Śmierć jak koniec Polski

Jedno z ostatnich zdjęć Wodza Naczelnego. (fot. Olgierd Terlecki "Generał Sikorski" Kraków 1986 / Wikimedia Commons)
Sławomir Kmiecik / slo

Polska stracona! - krzyknął świadek upadku samolotu, w którym 70 lat temu w Gibraltarze zginął gen. Władysław Sikorski. Nie było w tych słowach wielkiej przesady - śmierć w lotniczej katastrofie premiera i wodza naczelnego ostatecznie przekreślała nadzieje Polaków na powojenną suwerenność ojczyzny. Dlaczego generał musiał zginąć pod koniec wojny?

To miał być rutynowy lot samolotu B-24 Liberator II, którym 4 lipca 1943 r. gen. Władysław Sikorski wracał do Londynu po kilkutygodniowej inspekcji Armii Polskiej na Bliskim Wschodzie. Tymczasem już 16 sekund po starcie z gibraltarskiego lotniska maszyna spadła do Zatoki Katalońskiej, parę minut utrzymywała się na powierzchni morza, po czym zatonęła. Dla większości Polaków nagła śmierć szefa rządu na uchodźstwie - który miał własną wizję odrodzonego kraju i chciał "stawiać się" zarówno aliantom, jak i Stalinowi - stanowiła szok i miała wymiar narodowej tragedii.

Śmierć jak koniec Polski

Właśnie dlatego Ludwik Łubieński, szef Polskiej Misji Morskiej na Gibraltarze, a przed wojną sekretarz szefa dyplomacji Józefa Becka, widząc tonący samolot z generałem na pokładzie, krzyczał, że to już koniec Polski.
Okoliczności tamtej katastrofy do dziś pozostają jedną z największych zagadek

II wojny światowej, w czym duży udział ma postawa rządu Wielkiej Brytanii, który aż do roku 2033 r. przedłużył klauzulę ścisłego utajnienia dokumentów związanych ze śmiercią polskiego premiera. Sprawa obrosła licznymi teoriami sensacyjnymi i spiskowymi, w których jako najczęstszy motyw występuje zamach albo morderstwo i upozorowanie katastrofy. Sporów tych nie ucięły, choć znacznie je wyciszyły, wyniki śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej, w ramach którego przeprowadzono ekshumację zwłok naczelnego wodza oraz ich badanie w krakowskim Zakładzie Medycyny Sądowej. W raporcie ogłoszonym w 2009 r. jednoznacznie stwierdzono, że Władysław Sikorski zginął na skutek "obrażeń wielonarządowych", które są typowe dla ofiar wypadków komunikacyjnych albo upadków z dużej wysokości. Szef zespołu badaczy z IPN dr Tomasz Konopka oświadczył, iż w świetle tych ustaleń tezy o wcześniejszym zabiciu generała (na przykład otruciu lub zastrzeleniu) nie mają uzasadnienia.

Ciągle jednak nie został wykluczony zamach. Kto mógł go przeprowadzić, jeśli przyjmiemy hipotetycznie, że w Gibraltarze nie doszło do zwykłej katastrofy lotniczej? Komu w 1943 r. zależało na śmierci polskiego wodza naczelnego?

Czy musiał zginąć?

Nie brakuje opinii, że Władysław Sikorski rozważał w tamtym czasie przeprowadzenie zasadniczej reorientacji wojennych priorytetów i całej polskiej polityki zagranicznej. Widząc z jednej strony kunktatorską postawę zachodnich sojuszników, a z drugiej  zakusy Stalina, który już otwarcie domagał się włączenia Polski do sowieckiej strefy wpływów i aneksji ziem wschodnich II RP, generał brał ponoć pod uwagę jawny konflikt z ZSRR, być może nawet za cenę opuszczenia obozu alianckiego. Prezentując taką postawę, był "niewygodnym" politykiem zarówno dla Sowietów chcących podboju Polski, jak i dla mocarstw zachodnich, które w osobach Franklina D. Roosevelta i Winstona Churchilla dążyły do jak najlepszej współpracy ze Stalinem w walce z III Rzeszą.

Śmierć gen. Sikorskiego radykalnie osłabiała pozycję Polski w obozie sojuszników, przez co była na rękę Stalinowi, który mógł już bez zahamowań wysuwać roszczenia terytorialne wobec naszego kraju. Potwierdziła to parę miesięcy później konferencja w Teheranie (28 listopada-1 grudnia 1943), podczas której "Wielka Trójka" określiła przyszłość Europy, w tym nową granicę Polski i ZSRR, opartą na tzw. linii Curzona. Następna konferencja w Jałcie (4-11 lutego 1945) była przypieczętowaniem tych decyzji: Polska traciła szeroko rozumiane Kresy Wschodnie na rzecz ZSRR i - mimo pozornej zgody na wielopartyjny rząd tymczasowy oraz "wolne i nieskrępowane wybory" - faktycznie dostawała się pod sowiecką okupację. Nie mógł tego zmienić nowy premier rządu RP na uchodźstwie, pochodzący z Wielkopolski ludowiec Stanisław Mikołajczyk.

