Szymon Hołownia i lekarze z Białegostoku apelują o pomoc. Trwa walka o życie czteroletniej dziewczynki
"Życie naszej córeczki zostało wycenione. A ona gaśnie w oczach" - piszą zrozpaczeni rodzice. Do końca zbiórki zostały 3 dni.
"Rodzice dziecka, mocno doświadczeni przez los, ponad 10 lat temu uzyskali w naszym kraju status uchodźców i tutaj założyli rodzinę oraz doskonale zasymilowali się z sąsiadami. Niestety w maju u dziecka rozpoznaliśmy bardzo złośliwy nowotwór układu nerwowego - neuroblastomę w najwyższym IV stadium zaawansowania z przerzutami do szpiku kostnego" - pisze w liście do redakcji Onet.pl dr n. med. Eryk Latoch z Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.
TUTAJ możesz pomóc Samirze w walce z chorobą >>
Szanse na wyzdrowienie dziewczynce daje zastosowanie najnowszego leczenia - immunoterapii przeciwciałami anty-GD2, które ze względu na bardzo wysoki koszt (837 691 tys. zł) niestety nie jest refundowane w Polsce.
Samira dotychczas przeszła już chemioterapię, częściowy zabieg usunięcia guza (usunięcie całkowite nie było możliwe) oraz przeszczep komórek macierzystych szpiku kostnego powikłany ciężką chorobą wątroby. Aktualnie oczekuje ona na radioterapię i leczenie przeciwciałami anty-GD2, jeżeli uda się nazbierać potrzebne środki. Na rozpoczęcie terapii wystarczyłaby na początku już połowa potrzebnej kwoty.
O pomoc dla Samiry zaapelował również Szymon Hołownia
"Historia tej dziewczynki, czteroletniej chorej na nowotwór (tę okropną zabójczynię dzieci, neuroblastomę), mieszkającej w Polsce Czeczenki - bardzo mnie poruszyła. Bo leczy się w moim rodzinnym mieście w szpitalu, który znam z autopsji. Bo jej rodzice są tu przybyszami, uchodźcami.
Bo ona sama - choć się tu urodziła - nie jest obywatelką Polski, a więc nie ma takich szans na refundację koszmarnie drogiej szansy na życie. Ma większe szanse na śmierć, bo będąc u nas nie jest nasza. To nie powinno być tak. Dostatecznie długo pracuję na rzecz dzieci by wiedzieć, że mały Polak, Sudańczyk, Boliwijczyk, Amerykanin i Czeczen ma takie samo serce, łzy, radość, strach. Każde dziecko na tej Ziemi jest skarbem (...)" - pisze Hołownia na swoim Facebooku.
Lekarze czują bezradność
Lekarze z Białegostoku sami zaangażowali się w zbiórkę pieniędzy dla Samiry. Z ich obserwacji wynika, że jest ona dodatkowym wyzwaniem ze względu na narodowość dziewczynki. Przyznają, ze czują się bezradni, bo choć bardzo się starają zebrana kwota ciągle jest zbyt mała. Dlatego o pomoc zwrócili się do mediów.
Dołączamy do tego apelu i prosimy o wsparcie dla Samiry
"Mamusiu, dlaczego jestem taka chora?" - pyta mała Samira Khamsurkaeva ze łzami w oczach patrząc na swoją mamę. Ale na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Jej rodzice w przyjechali do Polski, by rozpocząć tu spokojne życie, gdy nagle choroba postanowiła odebrać życie ich 4-letniej córeczce. Mamy niewiele czasu, bo rak nie daje za wygraną.
*
Rodzice Samiry przyjechali do Polski 10 lat temu. Zaczęli wieść tu spokojne, zwyczajne życie. Właśnie tu urodziły się ich trzy ukochane córki: Karina, Jasmina i Samira. Nic nie wskazywało na to, że ich świat runie w jednej minucie. "Najgroźniejszy dziecięcy nowotwór" - usłyszeli wtedy.
Neuroblastoma jest dosyć przewidywalna - prawie zawsze wraca. Nowotwór sprawia, że rodzicom kończą się siły, ale wciąż mają nadzieję, że raz na zawsze uda im się go pokonać. Choć cena za życie córki jest bardzo wysoka. Prawie 900 tysięcy kosztuje immunoterapia w Krakowie. - Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie tak wielkich pieniędzy, co dopiero je zebrać! Nikogo tu nie znamy, mamy tylko siebie… - mówi ze smutkiem pani Heidi.
Samira uwielbia układać puzzle i oglądać bajki. Ma tylko 4 lata, a już wiele wycierpiała. Wznowa może ją wykończyć. Tylko immunoterapia jest szansą, by rozprawić się z chorobą raz na zawsze. Pomóżmy.
Skomentuj artykuł