"Uszczypnięci" przez raka mogą żyć lepiej!

(fot. margolove / flickr.com)
RAK NA OPAK / Urszula Lesicka

Niestety wciąż żyjemy w czasach, gdy nowotwór większości osób kojarzy się z wyrokiem, okaleczeniem, wykluczeniem z życia. Nie można zaprzeczyć, że choroba ta, nadal zbiera duże żniwo, jednak dzięki rozwijającej się profilaktyce, a także wciąż ulepszanym metodom leczenia, coraz częściej uważa się ją nie za chorobę śmiertelną, a przewlekłą. A zatem, uwaga: z rakiem można żyć! A nawet: można żyć lepiej, bardziej, pełniej…

Część I: Uszczypnięcie, czyli zaczynamy SZKOŁĘ ŻYCIA

Idzie rak, nieborak, jak uszczypnie będzie znak…

DEON.PL POLECA

Bezpośrednio po uzyskaniu informacji o chorobie każdy na ogół przeżywa silny lęk, nawet przerażenie. Może pojawić się niedowierzanie, gniew, wewnętrzne rozbicie, przygnębienie. Umysł zaczyna generować rozmaite myśli i wyobrażenia, mniej lub bardziej odbiegające od rzeczywistości w zależności od posiadanych życiowych doświadczeń oraz przekonań. - Wiadomość o diagnozie nowotworu piersi spadła na mnie jak grom z jasnego nieba - wspomina 55-letnia Ania.

Po pierwszym szoku zaczęliśmy działać, podjęłam leczenie. Były dołki, chwile zwątpienia, bezsenne noce. Na szczęście nie byłam sama - miałam w tym męża, mamę, dzieci. Poszukaliśmy też profesjonalnego wsparcia psychoonkologa, który uzmysłowił mi, że mam realny wpływ na swoje zdrowienie, na swoje życie. Ta świadomość sprawiła, że wzięłam się do pracy nad sobą - opowiada Ania. Bez wątpienia, choroba wymagająca długotrwałego leczenia, niosąca ze sobą zagrożenie życia, jest doświadczeniem bardzo trudnym, wręcz granicznym. Nowotwór konfrontuje, wymaga zmian, wychodzenia ze swoich schematów, przekraczania siebie. Gdy przez życie przechodzi rak, nie sposób nie poczuć jego "uszczypnięcia".

- Było ciężko, ale daliśmy radę - kontynuuje Ania. Trudności zmusiły nas do tego, żeby szukać rozwiązań, zdobywać wiedzę i nowe umiejętności poradzenia sobie z nową sytuacją. Teraz, z perspektywy dziesięciu lat po tamtym wydarzeniu, Ania uważa, że zmiany te były dla niej i jej bliskich wzbogacające i rozwojowe. - Nie sposób o tej chorobie tak po prostu całkowicie zapomnieć, po wynik badań kontrolnych zawsze idę na trzęsących się nogach. Ale pozostawiła mi ona po sobie także coś bardzo cennego: umiejętność zatroszczenia się o siebie oraz prawdziwego cieszenia się każdym momentem, nawet tym pozornie zwykłym. Docenianie chwili, odkrycie siebie, pogłębienie relacji - oto możliwe efekty uboczne choroby, jakie może pozostawić "uszczypnięcie" przez raka. Niekiedy następuje także zmiana hierarchii wartości. Uznawany dotąd kult sukcesu, młodości, sprawności, urody lub komfortu materialnego ustępuje miejsca pragnieniu mądrego, dojrzałego przezywania świata i jego praw w harmonii ze sobą i ludźmi, potrzebie uznania roli sił duchowych oraz wartości pozaosobowych, takich jak dobro, miłość, godność, prawda - podsumowuje prof. Krystyna de Walden-Gałuszko, niekwestionowany autorytet w dziedzinie psychoonkologii, prezes Polskiego Towarzystwa Psychoonkologicznego.

