Zwykle około początku listopada orientujemy się (nagle), że lato się skończyło – i że jest nam ZIMNO. Ale ponieważ inwestujemy w nasze domy coraz to więcej pieniędzy, zatem zwykły kaloryfer z miejskim „ciepłem”, dostarczanym grubymi rurami, już nam nie wystarcza.
Te pieniądze na nasze mieszkania, domy czy też domki wydajemy także po to, by później wydawać mniej pieniędzy na ogrzewanie. Innymi słowy postępujemy jak każdy roztropny inwestor: najpierw wydajemy więcej, by wraz z upływem czasu wydawać mniej. Oczywiście postępując w ten sposób kierujemy się także innymi przesłankami: próżnością, snobizmem, bezrefleksyjnym zapatrzeniem na wzory pochodzące z krajów, w których zarobiliśmy nasze pieniądze itp.
Najpierw futro
Zanim jednak rozpoczniemy wydawanie pieniędzy na coraz to nowe i lepsze sposoby ogrzewania naszych mieszkań/domów, to rozum nakazuje sprawdzenie, czy lokal (podobnie jak i my sami) jest dobrze „ubrany”. W przeciwnym razie będziemy wydawać krocie na podgrzewanie powietrza Panu Bogu, a ciepło ucieknie. Nasza norka, niezależnie od jej rozmiarów, musi być dobrze ocieplona. Konieczność starannego docieplania mieszkań pojawiła się na świecie dość nagle. Najpierw jako reakcja na kryzys energetyczny po wojnie izraelsko-arabskiej w r. 1973, a później jako dyktowana rozumem konieczność ekonomiczna – i ekologiczna. Na ratunek naszym pieniądzom parującym w powietrze przez nieszczelne ściany i okna przybyły najbardziej nawet zaawansowane rozwiązania technologiczne, z techniką kosmiczną włącznie. Dotyczyło to nota bene nie tylko mieszkań, ale i innych dziedzin życia. To wtedy w turystyce wysokogórskiej pojawiła się sławna płachta NRC, stanowiąca kombinację tworzyw sztucznych i aluminium, która jest pochodną badań nad skafandrami amerykańskich kosmonautów.
Kamery termowizyjne zaczęto stosować do sprawdzania szczelności budynków i likwidowania miejsc, w których przez nieszczelne ocieplenie uciekały nasze pieniądze. Potrafią one uciekać szybko, bo jeśli w metrze kwadratowym osłony termicznej zrobimy pośrodku dziurkę o powierzchni jednego cm² (10.000 x mniejszą od tego metra) to w ogrzewaniu i chłodzeniu „bilans wyjdzie na zero”.
Wnet okazało się, że najsłabszym termicznie miejscem budynku są okna, i że to właśnie przez nie „ucieka” najwięcej ciepła. To uruchomiło badania i produkcję okien próżniowych (dziś standard) z podwójnymi, a z czasem - potrójnymi szybami. Bardziej wyszukane modele to okna z przestrzenią między szybami wypełnioną dla lepszej izolacji gazami szlachetnymi i z oddzielnym ogrzewaniem jednej z szyb.
Nasi pradziadkowie mieli jednak mniej kłopotów… ocieplanie ścian, fundamentów, dachów to dziś osobna, bardzo rozległa dziedzina wiedzy budowlanej. Wiemy już, że dom musi być dobrze otulony, ale nie może być szczelny niczym słoik z marynatami, bo nie będzie się wentylował. Para wodna zbierająca się w różnych miejscach dociepleń – i z różnych powodów – nie zostanie wyprowadzona na zewnątrz, co spowoduje, że pojawią się w ślad za nią niechciane zwierzątka i roślinki oraz grzyby.
Budynki z grubsza rzecz biorąc ocieplamy na dwa sposoby: albo z zewnątrz albo pomiędzy warstwami ścian. Obie szkoły mają swoich zwolenników, za którymi stoją różne racje. Do sporządzania dla naszych domów kołderki, przez którą zimno się nie przedostanie, służą najczęściej styropian, wełna mineralna albo szklana. Każdy z tych surowców jest dostatecznie puchaty, by zatrzymać w sobie powietrze, bo to właśnie ono jest naszym termicznym izolatorem. Do ochrony naszych domów służą także rozmaite membrany przypominające kurtkę z goretexu: przepuszczają w tę i w tamtą stronę – lub przeciwnie, nie przepuszczają – a to wodę, a to ciepło. Słowem są niezwykle wprost mądre.
