniejszym zabiciu generała (na przykład otruciu lub zastrzeleniu) nie mają uzasadnienia.
Ciągle jednak nie został wykluczony zamach. Kto mógł go przeprowadzić, jeśli przyjmiemy hipotetycznie, że w Gibraltarze nie doszło do zwykłej katastrofy lotniczej? Komu w 1943 r. zależało na śmierci polskiego wodza naczelnego?
Czy musiał zginąć?
Nie brakuje opinii, że Władysław Sikorski rozważał w tamtym czasie przeprowadzenie zasadniczej reorientacji wojennych priorytetów i całej polskiej polityki zagranicznej. Widząc z jednej strony kunktatorską postawę zachodnich sojuszników, a z drugiej zakusy Stalina, który już otwarcie domagał się włączenia Polski do sowieckiej strefy wpływów i aneksji ziem wschodnich II RP, generał brał ponoć pod uwagę jawny konflikt z ZSRR, być może nawet za cenę opuszczenia obozu alianckiego. Prezentując taką postawę, był "niewygodnym" politykiem zarówno dla Sowietów chcących podboju Polski, jak i dla mocarstw zachodnich, które w osobach Franklina D. Roosevelta i Winstona Churchilla dążyły do jak najlepszej współpracy ze Stalinem w walce z III Rzeszą.
Śmierć gen. Sikorskiego radykalnie osłabiała pozycję Polski w obozie sojuszników, przez co była na rękę Stalinowi, który mógł już bez zahamowań wysuwać roszczenia terytorialne wobec naszego kraju. Potwierdziła to parę miesięcy później konferencja w Teheranie (28 listopada-1 grudnia 1943), podczas której "Wielka Trójka" określiła przyszłość Europy, w tym nową granicę Polski i ZSRR, opartą na tzw. linii Curzona. Następna konferencja w Jałcie (4-11 lutego 1945) była przypieczętowaniem tych decyzji: Polska traciła szeroko rozumiane Kresy Wschodnie na rzecz ZSRR i - mimo pozornej zgody na wielopartyjny rząd tymczasowy oraz "wolne i nieskrępowane wybory" - faktycznie dostawała się pod sowiecką okupację. Nie mógł tego zmienić nowy premier rządu RP na uchodźstwie, pochodzący z Wielkopolski ludowiec Stanisław Mikołajczyk.
Kto wie jednak, jak potoczyłyby się powojenne ustalenia wobec naszego kraju, gdyby żył Władysław Sikorski? Już wiosną 1940 r. w okupowanej Polsce popularne było bowiem powiedzenie "słoneczko wyżej, Sikorski bliżej", które wyrażało ogromne nadzieje Polaków związane z generałem. Naród rozdarty przez dwie okupacje potrzebował męża opatrznościowego, a generał stanowił symbol łączący różne opcje polityczne II RP. "Jest człowiekiem wyrozumowanego kompromisu, z dwóch rozwiązań (...) najczęściej wybiera to, które będzie najwięcej pojednawcze" - pisał o nim Leon Mitkiewicz-Żółłtek, pułkownik Wojska Polskiego, zastępca szefa Sztabu Naczelnego Wodza. Rodzi się zatem pytanie: czy Władysław Sikorski, typ polityka gabinetowego, ale jednak nie mąż stanu, wybitny premier II RP, ale nie przywódca porywający tłumy, mógł naprawdę uratować Polskę?
Żołnierz z powołania
Prostej odpowiedzi oczywiście nie ma, choć w wyrobieniu sobie zdania pomocne może być wczytanie się w biografię generała. Ten syn wiejskiego organisty i nauczyciela, urodzony w 1881 r. w Tuszowie Narodowym niedaleko Mielca, nie miał przed sobą świetlanej kariery, ale dzięki uporowi ukończył studia na Politechnice Lwowskiej i uzyskał dyplom inżyniera. Miał żyłkę do interesów, sporo zarabiał w branży naftowej, więc Amerykanie mogliby o nim powiedzieć, że to polski "self-made-man", zawdzięczający swoją pozycję wyłącznie własnemu wysiłkowi i talentowi. On sam odkrył, że jego życiowym powołaniem nie jest biznes, lecz wojsko i polityka.
