Ryzyko, które opłaci się na wieki

(fot. shutterstock.com)
Adrian Wawrzyczek

Nawyki, przyzwyczajenia, poglądy, ulubione miejsca i zaufani ludzie. To wszystko składa się na tzw. "strefę komfortu", skąd w ogóle pomysł, by z tego rezygnować?

Można narzekać na rzeczywistość, nie próbując jej przemienić. Rzucać przekleństwami, złościć się na Pana Boga, obwiniać innych ludzi, skarżyć się na pasmo niekorzystnych zdarzeń. Można też podjąć ryzyko wypłynięcia na głębie, które... po prostu się opłaca!

Niebezpieczna strefa bezpieczeństwa

DEON.PL POLECA

Nawyki, przyzwyczajenia, poglądy, ulubione miejsca i zaufani ludzie. To wszystko składa się na tzw. "strefę komfortu", w której czujemy się bezpiecznie. To taka przestrzeń, w której zawsze możemy się schować przed tym, co trudne czy nieznośne... Zatem skąd w ogóle pomysł, by z tego rezygnować?

Problem zaczyna się wtedy, gdy strefy komfortu trzymamy się kurczowo, bojąc się wszystkiego tego, co "na zewnątrz". Taki stan nie tylko nie jest rozwijający, ale niekorzystnie wpływa na życie psychiczne i duchowe, niszczy otrzymane talenty i relacje międzyludzkie. Wszak nie od dziś wiadomo, że kto się nie rozwija, ten się cofa. W takim kontekście to "bezpieczne gniazdko" może stać się przekleństwem. Więzieniem, w którym zmarniejmy i zmarnujemy ten wspaniały Boży dar, jakim jest życie.

Nie opuszczaj. Rozszerz!

Nie lubię myśleć o strefie komfortu, jako czymś co trzeba pozostawić. Jeśli już, to tylko na chwilę. Wolę myśleć o niej jak o domu, do którego powraca się po całym dniu pracy.

Kiedy pracuję, uczę się nowych rzeczy czy poznaję nowych ludzi, wychodzę poza moją strefę komfortu. Kiedy wracam "do siebie", mogę podładować swoje zasoby psychologiczne (poczucie bezpieczeństwa czy "swojskości" niczym smartfona rozładowanego działaniem poza dostępem do źródła prądu.

Takie "wycieczki" poza to co dobrze znane i bezpieczne, nigdy nie pozostają bez wpływu na mnie. Rozszerzają się wówczas moje granice, a strefa komfortu staje się nieco większym "terytorium". W tej kwestii działa również bardzo prosta zależność. Im częściej taka podróż się odbywa, tym bardziej rośnie przestrzeń, w której czujemy się swojsko. Jednak by to osiągnąć trzeba nauczyć się żyć z dyskomfortem związanym z przekraczaniem własnych granic.

Brian Tracy, autor licznych bestesellerów z dziedziny rozwoju osobistego i psychologii sukcesu, twierdzi, że taki proces "rozszerzania" to naturalna tendencja człowieka opuszczającego pierwotną strefę komfortu. Definiuje go jako dążenie do zbudowania nowej strefy, która niejako odtworzy poprzednią i zapewni mu dobre samopoczucie. Tracy w książce, pt. "Maksimum osiągnięć" pisze: "Osiągnięcie większych sukcesów i szczęścia możliwe jest tylko wtedy, kiedy jesteś skłonny zmierzyć się z uczuciami dyskomfortu i niepokoju, które nie opuszczą cię w procesie tworzenia nowej strefy komfortu na wyższym poziomie efektywności."

Chcesz pójść za Nim? Komfortowo NIE BĘDZIE!

Nieustanne przekraczanie granic i rozszerzanie strefy komfortu to również zadanie, które jest nam stawiane przez Jezusa Chrystusa. Nauka Syna Bożego wielokrotnie budziła i wciąż budzi dyskomfort i niepokój po stronie jej odbiorców. Miłowanie nieprzyjaciół, nadstawianie drugiego policzka, wiara przenosząca góry czy zbawienie poprzez zwycięstwo na krzyżu to nie są rzeczy, które mieszczą się w bezpiecznej i łatwej do zaakceptowania strefie. Podążanie za Nauczycielem wymaga nieustannej otwartości na zmiany i pokonywanie własnych ograniczeń.

Każdy, kto świadomie zdecydował się podążać za Jezusem, uznając Go za swojego Jedynego Pana i Zbawiciela, najpewniej może potwierdzić, że jego życie nie stało się zdecydowanie łatwiejsze czy o wiele bardziej wygodne. Często jest wręcz przeciwnie - diabeł jeszcze mocniej próbuje działać tak, by odciągnąć nas od bycia wiernym tej decyzji. Nie ma mowy o komforcie, ale jednocześnie taka odwaga przemienia serce. Im dłużej przebywamy z Jezusem i staramy się żyć w zgodzie z jego nauką, tym częściej stajemy się zaprawieni do znajdowania szczęścia w każdej sytuacji. Stajemy się przez to jak święty Paweł, który w Liście do Filipian (4,12) pisze: "Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony".

Taka jest droga zbawienia. Nie jest ani łatwa, ani komfortowa. Wymaga wielokrotnego przekraczania własnych zasieków bezpieczeństwa i dostosowywania się do zmiennych kolei życia. Kończy się jednak szczęśliwie, bo życiem wiecznym w niebie. To ryzyko, które zawsze się opłaci i które trzeba podjąć!

Adrian Wawrzyczek - mąż, tata, dziennikarz, bloger (jakogarnac.pl), specjalista social media. Autor książki Ogarniacz. Opanuj swoją codzienność

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ryzyko, które opłaci się na wieki
Komentarze (1)
Zbigniew Ściubak
5 lutego 2018, 11:48
1. Pełna racja z opuszczaniem strefy komfortu. Tak naprawdę jest to odkrywanie prawdy. Prawdy o sobie, prawdy o ludziach, prawdy o religii. Są dwie siły i tendencje. Pierwsza chce ludzi zamknąć w "strefach komfortu"i to niezależnie od tego, czy te strefy są natury hedonistycznej i masochistycznej. Druga chce by ludzie byli wolli i szukali prawdy. A kto szuka ten znajduje. Ale szukać prawdy to WYJŚĆ, także z samego siebie, to ZOSTAWIĆ właściwie wszystko. Chrześcijaństwo jest takim szalonym wyjściem: "Kto chce zachowac swoje życie straci je. A kto je straci z mojego powodu, ten je zachowa". 2. Brian Tracy to głupek. Piszę to z całą odpowiedzialnością, mając świadomość, że jest to określenie dość łagodne. To autor stosu książek, których jedynym celem jest zarabianie pieniędzy dla Autora, i których wartość (także w związku z tym) nie jest zerowa tylko ujemna.