Okna, o których była już mowa, nie mogą być także nadto szczelne, bo nasze mieszkania by się nie wentylowały, chyba, że są wentylowane przy pomocy urządzeń specjalnie do tego przeznaczonych. Z kolei te urządzenia potrzebują prądu, filtrów, stałej konserwacji… kalkulowanie wydatków i oszczędności dla rodzaju ogrzewania to cała wiedza techniczno-ekonomiczna. Życzymy powodzenia.
Podgrzewanie od środka.
Kiedy dobierzemy dla naszego domu stosowne futro (którego rodzaj i konstrukcja zależna jest często także od rodzaju ogrzewania, które planujemy założyć), to czekają nas poważniejsze decyzje finansowe: czym grzać? W Krakowie ogromna ilość nowo budowanych mieszkań przyłączana jest do miejskiej sieci ciepłowniczej. Ma to swoje zalety, ale rodzi zależność od centralnego sterowania. A to nie każdy lubi. Płacąc za mieszkania płacimy więc niekiedy za inne sposoby ogrzewania: małe kotłownie opalane gazem lub olejem, ogrzewanie elektryczne. Kraków, w którym czystość powietrza pozostawia wiele do życzenia, likwiduje powoli ostatnie paleniska piecowe w starych domach i zastępuje je ogrzewaniem gazowym. Ale obecność ognia w domu, czy to w postaci kominka, czy tzw. „kozy” jest silna pokusą. Ponieważ w naszych kominkach nie palimy węglem, ale drewnem, więc i dym wydostający się z komina nie jest wielkim wrogiem środowiska.
Urok ognia
Nie daje się z niczym porównać. Jeden z ojców XX-wiecznej architektury, Amerykanin Frank Lloyd Wright uznawał palenisko domowe za tzw. serce domu i wokół niego konstruował wszystkie pozostałe domowe funkcje i pomieszczenia. Ogień, szczególnie otwarty, jego widok, zapach paleniska, wszystko to dotyka naszych atawizmów, wielowiekowej pamięci, która z kolei narzuca człowiekowi (i towarzyszącym mu zwierzętom!) powiązanie ognia z posiłkiem, ciepłem, gromadzeniem się członków domowej społeczności. Piszący te słowa jest niepalący. Ale nic tak nie ociepla atmosfery w zmarzniętej kolejce do wyciągu narciarskiego jak zapach dymu, niechby był i papierosowy, rozchodzącego się w zimowym powietrzu. To właśnie nasze atawizmy i skojarzenia dają znać o sobie.
Ulokowanie ognia w nowoczesnym polskim budynku nie jest jednak łatwą rzeczą, bo regulują je liczne - i nie zawsze jasne - przepisy zawarte w prawie budowlanym. I pomyśleć, że stanowiące do dziś symbol Paryża wysokie kamienice z czasów przebudowy przez barona Haussmanna ogrzewane były kominkami… niekiedy mikroskopijnych rozmiarów – ale zawszeć to kominek. Nikt nie używał wtedy żaroodpornych szyb, kominek z otwartym ogniem, żeliwnym wkładem, parawanem odbijającym iskry lub ażurowymi, żeliwnymi drzwiczkami, służbą która go rozpalała i w nim paliła i dostarczała opał – to był cały mechanizm. Paryskie obyczaje kominkowe regulowały precyzyjne przepisy, które wynikały wprost z projektu budynków. Kamienice paryskie miały (mają do dziś!) po siedem kondygnacji i były zaprzeczeniem Anglii, składającej się w całości z jednopiętrowych domostw. Domostw z kominkami rzecz jasna. Jedno jest pewne – zawód paryskiego strażaka nie był w tamtych czasach łatwym chlebem…
Dziś kominek otwarty pełni głównie funkcję dekoracyjną. Nie sposób regulować w nim procesu spalania, dlatego też większość energii uchodzi przez przewód kominowy. Wszystkie pozostałe typy domowego ognia regulowane są poprzez odgrodzenie ognia od świata przed kominkiem. Najczęściej przy pomocy żaroodpornej szyby. Ogień oglądamy wtedy niczym w telewizji. Odpowiada to naszej „czystej”, miejskiej wizji świata (przyroda i kontakt z naturą jest „brudny” a cywilizacja – „czysta”). Ale oczywiście taki właśnie, odgrodzony kominek jest też wymogiem zdrowego rozsądku, bo oszczędza paliwo, a zatem i jego zasoby na małej, zadymionej Ziemi, na której lasów jest coraz mniej, a samochodów coraz więcej. Wygląda więc na to, że otwarty ogień w kominku miejskiego domu stanie się kosztownym kaprysem dla wybranych. To nie brzmi romantycznie, ale jest nakazem chwili. Trudno - miłe Panie i szanowni Panowie – romantyczne chwile na futrze przed trzaskającym kominkiem wydają się stawać częścią historii.
Skomentuj artykuł