Kościół za mało mówi o tej depresji
Zaczęła cierpieć na bezsenność i spędzała noce na ciągłym myśleniu o rzeczach, których nie udało jej się zrobić danego dnia. Depresję poporodową zdiagnozowano u niej rok po urodzeniu.
>> Tutaj znajdziesz link do pierwszej części tekstu.
Pomimo rosnącej świadomości na ten temat, tylko około 20 procent kobiet z symptomami depresji poporodowej szuka odpowiedniej pomocy. Tę niską statystykę można częściowo powiązać z brakiem odpowiedniego zrozumienia objawów, nieodpowiednią profilaktyką i lękiem, który odczuwają kobiety przed stygmatyzacją w społeczeństwie. Wspólnoty religijne mogą służyć jako brakujące ogniwo między kobietami i placówkami wspierania zdrowia psychicznego.
Kluczowe jest jednak to, aby społeczności religijne szukały wśród swoich członków cierpiących matek i były wrażliwe na ten problem. Badania wskazują, że kobiety, które doświadczają depresji poporodowej, znacznie rzadziej uczęszczają na spotkania religijne czy nabożeństwa. Często zdarza się, że wtedy gdy kobiety najbardziej potrzebują wsparcia wspólnoty religijnej, to jednocześnie unikają spotkań w ramach takich grup.
Nieformalna ankieta przeprowadzona przez "America Magazine" pokazała, że na 116 kobiet, które doświadczyły poporodowych zaburzeń nastroju, aż 87 procent z nich przyznała, że nie czuła odpowiedniego wsparcia ze strony swojej wspólnoty religijnej w czasie, kiedy chorowała na depresję. Nie ma żadnych duszpasterstw specjalizujących się w pomocy i wsparciu duchowym dla kobiet przeżywających poporodowe zaburzenia nastroju i tylko niektóre diecezje oferują konsultacje psychologiczne dla matek.
Pojawiły się jednak pojedyncze projekty dotyczące tej kwestii. W 2007 roku Katolicka Konferencja w New Jersey partnerowała ogólnokrajowej akcji "Konsorcjum Matki i Dziecka", która miała za zadanie szkolić duchownych oraz konsekrowanych i świeckich liderów parafialnych w rozpoznawaniu symptomów depresji poporodowej.
Jennifer Ruggiero, dyrektor biura organizacji Respect for Life (Szacunek dla Życia) w diecezji Metuchen w stanie New Jersey (USA), była diecezjalnym łącznikiem z konsorcjum i pomagała w procesie przekazywania niezbędnych informacji i materiałów do poszczególnych parafii. Zorganizowała także warsztaty dotyczące tego tematu, na które składało się wiele rozmów na temat klinicznej strony depresji poporodowej oraz spotkanie z Sylvią Lasalandra, znaną rzeczniczką budowania świadomości w kwestii depresji poporodowej (Lasalandra napisała także książkę pod tytułem "A Daughter’s Touch" - "Dotyk córki", w której opisuje swoje doświadczenia).
Według Jennifer, publiczność zgromadzona na warsztatach była głęboko poruszona rozmowami, jednak spotkanie nie przyniosło tak dużego efektu wśród liderów wspólnot parafialnych, na jaki liczyła. "Byłoby dobrze przeprowadzić takie warsztaty ponownie - mówi Jennifer. - Chciałabym zobaczyć wśród nas więcej duchownych wyedukowanych w tym temacie. Ale wciąż przeskakujemy z zajmowania się jednym problemem na drugi. A naglących problemów w Kościele jest tak wiele".
Widząc, że w ich diecezjach lub wspólnotach religijnych nie ma wystarczających materiałów lub struktur, które byłyby w stanie zapewnić odpowiednie wsparcie, katoliczki, które doświadczyły depresji poporodowej, same dokładają wszelkich starań, aby podnosić świadomość w tej kwestii i promować przekazywanie informacji na podstawowym poziomie.
Patrząc w przeszłość, Beth Gilbert, dziś 57-latka, wie, że doświadczyła jakiejś formy depresji poporodowej po urodzeniu trojga z piątki swoich dzieci. Ale dopiero po narodzinach trzeciego dziecka zorientowała się, co tak naprawdę się stało, i zaczęła szukać pomocy. Spotkanie z osobą konsekrowaną, która była psychologiem w jej parafii, pomogło jej zrozumieć więcej na temat jej poporodowej choroby.
Zaczęła korzystać ze wsparcia psychologicznego. Przepisane leki pomogły, podobnie jak zdrowe odżywianie się, ćwiczenia, próba budowania sieci społecznych relacji oraz praca nad tym, by nie czuć się winnym, gdy potrzeba czasem zrobić sobie przerwę. "Musiałam postawić troskę o siebie na pierwszym miejscu tak, aby lepiej troszczyć się o moje dzieci" - mówi Beth.
