Warto walczyć o związek do utraty tchu? 7 pułapek na drodze do miłości
Jakich błędów unikać, aby rozsądnie prowadzić znajomość oraz nie wpaść w "sidła miłości"? Opowiem wam historię, która całkowicie zmieniła moje życie.
Prowadzisz samotne życie, aż pewnego dnia przypadkowo spotykasz cudowną dziewczynę. Natychmiast stwierdzasz, że w końcu znalazłeś prawdziwą miłość i musisz o nią walczyć z całych sił. Zanim posłuchasz rodzinnych porad, jak starać się o dziewczynę… nim zaczniesz naśladować swojego ulubionego bohatera filmowego, przeczytaj poniższy tekst.
Dowiedz się, jakich błędów unikać, aby rozsądnie prowadzić znajomość oraz nie wpaść w "sidła miłości". To historia, która całkowicie zmieniła moje życie.
Media promują typ mężczyzny, który musi starać się i walczyć o miłość swojego życia. W każdym filmie czy serialu, bohater biega za kobietą, miesiącami udowadniając jej swoje uczucia. Na początku kobieta jest nieczuła i oschła, ale z czasem zaczyna zauważać swojego adoratora aż w końcu stają się parą i są szczęśliwi.
Niestety ten scenariusz nie sprawdza się w rzeczywistości. Romantyczni panowie, którzy starają się o kobietę, najczęściej dostają kosza lub notorycznie słyszą słowa "zostańmy przyjaciółmi". Wielu z nich ma złudne nadzieje, że bycie przyjaciółmi to zaledwie krok od związku. Poniższa historia sprawiła, że po wielu latach życia w dziwnym letargu i błądzenia po labiryncie, wreszcie zacząłem pracować nad sobą.
Życie z perspektywy nieśmiałego chłopca
Życie nieśmiałych osób nie jest łatwe. Brak pewności siebie sprawia, że człowiek czuje się zagubiony, boi się, że jeśli będzie walczyć o swoje dobro, narazi się innym ludziom. Nieśmiałość przez wiele lat była mi bardzo bliska, ale za wszelką cenę próbowałem ją zatuszować przed innymi. Z marnym skutkiem. Rówieśnicy w szkole szybko wyczuwali moją "niespójność" i często udawało im się manipulować mną.
W relacjach z płcią piękną, wcale nie było lepiej. Gdy zobaczyłem ładną dziewczynę na szkolnym korytarzu, całymi tygodniami wypatrywałem jej podczas przerw i snułem marzenia o tym jak jesteśmy parą, chodzimy razem za rękę i wszyscy nam zazdroszą… Niestety, często byłem zbyt nieśmiały żeby podejść i przywitać się, a jeśli jakimś cudem mi się to udało, robiłem to tak niepewnie, że dziewczyny nie traktowały mnie poważnie. Nawet gdy rozpocząłem studia, miałem duże grono znajomych i rozwinąłem się na tyle, że wszyscy uważali mnie za "ogarniętego faceta", to w środku był nadal we mnie ten nieśmiały chłopczyk, który boi się kobiet.
Pułapka 1. Czekanie na cud
Rok 2010. Zwykły, piątkowy wieczór. Na jednej z dyskotek ujrzałem pewną dziewczynę. Niska, szczupła, czarne włosy, brązowe oczy i cudowny uśmiech. Była piękna.
Regularnie pojawiała się w tym klubie z kilkoma koleżankami, więc mogłem działać bez pośpiechu i przyjrzeć się jej bardziej. Nie upijała się, za to spokojnie bawiła się w gronie swoich znajomych, skuecznie eliminując jakiekolwiek próby podrywu ze strony mężczyzn.
