Nie udzielaj (tanich) rad

(fot. GabrielaP / flickr.com)
Huub Buijssen / slo

Czy sam kiedykolwiek przeżywałeś trudny okres? Na przykład gdy Twoja wielka miłość nie została odwzajemniona, gdy rozpadł się Twój związek, zostałeś oszukany, nie dostałeś pracy, na którą liczyłeś, byłeś bezrobotny lub straciłeś kogoś bliskiego? Czy otrzymywałeś wtedy niechciane porady? A jeśli tak, czy z nich skorzystałeś?

Rozumiesz, do czego zmierzam. Ten, kto boryka się z problemami w życiu osobistym, nie znosi natrętnych rad. Irytują go, ponieważ w podtekście zawierają komunikat: "Ty męczysz się z tym tyle czasu, a ja - nie zastanawiając się nad tym zbyt długo - znam właściwe rozwiązanie". Bagatelizują problem, z którym się zmagasz. Porady denerwują nas także dlatego, że zaburzają równorzędność relacji. Osoba udzielająca porad stawia się ponad nami, ponieważ "uważa, że wie coś, czego ja nie wiem". I wreszcie, uważamy porady za irytujące, bo zbyt prędko ucinają naszą historię ("Chciałem mu najpierw opowiedzieć, co leży mi na sercu - a on przerwał mi swoją radą").

Dawanie wskazówek lub porad jest jednak najczęściej popełnianym błędem w kontaktach z osobami w depresji. Manfred Lutz, psychiatra bardzo popularny w Niemczech, wyraził to następująco: "Prawdą jest, że osoby depresyjne cierpią często nie tylko z powodu swojej depresji, ale także przez ludzi »normalnych«, którzy przez swoje »dobre rady« mogą sprawić, że depresja będzie naprawdę nie do zniesienia" (Lutz 2009). Wydźwięk tego typu porad jest często następujący: Nie załamuj się, spójrz na to od pozytywnej strony ("Głowa do góry, widzisz wszystko w zbyt czarnych barwach"). Takie uwagi nie pomagają, bo gdyby Twój bliski potrafił zrobić to, co mu się radzi, już dawno by to zrobił.

Dlaczego dajemy rady innym ludziom, chociaż sami czujemy do nich wstręt? Dobrze jest poznać przyczyny, bo wtedy łatwiej jest oprzeć się tej pokusie.

Po pierwsze, kiedy widzimy czyjeś cierpienie lub o nim słyszymy, automatycznie myślimy, że musimy coś zrobić lub powiedzieć. "Nie opowiada mi o swoich kłopotach bez przyczyny - liczy na jakąś radę lub rozwiązanie". Udzielamy więc rady w przekonaniu, że druga osoba oczekuje pomocy w takiej właśnie formie.

Poza tym ofiarowanie komuś jakiejkolwiek pomocy daje nam poczucie samozadowolenia. Nasz mózg wytwarza wtedy substancje, dzięki którym czujemy się szczęśliwsi. Gdy udzielamy porad, być może nie pomagamy przez to drugiej osobie, ale bardziej istotne jest dla nas to, że pomagamy sobie. Bliższa koszula ciału. Co więcej, dając radę, podajesz piłkę z powrotem do rozmówcy ("Wysłuchałem Twojej historii i udzieliłem Ci rady - teraz kolej na Ciebie"). Przez radę wyzwalamy się z poczucia bezsilności ("A jednak można coś z tym zrobić!").

Najważniejszym powodem, dla którego zawsze i wszędzie jesteśmy skłonni udzielać rad, jest jednak to, że nasz mózg kocha szybkie rozwiązania! Chcemy się jak najszybciej pozbyć problemów, w ten czy inny sposób. A to jest szczególnie prawdziwe w kontekście problemów, które mogą być dla nas obciążeniem i stanowią zagrożenie dla naszego dobrego samopoczucia. Jeśli więc mamy do czynienia z bólem i cierpieniem psychicznym, nasz umysł gorączkowo poszukuje sposobów, by nie dopuścić do siebie cierpienia. To cecha właściwa człowiekowi, ponad-czasowa i uniwersalna.

Z wymienionych wyżej względów niezwykle trudno jest za-chować swoje rady dla siebie. Jak każdy, również ja wiele razy miałem do czynienia z psychicznym cierpieniem w rodzinie i w gronie przyjaciół. I choć od dawna wiem, że ludziom nie pomaga udzielanie rad, ciągle łapię się na tym, że chcę dawać jakieś wskazówki. I muszę także przyznać, że robiłem to regularnie, choć wiem, że nie powinienem. Tak trudno jest stać i przyglądać się bezsilnie, zwłaszcza gdy chodzi o kogoś, kogo się kocha. Zwłaszcza wtedy pragnie się, żeby cierpienie jak najszybciej się skończyło.