Trzy lata po narodzinach jej trzeciego dziecka, Gilbert poroniła. Znalazła niewiele pocieszenia w swojej wspólnocie parafialnej. Napisała list do pastora, który w tym czasie opiekował się parafią. Opisywała w nim swoje ciężkie doświadczenie z nadzieją, że to może pomóc duchownemu w służbie innym kobietom, które przychodzą do Kościoła szukać wsparcia. Nigdy nie doczekała się odpowiedzi.
Beth znalazła ukojenie we mszy świętej i sakramentach, ale potrzebowała także praktycznego i emocjonalnego wsparcia. Na konferencji dla kobiet w Peorii w stanie Illinois, sponsorowanej przez Duszpasterstwo Elżbieta (Elizabeth Ministry) - międzynarodową organizację katolicką działającą na rzecz zapewnienia kobietom duchowego i emocjonalnego wsparcia oraz potrzebnych materiałów na temat porodu i relacji, Beth zaczęła szukać odpowiedniej dla siebie wspólnoty.
Rozmawiała z innymi kobietami na temat możliwości stworzenia filii Duszpasterstwa Elżbieta w swojej parafii. "Pomyślałam: Taka pomoc nie była dostępna, kiedy sama przechodziłam przez ciężki okres. To może być coś bardzo pomocnego dla innych osób, które doświadczają podobnych problemów" - wspomina kobieta.
Depresja poporodowa nie jest główną kwestią, na której skupiają się działania Duszpasterstwa Elżbieta, ale model jego działania może zostać łatwo zaadaptowany do potrzeb lokalnej wspólnoty tak, aby oferować wsparcie dla matek zmagających się z tą chorobą. Filia duszpasterstwa powstała w parafii Beth zajęła się osobistym wychodzeniem do kobiet, a zwłaszcza matek, które mogły potrzebować kogoś, kto ich wysłucha, zapewni wsparcie logistyczne po porodzie lub poronieniu. Oferuje także inne formy wsparcia w tym trudnym życiowym momencie.
Grupa pracuje również nad tym, by mogły spotkać się ze sobą osoby o podobnym doświadczeniu. Niedawno zaczęła organizować odbywające się w parafii cztery razy do roku "błogosławieństwa porodowe", podczas których członkowie duszpasterstwa mają okazję poznać nowe mamy, zaoferować wsparcie w razie potrzeby oraz skontaktować je z innymi matkami we wspólnocie. W ramach duszpasterstwa kobiety mogą także powierzyć swoje intencje modlitewne, zorganizować przyjęcie przed narodzinami dziecka, umówić się na telefon lub wizytę oraz poprosić o dostarczenie posiłku świeżo upieczonej mamie.
Wsparcie okazywane innymi kobietom w potrzebie w ramach działania Duszpasterstwa Elżbieta pomogło Beth wykorzystać jej ciężkie doświadczenia i przekuć je na pełną współczucia służbę dla innych. Dzięki temu, że mogła wysłuchać problemów innych kobiet, Beth nabrała także dystansu do własnej sytuacji. "Potrzebowałam tylko znaleźć równowagę pomiędzy dbaniem o siebie a troską o moje dzieci - mówi Beth. - Potrzebowałam także drugiej osoby, aby móc się nauczyć, jak robić to dobrze. Dzięki temu stałam się narzędziem budowania struktury, z której mogą korzystać inni".
Tworzenie wrażliwej wspólnoty
The Blue Dot Project (Projekt Niebieski Punkt) to kolejne miejsce, gdzie kobiety z poporodowymi zaburzeniami nastroju mogą otrzymać wsparcie. Stworzyła je matka szukająca wspierającej wspólnoty, która mogłaby towarzyszyć jej w trudnym doświadczeniu. Peggy Nosti z Escondido w stanie Kalifornia (USA) stworzyła The Blue Dot Project po tym, jak w 2010 roku, wieku 39 lat, urodziła swoje trzecie dziecko i zdiagnozowano u niej poporodowy stan lękowy.
Kiedy ona zmagała się z chorobą, jej rodzina i przyjaciele czuwali nocami przy jej dziecku, odwiedzali ją i przynosili posiłki. Peggy mówiła o swoich problemach w sposób otwarty, ale jej rodzina wciąż dbała, by nikt z zewnątrz nie dowiedział się o jej chorobie i by nie przyniosło to kobiecie wstydu lub wprawiło w zakłopotanie.
