W hospicjum można czuć się jak w SPA i zamieszkać z kotem
- Czuję się tu jak w SPA. Każdy mi mówi: masz się tu czuć jak w SPA - opowiada Monika, pacjentka Puckiego Hospicjum. Bo tam jest jak w domu. Wiadomo, co najbardziej lubi jeść pani Brygida, można zamieszkać z ukochanym kotem i marzyć o lodach malinowych z widokiem na morze.
Jest ogród, parasolki, a ci, którzy zawsze palili, nie muszą teraz nielegalnie. Obcy ludzie szybko zaczynają rozmawiać jak przyjaciele. Na korytarzu słychać dźwięki gry pianisty, który tak chce podziękować za najlepszą opiekę nad bliską osobą, a na ścianie pokoju wolno powiescić ulubiony obraz. Na każdym kroku widać miłość.
W powietrzu unosi się rodzinna atmosfera. Ktoś opowiada pani z recepcji o imieninach, obok bawią się dzieci, a w kolejce do psychologa powstają nowe znajomości. Takie na śmierć i życie: - Byłam tu tylko przez 4 dni na konsultacji. Teraz przyjechałam na kontrolę do lekarza. Ludzie na korytarzu witają nas serdecznie, są tacy życzliwi. Czuję się, jakbym wpadła w odwiedziny do koleżanki - zwierza się pani Teresa.
Jej córka kiwa głową i dodaję, że Puckie Hospicjum to taka "osada domowa": - Mam 3-letniego synka, bawił się tutaj. Wszyscy się znają, jest jak u cioci na urodzinach, bo nagle zostaliśmy rodziną. Jest domowo, chcesz oglądnąć coś w telewizji, biorą cię na korytarz z łóżkiem! Nawet na Mszę można wjechać na łóżku. Kapsyda Kobro-Okołowicz w książce "Czekam na was, ale się nie spieszcie" wspomina, że w jednej z pierwszych rozmów z księdzem Janem ujęła ją twierdząca odpowiedź na pytanie, czy w jego hospicjum mogłaby zamieszkać z kotem.
Rozmowa ważniejsza niż kroplówka
Pracownicy Puckiego Hospicjum robią, co mogą, żeby zachować najwyższe standardy opieki. Na każdą prośbę jest pielęgniarka, psycholog albo lekarz. Są też galowe koncerty. Od jednego poniedziałku wielkanocnego brakuje tylko księdza Jana. Została po nim jednak zasada: rozmowa ważniejsza jest od kroplówki. Nie można też stukać obcasami.
- Ksiądz tego nie tolerował, nie daj Boże stukanie. I dzisiaj przyszłam do pracy i mówię: o jej, stukam. Jan byłby niezadowolony wiec szybo się przebrałam, żeby nie hałasować - mówi kierownik medyczny hospicjum, Dorota Olszewska w reportażu tvn24.
Ojciec Grzegorz Kramer, który towarzyszył pacjentom, na swoim Facebooku napisał, że zanim znalazł się w miejscu stworzonym przez księdza Jana, spodziewał się trudnych rozmów o przemijaniu. Dzisiaj wie, że choć takie oczywiście też się zdarzają, o wiele częściej na pierwszym miejscu jest trzymanie kogoś za ręke, głaskanie po głowie albo cicha obecność przy nieprzytomnych.
Kabrioletem nad morze
- Staramy się podążać za potrzebami naszych pacjentów. Jak ktoś chce zjeść kraba, niech zje! - mówi pani Ania Jochim-Labuda, która obecnie w hospicjum pełni obowiązki prezesa. - Jedna pani marzyła, żeby zjeść lody malinowe i pojechać kabrioletem nad morze. Znalazł się i samochód, i cudowny kierowca - dodaje.
Ksiądz Jan Kaczkowski dbał o kuchnię, urządził w Pucku "szwedzki stół", pacjenci mogą jeść to, na co akurat mają ochotę, a hospicyjne posiłki smakują tak, jak w najlepszej restauracji. - Wszystko tu jest pyszne, jedzenie bardzo dobre. Jest urozmaicone - trochę twarogu, jajecznica, chleb z szynką, pomidory. Lepsze niż w domu, lepsze niż tam, gdzie mieszkam. Choć wiem, że nie wolno narzekać - opowiada pani Brygida.
W Pucku wolno mieć "zachcianki". Pacjenci są wzruszeni, kiedy okazuje się, że w każdej chwili mają prawo poprosić o coś wyjątkowego, specjalnie dla siebie. Czasem są to lody malinowe nad morzem, innym razem szklanka zimnego mleka, jeszcze innym truskawki.
To nie jest "one way ticket"
Ksiądz Jan często prosił, żeby nie traktować pobytu w hospicjum jak biletu w jedną stronę: - To nie jest "one way ticket". Chorzy, którzy do nas przychodzą muszą dostać nowy zastrzyk energii, to nie jest koniec nadziei, to jest początek nadziei. Należy traktować chorych tak, jakby byli zdrowi.
*
To ostatnie nagranie wideo, jakie z nim zrealizowaliśmy. Jest krótkie, ale zawiera wiadomość, którą chciał wszystkim przekazać po tym, jak już go z nami tutaj nie będzie.
Imiona niektórych pacjentów zostały zmienione.
Skomentuj artykuł