Facebook udaje wyluzowanego przyjaciela

Facebook udaje wyluzowanego przyjaciela
(fot. shutterstock.com)

W pewnym eksperymencie szczur naciska dźwignie, a do jego mózgu płynie prąd. Jest mu dobrze. W końcu pada z wyczerpania. Jaki to ma związek z twoim korzystaniem z Facebooka?

Podczas ostatniej przeprowadzki jednym z największych wyzwań okazał się tapczan. Trzeba było go rozkręcić, ale jedna ze śrub się zapiekła. Poprosiłem o pomoc sąsiada, geniusza prac domowych, który później jeszcze wiele razy pomagał mi wyjść z podobnych opresji. Przeanalizował przypadek tapczanu, rozkręcił go dzięki swojej niezawodnej maszynerii i wypowiedział sakramentalne słowa: "Nie będzie śruba nami rządzić".

Gdy w listopadzie 2015 roku postanowiłem odłączyć się od Facebooka oraz radykalnie ograniczyć korzystanie z internetu, przyświecała mi podobna myśl: "Nie będzie internet nami rządził". Nami, czyli mną oraz moimi planami, działaniami, nawykami. Miałem już dość swoich internetowych zwyczajów, żal mi było straconych godzin, które poświeciłem na klikanie. Długo oszukiwałem siebie, wmawiając sobie, że przecież "zdobywam wiedzę, pozyskuję cenne informacje, potrzebuję być na bieżąco".

Bzdura. Dzisiaj patrzę na sieć krytycznym okiem, ale nie wydaje mi się, aby jej porzucenie było potrzebne, a nawet możliwe. Potrzebne i możliwe jest jednak uświadamianie sobie, jak zmieniamy się pod jej wpływem oraz reagowanie na taki stan rzeczy. Sześć godzin - średnio tyle czasu przebywamy w internecie każdego dnia. Tak wynika z raportu firmy Deloitte1 [wszystkie źródła na końcu artykułu]. Ponad 90 dni w sieci każdego roku. Odliczmy czas na sen, a okaże się, że przed ekranem komputera i smarfona spędzamy prawie 40% naszego świadomego życia.

Ile z tych setek godzin jest czasem straconym, to sprawa każdego z nas. Tyle, że marnowanie czasu wcale nie musi być największym problemem. Gorzej z nawykami, stylem życia i sposobem myślenia. Zdania na temat destrukcyjnego wpływu internetu są podzielone. Pojawiają się głosy, aby nie demonizować sieci2. Wpływa na nasze mózgi, ponieważ wszystkie nowe wynalazki na nas wpływają, od nas natomiast zależy, czy wykorzystujemy je sensownie.

Problem w tym, że nie jesteśmy bogami, którzy doskonale wiedzą, jak korzystać z internetu, aby sobie nie szkodzić. Dlatego właśnie słynna metafora noża (możesz nim kroić chleb lub zadźgać sąsiada), nie wydaje się w tym przypadku trafiona. A nawet jeśli wiemy co nam szkodzi, i tak bywamy niewolnikami naszych internetowych przyzwyczajeń.

Twierdzenie, że internet po prostu wpływa na nasze mózgi jak wszystko inne, przypomina zdanie typu: "Jedzenie wpływa na nasze mózgi jak wszystko inne". Ośmielam się twierdzić, że kompulsywne objadanie się fast-foodem oraz zjadanie pięciu wartościowych posiłków dziennie to jednak działania bardzo różne jakościowo. Że oba na nas wpływają - to nie ulega kwestii. Pytanie nie brzmi "czy wpływają?", ale "jak wpływają?". Skoro tak wiele mówi się o zdrowych nawykach żywieniowych, dlaczego nie zastanowić się przez chwilę nad dietą internetową?

Na szczęście mamy już sporo wiedzy na ten temat. Nicolas Carr, laureat Pulitzera i guru w dziedzinie publicystki opisującej internet, napisał: "Dziesiątki badań przeprowadzonych przez psychologów, neurobiologów czy pedagogów prowadzą do tych samych wniosków - kiedy łączymy się z siecią, wchodzimy w środowisko, które promuje pobieżną lekturę i brak koncentracji oraz powierzchowne przyswajanie wiedzy. Internet daje nam wprawdzie łatwy dostęp do ogromnej ilości informacji, ale jednocześnie sprawia, że nasze myślenie staje się bardziej powierzchowne i dosłownie zmienia się struktura naszego mózgu"3.

Osobną sprawą pozostaje pytanie, czy tak przygnębiająca wizja dotyczy internetu w ogóle, czy jego współczesnego kształtu. Tu pojawia się osobny, wielki temat determinizmu technologicznego. Książka Carra mówi raczej o internecie jako takim, ale mniejsza z tym. Ważny jest stan obecny. Sieć zalewa nas lawiną bodźców.

Oczekiwanie na sygnał

Sygnał powiadomienia działa jak narkotyk i nie jest to tylko metafora. W 1954 roku James Olds i Peter Milner, trochę niechcący, znaleźli w mózgach szczurów rejon, którego drażnienie dostarcza przyjemności. To odkrycie okazało się dla nich ciekawsze niż ich pierwotne plany, dlatego poszli za ciosem. W ich eksperymencie "szczury lądują w pomieszczeniu z małą dźwignią. Gdy ją naciskają, prąd zaczyna płynąć do ich mózgów. Jest im tak dobrze, że używają dźwigni co chwila - nawet dwa tysiące razy w ciągu godziny. Zapominają o jedzeniu, piciu i seksie. W końcu padają z wyczerpania"4.