- Jeśli spróbujemy wyjść ze stereotypowego myślenia o raku, to być może nagle okaże się, że jest on naszym sojusznikiem, gdyż przychodzi, by burzyć coś, co uwiera, więzi, nie pozwala być w pełni szczęśliwym - mówi 45-letni Wojtek, u którego dwa lata temu rozpoznano raka nerki. - Na początku buntowałem się pytając dlaczego akurat mnie to spotkało. Zacząłem przychodzić do UNICORNu na zajęcia z psychologiem i z czasem coraz bardziej otwierałem się, odkrywałem swoje skłębione emocje. Stopniowo dostrzegałem, że wychodząc z nowotworu, zdrowieję nie tylko na ciele. Paradoksalnie, moja choroba okazała się moim lekarstwem, obudziła mnie z marazmu w jakim tkwiłem - dodaje. Choroba może być impulsem do tego, by się zatrzymać i dokonać refleksji. Czy ja rzeczywiście żyję czy tylko przebiegam przez życie? Czy naprawdę doświadczam obecnej chwili czy też jestem gdzieś pomiędzy żalem za przeszłością a martwieniem się o przyszłość? Czy mam kontakt ze swoimi uczuciami, pragnieniami, wartościami i żyję w zgodzie z nimi? Doktor Carl Simonton, amerykański lekarz onkolog-radioterapeuta postrzegał raka jako sygnał wskazujący na potrzebę dokonania zmian, jak choćby wzbogacenia życia o to, co daje prawdziwą radość i poczucie sensu, porzucenia niezdrowego myślenia, weryfikację sieci wsparcia.

Zdrowienie to nie tylko przyjmowanie odpowiednich medykamentów. Aby było naprawdę skuteczne, powinno dokonywać się w każdej przestrzeni życia człowieka, nie tylko tej fizycznej. A więc to także poszukiwanie emocjonalnej równowagi, poprawianie relacji z bliskimi, dążenie do głębokiego wewnętrznego spokoju ducha. Pamiętajmy też, że im bardziej i pełniej żyjemy, im więcej w naszym życiu radości, satysfakcji i spełnienia, tym mniej miejsca na chorobę! "Ciesz się życiem", "pokochaj siebie" - oto recepty, realizowaniem których można uzupełnić tradycyjne leczenie medyczne. Brzmi banalnie? Owszem, ale te slogany w zetknięciu się z perspektywą śmierci nabierają naprawdę zupełnie nowej treści. Półki księgarń uginają się od praktycznych poradników o tym, jak żyć, by być szczęśliwym, jak unikać cierpienia. Tymczasem to właśnie w bezpośrednim spotkaniu z chorobą, tudzież towarzyszeniu bliskiej osobie w jej drodze zdrowienia, możemy odkryć klucz do szczęścia i poczucia sensu. Choroba i dotknięcie śmierci może być więc naszym najlepszym nauczycielem życia.

***

Rak na opak. Bo nie wyrok, a szansa. Pytanie "jak długo będę żyć?" stopniowo zamienić się może na "jak będę żyć?".

Zapraszamy do SZKOŁY ŻYCIA - przez najbliższe pół roku w Centrum Psychoonkologii działającym przy Stowarzyszeniu Wspierania Onkologii UNICORN w ramach projektu RAK NA OPAK będą odbywać się warsztaty i spotkania otwarte z psychoonkologiem, dietetykiem, onkologiem i arteterapeutą.Szczegóły tutaj