"Nigdy tego nie rozumiałam - mówi Peggy. - Wiedziałam, że to nie jest moja wina. Po prostu nie byłam wystarczająco psychicznie przygotowana na to, aby zostać matką. To kwestia zdrowia psychicznego" Peggy chciała pomóc również innym kobietom zrozumieć tę kwestię.
Peggy, córka byłego księdza i byłej zakonnicy, wychowywała się w rodzinie oddanej służbie innym. Teraz jej dzieci mają kolejno 11, 8 i 6 lat. Duch służby, którego doświadczała od najmłodszych lat w domu rodzinnym, zainspirował ją do stworzenia nowych sposobów komunikacji dla matek, które cierpią, aby dać im możliwość porozmawiania o swoich problemach. Kobieta czuła, że pomóc może uniwersalny symbol podnoszenia świadomości, jakim w kulturze amerykańskiej jest niebieski punkt. Następnie Peggy spotkała psychiatrę rodzicielstwa, który zgodził się współpracować z nią w tworzeniu The Blue Dot Project.
Dzięki niemu wspólnie promowali symbol podnoszenia świadomości w kwestii zdrowia psychicznego matek - ową niebieską kropkę z nazwy projektu. Postpartum Support International (Międzynarodowe Wsparcie Poporodowe) zagłosowało za tym, aby niebieska kropka stała się międzynarodowym symbolem inicjatywy wsparcia dla kobiet z depresją poporodową. Dzisiaj The Blue Dot Project rozdaje niebieskie magnesy, naklejki i przypinki, które nosi się lub udostępnia jako oznakę wsparcia i troski o zdrowie psychiczne matek.
Niebieska kropka przyklejona na samochodzie Peggy wielokrotnie pobudziła osoby z jej środowiska do rozmowy na ten temat. "Rób wszystko, co możesz, ale to nie jest tak, że masz to robić sama - mówi Peggy. - To jest problem, z którym mamy radzić sobie we wspólnocie".
Jena Booher, 30-latka z Chappaqua w stanie Nowy Jork (USA), również przekuła swoje doświadczenia poporodowe w energię dla tworzenia wspólnoty, w której kobiety mogą znaleźć ukojenie i odzyskać równowagę po urodzeniu dziecka.
W przeciwieństwie do The Blue Dot Project, którego głównym celem jest podnoszenie świadomości w kwestii zdrowia psychicznego matek, Jena nie szczędzi starań, aby zapewnić możliwość indywidualnych konsultacji psychologicznych dla kobiet oraz konsultacji dla wspólnot. W swojej organizacji ma nadzieję stworzyć miłą, rodzinną atmosferę do dzielenia się doświadczeniami.
Podczas całej ciąży Jena zmagała się z niepowściągliwymi wymiotami - bardzo silną formą nudności występujących w ciąży. Musiała sprostać także bardzo ciężkiej sytuacji w pracy. Kiedy bowiem ogłosiła, że jest w ciąży, coraz częściej odsuwano ją od jej dotychczasowych obowiązków. Zaraz po narodzinach córki, Sieny, która dziś ma 2,5 roku, w życiu Jeny wciąż pojawiały się nowe komplikacje. Po zakończeniu urlopu macierzyńskiego kobieta zrezygnowała z pracy, ale wciąż zmagała się z tym, co po tylu latach oddanych wyłącznie karierze oznacza dla jej tożsamości nowa dla niej rola matki.
Wkrótce Jena zauważyła, że traci wagę i robi się przeraźliwie chuda. Działo się tak częściowo dlatego, że zaczęła rezygnować z posiłków. Czas przelatywał jej przez palce, że nawet nie zauważała tego, że nie je. Nie miała energii, zaczęła cierpieć na bezsenność i spędzała noce na ciągłym myśleniu o rzeczach, których nie udało jej się zrobić danego dnia. Depresję poporodową zdiagnozowano u niej prawie rok po urodzeniu dziecka.
"Swoją wartość widziałam tylko przez pryzmat swoich osiągnięć - mówi Jena. - To sprawiło, że moja depresja rozwinęła się szybciej. Kiedy urodziłam dziecko, moja tożsamość nagle stanęła na głowie". W trakcie swojej walki z depresją Jena zaczęła doceniać rodzicielstwo. "Oceniałam swoją rolę jako matki o wiele niżej niż moją wielką karierę i pracę na Wall Street - wspomina Jena. - Teraz, kiedy o tym mówię, bardzo mnie to boli, i dzisiaj już wiem, że to kompletna bzdura. Bycie matką to najtrudniejsza robota na świecie".