Emily Joffe na łamach Slate Magazine5 już w 2009 roku ostrzegała, że gdy wypatrujemy kolejnych internetowych bodźców przypominamy szczury Oldsa i Milnera. Mechanizm jest taki sam, został z resztą opisany przez Jaaka Pankseppa. Nazwał go "popędem poszukiwania". "Kiedy u ludzi (a właściwie wszystkich ssaków) następuje stymulacja pola bocznego podwzgórza (dzieje się tak za każdym razem, gdy słyszymy dźwięk przychodzącego mejla albo wciskamy klawisz, żeby rozpocząć wyszukiwanie jakiegoś hasła w internecie), wpadamy w błędne koło, w którym każda stymulacja prowokuje nas do podwojenia wysiłku w procesie poszukiwań"6.

Udawany odpoczynek

Wielu z nas zachowuje się jak szczury Oldsa i Milnera. Każdego dnia przez wiele godzin ćwiczymy mięśnie przedramienia. To właśnie one są odpowiedzialne za zginanie palca wskazującego. Poruszanie tym jednym palcem wystarczy, aby skrolować w nieskończoność. Z boku wygląda to jak zastyganie przed monitorem. A jednak to tylko pozory. Nasze mózgi, których praca jest przecież bardzo energochłonna, ciężko pracują. Oceniają przewijające się na ekranie treści pod kątem ich atrakcyjności, aby wybrać najciekawszy. Gdy już klikniemy, okazuje się, że zapowiadało się znacznie ciekawiej, niż jest w rzeczywistości, więc po kilku sekundach wracamy do żmudnego selekcjonowania proponowanych atrakcji. Męcząca robota i duże umysłowe obciążenie.

Facebook tylko udaje wyluzowanego przyjaciela, z którym rozmowa zawsze była odpoczynkiem, nawet jeśli przedłużała się do późnych godzin nocnych. To tylko przebranie. Tak naprawdę jest wampirem energetycznym. Ma zresztą niezłe towarzystwo podobnych sobie - Twitter, Linkedin, portale informacyjne. Próbują nam wmówić, że gdy zapłacimy kliknięciem, dostaniemy odpoczynek, relaks i wiedzę. Tak naprawdę, jeśli korzystamy z nich zupełnie nieświadomie i w sposób destrukcyjny, wysysają z nas siły życiowe. Jak pisze Carr: "Poruszanie się po internecie wymaga szczególnie intensywnej postaci wielozadaniowości umysłu. Oprócz zalewania informacjami naszej pamięci roboczej tego rodzaju żonglerka narzuca naszym zdolnościom poznawczym coś, co naukowcy zajmujący się badaniami mózgu nazywają kosztami przełączenia. Za każdym razem, gdy przenosimy naszą uwagę gdzie indziej, mózg musi dokonać reorientacji, wykorzystując w tym celu kolejne nasze zasoby umysłowe"7.

Szczury Oldsa i Milnera padły z wycieńczenia. Pamiętajmy o tym skrolując, lajkując i tweetując.

Analogowa pustelnia

Czy warto chować się przed internetowymi wampirami w analogowej pustelni? I tak nas znajdą. Lepiej spojrzeć im w oczy. Niech wiedzą, że znamy ich metody. Wtedy można podać im rękę, dając do zrozumienia, że tym razem nie trafili na nieświadome i naiwne dziecko.

Nieustanne uświadamianie sobie własnych internetowych nawyków oraz krytyczne spojrzenie na współczesną sieć powoduje, że przestajemy być chłopcami do bicia.

Im bardziej świadomie korzystamy z internetu, tym mniej boleśnie on wykorzystuje nas.

Źródła

1. http://tvn24bis.pl/tech,80/deloitte-z-internetu-korzysta-25-7-mln-polakow,734751.html
2. http://www.bbc.com/future/story/20120424-does-the-internet-rewire-brains
3. http://wyborcza.pl/1,76842,8034362,Co_internet_robi_nam_z_mozgiem.html
4. http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/1509200,1,wielka-wojna-z-dopalaniem.read
5. http://www.slate.com/articles/health_and_science/science/2009/08/seeking.html
6. S. Turkle,Samotni razem. Dlaczego oczekujemy więcej od zdobyczy techniki, a mniej od siebie nawzajem, Kraków 2013, s. 407.
7. N. Carr, Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg, Gliwice 2013, s. 165-166.

Bartłomiej Surymąż, tata, redaktor w wydawnictwie WAM. Tekst ukazał się pierwotnie na blogu midbar.pl - cyfrowej pustyni, wolnej od zgiełku współczesnego internetu. Tytuł i lead pochodzą od redakcji

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
James Martin SJ

Nie jest to przewodnik, który umożliwi zrozumienie wszystkiego o wszystkim.Pokazuje on raczej, jak odnaleźć Boga w każdym wymiarze swojego życia.

  • Skąd mam wiedzieć, co powinienem w życiu robić?
  • Skąd mam wiedzieć, kim być w życiu?
  • ...

Skomentuj artykuł

Facebook udaje wyluzowanego przyjaciela
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.