Kto wie jednak, jak potoczyłyby się powojenne ustalenia wobec naszego kraju, gdyby żył Władysław Sikorski? Już wiosną 1940 r. w okupowanej Polsce popularne było bowiem powiedzenie "słoneczko wyżej, Sikorski bliżej", które wyrażało ogromne nadzieje Polaków związane z generałem. Naród rozdarty przez dwie okupacje potrzebował męża opatrznościowego, a generał stanowił symbol łączący różne opcje polityczne II RP. "Jest człowiekiem wyrozumowanego kompromisu, z dwóch rozwiązań (...) najczęściej wybiera to, które będzie najwięcej pojednawcze" - pisał o nim Leon Mitkiewicz-Żółłtek, pułkownik Wojska Polskiego, zastępca szefa Sztabu Naczelnego Wodza. Rodzi się zatem pytanie: czy Władysław Sikorski, typ polityka gabinetowego, ale jednak nie mąż stanu, wybitny premier II RP, ale nie przywódca porywający tłumy, mógł naprawdę uratować Polskę?

Żołnierz z powołania

Prostej odpowiedzi oczywiście nie ma, choć w wyrobieniu sobie zdania pomocne może być wczytanie się w biografię generała. Ten syn wiejskiego organisty i nauczyciela, urodzony w 1881 r. w Tuszowie Narodowym niedaleko Mielca, nie miał przed sobą świetlanej kariery, ale dzięki uporowi ukończył studia na Politechnice Lwowskiej i uzyskał dyplom inżyniera. Miał żyłkę do interesów, sporo zarabiał w branży naftowej, więc Amerykanie mogliby o nim powiedzieć, że to polski "self-made-man", zawdzięczający swoją pozycję wyłącznie własnemu wysiłkowi i talentowi. On sam odkrył, że jego życiowym powołaniem nie jest biznes, lecz wojsko i polityka.

Jeszcze przed I wojną światową działał w organizacjach niepodległościowych na terenie Galicji, wraz z Kazimierzem Sosnkowskim utworzył Związek Walki Czynnej, wszedł w skład Naczelnego Komitetu Narodowego, walczył w Legionach jako dowódca pułku. O jego politycznej ambicji świadczy fakt, że już w 1915 r. wszedł w spór z Józefem Piłsudskim, choć później trochę z nim współpracował. Organizował obronę Przemyśla i odsiecz dla oblężonego przez Ukraińców Lwowa. Był jednym z pierwszych generałów II RP i przyczynił się do zwycięstwa w wojnie polsko-bolszewickiej. Pełnił funkcję szefa Sztabu Generalnego, był premierem i ministrem spraw wewnętrznych, a w latach 1928-1939 wraz z Ignacym Janem Paderewskim prowadził opozycyjne wobec sanacji porozumienie Front Morges. Ukoronowaniem jego kariery stało się objęcie 30 września 1939 r. urzędu premiera na uchodźstwie i ministra spraw wojskowych, a od 7 listopada - Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych.

W cieniu Katynia

Do historii przeszedł jako architekt nowych relacji ze Związkiem Sowieckim, za co bywał chwalony, ale także ostro ganiony. Kiedy pierwszy raz zaproponował normalizację stosunków z okupantem zajmującym pół Polski, o mało nie doszło do buntu w wojsku i upadku rządu. Jednak w 1941 r. - po napaści Niemiec na ZSRR - doprowadził do podpisania porozumienia ze wschodnim sąsiadem, zwanego układem Sikorski-Majski. Umowa przywracała stosunki dyplomatyczne między obu państwami, zerwane 17 września 1939 r. po ataku ZSRR na Polskę. Sowiecki rząd unieważnił antypolskie traktaty z Niemcami i obiecał "amnestię" dla obywateli RP, więźniów politycznych i zesłańców, ale Stalin ani przez chwilę nie był wobec Sikorskiego szczery. W czasie ich rozmowy padło pytanie o los tysięcy polskich oficerów wziętych do sowieckiej niewoli, na co dyktator, który wydał rozkaz ich wymordowania, odpowiedział krótko i cynicznie: "Może uciekli do Mandżurii?".