Jeszcze przed I wojną światową działał w organizacjach niepodległościowych na terenie Galicji, wraz z Kazimierzem Sosnkowskim utworzył Związek Walki Czynnej, wszedł w skład Naczelnego Komitetu Narodowego, walczył w Legionach jako dowódca pułku. O jego politycznej ambicji świadczy fakt, że już w 1915 r. wszedł w spór z Józefem Piłsudskim, choć później trochę z nim współpracował. Organizował obronę Przemyśla i odsiecz dla oblężonego przez Ukraińców Lwowa. Był jednym z pierwszych generałów II RP i przyczynił się do zwycięstwa w wojnie polsko-bolszewickiej. Pełnił funkcję szefa Sztabu Generalnego, był premierem i ministrem spraw wewnętrznych, a w latach 1928-1939 wraz z Ignacym Janem Paderewskim prowadził opozycyjne wobec sanacji porozumienie Front Morges. Ukoronowaniem jego kariery stało się objęcie 30 września 1939 r. urzędu premiera na uchodźstwie i ministra spraw wojskowych, a od 7 listopada - Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych.
W cieniu Katynia
Do historii przeszedł jako architekt nowych relacji ze Związkiem Sowieckim, za co bywał chwalony, ale także ostro ganiony. Kiedy pierwszy raz zaproponował normalizację stosunków z okupantem zajmującym pół Polski, o mało nie doszło do buntu w wojsku i upadku rządu. Jednak w 1941 r. - po napaści Niemiec na ZSRR - doprowadził do podpisania porozumienia ze wschodnim sąsiadem, zwanego układem Sikorski-Majski. Umowa przywracała stosunki dyplomatyczne między obu państwami, zerwane 17 września 1939 r. po ataku ZSRR na Polskę. Sowiecki rząd unieważnił antypolskie traktaty z Niemcami i obiecał "amnestię" dla obywateli RP, więźniów politycznych i zesłańców, ale Stalin ani przez chwilę nie był wobec Sikorskiego szczery. W czasie ich rozmowy padło pytanie o los tysięcy polskich oficerów wziętych do sowieckiej niewoli, na co dyktator, który wydał rozkaz ich wymordowania, odpowiedział krótko i cynicznie: "Może uciekli do Mandżurii?".
Katyń prędzej czy później musiał doprowadzić do ostrego kryzysu. Kiedy 13 kwietnia 1943 r. Niemcy ogłosili, że w lesie katyńskim odnaleźli groby tysięcy polskich oficerów zamordowanych przez NKWD, Sowieci winą za tę zbrodnię obarczyli hitlerowców. Władysław Sikorski nie uznał sowieckiej wersji i zażądał śledztwa Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. W odpowiedzi władze ZSRR zarzuciły mu współpracę z III Rzeszą, po czym 26 kwietnia 1943 r. zerwały stosunki dyplomatyczne z rządem polskim na uchodźstwie. Premier znalazł się w bardzo trudnym położeniu politycznym, ale nie dał za wygraną i ponoć planował drugie spotkanie ze Stalinem. Mało prawdopodobne, by zdołał odmienić los Polski, którą "Wielka Trójka" wkrótce przehandlowała w Teheranie i Jałcie. Miał jednak dalekosiężne plany i szykował wielki zwrot w polskiej polityce. Może właśnie dlatego zginął... Od 17 września 1993 r. spoczywa w krypcie na Wawelu wśród największych Polaków.
Władysław Sikorski miał dalekosiężne plany i szykował wielki zwrot w polskiej polityce. Może właśnie dlatego zginął...
Skomentuj artykuł