Bałem się do niej podejść, ale oczywiście tłumaczyłem sobie, że gdybym to zrobił, z pewnością uznałaby mnie za jakiegoś napaleńca. Wolałem stać bezczynnie i nie robić nic. Przecież to takie wygodne i bezpieczne. Czekałem na cud. I chyba ten cud się wydarzył, bo pewnego razu, jedna z jej koleżanek sama do mnie podeszła, żeby się zapoznać. Okazało się, że spodobałem się którejś z tych koleżanek, ale nie miała śmiałości do mnie podejść. Szybko wykorzystałem sytuację, żeby się zapoznać z tą właściwą, która mnie interesowała, ale w rozmowie byłem bardzo spięty, że sam nie do końca wiedziałem co mówię... nie brakowało głupich tekstów oraz prób popisywania się, jak wspaniale tańczę na parkiecie. Oczywiście był to taniec solo, bo bałem się ją poprosić do tańca. Tragedia.
Płomyk nadziei rozbłysnął bardziej, gdy okazało się, że studiujemy na tej samej uczelni i widujemy się czasami na kortyarzach. W kolejnych tygodniach znajomość z tą "idealną dziewczyną" i jej najlepszą przyjaciółką zaczęła się rozwijać... a raczej pozornie rozwijać, bo opierała się na rozmowach na portalach społecznościowych i koleżeńskich wizytach w klubach, ale dla mnie wtedy to była droga do serca kobiety. Eh.
Pułapka 2. Znajomość na odległość?
Psychologowie twierdzą, że aby zbudować i utrzymać dobrą i zdrową relację z drugą osobą, odległość między miejscami zamieszkania nie powinna przekraczać 50 km, więc bardzo się zmartwiłem, gdy okazało się, że ona jest przyjezdną studentką, w moim mieście mieszka tylko tymczasowo, a jej dom rodzinny jest prawie 200 km od uczelni. Nie zraziło mnie to. Przecież jest tyle par i związków na odległość. Ludzie widują się co kilka tygodni, a mimo to są szczęsliwi i sobie wierni.
Krążyłem wokół koleżanek jak satelita i byłem na każde ich zawołanie. Zawsze bardzo miły, pomocny i bezkonfliktowy. Nadal bałem się spotkania we dwójkę, więc zadowalałem się koleżeńskimi wyjściami na miasto, a wieczorami układałem milion planów co będzie, jak już będziemy parą.
Tygodnie mijały, ja się coraz bardziej nakręcałem marzeniami. Zbliżały się wakacje i na ostatniej imprezie przed jej wyjazdem spotkałem ją w klubie. Była z jakimś chłopakiem z jej okolic. Załamałem się, ale próbowałem udwawać, że nic się nie stało. Chyba z marnym skutkiem, bo w końcu jej przyjaciółka podeszła do mnie i powiedziała "To jest jej przyjaciel. Znają się długo, ale to nie jest to...".
Marne pocieszenie. Ona wyjechała z nim do swojego miasta na prawie 3 miesiące, a ja zostałem bez niczego... ani numeru telefonu, ani jakiegokolwiek kontaktu. Tak, bałem się nawet zapytać o numer.
Po paru tygodniach stanąłem znów na nogi. Stwierdziłem, że nie ma sensu się zamartwiać, bo przecież to było zwykłe koleżeństwo. Nie byliśmy parą i raczej nigdy nie będziemy. Minęły wakacje, ona wróciła na studia, ale już znajomość się ochłodziła. Traktowałem ją jak zwykłą koleżankę. Przestało mi zależeć.
Niestety nie wyciągnąłem żadnych wniosków z mojego zachowania, więc było tylko kwiestią czasu, że po raz kolejny się rozczaruję.
Pułapka 3. Może za drugim razem się uda…
Sprawa wróciła pod koniec 2011 roku, kiedy zacząłem dostawać różne miłe smsy z obcego numeru. Szybko zdałem sobie sprawę, że jest to właśnie ona i od razu poczułem się jak bohater filmowy. Tłumaczyłem sobie, że "najwidoczniej ona sobie wszystko przemyślała i dojrzała do tego, że widocznie jestem fajnym gościem". Bardzo szybko zainwestowałem w rozwój tej znajomości.
