Ucz się od dobrego szefa

(fot. MagnusL3D / flickr.com / CC BY)
Chris Lowney / slo

Kiedyś przedstawiałem nową pracownicę wyższemu rangą menedżerowi. Przywitał ją, obiecał wsparcie, po czym powiedział: "Przyjdź do mnie za tydzień i odpowiedz mi na to pytanie: Skąd będziesz wiedzieć, że odniosłaś sukces tego roku?".

Świetne pytanie. Wstajemy każdego ranka i zazwyczaj jesteśmy pewni zadań, jakie musimy wykonać w ciągu dnia, ale znacznie mniej pewni tego, co miałoby się złożyć na dobre wykonanie pracy (lub przeżycie swojego życia) w perspektywie jednego roku. A zatem nowa pracownica miała się zastanowić nad zakresem swoich obowiązków oraz sporządzić listę osiągnięć, które złożyłyby się na sukces roku pracy.

Ta prosta procedura przyniosła jej podwójną korzyść: wzięła na siebie odpowiedzialność oraz zdefiniowała sukces na własnych warunkach. Obie te rzeczy są ważne. Po pierwsze, przez sformułowanie wyników świadczących o sukcesie w sposób domyślny brała na siebie odpowiedzialność nie tylko za swoje wyniki, lecz także za decyzje i działanie, które musiała podjąć, by je osiągnąć. A przez odmalowanie obrazu sukcesu definiowała go na własnych warunkach. Jeśli nie zrobimy tego samego, ryzykujemy, że to telewizja, nasz szef, sąsiedzi lub kultura popularna zdefiniują nasz sukces za nas, z niebezpiecznymi konsekwencjami dla naszego dobrego samopoczucia. Kultura medialna projektuje silne stereotypy sukcesu, często połączonego z pieniędzmi, władzą, pięknem lub seksualnymi podbojami. Nasi sąsiedzi często dostrajają się do tych kulturowych sygnałów, a ich odpowiedzią są najbardziej szpanerskie samochody, największe McPosiadłości lub najbardziej pożądane karty członkowskie ekskluzywnych ośrodków rekreacyjno-sportowych. W miejscu pracy natomiast nasi szefowie, pod naciskiem zwierzchności, mogą nam wyznaczać zupełnie niedorzeczne cele zadaniowe.

DEON.PL POLECA

Wszystkie te zewnętrzne standardy mają swoje konsekwencje; często określają to, kto ląduje na okładce magazynów, jest zapraszany na koktajle do sąsiadów lub zdobywa awans i znaczną podwyżkę. Niektóre z tych konsekwencji mogą się wydawać trywialne (jak na przykład, kto zostanie opisany w magazynie), inne z kolei całkiem poważne (jak utrzymanie pracy).

Nie możemy zatem ignorować zewnętrznych standardów sukcesu. Prawdziwe kłopoty pojawiają się jednak wówczas, gdy nasze poczucie własnej wartości czerpiemy właśnie z nich. Przystępujemy do wyścigu szczurów, którego nie można wygrać, jak tylko zaczynamy żyć "z zewnątrz do wewnątrz", poddając kontrolę nad naszym poczuciem własnej wartości temu, co inni o nas myślą lub mówią. Raczej powinniśmy starać się żyć "z wewnątrz na zewnątrz", sami sobie wyznaczając własne standardy osobistego sukcesu. Niniejsza książka kładzie nacisk głównie na odzyskanie kontroli nad własnym życiem w tym wielkim, skomplikowanym i zmieniającym się świecie, który w dużej mierze pozostaje poza naszą kontrolą. Potężnym narzędziem umożliwiającym odzyskanie kontroli jest proste działanie polegające na opracowywaniu własnych standardów sukcesu każdego roku, byciu przed nimi odpowiedzialnym i pozwoleniu, by pro-wadziły nas własna wizja i cel.

Co więcej, odpowiedzialność wymaga nie tylko umiejętności wyobrażenia sobie sukcesu, lecz także gotowości do przyznania się w sytuacji, gdy nieosiągnięcie go jest naszą winą. Dzisiejsza kultura rzadko kiedy pomaga wpoić człowiekowi takie poczucie odpowiedzialności. Na przykład, jakże często słyszymy polityków, którzy mówią: "Przykro mi. Nie dokonałem tego, co obiecałem, i jest to mój błąd". Oni wiedzą, że ideologiczni przeciwnicy i eksperci mediów rozerwą ich za taką szczerość na strzępy, tak jak rzecznicy korporacji wiedzą, że słowa: "Przykro nam. Myliliśmy się" zachęcają nie do przebaczenia, lecz do kosztownych procesów.