Trzeba więc sobie przebaczyć wszystkie momenty, kiedy wpadaliśmy i jeszcze wpadniemy w tę pułapkę. Postanówmy tylko nie robić tego więcej. Ugryźmy się w język, kiedy ciśnie nam się na usta dobra rada.

Jeśli przyjaciele i bliscy osoby w depresji w dobrej wierze mówią jej: "Weź się w garść", to mogliby równie dobrze powiedzieć to dziecku, które płacze w swoim łóżeczku.

Nie damy rady tego zrobić. Nie chodzi o to, że nie chcemy. Po prostu nie potrafimy. Od dziecka w łóżeczku odróżnia nas jednak nasz dorosły mózg. Jesteśmy na tyle przytomni, że wiemy, iż powinniśmy sobie poradzić, i sądzimy, że gdybyśmy się wystarczająco postarali, to faktycznie dalibyśmy radę. I wtedy każda próba i każde niepowodzenie pociąga za sobą dodatkowe przygnębienie, osobne odczucie głębokiej i beznadziejnej rozpaczy.

A każde pogardliwe spojrzenie, każde poirytowane westchnienie bliskich i znajomych wypędza nas dalej na zewnątrz w zimną, ciemną noc.

Depresja ma swoje własne patologie. Jedną z nich jest egocentryzm. Powiedzieć komuś, kto cierpi na ciężką depresję, że jest samolubny i użala się nad sobą, to tak jakby mówić choremu na astmę, że ma problemy z oddychaniem (Brampton 2009).

Być może zastanawiasz się, co w takim razie należy mówić, skoro nie powinno się dawać rad, a wyświechtane frazesy są również zakazane. Należy pamiętać, że czasami nie trzeba w ogóle nic mówić. W tym miejscu przychodzą mi na myśl słowa wypowiedziane kiedyś w telewizji przez holenderską dziennikarkę Inge Diepman. Swoim przyjaciółkom, które chciały ją pocieszyć po stracie nowo narodzonego dziecka i przyznawały się, że nie wiedzą, jak to zrobić, powtarzała: "Przyjdź z pustymi rękami, a ja napełnię je swoimi opowieściami i łzami".