* Materiał powstał w ramach projektu "Rak na opak" sfinansowanego ze środków prewencyjnych PZU.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Uszczypnięci" przez raka mogą żyć lepiej!
Komentarze (13)
Miłosz Skrodzki
6 listopada 2013, 11:26
Rak jest sygnałem, który wskazuje na potrzebę dokonania zmian w dotychczasowym życiu. Czasami rzeczywiście powinna być to dla nas pobudka do nawrócenia. Mniejsza już o to, jaki to może mieć wpływ na zdrowie, ważne że uświęca duszę, która inaczej mogłaby cierpieć nawet wieczną mękę.
ML
maria laskowska
30 października 2013, 14:13
Swięte słowa Pozostaje w Nas ciągły bunt W całej tej walce i tak jesteśmy sami Tracisz zdrowie tracisz godność życia Wiem coś o tym Od trzech lat toczę walkę Psychika jest już bardzo słaba Do problemów zdrowotnych doszły finansowe Nie stać mnie na życie Po prostu
ML
maria laskowska
30 października 2013, 14:07
cierpienie nie uszlachetnia , zmienia człowieka i jego rodzinę , żyje się chorobą a w naszym systemie słuzby zdrowia "choruje się na leczenie" , nie masz żadnej perspektywy , żadnej przyszłości , i dostajesz nerwicy na sam widok budynku CO , dostajesz nerwicy kiedy gubią twoją dokumentacje medyczną , kiedy odwołują tak wyczekiwane badanie bo tomograf się zepsuł , jak siedzisz godzinę z wbitym wenflonem a pielegniarki nie proszą na podanie cytostatyku bo się nie wyrabiają , jak przepracasz się bo drętwieją nogi przy hormonoterapii , jak masz 50 lat i nie możesz wejść na małą górkę chociaż uprawiałaś sport i biegałaś po górach , nie mówcie że to fajnie jak się zachoruje na nowotwór  ...
C
CHRZEŚCIJANKA
4 marca 2013, 13:29
Chyba każdy pragnąłby być zdrowy, młody, piękny i bogaty ... Takie jest popularne wyobrażenie ludzkiego szczęścia. Jednak jeśli już spotyka nas niepożądana okoliczność w postaci poważnej choroby czy innej równie istotnej straty życiowej, warto zdobyć się na trud i wysiłek,  by stała się ona dla naszej osobowości rozwojowa, przewartościowująca i pogłębiająca nasze dotychczasowe myślenie, w konsekwencji nasze życie. Sama prze 6ciu laty przeszłam operację i radioterapię, gdyż w moim ciele dyskretnie rozwinął się nowotwór złośliwy. Jestem o tyle w uprzywilejowanej sytuacji, że wcześniej już żyłam w zaufaniu do Pana Boga, powierzaniu MU siebie i wszystkich życiowych spraw. Wiadomość o diagnozie, przyjęłam ze spokojem serca, z otwartością na Bożą Wolę. To ON mnie przez te wszystkie dotychczasowe "przygody" wiernie przeprowadził, i bardzo łagodnie. Sama bywałam zadziwiona jak to możliwe ... A co dopiero moi bliscy, pełni obaw czy potrafią mnie wspierać; tymczasem okazało się, że wcale nie potrzebuję ich specjalnych zachodów, bo wsparcie już mam - mocne i niezawodne - z Góry. W konsekwencji - PRZYLGNĘŁAM DO NIEGO. Nie koncentruję się na tym co będzie, cała moja uwaga skierowana jest na to by żyć pełnią życia teraz - "dziś", by we wszystkim dostrzegać JEGO Miłość. Z JEGO Rąk pragnę przyjmować absolutnie wszystko, co dla mnie zaplanował. WYSTARCZY CHCIEĆ ODRYWAĆ SIĘ OD SIEBIE, I  WPATRYWAĆ  SIĘ  SERCEM, W CHRYSTUSA  UKRZYŻOWANEGO. A ON PRZEZ  WSZYSTKIE TRUDNOSCI  PRZEPROWADZI, GDYŻ  SAM  PRZESZEDŁ TĘ DROGĘ . Szczęść Boże Wszystkim.
M
Mena
12 lutego 2013, 11:25
Ja myślę, że to pozostaje w naszej decyzji, czy cierpienie będzie nas uszlachetniało, czy nie. Mamy realny wpływ na to, jak nasza choroba będzie nas krztałtowała. Czy będziemy skupiać się tylko na jej negatywnych aspektach i rozwijać tym samym w sobie frustracje i zgorzkniałość czy raczej skupimy się na tym, co ta choroba może nam dać dobrego i budującego a może dać dużo. Sama choruję na raka od kilku lat i też mogłabym się uskarżać na przerzuty, wycieńczenie, to, że nie jestem tak sprawna jak kiedyś, że zostało mi niewiele życia. Ale podjęłam decyzję, że chce z tej sytuacji w której jestem wyciągnąć możliwie najwięcej dobrego. I wyciągam a moje życie staje się jeszcze pięknijesze i bardziej wartościowe niż było przed chorobą. Bo teraz żyję bardziej świadomie, choć nie mogę spełnić swoich marzeń sprzed choroby więc mam nowe marzenia- uszyte na miarę. Na miarę moich możliwości. Nie mogę żyć jak wcześniej, ale mogę żyć równie dobrze i satysfakcjonująco. Choroba moim nauczycielem nie panem- jak ktoś powiedział. 