Jeszcze inne pułapki zagrażają naszemu postępowi ku właściwej odpowiedzialności. Bywa tak, że wmusza się w nas odpowiedzialność za rzeczy znajdujące się poza naszą kontrolą, na przykład wówczas, gdy przez nagły zastój na rynku nie jesteśmy w stanie zrealizować planu sprzedaży. A czasami my sami ulegamy pokusie uznania siebie odpowiedzialnymi za to, co nie podlega naszej kontroli, gdy nasze nastoletnie dziecko osuwa się nieszczęśliwie w nałóg mimo zdrowego, pełnego miłości wychowania. Ani kipiący gniew urzędnika wywołany niesprawiedliwym przypisaniem mu odpowiedzialności, ani też poczucie winy rodzica, który niesłusznie się obwinia, nie pomogą w realizacji ich własnych celów i wizji. Musimy raczej nieustannie modlić się o równowagę i zrozumienie, jak w już cytowanej modlitwie o pogodę ducha: "Panie, użycz mi odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, oraz mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego".

Odpowiedzialność jest rzeczą trudną dla wizjonerów, ponieważ wymaga zdefiniowania sukcesu w perspektywie danego roku, podczas gdy oni dążą do celu, który przekracza perspektywę całego życia. Im bardziej wzniosły jest cel, który zobowiązujemy się osiągnąć, tym trudniej jest wyobrazić sobie sukces. Jeśli moim sukcesem ma być jedynie zgromadzenie bogactwa i zdobycie odpowiedniego statusu, mogę z łatwością ocenić, w jakim stopniu odniosłem sukces: Czy moja wartość netto wzrosła? Czy mój dom jest większy od domu sąsiadów ? Czy wysuwam się na prowadzenie przed moich kolegów ? Jeśli jednak moim celem jest być świętym, zbudować cywilizację miłości czy też naprawić świat, znacznie trudniej jest zmierzyć sukces. Pomyśl o niezliczonych organizacjach non-profit oraz spółkach nastawionych na zysk, które stoją wobec tego samego dylematu.

Na przykład wiele jezuickich uniwersytetów i szkół średnich opisuje swoją misję jako "formację mężczyzn i kobiet dla innych". Celem dużej chemicznej spółki jest "uczynić świat lepszym przez naszą obecność na rynku". Mottem korporacji Apple jest: "Sprawić, by w świecie żyło się lepiej".

W jaki sposób te organizacje mierzą sukces osiągnięty w skali roku wobec tak transcendentnych misji? Łatwiej jest jezuickiej szkole średniej wyliczyć odsetek absolwentów, którzy rozpoczęli studia uniwersyteckie, niż ustalić, ilu z nich stało się dwadzieścia lat później mężczyznami i kobietami działającymi na rzecz innych. Dużo łatwiej jest korporacji Apple monitorować ceny swoich akcji oraz ustalić liczbę komputerów sprzedanych każdego roku niż zmierzyć, w jakim stopniu świat stał się lepszym miejscem dzięki wysiłkom Apple. Jak zauważył Albert Einstein: "Nie wszystko, co się liczy, da się policzyć". Czasem to, co liczy się najbardziej, jest najtrudniejsze do policzenia lub zmierzenia.

Stąd wiele organizacji nigdy nawet nie próbuje ocenić sukcesu, jakim jest osiąganie ich największych aspiracji. Jednak jeśli nie próbują, pracownicy zaczynają postrzegać te aspiracje jako co najwyżej hasła obliczone na wywołanie dobrego samopoczucia. W najgorszym wypadku pracownicy stają się cyniczni.

To samo dotyczy życia każdego z nas. Nie możemy w sposób wiarygodny twierdzić, że faktycznie żyjemy dla jakiegoś celu lub wartości, jeśli nie jesteśmy w stanie wskazać żadnych dostrzegalnych różnic w sposobie życia, w tym, co robimy, czy też co osiągnęliśmy.

Na szczęście jest droga przed nami. Być może nie jestem w stanie dokładnie ocenić, czy okazywałem ludziom większy szacunek w tym roku niż w roku ubiegłym, ale potrafię stwierdzić, czy okazywałem szacunek podczas spotkania biznesowego, które się właśnie zakończyło.

Zazwyczaj czuję, gdy sprzedawca okazuje mi brak szacunku, i czuję również, gdy ja traktuję człowieka z działu obsługi klienta w sposób wołający o pomstę do nieba tylko dlatego, że jestem rozdrażniony jakimś błędem w rachunku. Rzymski mówca Cyceron pisał: "Dla cnoty nie ma bardziej odpowiedniej widowni niż własne sumienie" . I traktując własne sumienie jak widownię teatru, mogę wziąć na siebie odpowiedzialność.