Około 46 procent kobiet nie wraca do pracy po urodzeniu dziecka. Dla niektórych jest to świadomy wybór. Inne, gdy przekonują się o wysokości kosztów zorganizowania opieki dla dziecka, braku elastyczności w grafiku firmy, nierównościach w wynagrodzeniu, niemożności podjęcia urlopu macierzyńskiego czy dyskryminacji, nie mają wyjścia i muszą zrezygnować z życia zawodowego.
Jena zdecydowała się walczyć z niektórymi z tych przeciwności, zakładając Babies on the Brain (Dzieci w mózgu), organizację działającą w różnych sektorach rynku pracy, która nie tylko pomaga mamom odnaleźć swoją nową tożsamość poprzez spotkania z mentorami i osobistymi trenerami, ale także pracuje z firmami, które chcą stworzyć politykę ułatwiającą kobietom pozostanie na swoich stanowiskach po urodzeniu dziecka. "Pomagam firmom zobaczyć coś więcej niż tylko ładnie wyglądający na papierku urlop macierzyński - mówi Jena. - Chodzi o przedefiniowanie macierzyńskiego status quo w tych firmach".
Status quo w życiu Jeny również uległo poważnym zmianom. Nie jest już tak przywiązana do 12-godzinnego dnia pracy, co pomogło jej przyjąć swoją nową rolę jako matki. "Chciałam pracować i dalej pracuję, ale w sposób, który nie jest definiowany przez tradycyjne normy - mówi Jena. - Jestem podstawowym opiekunem mojej córki i pełnoetatowym studentem na dziennych studiach magisterskich, a w dodatku prowadzę własną firmę. Jak to wszystko robię? Pracuję o dziwnych porach. Wstaję o 4.30 albo o 5.00 rano i pracuję, dopóki dziecko się nie obudzi. Te wszystkie zasady osiągania sukcesu - ja nie gram w tę grę, ponieważ ona zupełnie nie działa dla mam".
Walka z depresją i macierzyństwo zmusiło Jenę do zmian także w jej życiu duchowym. "Staram się dużo modlić słowami ze sceny zwiastowania - mówi Jena. - Taka modlitwa bardzo mi pomaga. Wiem, że Maryja nie znała wszystkich odpowiedzi, nie wiedziała, co się wydarzy w Jej życiu. Więc jeśli Ona nie wiedziała wszystkiego, to jasne jak słońce, że ja też nie muszę mieć wszystkiego pod całkowitą kontrolą".
Teraz Jena próbuje skupić się na dostrzeganiu piękna każdego dnia, szukaniu chwil "czystej radości" wynikających z bycia matką. "To ogromna tajemnica. Radość, którą czułam, gdy pomogłam przyjść na ten świat nowemu życiu, jest tak głęboka, że aż przytłaczająca. To uczucie, które zapiera dech w piersiach, mimo że w codziennym życiu bywa ogromnie trudno".
Trudności macierzyństwa to coś, na co zwracał uwagę papież Franciszek, mając nadzieję, że również Kościół przywiąże do tego większą wagę. "Być może matka, gotowa do tak wielkiego poświęcenia każdego dnia dla swoich dzieci, a także dla innych, potrzebuje być lepiej wysłuchaną - mówił papież. - Musimy wciąż coraz bardziej próbować zrozumieć jej codzienne zmagania o to, aby być wydajnym pracownikiem, a jednocześnie być w pełni obecną i troskliwą dla swojej rodziny".
Dzisiaj Marissa Nichols wciąż zmaga się zarówno z rodzicielstwem, jak i z depresją, ale stało się dla niej jasne, że poprzez swoje cierpienie bardzo przybliżyła się do Boga. "Zaczynam poznawać Boga jako rodzica - mówi Marissa. - Ludzie robią z Nim to, co czasem moje dzieci robią mnie". Kobieta zaczyna także czuć, że chociaż wciąż jest jej bardzo ciężko opowiadać innym o swojej depresji, to "Bóg w żaden sposób nie osądza jej za to. On jest samym miłosierdziem".
Marissa ma nadzieję, że inne kobiety walczące z depresją poporodową i stanami lękowymi także odczują to, co ona, i będą miały tyle samo miłosierdzia dla siebie nawzajem, że nie będą stygmatyzować nikogo i powodować w nikim uczucia wstydu, które zbyt często pojawia się w kobietach w kontekście macierzyństwa i depresji. "Kościół mówi, że macierzyństwo to coś, czemu powinniśmy oddawać cześć - mówi Marissa. - Ale musimy jeszcze zacząć te słowa wprowadzać w życie".
Materiał pierwotnie ukazał się na łamach "America Magazine"
Skomentuj artykuł