Pisała do mnie codziennie, często sms-owaliśmy do późnej nocy. Znów zaczęliśmy chodzić do klubów kilka razy w tygodniu - ale niestety w trójkę - przyjaciółka też musiała być.
Znowu zaczęło mi bardzo zależeć na niej. Po kilku tygodniach ogarnięty stresem drżącymi rękami wyklepałem smsa, który miał umówić nas na spotkanie. O dzwonieniu nie było mowy. No przecież zeżarłby mnie stres, nie wspominając o tym, że z każdą sekundą klucha w gardle rosła.
Bardzo nieśmiało zaprosiłem ją na wspólne zakupy. Odpowiedź przyszła szybko i było w niej milion argumentów, że nie ma czasu i dlaczego napisałem jej dopiero teraz, a nie kilka dni wcześniej.
W głowie przytoczyłem wiele wytłumaczeń jej zachowania,że nieśmiała, że zabiegana, że ją zaskoczyłem tym smsem. Spróbowałem tydzień później. Oczywiście z kilkudniowym wyprzedzeniem - tak jak prosiła. Odpowiedź niestety przewidywalna... w ten dzień nie mogę, bo... "bla bla bla".
Próby usilnego umówienia spotkania i logicznego przekonywania kobiet do swojej osoby nie są zbyt dobrą metodą na zbudowanie związku. Niestety wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Pułapka 4. Do trzech razy sztuka? A jeśli nie, to foch
Trzecia próba na umówienie spotkania była kilka tygodni później... też usłyszałem tysiąc wymówek.
Puściły mi nerwy, ale nie robiłem awantury, tylko najzwyczajniej w świecie strzeliłem focha i przestałem się odzywać bez podania powodu. Doszedłem do wniosku, że nie warto inwestować w tę znajomość, bo to nie ma sensu.
Po kilku dniach przyszedł sms z przeprosinami. Bardzo szybko mnie ugłaskała i zaproponowała,że możemy spotkać się w trójkę. "Dobre i to"- pomyślałem. Znajomość znów rozkwitła i znów skakałem przy nich jak pchła na psie. Spotykaliśmy się raz w tygodniu (w trójkę!) i codziennie wysyłaliśmy sobie dziesiątki smsów.
Bardzo często, kiedy ja wyrażałem jakieś swoje zdanie albo opinię, z którą ona się nie zgadzała, kończyło się to kłótniami i ogólną obrazą obu stron. Z perspektywy czasu widzę, że zachowywaliśmy się, jak rozkapryszone dzieci w piaskownicy, a nie jak dorośli ludzie. Obrażanie się nie jest dobrym sposobem na rozwiązanie konfliktu.
Pułapka 5. Staraj się o nią, bo lepsza ci się nie trafi
Jakże często słyszymy te słowa na spotkaniach rodzinnych lub wśród znajomych. Podświadomie czujemy presję, że ta znajomość musi się udać, bo w przeciwnym wypadku znów będzie trzeba tłumaczyć się, że coś nie wyszło… a przecież nikt nie chce być postrzegany jako nieudacznik.
W tamtą znajomość byłem bardzo zaangażowany i nie wyobrażałem sobie, że można ją zakończyć. Mimo, że byliśmy "tylko przyjaciółmi", liczyłem, że ta relacja się rozwinie. Nawet po cichu snułem plany, że jednym ze sposobów zatrzymania tej dziewczyny w moim mieście, byłyby… zaręczyny. Tak, dobrze czytasz. Zaręczyny. Ułożyłem plan, że w przeciągu roku muszę ją w sobie rozkochać - nim skończy studia i wyjedzie z mojego miasta na stałe.