Pomyśl!

Z jakimi ważnymi życiowymi priorytetami unikasz konfrontacji? Na jakie "kęsy" mógłbyś je podzielić? Co byś w swojej pracy uznał za sukces w tym tygodniu? W swoim życiu osobistym? W swoich najważniejszych relacjach?

Więcej w książce: HEROICZNE ŻYCIE - Chris Lowney

***

HEROICZNE ŻYCIE - Chris Lowney

250 stron, które zmienią Twój świat. Nowa książka autora bestsellerowego "Heroicznego przywództwa".

Najpierw sformułuj cel. Potem dokonaj właściwych wyborów związanych z pracą i związkiem. I wreszcie uczyń każdy dzień ważnym i pięknym. Prawda, że łatwe?

Dla Chrisa Lowneya te trzy wskazania to droga do sukcesu. Prosta. Co nie znaczy, że banalna. Autor prowadzi czytelnika przez meandry niepewnego świata powoli i cierpliwie. Pokazując szanse, jakie daje rzeczywistość, odciąga nas od egoizmu, tymczasowych zachcianek czy łatwych przyjemności. Swój wywód ilustruje konkretnymi przykładami z kariery zawodowej i życia osobistego.

Jego książka to współczesna wersja "Ćwiczeń duchownych" Ignacego Loyoli. Dowód na to, że pracą i wytrwałością każdy może dojść do obranego celu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ucz się od dobrego szefa
Komentarze (10)
M
misjonarz
19 listopada 2014, 17:18
Zgadzam się z tezą, że odbycie ćwiczeń duchownych nie przekłada się na sukces, sukcesy życiowe. Być może zależy to od podejścia do nich, ale osobiście odprawiłem medytację na II tyg. której w treści było m.inn. : "Ta pokora jest najdoskonalsza; a mianowicie zawiera w sobie pierwszy i drugi rodzaj pokory, a nadto w wypadku gdyby równa [przynajmniej] była cześć i chwała Boskiego Majestatu, chcę i wybieram raczej ubóstwo z Chrystusem ubogim, niż bogactwo; zniewagi z Chrystusem pełnym zniewag, niż zaszczyty; i bardziej pragnę uchodzić za obłąkańca i głupca z powodu Chrystusa, boć jego pierwszego za takiego miano, niż być uważanym za mądrego i roztropnego na tym świecie; a to wszystko dla większego naśladowania Chrystusa Pana naszego i dla większego w rzeczy samej upodobnienia się doń." Pytanie - czy będąc uważany za takiego np. "głupca, obłąkańca, bez zaszczytów, sukcesów", być poniżanym, wzgardzonym, zapomnianym" - można odnosić sukcesy na polu zawodowym ? Odpowiedź wydaje się prosta - nie !!!, no i dlatego nie mam i prawdopodobnie nie będę miał sukcesów zawodowych. Tylko jedno pytanie - jak tu nie "klepać biedy" ? :-). oj klepię i klepię ją wciąż, ale coś będę musiał zmienić :-), bo do prawidłowego wypełnienia mojego powołania potrzebne mi pieniądze :-). Oj, oj, ale i tak wiem, że sukcesów nie osiągnę, bo mam inne sukcesy.
J
JK
22 listopada 2013, 12:04
jazmig - czy to był Twój szef, że tak śmiało WIESZ, jakie FAKTYCZNIE były Jego intencje? Zauważ proszę, że autor artykułu, to autor książki, z której są wyciągnięte fragmenty twoarzące ten tekst. Tak trudno Ci uwierzyć, że podaje przykład pozytywny, być może sprawdzony, a może wymyślony, ale pozytywny w zamiarze? Skąd ta potrzeba szukania złych intencji? Widzisz, może jestem naiwna, ale wolę wierzyć, że są na świecie ludzie mądrzy, którzy mają dobre intencje, któym faktycznie zależy na otaczających ich ludziach - w domu, w pracy. I wolę z tej perspektywy wyciągać wnioski. I nawet jeśli czasem na tym wychodzę jak Zabłocki na mydle, to przynajmniej wiem, że nie uraziłam złą oceną nikogo kto by na to nie zasługiwał. A być może ci, którym dobre cechy przypisałam na wyrost, zwyczajnie ich zapragną. ;)
jazmig jazmig
20 listopada 2013, 13:56
