Jak cierpiący na depresję do nas docierają i co mówią

Czasami możemy dojrzeć sygnały w naszych osobistych reakcjach na tych ludzi, którzy przychodzą do nas ze swymi problemami (fot. helgasms)
E. Kennedy, S. Charles / slo

W różnych kulturach na określenie nerwicy używa się "somatycznych" terminów. Narzekania na "nerwy", bóle głowy lub "problemy wątrobowe" (w kulturach łacińskich i śródziemnomorskich), na słabość, zmęczenie lub "brak równowagi" (w kulturach Chin i Azji), na problemy "serca" (w kulturach Środkowego Wschodu) lub na "złamane serce" (wśród Indian Hopi) - wszystko to może być sposobem mówienia o doświadczeniu depresji.

Kiedy z bogato rozwiniętego ogrodu wchodzimy w głąb mrocznego lasu depresji, zauważamy istnienie pewnych uporządkowanych i przewidywalnych sposobów reagowania na ten problem.  Na początku ludzie chorzy na depresję starają się nawiązać kontakt z innymi, oczekując od nich pomocy i czyniąc pewne wysiłki, aby wejść w relacje z nimi. Szukają na pewnym poziomie świadomości sposobów odzyskania tego, czego w życiu zostali pozbawieni. Czasami przybiera to postać nierealistycznych pragnień magicznej naprawy rzeczy, aby znów stały się takimi, jak kiedyś. Możemy nie zauważyć takiego myślenia, dopóki nie będziemy w stanie przyjrzeć się z bliska życiu osób chorych na depresję.

Jednak, gdy problem się wzmaga, ludzie ci zaczynają rezygnować. Stają się coraz bardziej bezradni, coraz trudniej przychodzi im poszukiwanie i przyjmowanie pomocy innych. Wydaje się, iż jest trudno nawet wskazać, że podejmują próby znalezienia jakiegoś rozwiązania własnego problemu. Osoby, które pogrążą się w ruchomych piaskach depresji nie tylko czują, lecz faktycznie stają się źli dla samych siebie. Ludzie chorzy na depresję mogą stać się dla samych siebie największymi wrogami, często można u nich zauważyć tendencje autodestrukcyjne, czy to ukryte, czy jawne. Ze wszystkich tych tendencji ostatecznym aktem samozniszczenia jest samobójstwo.

Niektóre z tych osób podczas pierwszego spotkania wcale nie wyglądają, jakby cierpiały na depresję. Są w stanie wyprzeć negatywne odczucia i trzymać dobry fason. Mogą twierdzić, że uczucia te to "bujda", wcale nic nie odczuwać lub też powiedzieć, że czują niepokój. Niektórzy skarżą się na problemy natury fizycznej, mówiąc o różnych rodzajach bólu i cierpienia, zamiast o uczuciu smutku. Narzekają na ból fizyczny, zaprzeczając występowaniu jakichkolwiek dolegliwości emocjonalnych. Osoby takie w sposób naturalny pojawiają się u lekarza ogólnego, przychodzą do księdza lub kogoś im podobnego, bazując na trosce o swój stan fizyczny, a w dalszej perspektywie otrzymują pokaźną ilość wskazań medycznych i zaleceń, witamin i innych sugestii odnośnie do leczenia, ćwiczeń i teorii. Musimy być uwrażliwieni na uchwycenie symbolicznej natury narzekania na bóle fizyczne jako na substytut realnych problemów, o których dana osoba nie jest w stanie mówić.

Ludzie chorzy na depresję mogą nosić wiele masek. Czasami możemy dojrzeć sygnały w naszych osobistych reakcjach na tych ludzi, którzy przychodzą do nas ze swymi problemami. Być może wyczuwamy wówczas, że jest coś pod powierzchnią, coś mrocznego i bolesnego, co ukrywa się pod tym, co jest widoczne na zewnątrz, co demaskuje się tkwiąc we własnej kryjówce. Jeśli ustawimy to odpowiednio, wówczas takie sygnały prowadzą nas do zrozumienia tych ludzi na głębszym poziomie. Innymi słowy, możemy rozeznać na ekranie radaru przedstawiającego nasze własne odczucia kontury depresji, której inni nie są w stanie świadomie opisać. Gdy jednak zaczną mówić o wydrzeniach z ich życia i o tym, jak na nie reagują, zmienia się wyraz ich twarzy i zachowanie. Wówczas możemy zasugerować tej osobie, że wydaje się smutna, zapłakana lub wygląda, jakby się jej chciało płakać, oraz że takie reakcje zwykle są sygnałem uczuć depresyjnych. Identyfikacja ich zmiany nastroju jako oznaki "depresji" może być dla nich zaskoczeniem, lecz równie dobrze może przynieść im ulgę, ponieważ w końcu bądąmogli nazwać "po imieniu" to, co do tej pory czuli.

W różnych kulturach na określenie nerwicy używa się "somatycznych" terminów. Narzekania na "nerwy", bóle głowy lub "problemy wątrobowe" (w kulturach łacińskich i śródziemnomorskich), na słabość, zmęczenie lub "brak równowagi" (w kulturach Chin i Azji), na problemy "serca" (w kulturach Środkowego Wschodu) lub na "złamane serce" (wśród Indian Hopi) - wszystko to może być sposobem mówienia o doświadczeniu depresji.

Więcej w książce : Jak pomagać dobrą radą. Poradnik - Eugene Kennedy, Sara C. Charles

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak cierpiący na depresję do nas docierają i co mówią
Komentarze (6)
C
cierpiący
23 kwietnia 2013, 10:40
idź do lekarza, psychologa... najbliższy wolny termin za 4 miesiące, nie stać mnie na wizyty po 100zł za pół godziny.
L
link
27 września 2010, 06:21
<a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IP/wygrac_zdepresja.html">http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IP/wygrac_zdepresja.html</a>
P
poradnia
27 września 2010, 06:08
<a href="http://www.centrum-ja.pl/">http://www.centrum-ja.pl/</a>
T
Tolek
31 maja 2010, 21:09
Tak to uż jest-moja choroba-moja sprawa,chyba,że zechcę komuś  ją pokazać. To nie tylko twoja sprawa, ta choroba włośnie polega na izolacji, nie znaczy to że musisz obnosic się z nią jak z transparentem. Wyobrź sobie że przede wszystkim to człowiek chory na depresję potrafi dostrzedz w drugim depresanta i może pomóc, nie każdy potrafi zrozumieć problem. Sam przez wiele lat męczyłem się z depresją i zastanawiałem dlaczego to wszystko co złe właśnie mnie dotyka nikt nie porafił mi pomóc, notoryczne bóle głowy, apatia i wiele innych symptomów, aż w końcu trafiłem do psychiatry i teraz dzięki lekom mogę jako tako Żyć. Jeżeli masz takie objawy jak opisane w powyższym artykule to nie zwlekaj zgłoś się do dobrego psychiatry, postaraj się o kontakty z psychologiem, TO NAPRAWDĘ POMAGA!!!
Olinka
31 maja 2010, 17:13
Idź do lekarza - to jedyna dobra rada, której można udzielić komuś, kto prawdopodobnie cierpi na depresję.
T
teresa
31 maja 2010, 14:16
 Nie załamujcie się.Na początku wszyscy intubują przełyk,trzeba wprawy,żeby zrobić podkrecaną  i odziedziczyć krtań. Kwas solny i żółć,na co to komu?Nikt z chorych nie chodzi ze strzykawką insulinową na wierzchu,ani workiem na mocz przy spodniach.Tak to uż jest-moja choroba-moja sprawa,chyba,że zechcę komuś  ją pokazać.