AC
ania chora 12lat od 6 przerzuty
28 stycznia 2013, 00:30
cierpienie nie uszlachetnia , zmienia człowieka i jego rodzinę , żyje się chorobą a w naszym systemie słuzby zdrowia "choruje się na leczenie" , nie masz żadnej perspektywy , żadnej przyszłości , i dostajesz nerwicy na sam widok budynku CO , dostajesz nerwicy kiedy gubią twoją dokumentacje medyczną , kiedy odwołują tak wyczekiwane badanie bo tomograf się zepsuł , jak siedzisz godzinę z wbitym wenflonem a pielegniarki nie proszą na podanie cytostatyku bo się nie wyrabiają , jak przepracasz się bo drętwieją nogi przy hormonoterapii , jak masz 50 lat i nie możesz wejść na małą górkę chociaż uprawiałaś sport i biegałaś po górach , nie mówcie że to fajnie jak się zachoruje na nowotwór 
Z
zdrowa
27 stycznia 2013, 00:22
zdrowie doceniamy dopiero wtedy, jak je stracimy.. na co dzień nie zuważamy, jacy jesteśmy pełni sił, że nic nas nie boli.. nie potrafimy tego dobrze wykorzystać i ciągle narzekamy.. Jak wielu zdrowych ludzi nie żyje pełnią życia! Nie docaenia i nie zuważa tego, co tak na prawdę jest w życiu ważne.. Jutro ja mogę być chora.. i co wtedy? Wszytko to, co wydawało mi się być ważne okaże się nieistotne, a najcenniejsze okażą się rzeczy, ludzie i sprawy, o które wogóle nie dbałam.. Wiem, że tak może być. Dlatego już teraz cieszę się każdym dniem, by w chwili, gdy zachoruję, móc się odnaleźć.. Bo choroba może stanąć na drodze każdego z nas!
K
konstrukcja
24 stycznia 2013, 21:49
Można się nie zgadzać i nie chcieć dać przekonać, a można spróbować i wiele na tym zyskać. Jeśli ktoś chce dostrzegać tylko negatywy płynące z choroby - niech i tak będzie... Tylko dlaczego by nie spróbować jednak tego banalnego "kochaj siebie", "dbaj o siebie", "ciesz się życiem"?
S
Seba
24 stycznia 2013, 17:13
Świetny artykuł - potwierdzam z autopsji. A każda kontrola okresowa w Centrum Onkologii jest taką chwilą zatrzymania by na nowo zweryfikować to o czym mówi artykuł - jak żyję, czy tylko zaspokajam potrzeby, czy jednak wsłuchuję się w pragnienia mojego serca (realizuję pasje, cieszę się życiem), czy może żyję wg oczekiwań innych.
M
maj
23 stycznia 2013, 21:43
Nie widzę, żeby ktoś piał, zachwycał się, wiem ile sama przeszłam, ile przechodzą moi bliscy w tej chorobie i ludzie z którymi przyszło mi się spotykać.I wiem, że każdy ma prawo mieć nadzieję, a zdrowi i silni mogą mu jej dostarczyć!
TC
ten co ma
23 stycznia 2013, 20:24
końskie zdrowie, najczęściej prawi innym morały o zbawiennym działaniu cierpienia. To nie świadczy o niczym innym, niż to, że on sam cierpienia ma za mało i że go pilnie potrzebuje. Nie wiesz, jaki krzyż niósł ten, co zachorował na raka, nie wiesz ile wcześniej wycierpiał, więc nie piej z zachwytu że bliźniemu się jeszcze bardziej pogorszyło. Bo nie wiadomo jeszcze co spotka ciebie.
B
bredzisz
23 stycznia 2013, 20:17
tym, którzy twierdzą, że rak "burzyć coś, co nie pozwala być w pełni szczęśliwym", życzę raka.
M
maj:))
23 stycznia 2013, 16:02
"gdyż przychodzi, by burzyć coś, co uwiera, więzi, nie pozwala być w pełni szczęśliwym" słowa Wojtka wzruszają, a jednak uwypuklają sedno choroby, nie tylko raka..Pojawia się by pomóc nam cos zrozumieć. Dziękuję autorce za artykuł. Ziarenka przykrej prawdy o "żniwach" tej choroby, przeplatają się z ogromnym ładunkiem nadziei, że jednak można ją pokonac, można ŻYĆ DALEJ...PIĘKNIE -