Polska z kwiaciarni słynąca - kiedyś, a teraz?
Kiedyś wystarczył jeden skromny, przekrzywiony goździk. Te czasy dawno już minęły. Kiedyś wszystko było proste i oczywiste. W każdym mieście z powodzeniem funkcjonowało co najmniej kilkanaście kwiaciarni (najlepiej radziły sobie te, umiejscowione niedaleko cmentarzy, a wszystkie przeżywały złote chwile podczas popularnych imienin).
W zasadzie w każdej z nich sprzedawano to samo, żelazny zestaw kwiatowy, składający się z kilku zaledwie opcji do wyboru: goździki - o bardzo ogólnych i szerokich zastosowaniach, cmentarne chryzantemy czy nieśmiertelne róże. I to w zasadzie było wszystko. Czasem, w niektórych, większych kwiaciarniach pojawiały się jakieś dodatkowe atrakcje, w postaci nietypowych, oryginalnych kwiatów. Ale nie było łatwo przebić się z taką ofertą, wiadomo przecież nie od dziś (a co najmniej od czasu słynnego wywodu inżyniera Mamonia z filmu "Rejs" o tym, że nie można lubić czegoś, czego się nie zna), że Polacy nie są zbyt otwarci na nowości, a poza tym - takie kwiaty były zawsze droższe od tych zwyczajnych. Nie było też wielkiego wyboru w kwestii przybrania - na podorędziu zawsze była dyżurna gałązka asparagusa i kolorowa, często karbowana wstążka.
Wszystko zaczęło się zmieniać na początku lat dziewięćdziesiątych. Polacy coraz częściej szukali czegoś innego. W kwiaciarniach musiała się więc pojawić zupełnie nowa oferta. Na początku zauważyć można było sporą ekspansję kwiatów doniczkowych - to wtedy, kiedy Polacy zrozumieli, że kwiat niekoniecznie musi być cięty. A więc coraz łatwiej można było kupić rozmaite odmiany orchidei, popularne gwiazdy betlejemskie czy kaktusy o niezwykłych kształtach. Z czasem znacznie rozszerzyła się także oferta kwiatów ciętych.
Prawdziwa rewolucja zaszła natomiast w kwestii ozdabiania bukietów i przygotowania wiązanek. Na jej czele stali ci najodważniejsi, którzy zaczęli zakładać kwiaciarnie alternatywne, czyli sklepy, gdzie można było kupić najbardziej wyrafinowane i niezwykłe kwiatowe kompozycje, zwykle przygotowywane specjalnie na daną okazję, dostosowane np. do klimatu imprezy czy koloru dominującego w wystroju sali, w której miała się odbywać.
Układanie kwiatów zaczęto coraz częściej uważać za prawdziwą sztukę, a najlepsi adepci tej dziedziny z niewielkich pomieszczeń, w których zwykle znajdowały się prowadzone przez nich punkty, szybko trafiali na plany filmowe, wielkie imprezy masowe czy do studiów telewizyjnych. Wszędzie tam przecież potrzebnych jest dużo kwiatów, na dodatek - kwiatów dobrze ułożonych. Ci, którzy nie zostali przechwyceni przez wielki przemysł rozrywkowy, z coraz większym powodzeniem zaczęli prowadzić swoje punkty sprzedaży detalicznej, a ich obroty rosły z każdym rokiem.
Z powodzeniem wprowadzali w życie najbardziej fantastyczne pomysły, wykorzystując poznawane latami triki (np. budowanie konstrukcji wiązanki z fantazyjnie powykręcanego, ale dobrze ukrytego drutu) i zaskakujące materiały (kto by np. pomyślał, że świetnym uzupełnieniem bukietu będą… zwykłe gruszki). Dziś trudno wyobrazić sobie bez ich produktów elegancką imprezę. Przecież nikt nie wybierze się już na takąż ze zwykłym goździkiem.
Skomentuj artykuł