Wstałem z wózka, żeby nikt nie zasłaniał mi żony
Były żużlowiec Krzysztof Cegielski, którego karierę przerwał poważny wypadek na torze, nie kryje dumy z sukcesów żony - Justyny Żurowskiej, koszykarki kadry i mistrza Polski Wisły Kraków. "Wstałem z wózka, by nikt nie zasłaniał mi na meczach żony" - powiedział sportowiec.
Cegielski, uznawany niegdyś za jeden z największych talentów polskiego żużla, w czerwcu 2003 roku podczas meczu ligowego w Szwecji doznał bardzo poważnego urazu kręgosłupa. Od wypadku poruszał się na wózku, ale w ubiegłym roku porzucił sprzęt rehabilitacyjny. Nadal jednak ćwiczy i przechodzi zabiegi usprawniające poruszanie.
- Musiałem stanąć na nogi, by nikt na meczach nie zasłaniał mi żony. Jestem z niej dumny i czuję się doskonale przeżywając z nią jej sukcesy. Cały czas ćwiczę, mniej więcej dwie godziny dziennie i uczę się na nowo poruszać. Nie mam konkretnego celu, do którego dążę za wszelką cenę. Najważniejsze, że sam czuję, iż jest lepiej. Szczerze mówiąc nie wiem, gdzie są granice mojego organizmu - powiedział PAP 35-letni Cegielski.
Jak przyznał, stara się być na wszystkich spotkaniach żony i nie ukrywa, że bardzo emocjonalnie podchodzi do rywalizacji na parkiecie.
- To jasne, że nie mogę obojętnie patrzeć na to, co Justyna robi. Wiem, jak dużo pracy, czasu i serca wkłada w treningi, w to, co kocha. Przeżywam jej mecze bardzo emocjonalnie. Staram się być na każdym spotkaniu, chyba, że jest to tak odległe miejsce, jak Stambuł czy Jekaterynburg. Ostatnio nie byłem w Krakowie na pierwszym meczu finału, gdyż komentowałem żużlową GP w Warszawie. Muszę przyznać, że było mi ciężko "wejść" w komentarz, gdy dowiedziałem się, że Wisła przegrała z Artego. To był fatalny dzień, bo i zawody Grand Prix były nieudane pod wieloma względami - wspomniał.
Równie emocjonalnie podchodzi do startów żużlowych, gdy na tor wyjeżdża jego przyjaciel Janusz Kołodziej, zawodnik Unii Tarnów.
- Koszykówkę przeżywam bardziej niż zawody na torze, no chyba, że startuje mój przyjaciel Janusz Kołodziej. Komentowanie spotkań speedwaya w telewizji, gdy nie ma Janusza, to czysta przyjemność - zdradził.
Cegielski cieszy się, że ma coraz większą wiedzę o koszykówce, co pozwala mu lepiej rozumieć żonę i fachowo rozmawiać o baskecie. Jako były sportowiec jest dla niej wsparciem psychologicznym, gdyż wie, co przeżywa po każdym spotkaniu, po sukcesie, ale i porażce.
- Zawsze wspieram żonę i cieszę się, że mogę z nią coraz bardziej fachowo rozmawiać o koszykówce. Gdybym zupełnie nie interesował się sportem i grał np. na fortepianie pewnie nie potrafiłbym zrozumieć emocji Justyny. Jako były sportowiec nie mam problemu z wczuciem się w jej nastrój po sukcesie, ale i po porażce. Wiem, że może mieć gorszy dzień. Rozmawiamy dużo w domu o treningach, o tym, co dzieje się w drużynie, o atmosferze, o rywalizacji. Zawsze może mi się "wyżalić" i rozładować emocje, a nie dusić je w sobie. Wiem, jaki jest rytm życia sportowca i nie mam pretensji, że dwa razy dziennie trenuje, wyjeżdża z domu w sezonie, co kilka dni - dodał.
Cegielski żartuje, że koszykówką zaczął się interesować wcześniej niż młodsza o kilka lat żona. Tata w rodzinnym Gorzowie Wlkp. zabierał go na różne mecze i turnieje. Był usportowionym nastolatkiem, któremu wróżono karierę... piłkarską.
- Tata zabierał mnie na mecze piłki nożnej, koszykówki, siatkówki. Przypuszczam, że koszykówką zainteresowałem się wcześniej niż Justyna, choć poznaliśmy się po moim wypadku, gdy ponownie zacząłem przyjeżdżać na mecze. Trenowałem piłkę nożną i pamiętam, że w barwach Warty Gorzów w turnieju międzyszkolnym w czterech spotkaniach strzeliłem 16 bramek. Jeździłem już wówczas także na motorze i musiałem dokonać wyboru. Tata opowiadał mi, bo ja tego nie pamiętałem, że jak przyszedł moment decyzji i zawiózł mnie pod bramę piłkarskiego klubu, to powiedziałem, że nie wysiadam i żeby jechał na drugi stadion, żużlowy. Tego wyboru nie żałuję do dziś - zdradził.
Były żużlowiec wie, że najważniejsze jest zaufanie, jakim darzą się wzajemnie z żoną, i wyrozumiałość.
- Zaufanie i wyrozumiałość są dla nas najważniejsze. Staram się towarzyszyć Justynie na jej koszykarskich drogach, w klubie i na zgrupowaniach reprezentacji. Nie jest jednak tak, że siedzę w domu i czekam na powrót z treningów, meczów. Mam swoje życie, zainteresowania i pracę związaną z dawnym sportem: jestem szefem Stowarzyszenia Żużlowców, menedżerem Janusza Kołodzieja oraz komentatorem i ekspertem telewizyjnym. Na szczęście sezon koszykarski i żużlowy nie kolidują ze sobą, a wręcz zazębiają. Okrągły rok mam więc zagwarantowane emocje i nerwy - dodał "Cegła", o życiu którego trzy lata temu w Canal Plus powstał film dokumentalny "Przerwany sen".
Skomentuj artykuł