Mam niejasne wrażenie, że nie wszyscy rozumieją tekst. Ten szef był BARDZO mądry, dał pracownikowi wolność stanowienia o sobie, możliwość wzięcia losu/sukcesu w swoje ręce chroniąc tym samym przed wpływami dziadostwa, jakie mogłoby go kszatłotować, ... Masz rację, ty pierwszy nie rozumiesz tego tekstu. Ten szef był mądry, ale jego intencje były zupełnie inne, niż się tobie i autorowi tego artykułu wydaje.
J
JK
19 listopada 2013, 15:27
Mam niejasne wrażenie, że nie wszyscy rozumieją tekst. Ten szef był BARDZO mądry, dał pracownikowi wolność stanowienia o sobie, możliwość wzięcia losu/sukcesu w swoje ręce chroniąc tym samym przed wpływami dziadostwa, jakie mogłoby go kszatłotować, gdyby nie postawił sobie sam celów. Czyż to nie świetne? Cyt: "A przez odmalowanie obrazu sukcesu definiowała go na własnych warunkach. Jeśli nie zrobimy tego samego, ryzykujemy, że to telewizja, nasz szef, sąsiedzi lub kultura popularna zdefiniują nasz sukces za nas, z niebezpiecznymi konsekwencjami dla naszego dobrego samopoczucia. Kultura medialna projektuje silne stereotypy sukcesu, często połączonego z pieniędzmi, władzą, pięknem lub seksualnymi podbojami. Nasi sąsiedzi często dostrajają się do tych kulturowych sygnałów, a ich odpowiedzią są najbardziej szpanerskie samochody, największe McPosiadłości lub najbardziej pożądane karty członkowskie ekskluzywnych ośrodków rekreacyjno-sportowych. W miejscu pracy natomiast nasi szefowie, pod naciskiem zwierzchności, mogą nam wyznaczać zupełnie niedorzeczne cele zadaniowe."
jazmig jazmig
19 listopada 2013, 13:52
"Przyjdź do mnie za tydzień i odpowiedz mi na to pytanie: Skąd będziesz wiedzieć, że odniosłaś sukces tego roku?". Jest to klasyczny przykład manipulowania ludźmi. Różnymi sztuczkami socjologicznymi robi się z nich ścigające się szczury, a gdy któryś osłabnie - dostaje kopa i wylatuje na zbitą twarz, bo już jest niepotrzebny. Nie ma to nic wspólnego z ćwiczeniami duchowymi. To są manipulacje, a nie ćwiczenia.
Grzegorz Kramer SJ
19 listopada 2013, 13:20
może w USA, te rady są w cenie, ale myślę, że w Polskich realiach, ćwiczenia św Ignacego loyoli, będa miałay dużo lepsze zastosowanie, i nie w pracy zawodowej, tylko w pracy nad własna duchowością.  Praca zawodowa jest od tego, żeby pracować, nie żeby rozmyślac nad własnym sukcesem, czy jego brakiem. ...Monika CD właśnie do tego mają prowadzić, by człowiek zmieniał swoje działanie, a nie oddzielał duchowość od codzienności.  Jak każdą książkę, tak i tę - trzeba przełożyć na swój język i realia.
M
monika
19 listopada 2013, 12:23
może w USA, te rady są w cenie, ale myślę, że w Polskich realiach, ćwiczenia św Ignacego loyoli, będa miałay dużo lepsze zastosowanie, i nie w pracy zawodowej, tylko w pracy nad własna duchowością.  Praca zawodowa jest od tego, żeby pracować, nie żeby rozmyślac nad własnym sukcesem, czy jego brakiem.
B
bartek
19 listopada 2013, 11:23
Socjologowie, filozofowie, ekonomiści piszą bzdury bo nic innego nie potrafią, nigdy normalnie nie pracowali ale doradzają innym, najpier popracuj potem porozmawiamy. W Polsce dobry szef nie istnieje, są tylko znajomi,. lizusy, kolesie, dupowlazy a i jeszcze spece od mobbingu ...masz rację bo jak szef może być dobry gdy dookoła, są tylko złodzieje, głupcy, sabotażyści, lenie i spece od wymigiwania się z roboty - przercież dobry/uczciwy pracownik nie istnieje?
A
AAA
19 listopada 2013, 10:57
Socjologowie, filozofowie, ekonomiści piszą bzdury bo nic innego nie potrafią, nigdy normalnie nie pracowali ale doradzają innym, najpier popracuj potem porozmawiamy. W Polsce dobry szef nie istnieje, są tylko znajomi,. lizusy, kolesie, dupowlazy a i jeszcze spece od mobbingu
jazmig jazmig
19 listopada 2013, 10:40
Ludzie to nie małpy w cyrku, ani robokopy, nie trzeba nimi sterować.