Do dziś za bardzo nie wiem, co mną kierowało… zbyt duża ilość romantycznych filmów, dziwne rady znajomych, a może chęć pokazania rodzinie, że będę brał ślub i robił duże wesele…
Nałożyłem na siebie tak ogromną presję, że nie dawałem sobie możliwości na jakiekolwiek niepowodzenie. Uśmiecham się za każdym razem, gdy przypominam sobie tamtą sytuację. Logika (a raczej jej brak) była w moim wykonaniu powalająca.
Pułapka 6. Zachowaj czujność! Zbliża się konkurencja
Historia nabrała rumieńców w lutym 2012, kiedy w scenariuszu pojawił się nowy bohater - kolega z jej grupy. Widać, że jemu również zależało, więc zaczął się wyścig... o to kto będzie z nią tańczył w klubie, o to kto ją odprowadzi - dosłownie wyrywaliśmy ją sobie. Kiedy widziałem, że on ją przytula na parkiecie włosy stawały mi dęba... Ja nienawidziłem go, a on mnie. Przypominało to trochę rywalizację dwóch łosi.
Punkt krytyczny osiągnąłem podczas powrotu z jednej z bardzo udanych dyskotek. Świetnie się z nią bawiłem i było jak w bajce, ale już powrót był zdominowany przez niego. Szli powoli, przytulając się, a ja podążałem za nimi z jedną jej przyjaciółek i rozmawialiśmy o mało istotnych rzeczach. Cały czas kontrolowałem ich zachowanie, a złość zaczynała we mnie kipieć. Nadszedł czas na ostatnią wymianę zdań przed rozejściem się. Pomyślałem "teraz albo nigdy - pocałuję ją - niech tamten widzi kto tu rządzi".
Nastąpiło ogólne zdziwienie. Dziewczyna była bardzo zaskoczona i zakłopotana, a jej przyjaciel chyba nie do końca wierzył w to co zobaczył. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i rozeszliśmy się. Do domu wracałem cały w skowronkach, że postawiłem na swoim i teraz tylko godziny dzielą nas od bycia parą. Było prawie tak jak na filmach.
Jakąś godzinę po powrocie do domu dostałem sms... "Nigdy więcej mnie tak nie zaskakuj. Dobrze?". W tym momencie zrozumiałem, że jestem spalony.
Pułapka 7. A może jednak…
Następnego dnia dostałem sms od niej. "Hej. Jestem z koleżanką i nie mamy pomysłu na wieczór... chcesz się dołączyć?"... zdziwiłem się, ale zaryzykowałem. Może tym razem wsyzstko przemyślała i jednak będzie happy end?
Niestety nie. To było znów koleżeńskie spotkanie. Z dnia na dzień byłem coraz bardziej zagubiony, nie potrafiłem się odnaleźć. Wiedziałem, że ta znajomość się kończy. ale nie widziałem nic poza nią. Zaczęła mi pisać jakieś historie o facecie, z którym się spotykała w czasach liceum, ale tak naprawdę nigdy ze sobą nie zerwali.
Kiedy zacząłem jej doradzać, a ona odpisała "Ty nic nie rozumiesz... po prostu bądź kumplem i wysłuchaj mnie... po prostu BĄDŹ KUMPLEM..." zrozumiałem, że ta znajomość nigdy nie miała sensu i nic dla niej nie znaczę. To jedynie zwykłe koleżeństwo.
Nowe życie, nowe wyzwania, nowe możliwości
Minęło kilkanaście tygodni, żebym wrócił do normalności. Na szczęście uświadomiłem sobie, że muszę zacząć pracować nad swoją nieśmiałością. I stało się. Zacząłem inwestować we własny rozwój - zainteresował mnie temat relacji międzyludzkich, dokształcałem się w dziedzinie siły podświadomości, mowy ciała, mimiki twarzy i roli gestów w życiu człowieka.
