Zawodowi rodzice

Magda, gdy trafiła do Domu Obrony Życia, była w piątym miesiącu ciąży. Chciała oddać dziecko do adopcji. Dziś jej synek jest dla niej całym światem. (fot. arch. Stowarzyszenia Rodzicielstwa Zastępczego „Betlejem”)
Katarzyna Gajdosz

"Prościej jest rządzić narodem, niż wychowywać czwórkę dzieci (W. Churchill). A co dopiero x-dzieci" - to fragment wpisu 19-letniego Filipa do albumu, jaki wraz z siostrami i braćmi przygotował na 23. rocznicę ślubu swoich rodziców.

Paweł i Beata Dziedzicowie od 20 lat prowadzą Rodzinny Dom Dziecka w Nowym Sączu. Dali opiekę i schronienie już 33 podopiecznym.

Decyzję o tym, że chcą wychowywać dzieci, którym biologiczni rodzice nie są w stanie z różnych powodów zapewnić opieki, podjęli jeszcze przed ślubem. Pani Beata wybierała się na studia pedagogiczne. Marzyła, by w przyszłości pracować z dziećmi. Narzeczony mocno ją wspierał.

- Nasze kroki skierowaliśmy do Domu Dziecka w Rytrze. Tam poznaliśmy dwóch chłopców, których objęliśmy opieką. Spędzali z nami wakacje, później praktycznie każdy weekend byli z nami, każde ferie i święta. Po pięciu latach, kiedy Beata skończyła studia, podjęliśmy decyzję, że chcemy stworzyć rodzinę zastępczą. Naturalnie, że Józek i Karol stali się jej pierwszymi członkami - opowiada Paweł Dziedzic.

DEON.PL POLECA

Zanim narodziło się im pierwsze biologiczne dziecko (w sumie mają ich czwórkę), byli już rodzicami zastępczymi trójki podopiecznych. Dziś ich rodzina liczy 54 osoby, w tym 17 wnuków.

***

Kamil miał 7 lat, jego siostra Kasia 13, kiedy stanęli w progu drzwi Aleksandry i Andrzeja Glińskich.

- To najsmutniejszy widok. Te dzieci trafiają czasem do nas tylko z tym, co mają na sobie. Żadnych ubrań, żadnych przyborów szkolnych, podręczników. Są przerażone. Wiele wody musi upłynąć, by się otworzyły - opowiadają Glińscy, którzy od 13 lat są rodzicami zastępczymi.

Kamil nie potrafił nawet powiedzieć, jak ma na imię. Nie znał kolorów, nazw potraw. Kasia z kolei nie przebierała w środkach wyrazu. Była wulgarna i opryskliwa.
- Płakałam trzy miesiące. Żaliłam się, że tyle dzieci udało się uratować, ale z tą dwójką nie dam sobie rady - wspomina pani Ola.

Udało się. Dziś Kamil ma 14 lat. - Z nauką zawsze miał problemy. Tego nie zmienimy. Trudno przyswaja wiedzę. Dla nas ważne jest jednak to, że dał się "oswoić". Bywa, że wybucha, reaguje emocjonalnie na niepowodzenia, ale zaraz potem przychodzi do mnie i przepraszając, całuje po rękach. Dzięki temu chwil zwątpienia jest już znacznie mniej - mówi pani Ola.

Kasia w wieku 17 lat urodziła dziecko. Sąd ograniczył jej prawa rodzicielskie. Ale dziewczyna wraz z mężem mocno się teraz stara, by je odzyskać. - Na razie jej synek mieszka z nami, ale wiem, że Kasia da radę i sąd przywróci jej pełne prawa. Może, patrząc z boku, ktoś powie: Co to za sukces wychowawczy? Ogromny! Ta dziewczyna musiała stoczyć walkę z przeszłością, by teraz optymistycznie patrzeć w przyszłość. Nie chce popełnić błędu swoich rodziców. "Pokazaliście mi, jak może wyglądać rodzina, taką chcę mieć" - te słowa to najdroższy dla nas prezent - mówią Glińscy.

Obecnie wychowują dziewięcioro dzieci (ich trzy córki są już dorosłe) - ośmioro jako rodzice zastępczy i Patryka, którego adoptowali, gdy miał 6 lat.

***

Dzwoni telefon. Janina Dziubińska odbiera i słyszy w słuchawce: Mamy dziecko. Dziewczynka, 15 dni, dwa kilogramy. Możecie się nią zaopiekować?
- Ucieszyłam się. Po dłuższej ciszy słyszę jednak: Ale jest problem, dziewczynka urodziła się z zespołem Downa. Zareagowałam stanowczo: I co z tego?! Decydując się z mężem, że stworzymy rodzinę zastępczą, obiecaliśmy sobie, że nie będziemy kategoryzować dzieci. Jestem z zawodu położną, wiedziałam, że mogę poradzić sobie z najbardziej chorymi dziećmi. A ja byłam tak spragniona małego dziecka - wspomina swoją pierwszą podopieczną pani Janina.