Więcej w książce: Depresja - Huub Buijssen

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie udzielaj (tanich) rad
Komentarze (9)
Miłosz Skrodzki
10 marca 2016, 14:31
Psim obowiązkiem każdego człowieka jest doradzanie potrzebującym.
5 stycznia 2013, 18:59
Zawsze warto pomagać innym, bez względu czy jesteśmy chorzy czy zdrowi. Mnie osobiście pomogło wyjście do ludzi. Często drobne rzeczy są czymś niesamowitym. Odnośnie tanich rad: to zdarzało mi się takich wysłuchiwać i udzielać, nobody's perfect ;-)
S
Staszek
5 stycznia 2013, 18:52
Do gianny. Być może nie zna Pani nikogo cierpiącego na depresję; Pani rady wydają mi się nieadekwatne przynajmniej dla części osób podatnych na depresję. Jak rozumiem, są to rady nie tylko dla tej grupy, ale dla wszystkich ludzi... Idąc tym tokiem, można wnioskować, że np. uśmiechnięty celebryta chętnie pokazujący się w telewizji nie jest egocentryczny - bo nie ma depresji (choć tego widzowie i tak chyba nie mogą stwierdzić ze stuprocentową pewnością). Oczywiście, czasami zbyt duże analizowanie własnych przeżyć może doprowadzić do błędnych wniosków - i tu pewnie jest coś z egocentryzmu. Proszę jeszcze wziąć pod uwagę depresję o charakterze endogennym oraz tą powstałą pod wpływem bardzo trudnych doświadczeń. Nie zawsze spotykamy w życiu herosów - do ideału dopiero dążymy. Życzę Pani jak najwięcej radości w życiu i jak najwięcej zrozumienia dla innych.
G
gianna
5 stycznia 2013, 18:25
Z góry nardzo przepraszam jeżeli kogoś uraż, ale podzielę się moimi przemyśleniami. Nie rozumioem co znaczy mieć depresję. To znaczy wiem że jest to choroba i to poważna i jak najbardziej tym chorym wsp,ołczuje i uważam że należy sie im pomoc, ale.... no właśnie, chodzi mi o sam początem. Moim (powtarzam MOIM zdaniem, bo może się mylę) to zaczyna sie od jakieś formy egocentryzmu, zbytniego skupiania się na sobie, użalania się "jaki to ja jestem nieszczesliwy". Uważam, że osoby podatne na depresję, te które wiedzą, że mają myśli o takiej tendencji powinny bardziej poyśleć o innych. Zawsze są jacyś inni. Jest rodzina, dzieci, sąsiedzi, porzucone zwierzęta, biedni czy samotni lub chorzy ludzie, potrzebujący naszego wsparcia finansowego, dobrego słowa, modlitwy, pomocy w nauce itd itp. Jest mnóstwo okazji żeby nie zamykać się w naszym małym światku, że nikt nas nie rozumie, nie chce, może nie kocha, nie rozumie, nie docenia  itd. Ja tak to widzę. Raz jeszcze przepraszam, jeśli kogoś uraziłam. Pozdrawiam serdecznie.
O
o
27 października 2012, 09:07
do Sylwia (?) jesteś głupia/głupi(choć piszesz że inteligentna/inteligentny) Bóg nie wysłuchuje takich modlitw. Nie "zsyła cierpienia" na kogoś kto nie jest w stanie Go przyjąć. Nie szukasz Boga tylko ludzkiej przyjaźni. I jeszcze świat próbujesz zbawiać. Dałabym Ci jeszcze radę (tanią) ale sama sobie pomyśl(skoroś taka inteligentna/inteligentny)
S
Sylwia
27 października 2012, 02:34
Istnieje również duchowe cierpienie ekspiacyjne gdy prosi się Pana Jezusa o cierpienie aby pomóc Mu zbawić świat a ono jest potem nie do wytrzymania.Otoczenie tego nie rozumie jedynie wrażliwy kapłan lub zakonnica którzy sami cierpią.Niektórzy w swym samolubstwie myślą tylko o sobie i trudno im sobie wyobrazić czyjąś wielkoduszność i wspaniałomyślność.Mnie pomogło to,że zaczęłam się modlić - Boże,ześlij mi życzliwych przyjaciół.Czasami przyczyna tkwi w nas,że nie umiemy otworzyć się na tych,którzy nas lubią i przyjąć ich takimi jacy są.Jestem bardzo inteligentna i zawsze chciałam mieć inteligentnych przyjaciół .Tymczasem Bóg zesłał mi za najlepszych przyjaciół małżeństwo - ludzi prostych i szczerych z zawodowym wykształceniem . . . Pycha nie pozwalała mi dostrzec ich mądrości i dobroci.Ciemne doliny mojego życia nauczyły mnie,że Bóg powołuje maluczkich prostaczków i napełnia ich swoimi darami.
R
ropuchae
17 września 2012, 20:07
Choruję od 4 lat na chorobę dwubiegunową. I nie toż że jest to bardzo trudne doświadczenie dla mnie, dodatkowo utrudniają to domownicy. Jestem siostrą zakonną i moja wspólnota zupełnie nie rozumiała tego co się ze mną dzieje. Większość uważała że symuluję, że jestem leń i dlatego nie wstaję z łóżka. Wiele by można pisać ale nie o to chodzi. W rezultacie wbrew mojej woli i wbrew prawu kanonicznemu wysłano mnie na eksklaustrację. Teraz już jest drugi rok mojego mieszkania poza grom. Mieszkam z rodziną, która mnie rozumie, wspiera i przede wszystkim nie insynuuje lenistwa, czy udawania chorej. Regularnie chodzę do psychiatry i na terapię. No i co najważniejsze czuję się dobrze. Oczywiście jestem na lekach, ale moje dobre samopoczucie to dowód na to jak ważne jest wsparcie rodziny. Dodam że wcześniej jak zachorowałam moja rodzina starała się poznać tą chorobę poprzez dobre lektury. Siostry niestety nawet na to się nie wysiliły, a świadczy o tym ciągłe sugerowanie mojej przełożonej żebym podstawiła leki.
SO
słowa o Jezusie
12 września 2012, 14:36
Mnie pocieszają słowa o Jezusie i o Jego cierpienie. Bo jezus jest dla mnie wszystkim i mysl o Nim daje ukojenie, nadzieję i siłę. Jednak w głębokiej depresji to nie jestem, ale w nastroju depresyjnym to już mi się zdarza... Wtedy słowa o Jezusie uwalniają natychmiast mnie (moich znajomucy również). On jest najważniejszy, więc może dlatego mysl o Nim daje wszystko, co dobre...
AC
Anna Cepeniuk
12 września 2012, 13:28
Świetny tekst i bardzo prawdziwy...... Próba pociszania w bólu może sprawić jeszcze większy ból........ A już słowa typu       " Jezus tez cierpiał....." i t.p. mogą boleć jak wbijany gwóźdź w ranę.... Wiem coś o tym, bo doświadczyłam wielu nieudolnych pocieszeń.... Ból natomiast łagodziły słowa szczere: "nie potrafię Ci pomóc, mogę tylko Ci współczuć".. Pamiętam w jednej z książek wypowiedź mniej więcej taką: "Pomogłeś mi wtedy gdy mnie wysłuchałeś i nie mówiłeś nic. Twoja bezsilność na to co mnie spotkało, była dla mnie jak balsam......." Ppozdrawiam tych, którzy zmagają się z cierpieniem i tych, którzy im towarzyszą.