Rozwinąłem umiejętności przemawiania publicznego, zacząłem korzystać z wielu różnorodnych kursów, co znacząco przełożyło się na pewność siebie i radzenie sobie ze stresem. Nauczyłem się działać, a strach często jest dodatkową motywacją. Nieraz już słyszałem od dawnych koleżanek "Zmieniłeś się. Kiedy się poznawaliśmy byłeś chłopcem...". Nie ma nic bardziej motywującego do dalszych zmian.
Niedługo później zmieniłem pracę na bardziej satysfakcjonującą. Relacje z płcią piękną także zaczęły się lepiej układać - na początek wystarczyło uświadomić sobie błędy, które popełniałem i po prostu ich unikać. Było ich przecież mnóstwo.
Pewnie ciekawi cię Drogi Czytelniku, co stało się z tamtą dziewczyną?
Zerwałem z nią kontakt, ale po kilku miesiącach ona próbowała odnowić znajomość. Pisała do mnie, a ja ignorowałem, robiła wyrzuty, a ja ignorowałem... w końcu usłyszałem, że "chciałaby żeby było jak dawniej!".
Nie. Nie będzie jak dawniej, bo ja się zmieniłem i już nie chcę być taki jak kiedyś.
W 2014 roku wróciła do mojego miasta na studia podyplmowe. Spotkaliśmy się przypadkiem na dyskotece. Podszedłem, przywitałem się z nimi i poszedłem się bawić w drugim końcu parkietu. Już wtedy dostrzegłem, jak bardzo się zmieniłem. Nie czułem złości, nie czułem żalu. Po prostu stałem się innym człowiekiem, który zamknął pewien etap w swoim życiu.
Z tego co wiem, obecnie tamta dziewczyna jest w szczęśliwym związku z mężczyną, z którym wtedy rywalizowałem. Bardzo się z tego cieszę i życzę im samych sukcesów. W głębi serca także dziękuję tej dziewczynie, ponieważ gdybym jej nie poznał, i nie przeżył tego kryzysu, zapewne do tej pory byłbym nieśmiałym chłopcem, który wierzy w filmową miłość i czeka na cud, bo nie ma odwagi działać.
Z pewnością są Czytelnicy, którzy uznają tę historię za nieudolne, chłopięce próby przekonania niezainteresowanej kobiety do swoich uczuć, a i znajdą się tacy, którzy znajdą w niej jakąś część swojego życia.
Nieco przypomina ona starania Stanisława Wokulskiego o miłość Izabeli w "Lalce" Bolesława Prusa. Dzielę się nią, ku przestrodze, gdyż niestety spotykam na swojej drodze prawie 40-letnich, samotnych mężczyzn, którzy liczą, że kolejny bukiet, drogi prezent, czy kolacja w ekskluzywnej restauracji sprawi, że niezainteresowana kobieta nagle zmieni zdanie i zacznie odwzajemniać uczucia.
Życie to nie film, dlatego to nie zadziała; zatem gdy usłyszysz porady typu "jeśli raz ci odmówiła, to spróbuj jeszcze raz", zastanów się czy rzeczywiście warto. Może lepiej dać spokój i poświęcić czas na poznawanie kolejnych, bardziej zainteresowanych, dziewczyn…
Dla mnie przełomowy okazał się rok 2012, a dla Ciebie który rok stał się początkiem nowego życia?
Zbyszek Chęciński - zawodowo - specjalista w międzynarodowej firmie, prywatnie - miłośnik psychologii, samorozwoju, motywacji i poszerzania strefy komfortu. W młodości dość nieśmiały i skryty. Od 2012 roku intensywnie pracuje nad swoim charakterem. Z czasem poszerzanie strefy komfortu oraz dążenie do zwiększenia pewności siebie, przerodziły się w jego hobby. Nadal pracuje nad najlepszą wersją siebie i jednocześnie pomaga innym w znalezieniu drogi do satysfakcjonującego życia
Skomentuj artykuł