Katyń prędzej czy później musiał doprowadzić do ostrego kryzysu. Kiedy 13 kwietnia 1943 r. Niemcy ogłosili, że w lesie katyńskim odnaleźli groby tysięcy polskich oficerów zamordowanych przez NKWD, Sowieci winą za tę zbrodnię obarczyli hitlerowców. Władysław Sikorski nie uznał sowieckiej wersji i zażądał śledztwa Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. W odpowiedzi władze ZSRR zarzuciły mu współpracę z III Rzeszą, po czym 26 kwietnia 1943 r. zerwały stosunki dyplomatyczne z rządem polskim na uchodźstwie. Premier znalazł się w bardzo trudnym położeniu politycznym, ale nie dał za wygraną i ponoć planował drugie spotkanie ze Stalinem. Mało prawdopodobne, by zdołał odmienić los Polski, którą "Wielka Trójka" wkrótce przehandlowała w Teheranie i Jałcie. Miał jednak dalekosiężne plany i szykował wielki zwrot w polskiej polityce. Może właśnie dlatego zginął... Od 17 września 1993 r. spoczywa w krypcie na Wawelu wśród największych Polaków.

Władysław Sikorski miał dalekosiężne plany i szykował wielki zwrot w polskiej polityce. Może właśnie dlatego zginął...

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Śmierć jak koniec Polski
Komentarze (9)
MR
Maciej Roszkowski
4 kwietnia 2019, 18:39
Polska była stracona od 1 września 1939 i niedotrzymania umów przez W. Brytanię i Francję, a takż wskutek Paktu Ribentropp Mołotow. Potem Teheran, Stalingrad, Kursk, Jałta, Poczdam.  Znaczenie Sikorskiego znacznie przeceniano, a gdyby dożył do Teheranu to znaczył by tyle co jego nastepca  Mikołajczyk, czyli nic.   
K
kiwaCZEK
1 sierpnia 2013, 18:55
a ostatnio Lebedz...
K
kiwaCZEK
1 sierpnia 2013, 18:54
Ciekawe, że takie przypadki katastrof, śmierci w niewyjaśnionych okolicznościach mężów stanu nigdy nie dotyczą USA, Rosji, Niemiec. Ciekawe też dlaczego zwykle jak pokazuje historia Polski po takich katastrofach idzie ogromne zniewolenie narodu. Nie wątpliwie nie jest przypadkiem, że katastrofa lotnicza w Gibraltarze i Katyniu nakładaja się na siebie jak klisze tworząc zastanawiającą i przerażającą regułę. ...a Patton? a Rommel?
A
AM
29 lipca 2013, 18:54
Ciekawe, że takie przypadki katastrof, śmierci w niewyjaśnionych okolicznościach mężów stanu nigdy nie dotyczą USA, Rosji, Niemiec. Ciekawe też dlaczego zwykle jak pokazuje historia Polski po takich katastrofach idzie ogromne zniewolenie narodu. Nie wątpliwie nie jest przypadkiem, że katastrofa lotnicza w Gibraltarze i Katyniu nakładaja się na siebie jak klisze tworząc zastanawiającą i przerażającą regułę.
29 lipca 2013, 10:54
Nie rozbił się samolot w Smoleńsku. Byłby taki sam burdel jak i jest teraz.
MR
Maciej Roszkowski
4 kwietnia 2019, 18:35
Tyle, że angielski. I dlatego Brytyczy znie chcą oddtajnić jakichś dokumentów
P
patriota
28 lipca 2013, 14:32
Historia lubi się powtarzać. Można by tu sparafrazować Dla większości Polaków nagła śmierć Prezydenta Kacyyńskiego - który miał własną wizję odrodzonego kraju i "stawiał  się" zarówno Unii jak i Putinowi - stanowiła szok i miała wymiar narodowej tragedii. Też katastrofa lotnicza. I tez dalsze zniewalanie Polski - też rękami naszych.
W
wwww
28 lipca 2013, 14:11
Jest tu i teraz. Rozmyślania co by było gdyby? Niestety rozpamiętywanie nie ma nic wspólnego z pamięcią tych wydarzeń. Jestem ciekaw jak napisanoby artykuł o tym coby się stało gdy: 1) Na bramie stoczni stanąłby pan Borusewicz zamiast pana Wałęsy 2) Prawnicy inaczej zinterpretowali 50%+1 przy wyborze pana Jazurelskiego na prezydenta 3) Nie rozbił się samolot w Smoleńsku itd. itp. 
MR
Maciej Roszkowski
4 kwietnia 2019, 18:35
Gdyby ciocia miała wąsy to byłby wujaszek