Brońmy normalności
Trzeba oswoić się ze świadomością, że czas tolerancji dla katolików dobiega – także w Polsce – końca. Środowiska liberalno-laickie chcą nas wypchnąć z przestrzeni debaty publicznej, ośmieszyć, a na koniec wyprowadzić do getta. I jeśli już teraz nie zaczniemy walczyć o normalność, to za kilka, może kilkanaście lat, będzie za późno.
Przesadzam? Otóż nie. Od kilkunastu miesięcy jestem bombardowany kolejnymi pozwami sądowymi. A to dwójka homoseksualistów (ops, przepraszam, homoseksualista i biseksualistka) poczuła się osobiście dotknięta porównaniem (bynajmniej nie prostym) zoofilii i homoseksualizmu. I od razu bach – proces. Wcześniej urażeni porównaniem do prawników z III Rzeszy okazali się adwokaci, którzy z obrony aborcjonistów uczynili swój znak rozpoznawczy. Równocześnie grupa lewaków na portalu Facebook postanowiła założyć sobie „żartobliwą” grupę pod nazwą „Odebrać dzieci redaktorowi Terlikowskiemu i przekazać je parze homoseksualnej”. Prof. Magdalena Środa zaś za każdym razem, gdy ktoś zaprasza ją na spotkanie czy debatę, w których mam brać udział, odpowiada, że z pewnymi ludźmi elita nie rozmawia.
Te rzeczy, choć – oczywiście nie mają ze sobą bezpośredniego związku – układają się w spójny ciąg. Chodzi o to, by dać jasny sygnał, że ludzie o spójnych, katolickich poglądach powinni zostać wykluczeni z debaty. Na razie nie da się tego zrobić, bo jednak większość Polaków myśli jak katolicy (nawet jeśli ma problemy z realizacją katolicyzmu w życiu osobistym), a nie jak Środa. Ale to tylko kwestia czasu. Najpierw wypchnie się katolików z mediów (choćby nękając redakcje pozwami sądowymi, tak by zrezygnowały one z prezentowania pewnych poglądów), później przestanie się z nimi spotykać. A później przyjdzie czas na odmawianie im pewnych praw.
Z polskiej perspektywy może się wydawać, że przesadzam. Ale przypominam, że w Wielkiej Brytanii już nie przyznaje się dzieci do adopcji czy na wychowanie rodzinom, które przyznają, ze wyznają biblijne stanowisko w sprawie oceny homoseksualizmu. A powodem jest obawa przed przekazaniem „homofobicznych” opinii dzieciom. Dziennikarze przedstawiający nauczanie Kościoła są skazywani w procesach w Holandii za „mowę nienawiści”.
Obrona dobrego imienia homo-lobbystów nie oznacza jednak, że chroni się również katolików. Nas, a także na przykład Jezusa Chrystusa, można obrażać bezkarnie. Jaś Kapela bez większej żenady określa katolików mianem „katolicofilów” i „jezusoholików”, a także oskarża księży o pedofilię. I co? I nic! Jemu wolno, bo on jest postępowy, a my katolicy nie mamy w sobie dość odwagi, by złożyć doniesienie do prokuratury. I jeszcze tłumaczymy to miłosierdziem.
A efekt tych zaniedbań będzie taki, jak przedstawia go w „Dzienniku zarazy” Michael O’Brien. Jeśli w końcu się nie zmobilizujemy, to postulat by odbierać dzieci katolikom przestanie być niesmacznym żartem, a stanie się rzeczywistością. Oczywiście nikt nie będzie mówił, że dzieci odbierane są z powodu religii czy światopoglądu. Powody będą inne. „Ograniczenie możliwości odkrywania tożsamości seksualnej”; „ograniczenie swobody wyboru”, „mowa nienawiści”, „narzucanie systemu religijnego”, „kwestionowanie odkryć nauk szczegółowych” albo jeszcze coś innego. A jako że zmiany następują coraz szybciej, to kto wie, czy nie stanie się to już za naszego życia.
Aby temu przeciwdziałać trzeba wreszcie przestać milczeć. Kiedy obraża się Kościół, katolików, niszczy rodzinę czy ośmiesza nauczanie Biblii – nasz głos musi być słyszany. Nie wystarczy pobolewać w domu. Trzeba organizować marsze, wysyłać pozwy do sądów, przeszkadzać w normalnym funkcjonowaniu instytucjom, które opowiadają się przeciwko nam. Trzeba wreszcie otwarcie mówić, co myślimy, nawet jeśli mają nas za to skazywać. I nie chodzi tylko o to (choć to oczywiście jest najważniejsze), by przyznać się do Chrystusa i Jego nauczania przed ludźmi, ale również o to, by nasze dzieci mogły żyć w normalnym kraju, na normalnych zasadach. By nie prześladowano ich za to, że uznają, że homoseksualizm nie jest normą, a aborcja to zwyczajne morderstwo.
Od naszych dzisiejszych decyzji, od odwagi lub jej braku zależy to, jak będzie wyglądał świat za lat dwadzieścia. Lewicy można zarzucić brak rozumu, ale nie brak odwagi. I dlatego to oni wciąż wygrywają. A największymi przegranymi będą nasze dzieci. O nie zawalczmy, dopóki nie jest za późno.
Skomentuj artykuł