Dla Karolinki nie udało się znaleźć rodziny adopcyjnej. Została w rodzinie Dziubińskich.
- Ona jest nasza i cały dom kręci się wokół niej - mówią Dziubińscy.

Karolinka ma obowiązki, jak wszystkie inne dzieci. Rano musi pościelić łóżko, pomaga w przygotowaniu obiadu, odrabia lekcje.
- Dzięki niej pozostałe dzieci uczą się odpowiedzialności. Wiedzą, że Karolinki samej nie można zostawić, bo potrafi wyjść z domu i po prostu iść dokąd ją nogi poniosą. A dzięki innym dzieciom Karolinka czuje się kochana, prawidłowo się rozwija i staje się samodzielna. Już zawsze będzie z nami. Bez niej nie wyobrażam sobie życia - mówi pani Janina.

Dziubińscy mają dwójkę swoich dzieci, a od 11 lat stali się mamą i tatą dla 17 podopiecznych.

***

Jak Dziubińscy mają swoją Karolinkę, tak Beata i Janusz Jędrusikowie Franka i ośmioro biologicznych dzieci. Z marszu nie są w stanie policzyć, dla ilu podopiecznych zostali rodzicami zastępczymi. Kiedy rozbudowywali dom, stwierdzili, że mogą jeszcze mocniej zaangażować się w pomoc dzieciom. Założyli Dom Obrony Życia, gdzie schronienie znajdują kobiety w ciąży w trudnych sytuacjach. Idee była jedna - pozwolić życiu żyć.

Magda, gdy trafiła do DOŻ była w piątym miesiącu ciąży. Nie mogła pozostać w rodzinnym domu, a jej partner nie chciał słyszeć o dziecku i namawiał, by dokonała aborcji.

- "Chcę oddać dziecko rodzicom adopcyjnym. Już nie wejdę w żaden związek, ale chcę, by miało mamę i tatę" - mówiła mi z goryczą Magda, kiedy w końcu udało mi się z nią porozmawiać. Później na rozmowach o jej burzliwym życiu spędziłyśmy wiele wieczorów. Na kilka dni przed porodem dziewczyna oświadczyła, że nie jest w stanie oddać dziecka. Dziś jest mamą wspaniałego synka, który jest jej całym światem. Dla niego pracuje, cały czas się uczy. Ostatnio poznała mężczyznę. Pewnie będą rodziną - cieszy się Beata Jędrusik.

Historia Magdy i dziewięciu innych kobiet daje Jędrusikom siłę i utwierdza w przekonaniu, że warto do każdego wyciągnąć pomocną dłoń.

- Ludzie się nam dziwią, że pozwalamy w naszym domu zamieszkać obcym kobietom. "Czy wiecie, jaki element wpuszczacie pod swój dach?" - pytają. Gdybyśmy się nad tym zastanawiali, nigdy nie mielibyśmy na tyle odwagi, by komukolwiek pomagać. Mimo różnych perypetii, niekiedy gróźb kierowanych do nas przez mężczyzn tych kobiet, nigdy nie zwątpiliśmy. Więcej doświadczyliśmy z ich strony wdzięczności. Dla nas najważniejsze jest, że ich dzieci żyją. Część w rodzinach adopcyjnych, ale większość przy swoich matkach - mówi pan Janusz.

***

Dom Obrony Życia działa dziś w ramach Stowarzyszenie Rodzicielstwa Zastępczego "Betlejem", które właśnie ruszyło z kampanią "Dar Rodziny". "Dobry Tygodnik Sądecki" patronuje akcji, której celem jest propagowanie idei rodzicielstwa zastępczego oraz pozyskiwanie kandydatów do pełnienia funkcji niespokrewnionej rodziny zastępczej.

*Chcesz wiedzieć, czy Ty również możesz pomóc dzieciom dorastać w szczęśliwej rodzinie, zgłoś się do Ośrodka Wsparcia i Terapii Rodzin: Nowy Sącz Plac Kolegiacki 2, tel. O18 442 07 63, 018 442 23 73.

*Imiona dzieci zostały zmienione

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zawodowi rodzice
Komentarze (2)
małgorzata adamczyk-krzywiec
15 maja 2013, 07:37
Jestem pełna podziwu- to wspaniałe ! Ja bym nie dala rady ! 
A
asd
21 września 2012, 22:42
Pomoc innym to najlepsze, co możesz zrobić dla siebie. Powodzenia dla takich ludzi!